Zybała: Zabójczy hejt polityczny

Media są beneficjentami i ofiarami systemu rządzenia.

Publikacja: 05.02.2019 18:40

W zamkniętym świecie politycznych liderów nie ma racji wyższych, które uzasadniałyby konsensus, twor

W zamkniętym świecie politycznych liderów nie ma racji wyższych, które uzasadniałyby konsensus, tworzenie wspólnego mianownika. Taką okazją nie były nawet obchody 100-lecia odzyskania niepodległości

Foto: Fotorzepa, Marta Bogacz

Powiało optymizmem w dyskusjach o skończeniu z hejtem w polityce. Sporo polityków i komentatorów zadeklarowało bowiem poprawę. Słusznie uznali, że należy zacząć od siebie. Przyczyny hejtu nie tkwią jednak tylko w ich dobrej czy złej woli albo sumieniu.

Trudno się dziwić, że polski hejt polityczny osiągnął poziom zabójczy. Od dawna zmierzał w tę stronę. Liderzy polityczni silnie wspawali go w samo jądro polskiej polityki.

Siedem grzechów

Po pierwsze – liderzy dwóch największych obozów rozmyślnie zdecydowali o dążeniu do radykalnej polaryzacji w społeczeństwie. Od 2005 r. na nieznaną wcześniej skalę zaczęli przeciwstawiać elitom lud, Polskę A Polsce B, bogatych biednym. Podzielili Polaków na dobrych i złych, patriotów i zdrajców, uczciwych i złodziei, mądrych i głupich. Politycznie okazało się to opłacalne. Dwa największe obozy podzieliły elektorat, zachowując szansę albo na władzę, albo wygodną opozycję.

Po drugie – liderzy partyjni zgodzili się, że zwycięzca bierze wszystko – może kolonizować cały sektor publiczny, aby uzyskać benefity dla swoich wiernych. Ustanowili grę o najwyższą stawkę – o własność całego sektora publicznego i całkowite korzyści. Potrzebowali bowiem zasobów do opłacania swoich wojowników do bezwzględnej walki o wszystko. Mieli działać w każdej sferze – biznesie, mediach, administracji itp. Przyznali im wysoko płatne zajęcie, aby odbierać konkurentom – w codziennym partyjnym jazgocie – wszelką godność i prawomocność do działania publicznego, a najlepiej ich zdehumanizować.

Trzecia rzecz – liderzy zgodzili się, że polityka ma się stać wojną totalną, a zwycięzca ustanawia hegemonię – własną i swoich elektoratów nad tą drugą częścią Polski (społeczeństwa). Domyślnie przyjęli, że konsensusy w sprawach ideowych i światopoglądowych w Polsce nie wychodzą. W tej sferze zwycięzca również bierze wszystko, jak w sektorze publicznym. Ustanawia swoje reguły, np. w symbolice narodowej i państwowej, w systemie edukacji (świeckość–religijność), polityce zagranicznej itp. Zwycięzca tworzy niemal inne państwo.

Czwarta rzecz to media – uznano je za broń polityczną. Mają razić ogniem przeciwników i zabiegać o elektorat. Siłą rzeczy musiały stać się sprężyną hejtu. Dziennikarze w roli pomagierów władzy dążącej do hegemonii. Bronią władzy jak działacze partii, bo od tego zależą ich ścieżki zawodowe. Ale są zarówno beneficjentami, jak i ofiarami systemu rządzenia.

Piąta rzecz – liderzy domyślnie zgodzili się, że w ich obozach obowiązuje mentalność oblężonej twierdzy, mentalność „własnej świętej racji". Przeciwnik polityczny nie może mieć choćby cząstkowej racji, wiarygodnych argumentów, które warto przeanalizować. Kompromis jest zdradą. Pojęcie wspólnoty moralnej tylko w granicach własnych obozów. Jedni pokazują oponentów jako towarzystwo o lepkich rękach, pogardzające społeczeństwem, kupczący interesem narodowym itp. Drudzy opisują oponentów jako radykałów, zagrożenie dla stabilności Polski i pozycji kraju w Unii Europejskiej.

