Bitwa o Stalingrad: Radzieckie Verdun

Ta bitwa należała do decydujących momentów II wojny światowej. Problem w tym, że zarówno w czasach ZSRR, jak i obecnie kreowany jest stalingradzki mit, który ma ukryć faktyczne okoliczności i przebieg tego gigantycznego starcia.

Aktualizacja: 22.12.2018 05:45 Publikacja: 20.12.2018 18:00

Plan kontruderzenia Armii Czerwonej, które pozwoliłoby okrążyć armię Paulusa i odblokować Stalingrad

Plan kontruderzenia Armii Czerwonej, które pozwoliłoby okrążyć armię Paulusa i odblokować Stalingrad, powstał w październiku 1942 r.

Foto: AFP

Zacząć trzeba od tego, że do bitwy o takim przebiegu, jaki dziś znamy, mogło w ogóle nie dojść. 19 czerwca 1942 r. po radzieckiej stronie frontu wylądował awaryjnie niemiecki samolot łącznikowy. Załoga zginęła i nie zdołała spalić przewożonych dokumentów. Tak na Kremlu pojawił się „błękitny plan", czyli rozkaz Hitlera dotyczący letniego natarcia na Kaukaz i Wołgę.

Przypomnijmy, że po zimowej kontrofensywie na przełomie 1941 i 1942 r. radzieckie dywizje odrzuciły Wehrmacht od Moskwy na odległość 150–300 km. Hitlerowi udało się ustabilizować front, ale Armia Czerwona nie miała siły do dalszej ofensywy. Wiosną Berlin zrozumiał, że po dotychczasowych stratach nie jest w stanie powtórzyć ataku na całej długości frontu. Sztab generalny wybrał kolejny atak na Moskwę, ale Hitler wskazał południowy odcinek frontu, kierując się racjami ekonomicznymi.

Stalin nie uwierzył

Zgodnie z „błękitnym planem" siły niemieckie zostały podzielone na dwie grupy armii. Ich zadaniem było przełamanie radzieckiej obrony, po czym Grupa A miała uderzyć na Kaukaz, a po jego sforsowaniu zdobyć Baku i pola naftowe Azerbejdżanu. Tak Hitler chciał unieruchomić wojska pancerne i lotnictwo przeciwnika, a zarazem sparaliżować jego przemysł zbrojeniowy. Grupa Armii B, w skład której weszła 6. Armia pod dowództwem gen. Friedricha von Paulusa, miała sforsować zakole Donu, po czym zdobyć Stalingrad, ważny ośrodek przemysłu i port na Wołdze. Inaczej mówiąc, dywizje Paulusa miały przeciąć najważniejszą wodną arterię komunikacyjną ZSRR, a zarazem osłonić natarcie na Kaukaz.

Feldmarszałek Friedrich Paulus, dowódca 6. Armii, po klęsce pod Stalingradem trafił do niewoli

Feldmarszałek Friedrich Paulus, dowódca 6. Armii, po klęsce pod Stalingradem trafił do niewoli

AFP

Zadanie ułatwił Niemcom nie kto inny tylko Stalin. Podczas gdy jego generałowie na lato 1942 r. mieli pomysł aktywnej obrony, wódz bezustannie żądał ofensywy. Pech chciał, że na jego odzew odpowiedzieli marszałek Siemion Tymoszenko dowodzący Frontem Południowo-Zachodnim (odpowiednik grupy armii) wraz z partyjnym nadzorcą tego odcinka Nikitą Chruszczowem. W kwietniu Tymoszenko zaczął ofensywę, aby odbić Charków, po czym niemieckie kontruderzenie doprowadziło do okrążenia jego frontu. W tzw. kotle barwienkowskim Wehrmacht wziął do niewoli 240 tys. jeńców, a co gorsza zdobył 1,5 tys. czołgów i 5 tys. armat. Skutek był taki, że klęska charkowska spowodowała na linii walk dziurę kilkusetkilometrowej szerokości, którą obsadziły pospiesznie zebrane rezerwy. Gdy zgodnie z „błękitnym planem" 26 czerwca atak podjęły Grupy Armii A i B, weszły w radziecką obronę jak nóż w masło. To pierwsza ze wstydliwych okoliczności stalingradzkiej bitwy, choć nie ostatnia.

