KRS - rewolucja antyfeudalna

Demokratyczne zasady wyboru członków KRS to ważny krok w kierunku likwidacji szkodliwego dla sądów systemu feudalnego. Ustawodawca musi jednak uważać – ostrzega sędzia Mariusz Królikowski.

Aktualizacja: 29.05.2016 13:26 Publikacja: 29.05.2016 10:59

KRS - rewolucja antyfeudalna

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski

Jeszcze chyba nigdy w historii wolnej Polski tematyka władzy sądowniczej, czy szerzej: trójpodziału władz, nie cieszyła się takim zainteresowaniem opinii publicznej jak obecnie. Liczne artykuły, programy telewizyjne, wielotysięczne manifestacje uliczne, wysoki poziom emocji – wszystko to za sprawą konfliktu wokół Trybunału Konstytucyjnego. W kwestii TK napisano i powiedziano już jednak tyle (nie wyłączając autora tych słów), że właściwie trudno wymyślić coś odkrywczego, zwłaszcza w sferze prawnej, która wydaje się zupełnie oczywista.

Dlatego warto zająć się bliżej innym segmentem władzy sądowniczej, czyli sądami powszechnymi. Przeciętny obywatel znacznie częściej ma okazję zetknąć się z sądem powszechnym, zwłaszcza na szczeblu rejonowym, niż np. z TK. Organizacja i funkcjonowanie sądów powszechnych mają więc dla zwykłego człowieka o wiele większe znaczenie.

W powszechnym odczuciu sędziowie są jednolitą grupą zawodową (według niektórych polityków i komentatorów: „korporację", „klikę", „sitwę" lub wręcz „mafię"), której członkowie wierni są zasadzie solidarności korporacyjnej, wzajemnie się wspierają i w imię interesów korporacyjnych solidarnie stawiają opór wszelkim zmianom mającym uzdrowić sytuację w wymiarze sprawiedliwości.

Miejsce na drabinie

Pomijając już kwestię tych rzekomych patologii i związanych z tym mitów – bo to temat na odrębny artykuł – stwierdzić trzeba, że obraz sędziów jako jednolitej korporacji jest z gruntu fałszywy. Ustrój sądów powszechnych jest bowiem skonstruowany na zasadzie typowo feudalnej drabiny, a pozycja sędziego i związane z nią uprawnienia są ściśle zależne od miejsca, jakie na tej drabinie zajmuje.

Aktualna sytuacja ustrojowa sędziów przypomina nieco pozycję szlachty w Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Wówczas również stan szlachecki był teoretycznie jednolity pod względem pozycji ustrojowej, a szlachcic na zagrodzie miał być równy wojewodzie. Praktyka jednak dalece odbiegała od tego idyllicznego modelu, a przewaga grupy magnatów nad bracią szlachecką rosła, aż do całkowitego rozkładu wewnętrznego państwa.

Nie inaczej jest wśród polskich sędziów. Teoretycznie sędziowie sądów powszechnych mają równy status. Rozdział VIII Konstytucji RP nie różnicuje pozycji ustrojowej sędziów w zależności od tego, czy są sędziami sądu rejonowego, okręgowego czy apelacyjnego. Teoretycznie. W praktyce występuje zupełnie nieuzasadnione rozwarstwienie sędziów, a im wyższa pozycja w hierarchii, tym więcej waży głos danego sędziego. Rozpoznający najwięcej spraw (ok. 90 proc.) i najliczniejsi (ok. 70 proc.) sędziowie rejonowi mają najmniej do powiedzenia. W tym zakresie przewaga „magnatów" nad „drobną szlachtą" jest olbrzymia, a co najistotniejsze – zupełnie nieuzasadniona pod względem konstytucyjnym.

Wyraźnie widać to na przykładzie udziału sędziów w organach samorządu sędziowskiego, czyli zgromadzeniach okręgowych i apelacyjnych. Liczący 7000 osób korpus sędziów rejonowych ma taką samą reprezentację jak licząca 2600 osób grupa sędziów okręgowych i jedynie 500-osobowa grupa sędziów apelacyjnych. Jak łatwo policzyć, głos sędziego rejonowego jest w tym momencie czternastokrotnie słabszy od głosu sędziego apelacyjnego i prawie trzykrotnie słabszy od głosu sędziego okręgowego. W dodatku pewne istotne kompetencje – np. wybór kolegium apelacyjnego, ważnego organu funkcjonowania sądów – przypisane są wyłącznie sędziom apelacyjnym.

