To w Środzie Wielkopolskiej, wyrastał przeszyły prezes największego Sądu Arbitrażowego w Polsce.
Odszedłem z sądu po wprowadzeniu stanu wojennego. Prysły pewne złudzenia. 13 grudnia 1981, wprowadzenie 51 nowych przestępstw, w tym 15 zagrożonych karą śmierci, tryb doraźny, ograniczenie drugiej instancji, militaryzacja cywilnych zakładów przemysłowych. To był szok, po którym trudno włożyć togę i założyć łańcuch. Zrzekłem się stanowiska. Dzięki znajomości kilku języków znalazłem pracę w firmach polonijnych. Przyjęto mnie na aplikacje adwokacką. Po egzaminie adwokackim rozwinąłem praktykę, ale wyjechałem do Paryża, gdzie praktykowałem, aplikowałem i chyba jako pierwszy Polak, uzyskałem wpis na listę paryskich adwokatów. Wróciłem do Polski i zajmowałem się międzynarodowymi sporami, w tym arbitrażem. Zostałem członkiem Międzynarodowego Sądu Arbitrażowego ICC w Paryżu i arbitrem w kilku zagranicznych instytucjach, dopiero później prezesem Sądu Arbitrażowego przy KIG.
Proszę więc powiedzieć dlaczego jednak polubowne formy rozwiązywania sporów w Polsce, mimo lat promocji wciąż raczkują. Jak je usprawnić, rozpowszechnić ?
Przeciwne im są instytucje państwowe i samorządowe. Część środowiska prawniczego spoza Warszawy woli sądzić się w sądach powszechnych, gdzie ma wieloinstancyjny zarobek. Przedsiębiorca chciałby iść do arbitrażu, a jego prawnik nie. Promocja jest niewystarczająca. Z Warszawy można było utworzyć międzynarodowe centrum arbitrażu. Do tego jednak musi przyłożyć się więcej osób, w tym władze miasta.
Póki co mamy wzrost spraw w sądach i permanentne przeciążenia sędziów
Gdy dziś słyszę o przeciążeniu sędziów, o „rosnącym wpływie” – mam na to jeden komentarz: Wpływ rośnie, ale zatkał się odpływ. Gdy występuję np. przed Sądem Najwyższym i widzę na wokandzie sprawy wyznaczone na godzinę 9:00 dla stron z Gdańska, Katowic, Krakowa, Poznania, Szczecina, a na tej samej wokandzie widzę sprawy wyznaczone dla stron z Warszawy na godzinę 12:00 lub później, to mam nieprzejednane podejrzenie, że sędziom ciągle brak jest wyobraźni, albo znajomości geografii. Nie pomaga tu wcale „wymóg doświadczenia życiowego”, tak rzekomo konieczny przy rozpatrywaniu awansów sędziów. Odciążenie sądów jest więc wg mnie tematem zastępczym wobec faktycznego problemu jakim jest konieczność usprawnienia ich działania. Postawione pytania są więc trochę nie fair gdyż zakładają z góry, że sądownictwo trzeba odciążyć, a nie usprawnić. Alternatywą dla sądownictwa powszechnego jest arbitraż i mediacja, a także mieszane ich formy (alternatywne sposoby rozstrzygania sporów „ADR”).