Głośno obecnie o zastrzeżeniach do sędziów, którzy skorzystali z nominacji obecnej władzy, a kilku jest podejrzanych o branie udziału czy tolerowanie hejtu na ich sędziowskich kolegów. Jasne, że politycy i media eksploatują taki gorący temat, ale postronni sędziowie nie powinni się w tę jatkę włączać, zwłaszcza w czasie kampanii. Tymczasem sędzia warszawskiego Sądu Okręgowego Anna Bator-Ciesielska odroczyła zwyczajną sprawę karną na tej tylko podstawie, że w trzyosobowym składzie orzekającym, jak sama mówi, „zasiadał sędzia, o ile wierzyć mediom, mocno zaangażowany w aferę hejtowania innych sędziów". Sędzia powiedziała, że do takiej decyzji zmotywowała ją wypowiedź w mediach Małgorzaty Gersdorf, pierwszej prezes SN, że sędziowie zamieszani w aferę hejterską nie powinni orzekać. Przyznała, że nigdy by nie wystąpiła z taką inicjatywą, bo nie są to kompetencje pojedynczego sędziego, ale jako przewodnicząca składu sądzącego chce zachować się fair wobec stron postępowania.

Czytaj także: Patologia pielęgnowana od lat

Odroczenie rozprawy samo w sobie nie jest niczym nadzwyczajnym, jeżeli ma rozwiać wątpliwości prawne. Ale nie może służyć do sekowania sędziów, wobec których pojawiają się medialne niesformalizowane zarzuty, że nie wspomnę o domniemaniu niewinności. Przecież wielu sędziów stoi pod rozmaitymi zarzutami, i dopóki formalnie nie zostaną zdjęci z urzędu czy zawieszeni w czynnościach, prowadzą sprawy.

O statusie sędziego nie może decydować inny sędzia. Nie może go nawet podważać, a usprawiedliwianie takiej decyzji wypowiedzią pierwszej prezes SN jest rozmydlaniem prawa, co nie przystoi sędziemu. Sądy kierują się prawem, ewentualnie wiążącymi ich wyrokami, a nie taką czy inną wypowiedzią.

Nie ma wątpliwości, że afera hejterska wśród sędziów rzuca cień na jej domniemanych uczestników, ale ich sekowanie uderza w elementarne zasady funkcjonowania prawa i sądownictwa. Gdyby to był jeden przypadek segregowana sędziów na lepszych czy gorszych, można by go potraktować jako wypadek przy pracy. Ale to kolejny (mam nadzieję, że tylko nieprzemyślany) wygenerowany w kampanii wyborczej. Jak znam prawo i sędziów, można było rozprawę odroczyć o pięć tygodni bez politycznej demonstracji.