W dniu 3 kwietnia zaczął się ostatni akt dramatu znanego jako walka o sądy. Weszła w życie ustawa o Sądzie Najwyższym. Przeciętnemu obywatelowi problem może się wydawać równie abstrakcyjny jak kwestia Trybunału Konstytucyjnego. Niewielu ludzi ma okazję bezpośrednio zetknąć się z Sądem Najwyższym. Nawet sędziowie sądów powszechnych rzadko mają taki kontakt, bo sprawy trafiają przed oblicze SN sporadycznie. Niemniej trudno przecenić jego rolę w kształtowaniu linii orzecznictwa sądów powszechnych. Co prawda, orzeczenia SN co do zasady wiążą tylko w danej sprawie, ale poglądy w nich wyrażone mają ogromne znaczenie dla treści orzeczeń, a to już jest ważne dla każdego, kto przed sądem staje.
Komunistę goń
Do tego dochodzą kwestie postępowania dyscyplinarnego, które, wbrew pozorom, także są ważne dla obywatela chcącego występować przed niezawisłym sądem. Nowe zasady postępowania dyscyplinarnego, a zwłaszcza możliwości usuwania z zawodu stwarzają potencjalne niebezpieczeństwo dla sędziowskiej niezawisłości. Pośrednio mogą też wpływać na prawo obywatela do niezawisłego sądu. Jasne jest więc, że kwestie przeprowadzanych obecnie zmian w SN są istotne nie tylko dla wszystkich sędziów, ale także dla wszystkich obywateli RP.
Skąd się bierze taka determinacja władzy ustawodawczej i wykonawczej w dokonywaniu istotnych zmian personalnych i organizacyjnych w najwyższym organie sądowniczym? Na pewno ma tu znaczenie ogólnie antyelitarne nastawienie obecnych władz. Sędziowie SN są niewątpliwie najbardziej elitarną grupą jurystów, więc nic dziwnego, że organ ten z natury rzeczy znalazł się w obszarze zainteresowań władzy. Pewnie dla kierunku i tempa prac miały też znaczenie zapadłe w ubiegłym roku niekorzystne dla niej orzeczenia, np. dotyczące ułaskawienia kierownictwa CBA czy trybu wyboru prezes TK.
Główna przyczyna zmian kadrowych i organizacyjnych w SN wiąże się ze znanym hasłem „komuniści i złodzieje". Przedstawiciele obecnych władz są przekonani, że z jednej strony w polskich sądach w ogóle, a w SN w szczególności zasiadają sędziowie, którzy w czasach PRL skazywali opozycjonistów, z drugiej pojawia się zarzut bezkarności sędziów popełniających czyny zabronione. W obu kwestiach tkwi źdźbło prawdy. Czy to wystarczający powód do tak istotnych zmian strukturalnych i kadrowych? Czy może jest to pogoń za mirażami?
Pamiętliwi do bólu
Poglądy te opierają się na przekonaniu, że polskie sądy zostały żywcem przeniesione z epoki komunizmu, gdyż w 1989 r. nie przeprowadzono weryfikacji sędziów. W wystąpieniach publicystycznych, ale także w oficjalnych dokumentach rządowych, np. w Białej Księdze przedstawionej przez premiera Morawieckiego, pojawiają się nawiązania sięgające roku 1944 i zbrodni stalinowskich, które mają stanowić uzasadnienie dzisiejszych zmian.