Kolejną jest okres pomiędzy czerwcem a sierpniem, nazwany oficjalnie etapem walk opóźniających. Nie było żadnego opóźniania, tylko lipcowy kocioł, w którym poddało się kolejne 100 tys. czerwonoarmistów, czyli 14 dywizji. A potem nastąpił chaos i paniczna ucieczka, którą pod koniec miesiąca powstrzymały dwie decyzje Stalina. Pierwszą był słynny rozkaz nr 227, znany jako „ani kroku w tył". Na jego mocy utworzono oddziały zaporowe do walki z panikarzami i dezerterami. Odtąd każda z dywizji miała zaporowy batalion obsadzony kadrą NKWD, który zajmował pozycje z tyłu walczących wojsk, uniemożliwiając im ucieczkę. Ten sam rozkaz powołał karne kompanie i bataliony, a w lotnictwie – eskadry. Zresztą liczby mówią same za siebie.

Zgodnie z odtajnionymi meldunkami w tej fazie walk oddziały zaporowe aresztowały 149 tys. dezerterów. Rozstrzelano 5 tys. z nich, a 10 tys. wcielono do karnych jednostek, co też równało się śmierci. Dopiero tak drakońskie kroki pozwoliły opanować sytuację. Bo żołnierze radzieccy nie tylko chętnie poddawali się nieprzyjacielowi, ale też przechodzili na jego stronę. Tak powstała służba hiwi, zjawisko uznane w Rosji za bodaj najbardziej haniebne (patrz: ramka obok).

Nie wiadomo także, dlaczego rosyjscy historycy sławią obronę Stalingradu, a milczą o Woroneżu. Był to bodaj jedyny chlubny epizod Armii Czerwonej. Po utracie połowy miasta obrona drugiej części była nie mniej uporczywa, jak w Stalingradzie, trwając przy tym dłużej (lipiec 1942 – marzec 1943 r.). Pewnym wytłumaczeniem jest fakt niezwykłego okrucieństwa obu walczących stron, które przyćmiło słynną bitwę nad Wołgą. A ponieważ Woroneż oblegała armia węgierska, od tej pory żołnierze radzieccy niechętnie brali żywych jeńców tej narodowości.

Szczurza wojna

Mówiąc o bitwie stalingradzkiej, najczęściej mamy na myśli obronę samego miasta. Tymczasem historycy określają tą nazwą walki trwające od połowy sierpnia 1942 r. do lutego 1943 r., dzieląc starcie na kilka faz i operacji. Brały w nim udział miliony żołnierzy (ramka nr 2). Pod naciskiem 6. Armii Wehrmachtu świeżo podciągnięte rezerwy w postaci 62. i 64. Armii okopały się w zakolu rzeki Don. Zatrzymały niemieckie natarcie na tydzień, po czym pod groźbą okrążenia wycofały się na drugi brzeg. Niemcy natychmiast sforsowali Don i w połowie sierpnia osiągnęli brzeg Wołgi na północ i południe od Stalingradu. Tym samym odcięli obrońców od lądowych posiłków. Armia dowodzona przez von Paulusa wyprzedziła przy tym cofające się armie radzieckie.

W tym czasie miasta broniła tylko dywizja NKWD oraz baterie obrony przeciwlotniczej złożone w sporej części z kobiet. Byli także robotnicy miejscowych zakładów czołgowych. Wspólnie uniemożliwili zajęcie miasta z marszu. Pomogły też kontruderzenia sąsiedniego Frontu Dońskiego, o których historycy rosyjscy także nie lubią wspominać. A w okresie sierpień–październik takich uderzeń było kilka. Dlaczego? Bo zważywszy, że ich celem było odblokowanie Stalingradu, zakończyły się niepowodzeniem i ogromnymi stratami. Po co więc tłumaczyć, dlaczego obrońcy Stalingradu bili się sami?