Wybory dobrym przykładem

Sędziowska drabina feudalna jest jeszcze bardziej widoczna w wyborach do KRS. Dotychczasowe zasady wyboru wyraźnie preferowały sędziów wyższych szczebli. W skład KRS wchodzi np. z urzędu pierwszy prezes SN i dwóch wybranych sędziów SN (na ogólną liczbę 79 sędziów, co daje jeden mandat na 26 sędziów), dwóch sędziów sądów apelacyjnych (jeden mandat na 256 sędziów), siedmiu sędziów sądów okręgowych (jeden mandat na 371 sędziów) oraz tylko jeden sędzia sądu rejonowego (na ogólną liczbę około 7000 sędziów).

Jeśli do tego dodamy hierarchiczne podporządkowanie sądów na linii apelacja–okręg–rejon, wynaturzenia tzw. nadzoru wewnętrznego oraz fakt, że awans do sądu wyższego rzędu otrzymują często osoby wytypowane przez danego prezesa apelacyjnego lub okręgowego w ramach tzw. delegacji stałej, obraz feudalnej struktury sądownictwa staje się pełny. Nie ulega przy tym wątpliwości, że struktura ta jest faktycznym zagrożeniem dla niezawisłości, bo rodzi pokusę orzekania zgodnie z oczekiwaniami przełożonych i sędziów wyższych instancji.

Tak znaczące zróżnicowanie uprawnień sędziów różnych szczebli jest zupełnie nieuzasadnione. Nie ma zwłaszcza żadnego racjonalnego argumentu, by sędziowie rejonowi, którzy dźwigają na barkach większość spraw wpływających do sądów, byli aż tak bardzo dyskryminowani w stosunku do kolegów z sądów wyższych szczebli. Jako sędzia sądu okręgowego w żadnej mierze nie czuję się trzykrotnie lepszy od kolegów z rejonów i nie widzę powodu utrzymywania skostniałej, feudalnej struktury.

W ostatnim czasie z MS, a zwłaszcza od podsekretarza stanu Łukasza Piebiaka płyną zapowiedzi rewolucji antyfeudalnej. Z dotychczasowych, dość lakonicznych informacji wynika, że planowane jest m.in. zrównanie statusu wszystkich sędziów powszechnych, spłaszczenie struktury sądownictwa do dwóch szczebli czy też likwidacja większości stanowisk funkcyjnych. To byłby koniec epoki feudalizmu w polskim sądownictwie. Oczywiście nie znamy jeszcze szczegółowych rozwiązań reformy (a diabeł, jak zwykle, tkwi w szczegółach), nie ma też pewności, czy w ogóle wejdzie ona w życie i od kiedy, jednakże co do zasady taki kierunek zmian z pewnością zasługuje na wsparcie.

W ostatnim czasie pojawił się pierwszy konkretny projekt idący w kierunku demokratyzacji stanu sędziowskiego w postaci nowelizacji ustawy o KRS. Zawiera wiele rewolucyjnych wręcz rozwiązań dotyczących zasad wyboru członków KRS. Absolutną nowością jest wprowadzenie zasady równości głosów wszystkich sędziów sądów powszechnych w wyborach tajnych, równych, bezpośrednich i powszechnych.

Dotychczasowy antydemokratyczny tryb wyborów pośrednich (przez elektorów wybieranych na zgromadzeniach), z zasadą nierówności głosów, sprawiał, że skład KRS nie był reprezentatywny dla środowiska, a wyraźną przewagę uzyskiwali w niej sędziowie wyższych szczebli. Obecnie jest szansa na prawdziwie dobrą zmianę w tym zakresie. Krokiem w dobrym kierunku, podkreślającym zasadę podziału władz, jest proponowany zakaz łączenia funkcji członka KRS z funkcją prezesa sądu. Wydaje się oczywiste, że prezesi sądów – podlegli służbowo ministrowi sprawiedliwości – nie powinni wchodzić w skład konstytucyjnego organu stojącego na straży niezawisłości sędziów i niezależności sądów.

