Przyjemność wykonywania muzyki jest nieporównywalna z odbiorem biernym. Śpiewanie w zespole daje też satysfakcję ze współdziałania. Muzyka jest dla ludzi, dlatego oprócz radości z odtwarzania utworów czerpiemy satysfakcję z dzielenia się nią. Dajemy koncerty charytatywne, na których zbiera się datki, np. jakiś czas temu zbierałyśmy na rehabilitację dziecka z porażeniem mózgowym. Śpiewałyśmy też w szkole specjalnej w podzięce za pracę nauczycieli i w domu pomocy społecznej. Widziałam, że nasz śpiew był dużą odskocznią od warunków quasi-szpitalnych. Śpiewamy też na turniejach rycerskich i różnego rodzaju inscenizacjach. Na przykład w zeszłym roku w Radomsku na inscenizacji wjazdu królowej Jadwigi do miasta. Dajemy koncert średnio raz na dwa miesiące.
Kiedy zaczęła pani śpiewać?
Śpiewałam już w chórze w liceum. Potem przez kilka lat w chórze żydowskim. Utwory nie były zbyt skomplikowane, ale bardzo zróżnicowane – od pieśni gettowych przez chanukowe, paschalne, szabatowe i współczesne, komponowane obecnie w Izraelu. Po dłuższej przerwie w śpiewaniu zapragnęłam wziąć sprawy we własne ręce. Zebrałam kilka osób i nawiązałam kontakt z łódzkim domem kultury, gdzie uzyskałam pomoc – wskazano mi nazwisko kompetentnego i zainteresowanego pracą dyrygenta oraz oddano nam salę do prób. Obecnie zespół tworzy osiem kobiet. Nazwałyśmy się Zespołem Dawnej Muzyki Wokalnej „Ars temporis", tłumacząc z języka łacińskiego „Sztuka czasu". Śpiewamy na trzy, czasem cztery głosy utwory średniowieczne, renesansowe i barokowe – zarówno świeckie, jak i religijne.
Chyba z tych czasów więcej znamy pieśni religijnych.
Rzeczywiście, odtwarzamy wiele utworów religijnych, głównie w kościołach. Ale w renesansie było wiele utworów tanecznych, ku zabawie i uciesze. Chociażby słynna pieśń, którą skomponował ponoć Henryk VIII – „Greensleeves". Legenda mówi, że stworzył ją dla Anny Boleyn, późniejszej żony i królowej Anglii. Jednym z pierwszych utworów, które zaczęłyśmy wykonywać, był prosty utwór żaków krakowskich „Breve Regnum". To utwór bardzo ciekawy. Ma dwie linie melodyczne, a każda jest zupełnie inna. Utwór opowiada o zwyczaju XV-wiecznych żaków krakowskich, którzy corocznie w październiku porzucali obowiązki, aby oddawać się hucznej zabawie.
Aby śpiewać takie utwory, trzeba chyba dużo ćwiczyć.