W każdym razie pod koniec sierpnia resztki 64. i 62. Armii znalazły się w mieście. A raczej na jego śmierdzących trupami zgliszczach, bo Stalin doprowadził w międzyczasie do bodaj największej tragedii. Stalingrad to przedrewolucyjny Carycyn, już wówczas kwitnący ośrodek handlu zbożem. Radziecka industrializacja zwiększyła liczbę mieszkańców z 80 tys. do prawie 500 tys. W latach 1941–1942 w mieście rozmieszczono ponad 100 tys. uchodźców, w tym dzieci wywiezione z oblężonego Leningradu. Ponadto w czasie niemieckiej ofensywy 1942 r. w Stalingradzie znalazły się dodatkowe dziesiątki tysięcy uciekinierów. Tymczasem Stalin zabronił ewakuacji ludności cywilnej, twierdząc, że wywrze to zły wpływ na obrońców miasta. No i stało się to, co musiało się stać: 23 sierpnia armada kilkuset samolotów 4. Armii Luftwaffe zbombardowała przepełniony Stalingrad. A raczej systematycznie niszczyła miasto cały dzień, zrzucając tysiąc ton bomb. Z powodu drewnianej zabudowy oraz licznych zbiorników ropy naftowej rozpętał się ogniowy huragan, który przenosił żywioł z dzielnicy na dzielnicę, a nawet za Wołgę.

Tym samym Stalingrad podzielił los Hamburga, Drezna i Tokio, tyle że zbombardowanych przez alianckie lotnictwo. Straty też były podobne. Oficjalnie tego dnia zginęło 40 tys. cywilów, jednak najnowsze dane mówią o 90 tys. A więc masakra na skalę Hiroszimy i Nagasaki. Później też nie było lepiej. Niemcy walki o Stalingrad nazwali szczurzą wojną. W morzu ruin trudno im było wykorzystać techniczną przewagę wojsk pancernych i artylerii. Pod znakiem zapytania stanęła skuteczność wsparcia lotniczego, ponieważ pozycje atakujących i obrońców oddzielały metry. Co więcej, żołnierze radzieccy nauczyli się w czasie nalotów maksymalnie zbliżać do wrogich pozycji. O wyniku walk decydowały zatem nie umiejętności taktyczne, w których górowali Niemcy, ale przystosowanie do prymitywnych warunków egzystencji i odporność psychiczna. A w tym lepsi byli Rosjanie. Z tym że także oni wylali morze krwi, zanim nauczyli się walczyć. I to następna wstydliwa tajemnica.

Hitlerowski atak na miasto miał kilka etapów, wyznaczonych kolejnymi szturmami. We wrześniu 6. Armia rozcięła pozycje obrońców na dwie części, docierając do Wołgi w centrum miasta. Sytuacja po raz pierwszy stała się krytyczna. Wtedy na placu boju pojawił się nowy dowódca 64. Armii gen. Wasilij Czujkow. Bojowe szlify zdobywał w wojnie fińskiej lat 1939–1940. Dowodzona przez niego 8. Armia utraciła wówczas w fińskich kotłach dwie dywizję, niemniej Czujkow wykazał się rewolucyjnym zapałem. Wraz z szefem zarządu politycznego RKKA komisarzem Lwem Mechlisem karał decymacją wycofujące się jednostki (rozstrzelanie co dziesiątego żołnierza). Czy podobną metodę zastosował w Stalingradzie? Na pewno, choć radzieccy historycy ukryli ją pod rzekomym hasłem Czujkowa do żołnierzy: „Za nami Wołga! Nie ma się gdzie cofać".

Gwoli sprawiedliwości generał zmienił taktykę walki. Dotychczas komisarze gnali przez Wołgę, jak barany na rzeź, świeżo sformowane i niewyszkolone jednostki. Ocaleni mówią, że w ten sposób przez dwa miesiące zginęło ok. 100 tys. rekrutów, którzy karabiny dostawali na 5 minut przed walką. Tymczasem Czujkow zorganizował grupy szturmowe. Były to niewielkie pododdziały uzbrojone w pistolety maszynowe, wsparte rusznicami ppanc. i miotaczami płomieni. Nowa taktyka polegała na bezustannych kontratakach, co bardzo wykrwawiało obie strony, ale budziło w Niemcach paniczny strach. Rosjanie często walczyli wręcz przy użyciu zaostrzonych łopatek saperskich (ze względu na ryzyko rykoszetów; tak przeważnie wyglądały starcia w pomieszczeniach fabrycznych, w jakie obfitował przemysłowy Stalingrad). Ponadto Rosjanie sprytnie wykorzystywali podziemne magazyny i kanały do skrytej komunikacji i przenikania za linie wroga. Oczywiście, sławą okryli się snajperzy, którzy siali wśród hitlerowców prawdziwe spustoszenie. Przy tym Czujkow pozostawił na drugim brzegu Wołgi ciężką artylerię, w mieście działali tylko obserwatorzy z radiostacjami. Inaczej niż „radzieckim Verdun" stalingradzkiej bitwy nazwać nie można.

