Przewodnia rola reformy - Aleksander Tobolewski o planowanych zmianach w wymiarze sprawiedliwości

Trzeba tylko dobrej woli ministra sprawiedliwości, by nie łatał dziur na zapotrzebowanie rządzących, ale spojrzał na wymiar sprawiedliwości makro – pisze prawnik Aleksander Tobolewski.

Aktualizacja: 20.04.2016 17:41 Publikacja: 20.04.2016 00:01

Foto: Fotorzepa, Roman Bosiacki

„Rzeczpospolita" w wersji elektronicznej się rozwija. Wywiady na żywo w formie telewizyjnej są często superinteresujące. Zaskakuje mnie jednak wybór niektórych interlokutorów. Osoby znane z kontrowersyjnych wypowiedzi są zapraszane i mówią, co im ślina na język przyniesie. A potem jeszcze „Rz" robi streszczenie w formie pisemnej tych durnot. Bo jak można inaczej nazwać zaproszenie muzyka znanego z wypowiedzi publicznych, że Polacy są faszystami i rasistami, który z poważną miną dwukrotnie powtarza w wywiadzie, że ponad 80 proc. Polaków to idioci. Ja bym tego nie puścił, ale to sprawa redakcji. Zastanawiałem się i jestem przekonany, że narusza to art. 133 polskiego kodeksu karnego: „Kto publicznie znieważa Naród lub Rzeczpospolitą Polską, podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech".

Nie ukrywam, że mnie ta wypowiedź bardzo dotknęła. Nie zapomniałem czasów, gdy musiałem biegać z gazetką szkolną do Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk na ul. Mysią 2 w Warszawie, by dostać stempelek, że możemy powielić gazetkę w 50 egzemplarzach. Czy redakcja nie powinna wypowiedzi obrażających cenzurować? W komentarzu do kodeksu karnego pod red. dr. hab. Michała Królikowskiego i prof. dr. hab. Roberta Zawłockiego autorzy napisali: „Bezprawność zachowania kryminalizowanego w art. 133 k.k. nie doznaje wyłączenia ze względu na jakikolwiek aspekt wolności wypowiedzi (np. krytyki... ), w tym także wypowiedzi artystycznej (również satyry)(...). Tam, gdzie dochodzi do znieważenia, kończy się wolność wypowiedzi (...)".

Słowo wytrych

Felieton miał być w całości poświęcony reformie sądownictwa, ale ile można o tym pisać? Za czasów mojej pracy w polskim ministerstwie w latach 70. ubiegłego wieku funkcjonowało kilka słów wytrychów. Jednym była reorganizacja, która nigdy niczego dobrego nie wróżyła. Potem były restrukturyzacje, przekształcenia, prywatyzacje i inne hasła, za którymi kryły się działania mało mające wspólnego ze znaczeniem wymienionych słów. „Reforma" absolutnie odgrywa rolę przewodnią! Reforma zdrowia, reforma administracji, reforma gospodarki, rządu, no i oczywiście sprawiedliwości. Nie jestem historykiem i nie wiem, ile z tych „reform" wyszło Polsce na dobre. Wydaje mi się, że mało, jeśli kolejny rząd robi kolejną reformę – sądownictwa...

A komentarze są takie: „reforma Gowina to mały pikuś przy zapowiedziach MS w sprawie reformy sądownictwa"; „poraża rozmachem"; „nie kończy się"; „istotne zmiany są wprowadzane i zaraz wycofywane"; „Polskie sądy znów szykują się do reformy"; „Sądy czeka kolejna reforma: funkcja przewodniczącego wydziału do likwidacji"; „Kolejna reforma w sądownictwie ma zmniejszyć napływ spraw"; „Jak wyprowadzić sądy z zapaści"; „Reforma sądownictwa się nie kończy" itp. Uff...

W 2015 r. do sądów wszystkich szczebli wpłynęło około 15,5 mln spraw. Dla mnie jest to ilość nie do pojęcia. Ale czytam tyle ile mogę o reformie i coraz bardziej nie pojmuję sprzeczności sugerowanych „lekarstw" na podobno złe działanie sądownictwa. I tak, jedni uważają, że jest za dużo sędziów (około 10 tys.), drudzy, że za mało; że trzeba utworzyć tak zwane biura sędziego, to znów że sędziowie są leniwi i asystenci piszą za nich uzasadnienia wyroków, a także że asystentów i referendarzy jest zdecydowanie za mało, ale brakuje etatów, chociaż ciągle wielu z nich odchodzi z pracy dobrowolnie; że należy zlikwidować małe sądy (to już było przerabiane!) lub zlikwidować sądy rejonowe i przekazać sprawy podlegające ich jurysdykcji do sądów okręgowych. W końcu – powszechna jest opinia, że potrzeba wizji wymiaru sprawiedliwości. Tylko nikt nie wie, jak ta wizja ma wyglądać.

