Krzysztof Arciszewski: Polak, który podbijał Amerykę Południową

Krzysztof Arciszewski to XVII-wieczny awanturnik, marynarz i żołnierz, a przy tym poeta i badacz południowoamerykańskich plemion. W 1631 r. dowodził holenderską armadą, która podbiła porty w Brazylii.

Aktualizacja: 01.01.2017 07:20 Publikacja: 29.12.2016 13:51

Burzliwe losy Krzysztofa Arciszewskiego, admirała holenderskiej floty i generała artylerii w Rzeczyp

Burzliwe losy Krzysztofa Arciszewskiego, admirała holenderskiej floty i generała artylerii w Rzeczypospolitej, to gotowy materiał na scenariusz filmowy.

Foto: POLONA

Krzysztof Arciszewski był barwną postacią, żołnierzem – w stopniu admirała – w służbie holenderskiej Kompanii Zachodnioindyjskiej, a w ostatnich latach życia, po zrehabilitowaniu go przez Władysława IV, generałem polskiej artylerii. Trudno jednak było uczynić z niego narodowego bohatera i to co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, urodził się w ariańskiej rodzinie w wielkopolskim Rogalinie, po drugie zaś w 31. roku życia został skazany na wygnanie z kraju. A mimo to ten niekatolik i banita, powróciwszy na ojczyzny łono, z nawiązką odpokutował grzechy młodości. Aż dziw, że do tej pory nie powstał serial opowiadający o jego burzliwych losach (mamy jedynie polsko-brazylijski dokument z 2003 r. „Konkwistador po polsku. Krzysztof Arciszewski" w reż. Doroty Latour i Jerzego Paczki). Warto cofnąć się w czasie, by wraz z Arciszewskim udać się w podróż przez ocean do wschodnich wybrzeży Ameryki Południowej.

Sarmacka natura

Urodził się 9 grudnia 1592 r. we wsi Rogalin, w dobrach należących do matki – Heleny Arciszewskiej z domu Zakrzewskiej, jako jeden z trzech synów Eliasza Arciszewskiego (był jeszcze Eliasz junior i Bogusław). Jego rodzina szczyciła się szlacheckim herbem Prawdzic, co ważniejsze jednak, należała do zgromadzenia tzw. braci polskich, czyli arian. W takim też duchu, najbardziej radykalnym odłamie reformacji w Polsce, Eliasz wychowywał swoich synów. Krzysztof odebrał podstawowe wykształcenie w ariańskiej szkole w Śmiglu, by po szerszą wiedzę udać się do Frankfurtu nad Odrą. Niedługo potem wyjechał do Birż, gdzie stał się jednym z najbliższych współpracowników hetmana Krzysztofa Radziwiłła, skłóconego z królem Zygmuntem III Wazą. W latach 1621–1622 u boku hetmana walczył w wojnie inflanckiej, podczas której litewskie wojska toczyły zacięte boje ze Szwedami (zakończone rozejmem w Mitawie).

Zanim jednak Krzysztof wyruszył do Inflant, jego rodzina popadła w poważne kłopoty finansowe za sprawą jednego człowieka: Jaruzela Kacpra Brzeźnickiego. Był to także arianin, przede wszystkim jednak przebiegły adwokat, który już w 1611 r. wszedł w posiadanie części miasta Śmigla. „Jaruzel szybko zyskał sobie opinię pieniacza i niegodziwca dręczącego służbę i chłopów. Coraz łakomiej spoglądał też na drugą część miasta przynależną Eliaszowi Arciszewskiemu, teologowi ariańskiemu i zarazem pastorowi tej gminy wyznaniowej w Śmiglu. Eliasz był bardzo mądrym człowiekiem, jednak sprawy duchowe zajmowały go bardziej od ziemskich. W tych »wyręczał« go kum–arianin Brzeźnicki, zadłużając we własnej kieszeni coraz bardziej majątek należący do Eliasza. Aż wreszcie go przejął i zawładnął całymi dobrami śmigielskimi. Procesy sądowe w latach 1613–1618, które były konsekwencją tego przejęcia, przypieczętowały ruinę Arciszewskich" (za: Marek Gotard, „Ostatnia przystań rycerza obieżyświata", www.historia.trójmiasto.pl). Nie może więc dziwić to, co wydarzyło się wiosną 1623 r.