Szósta rzecz – liderzy wspierają paranoiczną konstrukcję przeciwnika jako wroga, który obdarzony jest niewyobrażalną mocą, której nic nie ogranicza. Problemy nie wynikają z natury rzeczy, ale mają źródła w złej woli złych ludzi z przeciwnego obozu. Tylko „swoi" są wyłączeni z kręgu zła.

Siódma sprawa – liderzy partyjni w wirze walki pozbyli się zmysłu państwowego, poczucia kruchości polskiego bytu, złożoności otoczenia, w którym nasze państwo funkcjonuje. Dla wielu z nich prawdziwą ojczyzną nie jest polskie państwo, a ich emocje, zadawnione uprzedzenia, chęć udowodnienia swoich racji. Są raczej patriotami swoich wyznań religijnych albo ideologii. W ich zamkniętym świecie nie ma racji wyższych, które uzasadniałyby konsensus, tworzenie wspólnego mianownika.

Największym problemem jest to, że politycy wytworzyli system klientystyczny, którego liczne mechanizmy zasilają budżety wydatkowane na codzienny hejt. Trudno sobie obecnie wyobrazić proces przewartościowania. Politycy musieliby odchodzić od swojego bezgranicznego woluntaryzmu na rzecz zasad merytokratycznych jako podstawy funkcjonowania państwa (reguły i normy, w tym profesjonalne, etyczne). Ale to byłby już inny model państwa. Liderów raczej nie stać na to. Gdyby nie swobodne dysponowanie majątkiem państwowym, straciliby władzę w swoich obozach w ciągu kilku tygodni.

Strategia małych kroków

Nie znaczy to jednak, że w dłuższej perspektywie nie może się poprawiać. Należałoby wszcząć swoisty proces pokojowy. Ważna jest strategia małych, ale wyraźnych kroków. Choćby stopniowe ograniczanie zasady nomenklatury w rekrutacji na wybrane typy stanowisk (ponadpartyjnie sformułować minimalne warunki kompetencji), określać neutralne partyjnie procedury tworzenia prawa, stwarzać szanse dla ludzi utalentowanych, ale neutralnych politycznie chcących pracować w administracji i dyplomacji. Więcej transparencji w funkcjonowaniu urzędów, aby zniechęcać partyjnych nominatów do korzystania z „okazji". „Uwalniać" media publiczne (tworzyć choćby strefy neutralne).

Warto pomyśleć o działaniach długofalowych. Dzisiejsi politycy i komentatorzy, z którymi mamy tyle problemów, to dawni uczniowie. Dlatego do programów szkolnych warto być może wprowadzić więcej treści, które pomogłyby uczniom w zarządzaniu emocjami, samodyscyplinie moralnej i intelektualnej. Dobrym wzorem mogą być zajęcia w ramach edukacji moralnej w krajach anglosaskich. Przydałoby się więcej zajęć, które wymagają od uczniów współpracy, a także ćwiczeń w zdolności do osiągania kompromisów w małych sprawach, szanowania odmienności, odrębnych przekonań itp.

Potrzebne są działania strukturalne w państwie i polityce. W sensie emocjonalnym śmierć Pawła Adamowicza wiele uświadamia, ale możemy szybko przejść do starych nawyków. Nie wiadomo, ilu polityków i komentatorów dojdzie do przełomu moralnego. Takiego, który pozwoliłby im wyzwolić w sobie więcej samodyscypliny moralnej, ale i intelektualnej.

Autor jest profesorem SGH, zajmuje się zagadnieniami polityki publicznej, ewaluacji, dialogu społecznego i rządzenia publicznego. Ostatnio wydał książkę „Polski umysł na rozdrożu. Wokół kultury umysłowej w Polsce"

Powiało optymizmem w dyskusjach o skończeniu z hejtem w polityce. Sporo polityków i komentatorów zadeklarowało bowiem poprawę. Słusznie uznali, że należy zacząć od siebie. Przyczyny hejtu nie tkwią jednak tylko w ich dobrej czy złej woli albo sumieniu.

Trudno się dziwić, że polski hejt polityczny osiągnął poziom zabójczy. Od dawna zmierzał w tę stronę. Liderzy polityczni silnie wspawali go w samo jądro polskiej polityki.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej
Wydarzenia
#RZECZo...: Powiedzieli nam
Wydarzenia
Kalendarium Powstania Warszawskiego