Sprawna Temida opiera się na indywidualnej pracy sędziego

- Wymiar sprawiedliwości opiera się na indywidualnej pracy sędziego. Od niego wszystko zależy. Trzeba wybierać do tego zawodu jednostki wybitne, ponadprzeciętne i pozwolić im pracować - mówi adwokat Piotr Nowaczyk w rozmowie z Markiem Domagalskim

Aktualizacja: 25.02.2017 10:20 Publikacja: 25.02.2017 07:00

Piotr Nowaczyk: Sędziowie sami, świadomie lub nie, izolują się od społeczeństwa.

Piotr Nowaczyk: Sędziowie sami, świadomie lub nie, izolują się od społeczeństwa.

Foto: materiały prasowe

Rz: Bardzo krytycznie ocenia pan polskie sądownictwo i sędziów, ale sam pan mecenas zaczynał zdaje się jako sędzia ?

 

 

 

Piotr Nowaczyk, adwokat, były prezes Sądu Arbitrażowego przy KIG: Temat reformy, odciążania sądownictwa, męczy mnie i nuży od przeszło 35 lat. W 1978 r. zostałem zesłany, jako asesor sądowy do Środy Wielkopolskiej – wówczas najbardziej zaniedbanego sądu w Wielkopolsce. Tak zwany wskaźnik zaległości wynosił wówczas 3.0 dla pozostałych sądów. Oznaczało to, że na wyznaczenie rozprawy czekało się 3 miesiące. Dla Środy Wlkp. wskaźnik ten wynosił 8.0., czyli na pierwszą rozprawę czekało się 8 miesięcy.

Skąd się brały zaległości?

Brały się m.in. z nieszczęśliwego utworzenia tego Sądu Rejonowego z 3 byłych powiatów: Środa Wlkp., Śrem, Września oraz pół powiatu czempińskiego (Czempiń). Tereny te były źle skomunikowane.  Do Środy Wlkp. można było dojechać pociągiem jedynie od strony Poznania, albo Jarocina. Natomiast z Wrześni i Śremu docierały autobusy PKS, a z Czempinia autobusy KSK (Krajowa Spółdzielnia Komunikacyjna). Adwokaci dojeżdżali samochodami z Poznania, Leszna, Konina, Wrześni, Śremu i Jarocina. Sędziowie pociągami z Poznania, albo autobusami z Mosiny. Zaległości rosły, bo moi poprzednicy wyznaczali rozprawy nie patrząc na to, kto skąd ma dojechać. Bywało więc, że żadna sprawa nie mogła skończyć się na pierwszej rozprawie bo nie można było wszystkich ściągnąć na określoną godzinę. Sędziowie wymierzali grzywny za niestawiennictwo, świadkowie usprawiedliwiali się niemożnością dojazdu, grzywny uchylano, a sprawy wlokły się dalej. 

Od czego pan zaczął?

Pierwszą rzeczą jaką zrobiłem było przestudiowanie mapy i rozkładów jazdy. Sprawy ze Środy Wlkp. wyznaczałem od rana, a sprawy ze Śremu, Wrześni i Czempinia około południa, w zależności od przyjazdu autobusów. Gdy ten sam zamiejscowy adwokat miał kilka spraw w Środzie Wielkopolskiej starałem się wyznaczyć 3 – 4 jego sprawy tego samego dnia. Mogłem spodziewać się, że we własnym interesie dopilnuje aby jego strony i świadkowie stawili się w komplecie.

Nie było wówczas komputerów...

Ani nawet gotowych druków zarządzeń sądowych. Zarządzenia sędziowie pisali odręcznie. Mnie od tego bolała dłoń. Zamówiłem sobie gumowy stempel z kilku-punktowym zarządzeniem o wyznaczeniu rozprawy. Zamiast pisać wszystko ręcznie przybijałem stempel i wpisywałem jedynie sygnaturę akt, datę i godzinę, a niezbędne nazwiska wpisywałem w odpowiednie rubryki. Każdą sprawę próbowałem kończyć ugodą. Udawało mi się to zwykle na trzeciej, czwartej, albo piątej rozprawie w sprawach cywilnych, a średnio na drugiej w sprawach karnych z oskarżenia porywanego.  Dziś brzmi to śmiesznie, ale w tamtych czasach czyniono mi z tego tytułu zarzut, że „uniemożliwiam kontrolę instancyjną” mojego orzecznictwa. Po dwóch latach mojej pracy wskaźnik zaległości z 8.0 zrównał się mniej więcej ze średnią krajową 3.5.

To w Środzie Wielkopolskiej, wyrastał przeszyły prezes największego Sądu Arbitrażowego w Polsce.

