Bardzo łatwo można tu przywołać przykłady z różnych sfer: „Perry Mason", „Gliniarz i prokurator", „JAG Wojskowe Biuro Śledcze"... I wciąż powstają nowe próby zmierzenia się z tematem.
Również w Polsce można zauważyć sporą różnorodność. Poczynając od pionierskiej, ale strasznie cukierkowej „Magdy M.", przez bardziej wyważone, acz popadające czasem w dramatyczne tony „Prawo Agaty" do balansującego na granicy kiczu „O mnie się nie martw". Mamy też filmy fabularne: „Komornika" i „Bezmiar sprawiedliwości" (z wyróżniającą się w obu filmach rolą Jana Frycza), a w skali zagranicznej „Adwokata" i „Sędziego". Jeżeli jednak miałbym się pokusić o własną ocenę, z grupy najnowszych propozycji związanych z prawnikami w roli głównej spośród seriali bezdyskusyjnie najlepiej wypadają „Suits", a spośród ostatnich polskich podejść – książki Remigiusza Mroza.
Prus za przykład
Zapewne przy ocenie tego rodzaju książek lub filmów chyba każdego prawnika nachodzi pokusa powtórzenia manewru podjętego ongiś przez Bolesława Prusa. Pisarz ów, recenzując „Ogniem i mieczem" Sienkiewicza, jednoznacznie skategoryzował jej bohaterów na realnych (takich, którzy rzeczywiście mogli się pojawić) i zupełnie nierealnych. Do tych ostatnich zaliczył chociażby Jana Skrzetuskiego. Prawnicy, obserwując filmy, czytając książki, chętnie wyłapują w podobny sposób nie tylko nierealne postaci, ale też mało realne sytuacje. Niestety, jest to praca syzyfowa. Pieczołowitą poprawność i szczegółowość w takich historiach można by uzyskać, gdyby np. o jakimś procesie karnym opowiadał doświadczony przez wiele lat karnista (np. adwokat, który pisałby sobie taką powieść po godzinach). Nawet jeżeli taki przypadek ma gdzieś miejsce, nie gwarantuje, że ów doświadczony prawnik okazałby się jednocześnie porywającym pisarzem lub scenarzystą. Dlatego pamiętajmy, że pełnej precyzji uzyskać się nie da i trzeba być wyrozumiałym.
Prawniczy superman
Mimo wszystko między innymi z tego powodu niektórych prawników drażni słynny „Suits". Ów serial traktuje o najlepszych prawnikach wielkiej nowojorskiej kancelarii. Główny wątek dramatyczny polega na tym, że w kancelarii zatrudnia się udający prawnika chłopak z fotograficzną pamięcią, który jednak studiów prawniczych nie ukończył... Prawie od razu dopuszczony jest do najważniejszych tematów kancelaryjnych. Co jakiś czas ktoś poznaje jego sekret, co prowadzi do kolejnych intryg i problemów. „Prawniczo" jest to jednak najsłabszy z serialowych wątków.
Znacznie ciekawsze są inne postaci: Harvey Specter i Louis Litt – obaj bardzo dobrze grani. Harvey to, upraszczając, taki prawniczy superman. Bogaty, przystojny, dowcipny, wygrywający każdą sprawę... I to często w dosyć prosty sposób: po prostu wpadający na pomysł, że zaszantażuje przeciwnika procesowego możliwym innym działaniem. Często różne sprawy Harveya kończyły się tak, że niespodziewanie zagroził przeciwnikowi skierowaniem przeciwko niemu innej sprawy, przejęciem jego spółki, a przeciwnik ów bladł, tracił mowę i od razu się poddawał... Można jednak scenarzystom takie nieścisłości wybaczać, bo podawane są w bardzo dobrym opakowaniu. Jeszcze bardziej intrygująca wydaje się postać Louisa. To przeciwieństwo Harveya. Prawnik, który też marzy o zwycięstwach, prestiżu, ale nie potrafi tych marzeń urzeczywistnić. Większość jego działań kończy się kompromitacją lub co najmniej żenadą. Ciekawie przedstawiono relację obu bohaterów.