Naturalnie pewne szczegółowe rozwiązania mogą budzić wątpliwości. Cokolwiek dziwaczny jest np. podział na okręgi wyborcze dokonany z pogwałceniem zasad logiki i geografii (np. Jelenia Góra w okręgu szczecińskim czy Warszawa-Praga w okręgu... białostockim). Najlepszym rozwiązaniem byłoby oparcie okręgów wyborczych na obecnych granicach apelacji, nawet kosztem pewnej nierówności poszczególnych okręgów.

Dwie łyżki dziegciu

Projektodawca, w osobie ministra sprawiedliwości, nie byłby jednak sobą, gdyby do tej beczki miodu, jaką jest projekt ustawy o KRS, nie dodał łyżki dziegciu. A właściwie – dwóch łyżek, w postaci przepisów budzących poważne wątpliwości konstytucyjne.

Negatywnie trzeba ocenić propozycję wygaszenia mandatów obecnych członków Rady w ciągu czterech miesięcy od wejścia w życie ustawy, jako oczywiście sprzeczną z art. 187 ust. 3 Konstytucji RP. Zgodnie z konstytucją kadencja wybieralnego członka Rady trwa cztery lata i nie da się jej skrócić mocą ustawy zwykłej. Naturalnie trzeba zdawać sobie sprawę z trudności praktycznych wynikających z upływu kadencji członków KRS w różnym czasie (większości w lutym i marcu 2018 r., jednego w 2020 r.) i najłatwiej byłoby przyjąć opcję zerową, ale trudności te należy rozwiązywać w sposób konstytucyjny. Nie da się niczego dobrego zbudować na złych fundamentach.

Druga kwestia – w ogóle niezwiązana z resztą projektu – to propozycja, by prezydent RP wybierał na stanowisko sędziego osobę spośród co najmniej dwóch kandydatów przedstawionych przez Radę (dotychczas przedstawiała jednego kandydata, który był powoływany przez prezydenta).

Projektowane rozwiązanie ewidentnie naruszy zasadę trójpodziału władzy, dając prezydentowi RP prawo ingerencji w funkcjonowanie władzy sądowniczej znacznie bardziej, niż wynika to z konstytucji. Rodzi to uzasadnione obawy, że sędziowie będą mianowani (a także awansowani na wyższe stanowiska) wyłącznie z motywów politycznych.

W sumie projekt nowelizacji ustawy o KRS trzeba przyjąć z mieszanymi uczuciami. Wprowadzenie demokratycznych zasad wyboru członków Rady bez wątpienia jest istotnym krokiem w kierunku likwidacji szkodliwego dla funkcjonowania sądów systemu feudalnego. Baczyć jednak trzeba, by przy okazji tej nie wprowadzać przepisów ewidentnie niekonstytucyjnych.

Autor jest sędzią Sądu Okręgowego w Płocku, prezesem płockiego oddziału SSP Iustitia

Jeszcze chyba nigdy w historii wolnej Polski tematyka władzy sądowniczej, czy szerzej: trójpodziału władz, nie cieszyła się takim zainteresowaniem opinii publicznej jak obecnie. Liczne artykuły, programy telewizyjne, wielotysięczne manifestacje uliczne, wysoki poziom emocji – wszystko to za sprawą konfliktu wokół Trybunału Konstytucyjnego. W kwestii TK napisano i powiedziano już jednak tyle (nie wyłączając autora tych słów), że właściwie trudno wymyślić coś odkrywczego, zwłaszcza w sferze prawnej, która wydaje się zupełnie oczywista.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Prawne
Prof. Pecyna o komisji ds. Pegasusa: jedni mogą korzystać z telefonu inni nie
Opinie Prawne
Joanna Kalinowska o składce zdrowotnej: tak się kończy zabawa populistów w podatki
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Przywracanie, ale czego – praworządności czy władzy PO?
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Bieg z przeszkodami fundacji rodzinnych
Opinie Prawne
Isański: O co sąd administracyjny pytał Trybunał Konstytucyjny?