Ponieważ w sądach rodzina Krzysztofa nic nie zyskała, młody i zaprawiony w bojach szlachcic postanowił osobiście wymierzyć sprawiedliwość. Wraz z braćmi pojmał powracającego z sejmiku w Środzie Jaruzela Brzeźnickiego i zaciągnął go na rynek do pobliskiego miasteczka. Krzysztof wykazał się szczególnym okrucieństwem: „szarpnięciem poderwał palestranta na nogi i przywiązał do szubienicznego słupa na środku rynku. Poderżnął mu gardło, wydarł na zewnątrz język i przybił nożem do słupa. Chociaż był biały dzień i ludzi pełno wokół, nikt nie śmiał przystąpić do braci Arciszewskich. Na koniec poćwiartowali żywego jeszcze palestranta, a szczątki powiesili na miejskiej szubienicy przeznaczonej do tracenia łotrów. Krzysztof objechał pal dookoła, sycąc oczy widokiem kapiącej krwi. Dźgnął konia ostrogami i bracia odjechali. Nikt nawet nie próbował ich zatrzymać" (Joanna Łenyk-Barszcz i Przemysław Barszcz, „Poza horyzont. Polscy podróżnicy", Zona Zero 2016). Wymierzenie rodowej sprawiedliwości i ugaszenie gniewu miało jednak wysoką cenę: bracia zostali skazani na banicję. Dwa lata później, mimo ugody pomiędzy zwaśnionymi stronami, dobra śmigielskie trafiły w ręce katolików. W ten sposób bracia Arciszewscy zostali nie tylko wygnani, ale także ostatecznie pozbawieni ojcowizny.

Krzysztof udał się do Hagi. Tam, dzięki pomocy hetmana Radziwiłła, rozpoczął studia w szkole inżynierii wojskowej, artylerii i nawigacji, co wkrótce miało bardzo mu się przydać. Nim jednak został słynnym admirałem w służbie Holandii, na przełomie 1625 i 1626 r. na moment wrócił do kraju. „Otrzymał tu od swojego protektora Krzysztofa Radziwiłła funkcję tajnego wysłannika na dwór francuski. Miał tam przeprowadzać tajne rokowania z bratem króla Ludwika XIII, księciem Gastonem Orleańskim, którego Radziwiłł widział na polskim tronie w razie detronizacji Zygmunta III. We Francji zastała naszego bohatera wojna domowa pomiędzy francuskimi katolikami a hugenotami. Jej konsekwencją było słynne, także dzięki powieści Aleksandra Dumasa »Trzej muszkieterowie«, oblężenie hugenockiej twierdzy La Rochelle. Wraz z pierwszym dowódcą oblężenia, katolikiem Gastonem Orleańskim, pod La Rochelle przybywa także kalwin Arciszewski. Co ciekawe, robi to oficjalnie, bo katolicka Francja była wówczas sojusznikiem kalwińskiej Holandii. W ten sposób holenderski oficer Arciszewski, służący pod sztandarami kardynała Richelieu, zyskał podczas ponadrocznego oblężenia międzynarodową sławę, aby jako bohater powrócić do Holandii" (za: Marek Gotard, cyt. j.w.). Wtedy też postanowił przejść w stan spoczynku i oddać się swojej pasji – nurkowaniu w morskich głębinach w nieprzemakalnym kombinezonie. Jak sam zanotował, „bawiąc w Scheveningen nad Morzem Północnym, postanowiłem wypróbować pewną moją konstrukcję, o której dawno już zamyślałem, pozwalającą secure po dnie morskim chodzić. (...) Podmorskie ekspedycje będą miały w przyszłości znaczenie w wojskowości. Przeprowadzam doświadczenia nad podwodnymi petardami przeznaczonymi do zatapiania okrętów. Zapewne przyjdzie do tego, żebym mógł takowe w bitwie wypróbować" – jak się wkrótce okaże, rzeczywiście tak się stało.

Admirał Kompanii Zachodnioindyjskiej

W 1629 r. Krzysztof Arciszewski podpisał trzyletni kontrakt z holenderską Kompanią. Wraz ze zwerbowanymi ludźmi miał popłynąć do Brazylii i odbić jej wschodnie porty i miasta, zwłaszcza Pernambuco, głównego producenta cukru na świecie. Obszernie o dokonaniach Arciszewskiego za oceanem pisze Huber Szymczyk (www.historia.org.pl): „Dzięki śmiałym planom taktycznym Polaka zostały zdobyte najważniejsze miasta nadmorskie w rejonie: Olinda, Pernambuco, a nieco później Recife. W 1631 r. wyróżnił się śmiałym rajdem na strategicznie położoną wyspę Itamaraca, wzniósł tam fort Orange i został dowódcą garnizonu. Rok później brał udział w zdobywaniu fortów w pobliżu rzeki Rio Grande. Tam też po raz pierwszy zetknął się z Indianami Tupi (Tapujami), którzy zostali sojusznikami Holendrów w walkach z Portugalczykami. Ciężkie walki, dzięki uporowi i waleczności żołnierzy, a również poniekąd przekupieniu dowódców portugalskich, zakończyły się sukcesem Holendrów. Rozpoczęła się trwająca niemal ćwierć wieku holenderska okupacja Brazylii. Po krótkim pobycie w Holandii [Arciszewski] powrócił do Brazylii w 1634 r., wyróżniając się w kilku bitwach. Największe uznanie przyniosła mu odważna postawa pod Porto Calvo w 1637 r., w której ramię w ramię ze zwykłymi żołnierzami Kompanii walczył przeciwko Portugalczykom. W czasie pokoju, wykorzystując swoje doświadczenie z Europy Zachodniej, począł umacniać twierdze i przyczółki zdobyte na wrogu. Na rozkaz głównodowodzącego kierował ekspedycjami badawczymi m.in. w górę granicznej rzeki San Francisco w poszukiwaniu złóż srebra. Znaczący udział Arciszewskiego w zwycięstwie w kampanii brazylijskiej przyniósł mu sławę oraz uznanie zarówno w koloniach, jak i też w Europie".

A mimo to gubernatorem brazylijskich ziem Kompania ustanowiła grafa Maurycego von Nassau. Rozżalony Arciszewski w 1637 r. powrócił do Holandii. Na osłodę dla polskiego konkwistadora na polecenie zarządu Kompanii oraz władz Amsterdamu wybito specjalny medal z sentencją „Przyjmij laur zwycięski", a ponadto w porcie witał go rozentuzjazmowany tłum; zorganizowano też przyjęcie na jego cześć. Dwa lata później Arciszewski ponownie wyruszył do Brazylii, już jako admirał na własnym statku „Groote Christoffel" („Krzysztof Wspaniały"), a także wicegubernator zdobytych ziem. Niestety, na miejscu von Nassau szybko postanowił pozbyć się charyzmatycznego zastępcy. Uknuł spisek, w wyniku którego „gubernator aresztował Arciszewskiego pod pozorem zdrady i działania na szkodę interesów Kompanii Zachodnioindyjskiej oraz wysłał jako więźnia do Amsterdamu. Nikt nie pomógł Polakowi. (...) Tylko dzięki świadectwu hetmana litewskiego i niektórych osobistości z kręgu nauki i polityki zwrócono mu żołnierski honor. Wyrok sądu z degradacji i wyrzucenia ze służby zamieniono na odejście z wojska, lecz bez przywilejów przysługujących byłym wojskowym" (op. cit.). Arciszewski wycofał się wówczas z działalności publicznej i osiadł w Amsterdamie. Nie dostał jednak nawet guldena z pensji przysługującej oficerom walczącym w interesach Kompanii Wschodnioindyjskiej. Zajął się twórczością literacką, pisał prozę, poezję, wspomnienia oraz traktat o medycynie. „Pisane w tropikach »Elegie« miały stanowić niejako formę pojednania z Bogiem za dawne grzechy, które butny młody szlachcic popełnił w Polsce. Co ciekawe, Arciszewski zapisał się również na kartach historii jako pierwszy polski etnolog i badacz Indian. W swoich dziennikach z wyprawy opisał życie plemienia Tapujów. Według Arciszewskiego: »to koczujący na nieuprawnych pustkowiach lud dziki i ludożerczy, nieosłaniający żadnej części ciała, nawet tych najwstydliwszych«" (op. cit.).

Powrót syna marnotrawnego

Ponieważ Arciszewski, jak sam zapewniał, nigdy nie zabiegał o majątki i zaszczyty, zdobyczne skarby rozdzielał pomiędzy żołnierzy, a godności i stanowiska rozdawał tym, którzy najbardziej byli ich godni, po odejściu z holenderskiego wojska został dosłownie z niczym. W ojczyźnie jednak sam Władysław IV dostrzegł wszechstronnie utalentowanego, wykształconego i doświadczonego żołnierza. Król oczyścił Arciszewskiego z młodzieńczych przewin i w 1646 r. zapewnił mu zaszczytne stanowisko starszego nad armatą koronną, czyli generała artylerii z miesięcznym żołdem 6 tys. złotych. Z polecenia Władysława IV Arciszewski m.in. budował mosty pontonowe, był też wielkim entuzjastą wprowadzania nowinek technologicznych (np. rakiet zwanych racami).

Po śmierci Władysława IV w 1648 r. na polskim tronie zasiadł jego brat Jan Kazimierz. Nowy król nie darzył Arciszewskiego równie dużym uznaniem, mimo znaczących zasług doświadczonego żołnierza. On to bowiem „wyróżnił się, uczestnicząc w odsieczy obleganego przez Chmielnickiego Zbaraża w 1649 r. oraz dowodząc obroną Lwowa. Niewielką wzmiankę o nim umieścił nawet Sienkiewicz w »Ogniem i mieczem«, jako o... starym wodzu zasłużonym wielkimi czynami w służbie holenderskiej, nieustępliwie broniącym szańców miasta przed Kozakami. Tuż po bitwie zbaraskiej doszło do otwartego konfliktu dumnego generała, nieakceptującego ugody z Chmielnickim, z tracącym swe wpływy na dworze marszałkiem Jerzym Ossolińskim. Zrozpaczony brakiem jakiegokolwiek posłuchu pośród rady i oficerów dla swoich planów, Krzysztof Arciszewski ustąpił z zajmowanego przezeń stanowiska. Zrezygnowany osiadł w majątku swojego stryja pod Gdańskiem" (op. cit.). A właściwie zamieszkał w pobliskich Buszkowych, zmarł zaś – najprawdopodobniej – w rodowym Arciszewie w 1656 r. Pochowano go w kalwińskim zborze w Lesznie (gdzie wcześniej spoczęli jego rodzice). Dwa lata po śmierci „starszego nad armatą", dokładnie 20 lipca 1658 r., Sejm Rzeczypospolitej nakazał braciom polskim, aby albo wyrzekli się swojej wiary, albo na zawsze opuścili kraj. Zbór, w którym spoczęły doczesne szczątki Krzysztofa Arciszewskiego, podpalono w odwecie za pomoc, jakiej mieszkańcy Leszna mieli udzielić Szwedom podczas Potopu. Grobowiec rodziny Arciszewskich strawił ogień.

Krzysztof Arciszewski był barwną postacią, żołnierzem – w stopniu admirała – w służbie holenderskiej Kompanii Zachodnioindyjskiej, a w ostatnich latach życia, po zrehabilitowaniu go przez Władysława IV, generałem polskiej artylerii. Trudno jednak było uczynić z niego narodowego bohatera i to co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, urodził się w ariańskiej rodzinie w wielkopolskim Rogalinie, po drugie zaś w 31. roku życia został skazany na wygnanie z kraju. A mimo to ten niekatolik i banita, powróciwszy na ojczyzny łono, z nawiązką odpokutował grzechy młodości. Aż dziw, że do tej pory nie powstał serial opowiadający o jego burzliwych losach (mamy jedynie polsko-brazylijski dokument z 2003 r. „Konkwistador po polsku. Krzysztof Arciszewski" w reż. Doroty Latour i Jerzego Paczki). Warto cofnąć się w czasie, by wraz z Arciszewskim udać się w podróż przez ocean do wschodnich wybrzeży Ameryki Południowej.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Historia
Przemyt i handel, czyli jak Polacy radzili sobie z niedoborami w PRL