A mimo to w październiku nastąpił kolejny kryzys. Obrońcy zostali ponownie przyparci do Wołgi. Wtedy sytuację uratował desant dwóch jednostek, z których największą sławą okryła się 13. Dywizja Gwardii dowodzona przez gen. Aleksandra Rodimcewa. Nie były to zwykłe formacje, tylko jednostki spadochronowe, które w bitwie stalingradzkiej odegrały rolę elitarnej piechoty. Sam Rodimcew odznaczył się na czele brygady desantowej w desperackich kontratakach podczas wcześniejszej o rok obrony Kijowa. Jesienią 1942 r. obie dywizje szturmowe spełniły zadanie, odzyskując kilka dzielnic, a przede wszystkim ratując sztab 64. Armii. Czujkow został przez Niemców odcięty na wzgórzu – Kurhanie Mamaja, a na dodatek jego kwatera główna stała przez trzy dni w płomieniach, zalana strumieniami ropy naftowej z rozbitych zbiorników. W listopadzie zaczęła zamarzać Wołga i dostarczanie rezerw oraz amunicji stało się niemożliwe. Obszar miasta kontrolowany przez Armię Czerwoną ponownie skurczył się do dwóch przyczółków o powierzchni kilkuset metrów kwadratowych. Taki był rezultat ostatniego szturmu 6. Armii. Więcej nie było, bo do wielkiej ofensywy przystąpiły trzy radzieckie fronty.

Uran czy Mars?

Plan kontruderzenia, które pozwoliłoby okrążyć armię Paulusa i odblokować Stalingrad, powstał w październiku 1942 r., ale do jego urzeczywistnienia potrzebna była wielka koncentracja wojsk. Obrońcy miasta, wiążąc siły przeciwnika, grali więc o niezbędny czas. A jako że Stalin cierpiał na astrologiczną manię, zakodował wszelkie operacje nazwami planet, z czym wiąże się spory ambaras. Otóż kontrofensywa pod Stalingradem nosiła kryptonim „Uran". Natomiast identyczna ofensywa, tyle że podjęta na moskiewskim odcinku frontu, nosiła kryptonim „Mars".

Obecnie operacja stalingradzka jest uznawana za główną, a „Mars" uchodzi za pomocniczą. Jej zadaniem było unieruchomienie niemieckich rezerw. Jednak wielu historyków wskazuje, że tak naprawdę było odwrotnie i to „Uran" miał być podrzędnym atakiem. Tyle że udał się z nawiązką, bo operacją dowodził najzdolniejszy generała Stalina, rosyjski Polak Konstanty Rokossowski. Nieudanym „Marsem" kierował zaś gen. Gieorgij Żukow uznawany we współczesnej Rosji za boga wojny. Tymczasem dowodzący „Marsem" Żukow położył głowy pół miliona radzieckich żołnierzy bez zdobycia metra terenu, zyskując w armii przydomek Rzeźnik. Natomiast Rokossowski okrążył siły Paulusa, rozbijając po drodze armie rumuńską i włoską, które osłaniały niemieckie skrzydła. I to on w końcowej operacji o kryptonimie „Pierścień" rozciął najpierw 6. Armię na dwie części, a potem zmusił ją do kapitulacji, biorąc do niewoli samego Paulusa.

Radzieckie armie pod Stalingradem odbiły także próbę deblokady okrążonych hitlerowców. Operacja „Śnieżna burza", podjęta przez grupę pancerną Ericha von Mansteina, została zatrzymana 40 km od miasta, co odebrało okrążonym wszelką nadzieję. A było ich 300 tys., z czego do niewoli poszło od 90 tys. do 150 tys. Skąd takie rozbieżności? To następna biała plama. Otóż Armia Czerwona nie była przygotowana na taką liczbę jeńców i wiele tysięcy zmarło z zimna i głodu podczas transportu do obozów. Ale to tylko część tajemnicy, bo jej drugą częścią są hiwi. Okazuje się, że liczba dobrowolnych pomocników armii niemieckiej była duża, a straty 6. Armii wielkie. Dlatego przeciętna dywizja otoczona pod Stalingradem liczyła ok. 8 tys. Niemców i 2,5 tys. hiwi, którzy walczyli ze swoimi rodakami. Po kapitulacji 6. Armii ich los był straszny: wszystkich zlikwidowano, uznając ich za zdrajców. Stąd statystyczne różnice.

Jeśli zaś chodzi o skutki polityczne, to nie zrozumiał ich na początku nawet Stalin. Przede wszystkim Stalingrad złamał morale niemieckiej armii i społeczeństwa. Odebrał im wiarę w Hitlera, jemu zaś strategiczną inicjatywę na Froncie Wschodnim. Militarna klęska zniechęciła Turcję do przystąpienia do wojny po stronie Niemiec. Po utracie całych armii zachwiały się proniemieckie rządy Rumunii, Węgier, Słowacji i władza Mussoliniego. Wszystkie stolice zaczęły po cichu paktować z aliantami o wyjściu z wojny. Natomiast mało kto wie, że stalingradzka bitwa to jedno z najbardziej niewykorzystanych zwycięstw Armii Czerwonej. Gdyby nie upór Żukowa z jego „Marsem", Rokossowskiemu starczyłoby rezerw na operację „Duży Saturn", czyli okrążenie całej Grupy Armii A, która toczyła równoległe walki na Kaukazie i zdołała wycofać się na Ukrainę, co przedłużyło wojnę o dobry rok.

Siły i straty podczas bitwy o Stalingrad

Po stronie radzieckiej walczyło od 2,5 mln do 3 mln żołnierzy i oficerów zorganizowanych w: 11 armii, 8 korpusów pancernych i zmechanizowanych, 56 dywizji i 39 brygad. Wyposażenie: 1,2 tys. czołgów, 15 tys. dział i haubic oraz 1,2 tys. samolotów. Straty w ludziach: 1,5 mln poległych, rannych i jeńców. Straty sprzętowe: 4340 czołgów, 2777 samolotów, 15 700 artylerii.

Po stronie niemieckiej walczyło blisko milion żołnierzy, w tym: 400 tys. Niemców, 143 tys. Rumunów, 220 tys. Włochów, 200 tys. Węgrów i 4 tys. Chorwatów. Straty w ludziach: 800 tys. zabitych, rannych i jeńców. Straty sprzętowe: 1600 czołgów i dział samobieżnych, 16 tys. samochodów, 700 samolotów, 5762 artylerie, 3 pociągi pancerne.

Zacząć trzeba od tego, że do bitwy o takim przebiegu, jaki dziś znamy, mogło w ogóle nie dojść. 19 czerwca 1942 r. po radzieckiej stronie frontu wylądował awaryjnie niemiecki samolot łącznikowy. Załoga zginęła i nie zdołała spalić przewożonych dokumentów. Tak na Kremlu pojawił się „błękitny plan", czyli rozkaz Hitlera dotyczący letniego natarcia na Kaukaz i Wołgę.

Przypomnijmy, że po zimowej kontrofensywie na przełomie 1941 i 1942 r. radzieckie dywizje odrzuciły Wehrmacht od Moskwy na odległość 150–300 km. Hitlerowi udało się ustabilizować front, ale Armia Czerwona nie miała siły do dalszej ofensywy. Wiosną Berlin zrozumiał, że po dotychczasowych stratach nie jest w stanie powtórzyć ataku na całej długości frontu. Sztab generalny wybrał kolejny atak na Moskwę, ale Hitler wskazał południowy odcinek frontu, kierując się racjami ekonomicznymi.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Historia
Stanisław Ulam. Ojciec chrzestny bomby termojądrowej, który pracował z Oppenheimerem
Historia
Nie tylko Barents. Słynni holenderscy żeglarze i ich odkrycia
Historia
Jezus – największa zagadka Biblii
Historia
„A więc Bóg nie istnieje”. Dlaczego Kazimierz Łyszczyński został skazany na śmierć
Historia
Tadeusz Sendzimir: polski Edison metalurgii