Tak jak ćwierć wieku temu w obliczu zakończenia zimnej wojny po rozpadzie Związku Radzieckiego naiwnością było oczekiwanie, że to Stany Zjednoczone, korzystając ze swej potęgi gospodarczej, w tym finansowej oraz politycznej i militarnej, „zbawią świat" i zostaną jego postępowym przywódcą, tak naiwnością obecnie byłoby spodziewanie się czegoś podobnego po Chinach. Nie mają one na to ani środków, ani – w odróżnieniu od USA – chęci, o co niektórzy je podejrzewają, a inni nawet oskarżają.
Chiny bynajmniej nie pragną świata zdominować, tylko wykorzystać globalizację z pożytkiem dla siebie i niekoniecznie kosztem innych, ale czasami wręcz im pomagając.
Druga zimna wojna
W tym między innymi celu Ogólnochińskie Zgromadzenie Przedstawicieli Ludowych na tegorocznej, właśnie zakończonej sesji powołało nowe ciało, które ma się zajmować koordynowaniem pomocy gospodarczej Chin dla krajów uboższych. Stało się to niedługo potem, jak Stany Zjednoczone ostro obcięły swe środki na ten cel (Overseas Development Assistance, ODA) po to, aby móc zwiększyć wydatki zbrojeniowe. Rozkręcają one w ten sposób nowy wyścig zbrojny, w którym Chiny niestety też uczestniczą, bo zwiększają w tym roku swój budżet wojskowy o 8,9 proc., a więc ich udział w dochodzie narodowym rośnie, ponieważ zakłada się zwiększenie PKB o 6,5 proc.
Co gorsza, Stany Zjednoczone rozpoczęły wojnę handlową – zarówno z adwersarzami, jak i z politycznymi oraz militarnymi sojusznikami – której wygrać nie są w stanie. Koniec końców wojny handlowe sprowadzają się do tego, kto mniej straci, a nie kto więcej zyska. Prezydent Donald Trump po nałożeniu protekcjonistycznych ceł na import stali i aluminium ogłosił swą kolejną decyzję o importowych cłach w wysokości co najmniej 60 miliardów dolarów na różnorodne chińskie towary poszukiwane przez amerykańskich konsumentów i producentów. Decyzje te zaszkodzą, a nie pomogą Stanom Zjednoczonym, choć odczuwalne to będzie dopiero po listopadowych wyborach, które mogą odebrać republikanom większość w amerykańskim Senacie.
Takie błędy w polityce gospodarczej nie tylko osłabiają współpracę międzynarodową i utrudniają właściwe ukierunkowanie nieodwracalnej globalizacji poprzez nadawanie jej bardziej inkluzyjnego charakteru, lecz pogarszają i tak już złą sytuacją na światowej scenie. Jeszcze kilka lat temu, podczas prezydentury Baracka Obamy, niektórzy pokładali nadzieję na sprostanie piętrzącym się globalnym wyzwaniom w swoistym, kierowanym pragmatyzmem sojuszu USA i Chin, jednak tzw. Chimeryka nie rozwinęła skrzydeł.