Odszedłem z sądu po wprowadzeniu stanu wojennego. Prysły pewne złudzenia. 13 grudnia 1981, wprowadzenie 51 nowych przestępstw, w tym 15 zagrożonych karą śmierci, tryb doraźny, ograniczenie drugiej instancji, militaryzacja cywilnych zakładów przemysłowych. To był szok, po którym trudno włożyć togę i założyć łańcuch. Zrzekłem się stanowiska. Dzięki znajomości kilku języków znalazłem pracę w firmach  polonijnych. Przyjęto mnie na aplikacje adwokacką. Po egzaminie adwokackim rozwinąłem praktykę, ale wyjechałem do Paryża, gdzie praktykowałem, aplikowałem i chyba jako pierwszy Polak, uzyskałem wpis na listę paryskich adwokatów. Wróciłem do Polski i zajmowałem się międzynarodowymi sporami, w tym arbitrażem. Zostałem członkiem Międzynarodowego Sądu Arbitrażowego ICC w Paryżu i arbitrem w kilku zagranicznych instytucjach, dopiero później prezesem Sądu Arbitrażowego przy KIG.

Proszę więc powiedzieć dlaczego jednak polubowne formy rozwiązywania sporów w Polsce, mimo lat promocji wciąż raczkują. Jak je usprawnić, rozpowszechnić ?

Przeciwne im są instytucje państwowe i samorządowe. Część środowiska prawniczego spoza Warszawy woli sądzić się w sądach powszechnych, gdzie ma wieloinstancyjny zarobek. Przedsiębiorca chciałby iść do arbitrażu, a jego prawnik nie. Promocja jest niewystarczająca. Z Warszawy można było utworzyć międzynarodowe centrum arbitrażu. Do tego jednak musi przyłożyć się więcej osób, w tym władze miasta.

Póki co mamy wzrost spraw w sądach i permanentne przeciążenia sędziów

Gdy dziś słyszę o przeciążeniu sędziów, o „rosnącym wpływie” – mam na to jeden komentarz: Wpływ rośnie, ale zatkał się odpływ. Gdy występuję np. przed Sądem Najwyższym i widzę na wokandzie sprawy wyznaczone na godzinę 9:00 dla stron z Gdańska, Katowic, Krakowa, Poznania, Szczecina, a na tej samej wokandzie widzę sprawy wyznaczone dla stron z Warszawy na godzinę 12:00 lub później, to mam nieprzejednane podejrzenie, że sędziom ciągle brak jest wyobraźni, albo znajomości geografii. Nie pomaga tu wcale „wymóg doświadczenia życiowego”, tak rzekomo konieczny przy rozpatrywaniu awansów sędziów. Odciążenie sądów jest więc wg mnie tematem zastępczym wobec faktycznego problemu jakim jest konieczność usprawnienia ich działania. Postawione pytania są więc trochę nie fair gdyż zakładają z góry, że sądownictwo trzeba odciążyć, a nie usprawnić. Alternatywą dla sądownictwa powszechnego jest arbitraż i mediacja, a także mieszane ich formy (alternatywne sposoby rozstrzygania sporów „ADR”).

Czekając na rozkwit ADR- ów zapytam co jest pana zdaniem głównym hamulcem sądownictwa, że jest tak ślamazarne ?

Narażę się teraz wszystkim sędziom bez wyjątku: Hamulcem jest ich brak doświadczenia życiowego. Hamulcem jest ich niezrozumienie działalności gospodarczej, a nawet zwykłych problemów życiowych. Hamulcem jest ich izolacja od reszty społeczeństwa, traktowanie swojego środowiska jako kasty. Hamulcem jest wychowywanie i kształcenie sędziów w kulcie orzecznictwa Sądu Najwyższego, tak jak byśmy żyli w systemie common law. W rezultacie sędziowie, zamiast przemyśleć sprawę samodzielnie „na zdrowy rozum” i rozstrzygnąć ją zgodnie z wyczuciem własnego szumienia, oglądają się bojaźliwie dookoła: poziomo, - na swoich kolegów z wydziału („Co byś zrobił na moim miejscu?”) oraz, – pionowo, na wskazówki przewodniczących wydziałów i prezesów sądów, aktualną linię orzecznictwa sądów wyższych instancji (okręgowych, apelacyjnych i wreszcie Sądu Najwyższego), a także na pęczniejącą literaturę prawniczą, tworzoną czasami przez wątpliwe autorytety.

Jak można dorobić się lepszych sędziów?

