Czasem udaje się trafić felietonem w datę, która raczej wszystkim dobrze się kojarzy. Dzisiaj świętuję, trafiłem w Dzień Dziecka. Przy okazji opowiem czytelnikom o trzech rodzajach dzieci, tak zwanych dzieciach prawniczych.
Dziecko-prawnik
Na pierwszym roku studiów albo i już pod koniec nauki w liceum. Garnitur i lakierki, skórzana teczka. Do tego konieczna jest pewna sztywność w ruchach. I jeszcze poszetka w brustaszy. To z reguły młody mężczyzna, ale są wyjątki.
Czytaj też: Mirko Roš: Prawnika w sieci obowiązuje etyka
„Mamo, będę prawnikiem" – powiada takie dziecko. „Dobrze kochanie, ale wróć na obiad" – odpowiada przytomnie matka. Wtedy się zaczyna. Ta „wygadana" lub ten „klasowy adwokat" zaczyna snuć marzenia o potędze.
Pomagają w tym nauczyciele: „ta Krysia to pewnie prawnikiem będzie", krewni: „nasz Romuś to istny mecenas, tak pięknie się wypowiada". Koledzy i koleżanki nieszczególnie wspierają potencjalnego „papugę", ale numer telefonu i namiary wolą zachować w notatkach. Może się kiedyś przydadzą.