Donald Trump chętnie zarobi na polskiej armii

Tak, potrzebujemy gwarancji bezpieczeństwa. Jednak polskie władze, zamiast rozważyć sytuację w całej jej złożoności, reagują, kierując się odruchami bezwarunkowymi - piszą członkowie władz partii Razem.

Aktualizacja: 06.06.2018 17:52 Publikacja: 05.06.2018 18:52

Donald Trump chętnie zarobi na polskiej armii

Foto: AFP

MON zaproponowało Amerykanom stworzenie stałej bazy U.S. Army na terytorium Polski i obiecało dopłacić do niej ponad 7 miliardów złotych z kieszeni podatników. PiS twierdzi, że zwiększy to bezpieczeństwo Polski i wzmocni naszą pozycję w regionie. Czy zatem mamy „oczekiwać na amerykańską kawalerię", i cieszyć się z „wizerunkowego sukcesu MON", jak każe Marek Kozubal w komentarzu w „Rzeczpospolitej" z 30 maja? Niekoniecznie. Propozycja złożona Amerykanom jest bowiem dowodem słabości państwa polskiego.

Koronnym argumentem na rzecz bazy jest oczywiście sąsiedztwo Rosji. Owszem, prawicowy i neoliberalny reżim Putina, skrajnie opresyjny wobec własnych obywateli, naruszający wszelkie zasady współżycia międzynarodowego, rozpoczynający wojny hybrydowe i bezwstydnie posługujący się logiką strefy wpływów to ogromne wyzwanie dla polskiej polityki zagranicznej i obronnej. Można się spierać co do skali tego zagrożenia – i wskazywać, że sianie strachu przed wojną odbywa się po prostu na wyrost – ale prężenie muskułów przez Putina jest w dalszej perspektywie realnym problemem.

Tak, potrzebujemy gwarancji bezpieczeństwa. Jednak polskie władze, zamiast rozważyć sytuację w całej jej złożoności, reagują, kierując się odruchami bezwarunkowymi. Rząd, czy raczej Jarosław Kaczyński (Marek Kozubal wskazał wszak, że zaproszenie US Army do Polski nastąpiło z „woli prezesa"), posługuje się logiką zimnej wojny, co zresztą nie powinno dziwić, zważywszy że ewolucja jego poglądów politycznych skończyła się gdzieś w okolicach Okrągłego Stołu i przebiega według wzoru: Mamy problem z Rosją? Ściągnijmy Amerykanów!

Tymczasem jesteśmy dziś świadkami przyspieszonego przetasowania porządku, który panował na świecie od czasu upadku muru berlińskiego. Donald Trump wypowiedział wojnę handlową Unii Europejskiej. Ameryka, choć zaangażowana w europejskiej „szpicy" NATO, przenosi środek ciężkości swojej polityki na Daleki Wschód.

W Syrii trwa wojna zastępcza z Rosją, która rozlewa się na sąsiednie państwa, a zerwanie przez Waszyngton nuklearnego dealu z Iranem jeszcze podnosi temperaturę w regionie. Chiny zdetronizowały USA i są w tej chwili pierwszą gospodarką świata. „Nowy Jedwabny Szlak", flagowy projekt Xi Jinpinga, który ma przechodzić przez Polskę, stanowi zagrożenie dla amerykańskiej hegemonii.

Wątpliwe jest, czy wzmacnianie wojskowej pozycji USA w świecie jest równoznaczne ze „wzmacnianiem obozu demokracji". Polska klasa polityczna bezrefleksyjne stawia na Stany, zakładając, że interesy Polski są zawsze zbieżne z interesami USA. Tymczasem administracja amerykańska wie, że zimna wojna się skończyła, i prowadzi różne gry. Czasem w polityce wobec Rosji podąża za mocarstwową logiką „czyje na wierzchu" – i na to właśnie z całą swoją cyniczną służalczością stawia polski rząd. Czasem, jak za Obamy, ogranicza zaangażowanie militarne. Jeszcze kiedy indziej – jak dziś, za Trumpa – wdaje się z Putinem w niejasne układy. Owszem, Trump jako sprawny komiwojażer chętnie przygarnie polskie miliardy, ale jaki właściwie miałby interes, by bronić Polski w razie faktycznego zagrożenia?