Do zawodu sędziego należy dopuścić prawników z dorobkiem zawodowym i życiowym zdobytym w innych zawodach prawniczych. Do tego zawodu potrzebni są ludzie odważni, z charakterem, a nie posłuszni naśladowcy. Dotychczasowy system sprawia, że ktoś kto zdobędzie nominację sędziowską w wieku 27 lat, może zostać w tym zawodzie przez 40 lat. Taki sędzia aż do osiągnięcia wieku stanu spoczynku, będzie każdego roku „coraz bardziej doświadczonym sędzią”, chociaż wcale nie będzie coraz bardziej doświadczonym człowiekiem. Gdyby przyszło mu zdjąć łańcuch i na drugi dzień rozpocząć jakąkolwiek działalność na własny rachunek mógłby mieć z tym podstawowe kłopoty.

Twarda ocena, powiedzmy, że jest trafna, to kto zdaniem pana mecenasa za ten stan odpowiada ?

Sędziowie sami, świadomie czy też nieświadome, izolują się od reszty społeczeństwa. Izolują się nawet od innych zawodów prawniczych. Zamykają się w jakiejś kaście, którą sami dla siebie wymyślili, bo nikt dla nich jej nie stworzył. Utrwalanie w sobie prawa do niezawisłości i nieusuwalności, przyswojenie dominującej roli w czasie rozprawy, odruchowe utrwalanie poczucia własnej przewagi („proszę wstać”, „proszę siadać”, „do sądu się mówi”, „proszę wyjść” i inne komendy) odbijają się czasami negatywnie na możliwościach zrozumienia „zwykłego człowieka”, a czasami nawet w życiu prywatnym i rodzinnym.

Co powinno być miarą kwalifikacji przy naborze na sędziego, a potem przy awansie ?

Ocena kwalifikacji oraz pracy sędziów powinna koncentrować się na ich odwadze, bezkompromisowości, mądrości życiowej i wreszcie elementarnym poczuciu sprawiedliwości, bardziej niż na znajomości orzecznictwa innych sędziów, w innych sądach.

Kto i jak ma zaprowadzić takie standardy w sądownictwie ? Zarówno przy nominacji jak i codziennej pracy ? Skonfliktowany z MS KRS ?

Wymiar sprawiedliwości opiera się na indywidualnej pracy sędziego. Od niego wszystko zależy. Trzeba więc wybierać do tego zawodu jednostki wybitne, ponadprzeciętne i pozwolić im pracować najlepiej jak potrafią. Indywidualny talent rozwinie się bez wprowadzania standardów. Samo słowo „standard” oznacza przeciętność, wyższą, albo niższą. Wprowadzanie standardów pachnie „urawniłowką”, a my potrzebujemy silnych indywidualności. Sędziego ma cechować, poza nieskazitelnym charakterem, samodzielność, a więc odporność na wpływy, również własnego środowiska. Kiedy w wydziale cywilnym kończyłem ugodą co drugą sprawę, to też nie dlatego, że wprowadzono nowe standardy. Przecież Kodeksie postępowania cywilnego w dwóch miejscach wymaga od sędziego aby dążył do ugody na każdym etapie postępowania. Dziś przed sędziami stoją nowe zadania. Należy pozwolić im aby własną inteligencją i pomysłowością poradzili sobie z nimi, zanim ktoś narzuci im kolejne standardy.

Rz: Bardzo krytycznie ocenia pan polskie sądownictwo i sędziów, ale sam pan mecenas zaczynał zdaje się jako sędzia ?

Piotr Nowaczyk, adwokat, były prezes Sądu Arbitrażowego przy KIG: Temat reformy, odciążania sądownictwa, męczy mnie i nuży od przeszło 35 lat. W 1978 r. zostałem zesłany, jako asesor sądowy do Środy Wielkopolskiej – wówczas najbardziej zaniedbanego sądu w Wielkopolsce. Tak zwany wskaźnik zaległości wynosił wówczas 3.0 dla pozostałych sądów. Oznaczało to, że na wyznaczenie rozprawy czekało się 3 miesiące. Dla Środy Wlkp. wskaźnik ten wynosił 8.0., czyli na pierwszą rozprawę czekało się 8 miesięcy.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Marek Isański: Organ praworządnego państwa czy(li) oszust?
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie Prawne
Marek Kobylański: Dziś cisza wyborcza jest fikcją
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Reksio z sekcji tajnej. W sprawie Pegasusa sędziowie nie są ofiarami służb
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Ideowość obrońców konstytucji
Opinie Prawne
Jacek Czaja: Lustracja zwycięzcy konkursu na dyrektora KSSiP? Nieuzasadnione obawy