Zawodny automat

Moje pięć groszy z Kanady. Już przy innej okazji pisałem, że sprawa sprawie nierówna. Amber Gold i rozwód za obopólną zgodą stron to dla statystyki po jednej sprawie na sędziego. Pisałem, że automatyczne przydzielanie spraw będzie tylko teoretycznie „sprawiedliwe", jeśli chodzi o obciążenie sędziów. Mało kto będzie się też dziwił, że sprawa o setki milionów trwa lata. Natomiast zła krew zalewa powoda, który na odzyskanie tysiąca czy kilku tysięcy złotych ma czekać, aż sędzia upora się ze sprawą, która bez reszty zajmie mu czas. I już automat diabli wzięli.

Jedną z propozycji, która przeszła prawie niezauważona, to restaurowanie pozycji sędziego pokoju, który zajmowałby się drobnymi sprawami, podobnymi do spraw wynikających z art. 505 k.p.c., albo i kolegiów orzekających – z tym że byłyby one obsadzane zawodowymi sędziami. W wielu jurysdykcjach na świecie istnieje instytucja sądów, które zajmują się drobnymi sprawami – Small Claims Courts, Cour des petites créances. Należałoby dogłębniej rozpracować sens, organizację – oraz jurysdykcję takich sądów i skorzystać ze wzorów już sprawdzonych.

Nie leczymy choroby, tylko objawy

Przeniesienie postępowania uproszczonego z obecnych sądów rejonowych do okręgowych (jak wynika z propozycji ministra sprawiedliwości) będzie dużym błędem. Po pierwsze, sądy „drobnych roszczeń" powinny być szybkie, pozbawione zbędnej formalistyki i geograficznie jak najbliższe potencjalnych stron. Nie wydaje mi się możliwe, by sędziami w takich sądach nie byli sędziowie zawodowi. Umieszczenie ich w miastach o określonej liczbie ludności nie powinno mieć dużego wpływu na pozyskanie sędziów. Można przy tym – zachowując zasadę dwuinstancyjności – ograniczyć np. możliwość apelacji. Trzeba tylko dobrej woli ministra sprawiedliwości, by nie łatał dziur na zapotrzebowanie rządzących, ale spojrzał na wymiar sprawiedliwości makro. By tym razem reformy były nie tylko dla reformy, ale faktycznie poprawiły sprawność postępowania w sądach. Bo tak jak jest, to nie leczymy choroby, tylko jej objawy.

Autor jest adwokatem, od 35 lat prowadzi kancelarię prawną w Montrealu

„Rzeczpospolita" w wersji elektronicznej się rozwija. Wywiady na żywo w formie telewizyjnej są często superinteresujące. Zaskakuje mnie jednak wybór niektórych interlokutorów. Osoby znane z kontrowersyjnych wypowiedzi są zapraszane i mówią, co im ślina na język przyniesie. A potem jeszcze „Rz" robi streszczenie w formie pisemnej tych durnot. Bo jak można inaczej nazwać zaproszenie muzyka znanego z wypowiedzi publicznych, że Polacy są faszystami i rasistami, który z poważną miną dwukrotnie powtarza w wywiadzie, że ponad 80 proc. Polaków to idioci. Ja bym tego nie puścił, ale to sprawa redakcji. Zastanawiałem się i jestem przekonany, że narusza to art. 133 polskiego kodeksu karnego: „Kto publicznie znieważa Naród lub Rzeczpospolitą Polską, podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech".

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Przywracanie, ale czego – praworządności czy władzy PO?
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Bieg z przeszkodami fundacji rodzinnych
Opinie Prawne
Isański: O co sąd administracyjny pytał Trybunał Konstytucyjny?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Adam Glapiński przed Trybunałem Stanu. Jakie jest drugie dno
Opinie Prawne
Paulina Szewioła: Podwójna waloryzacja? Wiem, że nic nie wiem