Gra w amerykańsko-rosyjską ruletkę nie może skończyć się dobrze. To, co dziś potrzebne Polsce, to komplementarna wobec USA europejska architektura bezpieczeństwa, a także wzajemne gwarancje państw basenu Morza Bałtyckiego, dla których rosyjski rewizjonizm jest realnym zagrożeniem. W Brukseli trwają dyskusje nad koncepcją armii europejskiej, szansą może być PESCO, które pozwoli na ograniczenie wydatków na obronność w państwach UE dzięki współpracy przemysłów zbrojeniowych. Gdzie w tym wszystkim Polska? Polska woli czekać na „amerykańską kawalerię".

Zwolennicy powstania stałej bazy US Army twierdzą, że takie rozwiązanie się opłaca. Za 2 mld dolarów Amerykanie mają przywieźć ze sobą swój sprzęt wojskowy, który inaczej Polska musiałaby kupić ze swojego budżetu. Marek Jakubiak posunął się nawet do stwierdzenia, że „jest [to] dużo taniej za nasze bezpieczeństwo, niż gdybyśmy sami mieli budować własną armię. [...] Nawet jakby to miało 2 miliardy kosztować, to bezpieczeństwo mamy już".

W kwestii polityki bezpieczeństwa PiS miota się więc ze skrajności w skrajność. Antoni Macierewicz obiecywał, że za dziesięć lat polska armia uzyska zdolność powstrzymania każdego przeciwnika i rozdął budżet obronny do niespotykanych rozmiarów. Po dwóch latach kosztownego wymachiwania szabelką PiS wymienił ministra obrony; teraz, w imię „taniego państwa", chce zaoszczędzić na obronności, dokonując w praktyce outsourcingu swojej konstytucyjnej funkcji.

Wszystko to w momencie, kiedy polska armia jest w opłakanym stanie. Za przykład niech posłużą żołnierze, którzy są zmuszeni z własnych pieniędzy kupować na Allegro podróbki mundurów, z których kamuflaż schodzi po pierwszym praniu. Jeżeli płacenie USA za ochronę jest oszczędnością, jest to oszczędność na własnym bezpieczeństwie. Amerykańskie wojska nie zastąpią gruntownej reformy Sił Zbrojnych RP i racjonalizacji wydatków na obronność, które w tej chwili zbyt często napychają kieszenie lobbystom i amerykańskiemu kompleksowi militarno-zbrojeniowemu. Nie zastąpi też poważnego myślenia strategicznego.

Tymi kwestiami powinna się zająć także lewica, która rzadko podnosi problemy bezpieczeństwa i sił zbrojnych. A przecież jej celem powinno być skończenie z państwem z tektury. Wyrwanie się z półperyferyjnej kondycji i potraktowanie kwestii bezpieczeństwa na poważnie jest do tego niezbędne.

Autorzy są członkami władz partii Razem

MON zaproponowało Amerykanom stworzenie stałej bazy U.S. Army na terytorium Polski i obiecało dopłacić do niej ponad 7 miliardów złotych z kieszeni podatników. PiS twierdzi, że zwiększy to bezpieczeństwo Polski i wzmocni naszą pozycję w regionie. Czy zatem mamy „oczekiwać na amerykańską kawalerię", i cieszyć się z „wizerunkowego sukcesu MON", jak każe Marek Kozubal w komentarzu w „Rzeczpospolitej" z 30 maja? Niekoniecznie. Propozycja złożona Amerykanom jest bowiem dowodem słabości państwa polskiego.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej