Porażka Monteskiusza?

Wspólne państwo to miejsce, gdzie wszyscy obywatele muszą mieć zagwarantowane standardy wynikające z idei państwa prawa. Tej zaś nie może zmienić żadna większość – uważają prawnicy Jacek Dubois, Michał Zacharski.

Aktualizacja: 18.06.2016 09:54 Publikacja: 18.06.2016 00:01

Angielski poeta John Donne uważał, że żaden człowiek nie jest samoistną wyspą; każdy stanowi ułamek kontynentu, część lądu. Istotnie człowiek jest zwierzęciem stadnym, najlepiej funkcjonującym w otoczeniu innych. Jednak życie w grupie to życie w zorganizowanej strukturze, jaką pierwotnie były plemiona, a dziś jest państwo. Taka struktura z jednej strony daje wolność, z drugiej ją ogranicza. Ideałem wydaje się stan, w którym człowiek zaspokajający swoje potrzeby społeczne zachowuje maksimum wolności. Podobny barometr przyjął w swoich rozważaniach Monteskiusz, przekonując, że gwarancja wolności obywateli stanowi o jakości państwa.

Oczywiste jest, że władza zawsze w jakimś stopniu ogranicza wolność jednostki. Wszyscy przecież nie mogą wejść w jednym momencie do tej samej rzeki, zatem chętnych muszą obowiązywać jakieś reguły, choć mimo tych ograniczeń jest ona dostępna dla wszystkich. Sprawowanie władzy stwarza jednak pokusę, by kąpiel w niej uczynić udziałem wybranych. Elitarność w grupie wszak jest wielką atrakcją. Aby ta pokusa się ziściła, trzeba od siebie uzależnić pozostałych. Dlatego w każdym systemie, w którym władza może sobie na zbyt dużo pozwolić, wolność jest zagrożona. Zagrożenie to istnieje zarówno wtedy, gdy ktoś dąży do władzy jako wartości samej w sobie, jak i wówczas, gdy uważa, że chce ją sprawować dla dobra obywateli, ale zakłada, że jego pojęcie dobra jest jedynie słusznym. Osiągnięcie takiego subiektywnego dobra nie może być jednak celem nadrzędnym w stosunku do ustalonych w umowie społecznej reguł sprawowania władzy. Gdy rządzący uznają, że cel uświęca środki, stanowią zagrożenie dla wolności.

Idea wiecznie żywa

Każda władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie – przestrzegał John Emerich Edward Dalberg-Acton. Stąd systemy demokratyczne uważa się za gwarantujące wolność skuteczniej niż rządy absolutne. To przede wszystkim dlatego, że właściwością współczesnej demokracji jest trójpodział władzy. Modelowo miał on gwarantować, że wzajemna kontrola pozwoli zachować równowagę. Monteskiusz swoją ideę uzasadniał następująco:

„Kiedy w jednej i tej samej osobie lub w jednym i tym samym ciele władza prawodawcza zespolona jest z wykonawczą, nie ma wolności, ponieważ można się lękać, aby ten sam monarcha albo ten sam senat nie stanowił tyrańskich praw, które będzie tyrańsko wykonywał. Nie ma również wolności, jeśli władza sądowa nie jest oddzielona od władzy prawodawczej i wykonawczej. Gdyby była połączona z władzą prawodawczą, władza nad życiem i wolnością obywateli byłaby dowolną, sędzia bowiem byłby prawodawcą. Gdyby była połączona z władzą wykonawczą, sędzia mógłby mieć siłę ciemiężyciela".

By wyeliminować niepożądane sytuacje, pomysłem Monteskiusza było takie usytuowanie poszczególnych władz, by były dla siebie nawzajem kontrolerami. Proponowaną stabilność można osiągnąć i utrzymać, gdy sprawujący władzę bezwzględnie szanują ideę jej podziału. By zaś sprawujący władzę nie mieli pokus naruszenia tej równowagi, idea wzajemnego rozdziału poszczególnych władz stała się nienaruszalnym fundamentem konstytucji we współczesnych demokracjach. Immanuel Kant tłumaczył, że człowiek jest wolny, jeżeli musi podporządkować się wyłącznie prawom, a nie osobie. Stąd ustanowione reguły powinny być nienaruszalne nawet w sytuacji, gdy sprawujący demokratyczną władzę dysponują taką większością, by tę równowagę, nawet demokratycznymi metodami, naruszyć. Ową konieczność nienaruszalności podstawowych zasad trafnie zobrazował Friedrich von Hayek, dzieląc prawo przy użyciu greckich pojęć na nomos i thesis. Nomos to prawo, na które składają się normy zasadnicze i ponadczasowe, uniezależnione od potrzeby chwili. To one są gwarantami porządku i ładu społecznego, zabezpieczając wolność człowieka przed ekspansywną z natury władzą. Thesis to prawo uchwalane dla potrzeb bieżących, które nie może naruszać nomos. Nomos jest zatem odpowiednikiem filarów konstytucji. Silny zakaz naruszania tych praw chroni skutecznie przed przekształceniem demokracji w tyranię, a w konsekwencji chroni wolność jednostki przed władzą. O tym, do czego może doprowadzić zbyt łatwa możliwość zmian podstawowych zasad, przypominają wydarzenia z 1976 r., gdy do polskiej konstytucji głosami większości politycznej, wbrew woli narodu, wprowadzono zapis o przewodniej sile PZPR w budowaniu socjalizmu oraz o nierozerwalnej przyjaźni polsko-radzieckiej.

