Bardzo lubię audiobooki. Już jako dziecko słuchałam tzw. książki mówionej, czyli zbioru kilku, a czasem kilkunastu kaset magnetofonowych z nagraniami różnych książek, wypożyczanych przez moją mamę, która pracowała w bibliotece. Godzinami mogłam słuchać wspaniałych opowieści, czytanych m.in. przez Irenę Kwiatkowską i Annę Romantowską. Powszechne było słuchanie genialnych bajek muzycznych wydawanych przez Polskie Nagrania, znanych dzisiaj pod marką „Bajki-Grajki". Teraz z przyjemnością słuchają ich moje dzieci. Także dorośli coraz chętniej sięgają po audiobooki, a rynek ich sprzedaży prężnie się rozwija.
Współczesne audiobooki mogą polegać na przeczytaniu książki przez aktora (tzw. single-voice) albo stanowić rozbudowane słuchowisko. Wtedy opowieść jest czytana przez wielu aktorów z podziałem na role, a efekty dźwiękowe i muzyka pomagają wejść w świat książki. Jeden z producentów mawia, że są to „filmy bez obrazu". Rzeczywiście, tak jak dobre kino poruszają i angażują, a do tego pozwalają uruchomić wyobraźnię.
Te różnice mają także znaczenie z punktu widzenia prawa autorskiego. Prosty audiobook wymaga pozyskania od uprawnionego (autora, jego spadkobierców, następców prawnych lub reprezentującej ich organizacji) praw do korzystania z tekstu utworu literackiego na odpowiednich polach eksploatacji.
Jeżeli audiobook jest nagrywany na podstawie twórczej adaptacji lub tłumaczeniu tekstu literackiego, konieczne jest też uzyskanie licencji od uprawnionego do takiego opracowania.
Nie ma tego obowiązku, jeżeli autor utworu lub jego opracowania (tłumaczenia, adaptacji) nie żyje od ponad 70 lat. Dzieła takie są już w domenie publicznej i ich rozpowszechnianie jest dozwolone.