Sokoły spod Giewontu spieszą na ratunek

Po góra czterech latach praktyki w Tatrzańskim Ochotniczym Pogotowiu Ratunkowym pilot sokoła Janusz Wójcik utrwalił sobie kilka prawd, niestety, o wydźwięku raczej pesymistycznym.

Publikacja: 29.05.2018 11:05

Foto: materiały prasowe

Jedna głównych sprowadza się do tego, że wypadki w Tatrach były i będą się zdarzać, niezależnie od liczby apeli i nagłaśnianych w mediach drastycznych przykładów skrajnej niefrasobliwości.

- W ludzkiej naturze widać leży, by co jakiś czas kusić los i rozstawać się z rozsądkiem, co zwykle w wysokich górach kończy się tragedią – myśli Wójcik.

Inna prawda, ważna dla ratowników brzmi, że z naturą nie da się walczyć i choć załoga W-3A próbuje zmagać się podczas akcji z wiatrem, mgłą, śniegiem czy innymi fatalnymi warunkami, to czasem pozostaje się pogodzić z przewagą przyrody i wycofać. Trzecia uniwersalna prawda jest banalna: każda wyprawa ratunkowa jest niepowtarzalna i rzadko przystaje do rutynowych procedur, a zwykle wymyka się wszelkim wcześniejszym doświadczeniom.

– Ale gdy już startujemy po rannego to po to by zdążyć z pomocą. Czasem trzeba na centymetry przytulić się do ściany, znaleźć niszę, albo wytrwale próbować podejścia, jedną , drugą czy kolejną drogą i tak do skutku, z determinacją, maksymalna koncentracją i rozwagą – bo w tej robocie nie ma innej metody - opowiada Wójcik.

Bezcenny W-3A

Janusz Wójcik, dzisiejszy pilot dyżurny i czuwający w zakopiańskiej bazie ratownicy TOPR doceniają zalety trzeciego już w Tatrach Sokoła . - Nasze szanse w górach na skuteczne dotarcie do poszukiwanych rosną dzięki nadmiarowi mocy świdnickich maszyn, a ratownicy mają do dyspozycji na pokładzie więcej miejsca na ewentualne interwencje medyczne – mówią piloci. Odkąd też zainstalowano w śmigłowcu wyciągarkę z liną o zasięgu 90 metrów, można podejmować nawet najtrudniejsze akcje - dodają.

W zakopiańskiej bazie powietrznych ratowników trwa akurat instalowanie dodatkowego oświetlenia i przystosowywanie lądowiska do lądowań i startów w nocy. Ratownik Andrzej Górka z dumą pokazuje wnętrze toprowskiego śmigłowca: na pokładzie obok ciasno upakowanych lin i noszy zainstalowano niezbędny sprzęt medyczny: defibrylatory, respirator, pompę infuzyjną, nawet przenośny ultrasonograf. Nie narzekamy –z abieramy ze sobą specjalistyczne wyposażenie porównywalne z tym co normalnie wiezie na akcję najwyższej klasy karetka pogotowia – tłumaczy Górka.

Naczelnik TOPR Jan Krzysztof potwierdza, że po 25 latach eksploatacji sokołów świdnicka maszyna sprawdziła się w górach.

- Dla nas fakt, że możemy pomóc a nasz śmigłowiec wytrwale wspiera polskich ratowników to wielka satysfakcja – mówi Krzysztof Krystowski, wiceprezes grupy Leonardo.

- Jedyny kłopot jaki mamy - to zastąpienie ratowniczego W-3A w okresach przeglądów i napraw – przyznaje szef TOPR.

- Pomagają nam wówczas śmigłowce naszej Policji, w trudnych, nagłych przypadkach na odsiecz przybywają helikoptery słowackiego ratownictwa, ze ściąganym wprost z Bratysławy solidnym wiropłatem Mi -17 , przystosowanym do działania w nocy – mówi naczelnik Krzysztof.

Tragiczna statystyka

Szef TOPR podkreśla, że 186 tatrzańskich ratowniczek i ratowników, z tego 43 zawodowych, finansowanych w ponad 90 procentach z funduszów MSWiA a także środków gromadzonych przez Fundację Ratownictwa Tatrzańskiego TOPR dziś już nie wyobraża sobie skutecznego działania bez wsparcia śmigłowca. W zeszłym roku Sokoła z doświadczoną ekipą wysyłano na pomoc 291 razy. TOPR udzielił pomocy w tym czasie 893 osobom w tym 72 obcokrajowcom. Był wśród nich młody Litwin, którego przy pomocy śmigłowcowego dźwigu zdejmowano ze szczytu Małego Giewontu. „Trzy ćwierci od śmierci" - tak ocenili jego stan ratownicy: na górę turysta wszedł kompletnie bez przygotowania, kiedy ewakuowano go przy pomocy wyciągarki z grani nie miał butów, był skrajnie wyczerpany i przemarznięty. Życie uratował mu - jak zresztą większości poszkodowanych wzywających pomocy w Tatrach - telefon komórkowy.