Trójpodział władzy gwarantuje utrzymanie tego, co nazwalibyśmy nomos na poziomie niedostępnym zwykłej legislatywie państwa demokratycznego. Zagrożenie takiego porządku pojawia się, gdy cała trójwładza skupia się w jednym obozie politycznym. Jednak w krajach demokratycznych, gdzie władzę sprawuje jedna partia dysponująca siłą sprawczą zmiany każdej ustawy, do sytuacji takiej nie dochodzi, bowiem respekt dla zasad powoduje, że rządzący samoograniczają się do korekt prawa tylko w ramach thesis, traktując nomos jako świętość. Zresztą wszelkie pokusy naruszenia równowagi spotykają się z natychmiastową reakcją społeczną. Jak pisał Thomas Jefferson w liście do Abigail Adams, trzeba być w ciągłej gotowości do oporu przeciwko władzom, zwłaszcza jeśli któraś z nich uzurpuje sobie zbyt dużo praw.

W wypadkach, gdy takiego protestu brakuje, źle się to kończy. W Republice Weimarskiej władza została przez Narodowych Socjalistów zdobyta w sposób legalny i demokratyczny. Jednakże jej konsekwencją było zerwanie przez demokratycznie wybranych rządzących z zasadami równowagi władzy. Friedrich von Hayek w „Drodze do zniewolenia" pisał: „Hitler nie musiał niszczyć demokracji, wykorzystał jedynie jej rozkład i w krytycznym momencie uzyskał poparcie wielu, którym choć go nie znosili, wydawał się jedynym dość silnym, by móc coś zdziałać".

Rządy prawa – rządy nomos

Legalność działania władzy w sensie zgodności z ustawami nie implikuje, że działanie to jest praworządne. Stąd pytanie, kto istotnie powinien sprawować rządy – władza, choćby demokratycznie wybrana, czy prawo w rozumieniu nomos, które ma być nadrzędne w stosunku do woli większości. Thomas Paine, publikując swój pamflet polityczny „Common Sense" (Zdrowy rozsądek), zadawał pytanie: „jeśli nie chcemy króla Anglii, to kto ma być królem Ameryki?", i udzielając odpowiedzi: „W Ameryce prawo jest królem".

Prawo silniejszego

Jak powyższe rozważania mają się do obecnego stanu i kondycji państwa polskiego? Bezsporne jest, że demokratyczna większość wybrała rządzących, dając im niezaprzeczalną legitymację do sprawowania władzy. Ci zaś uznali, że siła ich wyborczej większości upoważnia ich do narzucenia wszystkim standardów nie tylko w zakresie światopoglądu czy moralności, lecz także przepisów prawnych odbiegających od dotychczasowej umowy społecznej. Mamy zatem sytuację, w której polityka zdominowała prawo. Osławiony spór o Trybunał Konstytucyjny stał się sporem politycznym rozstrzyganym wolą większości sejmowej, która przestała przestrzegać reguł fair play. Podobnej metody użyto w procesie legislacyjnym. Pozbawienie obywateli prawa dysponowania swoją własnością przez ograniczenie obrotu ziemią oraz redukowanie praw obywatelskich w ustawie inwigilacyjnej są tego ilustracją. Nawet jeśli część, a nawet większość społeczeństwa takie zmiany akceptuje, nie upoważnia to władzy do podejmowania takich decyzji. Wspólne państwo to miejsce, gdzie wszyscy obywatele muszą mieć zagwarantowane standardy wynikające z idei państwa prawa. Tej zaś nie może zmienić żadna większość, gdyż idea przez swoją wielowiekową tradycję wymyka się ocenie żyjącego tu i teraz społeczeństwa.

Stanisław Jerzy Lec przestrzegał, że straszne są słabostki siły. Taką słabostką jest zarówno tworzenie wygodnego lub przynoszącego popularność prawa kosztem zasad, jak i wybieranie do struktur zarządzania państwem bezmyślnych potakiwaczy. Zawsze warto za Johnem Lockiem przypominać, że posiadanie władzy skłania do nadużywania i łamania praw obywatelskich. Im zatem więcej władzy niepoddanej kontroli, tym więcej nadużyć.

Prymat polityki

Dlaczego Monteskiusz przegrywa? Prof. Stanisław Ehrlich, teoretyk państwa i prawa, w swoich pracach poddawał krytyce ideę legalizmu, tj. pogląd, iż prawo jest źródłem legitymizacji władzy. Upatrywał on źródła legitymizacji w woli politycznej. W rzeczywistości, którą opisywał, chodziło o stale aktualizowaną wolę partii. Skoro zaś wobec prawa nadrzędna jest wola polityczna, to kształt prawa musi od niej zależeć. Konsekwencją tego poglądu jest kwestionowanie idei praworządności, w tym stojącej u jej podstaw zasady trójpodziału władzy. Jarosław Kaczyński w swoich wspomnieniach wskazuje Profesora jako obok Piłsudskiego najważniejszy dla niego autorytet. Dlatego nie może dziwić, choć niezmiennie napawa zgrozą, że zmiany legislacyjne partia rządząca uzasadnia koniecznością dopasowania rozwiązań prawnych do zamierzeń programowych większości parlamentarnej, jak to było w przypadku projektu ustawy o TK.

Z wypowiedzi wielu liderów obecnej władzy wynika, że w Polsce obowiązuje złe prawo, które w dodatku nie jest respektowane (sic!) przez sędziów. Antidotum na to ma być rewolucyjna wymiana władzy sądowniczej. Zatem jeden z elementów trójpodziału władzy ma zostać wymieniony przez dwa pozostałe. A przecież zgodnie z zasadą trójpodziału władzy ma być ich równoważnią! Już teraz użycie zaimka w liczbie mnogiej „ich" jest nadużyciem, gdyż legislatura i egzekutywa stały się jednością. Jednym z zadań władzy sądowniczej jest obrona obywatela przed państwem. Gdy zatem władza ustawodawcza i wykonawcza przejmie nad nią kontrolę, obywatel stanie się wobec państwa bezradny, a rządy większości nie będą poddawane realnej kontroli. Trybunał Konstytucyjny ma być cenzorem prac legislacyjnych i dbać o to, by thesis pozostała zgodna z niewzruszalnym nomos. Podporządkowany władzy przestanie taką funkcję spełniać. Wówczas demokracja może się stać tyranią większości.

Rządzący, eliminując gwarancje charakterystyczne dla demokratycznego państwa prawa, pozbawiają także siebie możliwości korzystania z ich dobrodziejstw. Powinni o tym pamiętać wszyscy, którzy choćby przez niemą akceptację wyrażają na to zgodę. Słowami Johna Donne'a: „nigdy nie pytaj, komu bije dzwon: bije on tobie".

Jacek Dubois jest adwokatem w kancelarii Pociej, Dubois, Kosińska-Kozak Kancelaria Adwokacko-Radcowska. Michał Zacharski jest aplikantem adwokackim, doktorantem UJ

Angielski poeta John Donne uważał, że żaden człowiek nie jest samoistną wyspą; każdy stanowi ułamek kontynentu, część lądu. Istotnie człowiek jest zwierzęciem stadnym, najlepiej funkcjonującym w otoczeniu innych. Jednak życie w grupie to życie w zorganizowanej strukturze, jaką pierwotnie były plemiona, a dziś jest państwo. Taka struktura z jednej strony daje wolność, z drugiej ją ogranicza. Ideałem wydaje się stan, w którym człowiek zaspokajający swoje potrzeby społeczne zachowuje maksimum wolności. Podobny barometr przyjął w swoich rozważaniach Monteskiusz, przekonując, że gwarancja wolności obywateli stanowi o jakości państwa.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Ideowość obrońców konstytucji
Opinie Prawne
Jacek Czaja: Lustracja zwycięzcy konkursu na dyrektora KSSiP? Nieuzasadnione obawy
Opinie Prawne
Jakubowski, Gadecki: Archeolodzy kontra poszukiwacze skarbów. Kolejne starcie
Opinie Prawne
Marek Isański: TK bytem fasadowym. Władzę w sprawach podatkowych przejął NSA
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Rząd Tuska w sprawie KRS goni króliczka i nie chce go złapać