Naczelnik TOPR wspomina, że niestety, wciąż nazbyt często urazy po wypadku są zbyt poważne lub pomoc przychodzi za późno. W 2017 roku Tatry pochłonęły 15 ofiar. Tylko w czasie ostatniej przedłużonej majówki zginęły 2 osoby, ratowano – 30.

Zazwyczaj źle kończy się w górach brawura, grzechem powszednim jest przecenianie swych sił, brak wyobraźni. Od lat w Tatrach giną przede wszystkim mężczyźni, a śmierć jest zazwyczaj konsekwencją upadku z wysokości. W sezonie narciarskim, kiedy zwykle odnotowuje się ok. 2,5 tys. drobnych i poważniejszych wypadków, częściej kontuzje odnoszą...kobiety – odnotowują statystyki TOPR. Entuzjaści nart zwykle łamią nogi – snowboardziści – ręce.

Prezydencki dar

Pierwszy ratowniczy śmigłowiec W-3A Sokół rozpoczął służbę w Tatrzańskim Ochotniczym Pogotowiu Ratunkowym ćwierć wieku temu, w marcu 1993 r. Do TOPR maszyna wyprodukowana w „Świdniku" trafiła jako dar Kancelarii Prezydenta Lecha Wałęsy.

Ratownicze świdnickie śmigła dostępne na wezwanie w górach na zawsze zmieniły standardy niesienia pomocy poszkodowanym. W drugiej połowie lat 90-tych, po tragicznym wypadku sokoła podczas ratowniczej akcji, w której zginęło dwóch pilotów: Janusz Rybicki i Bogusław Arendarczyk oraz dwóch „toprowców": Janusz Kubica i Stanisław Mateja, górscy ratownicy długo byli wspierani przez śmigłowce Wojska Polskiego, Policji oraz Straży Granicznej.

Po wymuszonej przerwie sokół ze znakami ratownictwa na kadłubie i sprzętem medycznym na pokładzie w Tatry jednak powrócił. Odpowiednie wyposażenie górskiego sokoła umożliwia podjęcie przez załogę bezpośrednich działań ratowniczych ze śmigłowca pozostającego w zawisie w najtrudniej dostępnych ścianach tatrzańskich. Specjalistyczny sprzęt ułatwia ewakuację zagrożonych turystów, ma przy tym zapewnić udzielenie pomocy oraz ochronę życia i zdrowia do czasu, aż poszkodowany znajdzie się w szpitalu. Ratownicy TOPR przekonują, że „śmigłami" ze Świdnika często udaje się przetransportować rannych z najdalszych partii Tatr do szpitala w czasie poniżej 30 minut.

Na pomoc sąsiadom

– W ciągu ostatnich trzech lat śmigłowiec był podrywany do akcji ratowniczej z naszej zakopiańskiej bazy blisko 600 razy, to oznacza, że sokół towarzyszył nam w niemal co trzeciej interwencji –podsumowuje naczelnik TOPR

- Warto dodać, że polski sokół pomaga też naszym południowym sąsiadom. W ciągu ostatnich trzech lat nasz śmigłowiec interweniował aż 14 razy za granicą, ratując życie 18 osobom na Słowacji – wylicza naczelnik TOPR.

Pierwszy śmigłowiec W-3A Sokół dla TOPR zszedł z taśm produkcyjnych w Świdniku dokładnie 12 lutego 1993 r., a jego tatrzański „chrzest" odbył się kilka dni później, tj. 18 lutego 1993 r. W marcu 1993 r. pierwszy TOPR-owski Sokół rozpoczął dyżury ratownicze.

Jednak historia eksploatacji śmigłowców przez górskie ratownictwo sięga jeszcze lat 60-tych. W archiwum TOPR znajdziemy wzmiankę, że po raz pierwszy ratownicy użyli śmigłowca już w 1963 r. Był to również wytwarzany w WSK PZL Świdnik śmigłowiec SM-1. W późniejszych latach – aż do 1993 r. - ratownicy TOPR (wtedy jako Grupa Tatrzańska GOPR) korzystali ze śmigłowców Mi-2 działających w ramach Lotnictwa Sanitarnego z Krakowa dzięki ogromnemu zaangażowaniu m. in. pilota Tadeusza Augustyniaka.

- Tekst powstał we współpracy z PZL-Świdnik - partnerem serwisu Rzecz o polskich śmigłowcach.

Jedna głównych sprowadza się do tego, że wypadki w Tatrach były i będą się zdarzać, niezależnie od liczby apeli i nagłaśnianych w mediach drastycznych przykładów skrajnej niefrasobliwości.

- W ludzkiej naturze widać leży, by co jakiś czas kusić los i rozstawać się z rozsądkiem, co zwykle w wysokich górach kończy się tragedią – myśli Wójcik.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej