Historia Watykanu: Papież, którym straszono dzieci

Groza, jaką Sykstus V roztaczał, tak się wryła w pamięć mieszkańców Półwyspu Apenińskiego, że jeszcze dwa stulecia po śmierci papieża jego rodowym nazwiskiem straszono dzieci.

Aktualizacja: 24.12.2018 09:30 Publikacja: 23.12.2018 23:01

Sykstus V na Tronie Piotrowym zasiadał w latach 1585–1590

Sykstus V na Tronie Piotrowym zasiadał w latach 1585–1590

Foto: Wikipedia

Watykanie zwyczaj stawiania choinki i szopki wprowadził Jan Paweł II. Świerki najczęściej pochodziły z lasów spod Rzymu. W 1997 r. świąteczne drzewko przywieźli górale z Zakopanego, przed rokiem mieszkańcy Mazur. Od samego początku choinka i szopka stoją na samym środku placu św. Piotra. Tuż obok egipskiego obelisku. Ta pozostałość z czasów egipskich faraonów znalazła się tam za sprawą papieża Sykstusa V, mrocznej i osobliwej postaci. Zachowany do dziś w Pałacu Laterańskim portret papieża pokazuje go z napiętą twarzą i silnie zaciśniętymi ustami. Odbijająca się na twarzy zagadkowość sfinksa była najpewniej efektem długoletniego tłumienia namiętności i ukrywania myśli i zamiarów.

Kariera Felice Perettiego di Montalto

Kiedy kardynał Medyceusz 24 kwietnia 1585 r. otworzył drzwi pałacu na Kwirynale i ryknął swoim donośnym głosem: „Mamy papieża, najdostojniejszego kardynała Felice Peretti di Montalto, który przybrał imię Sykstusa V", zamiast okrzyków radości zapadała głucha cisza. Tłum zaczął szeptać „Il frate, il frate!". Nikt nie mógł pojąć, że papieżem został franciszkański mnich, człowiek dołów, którym większość kardynałów jak śmieciem pogardzała. W przeciwieństwie do arystokratów w purpurze kardynał Peretti w dzieciństwie wypasał świnie. Z biedy rodzice oddali go do klasztoru. Miał 12 lat, gdy założył habit.

Chłopska upartość i kaznodziejska elokwencja otworzyły parweniuszowi wrota do kariery. Z poparciem wpływowych kardynałów został inkwizytorem. Tępił heretyków z takim zapałem, że liberalna Republika Wenecka zażądała jego odwołania. Ogólnie jednak sprzyjało mu szczęście. Gdy jego protegowany został papieżem, awansował Perettiego na arcybiskupa Fermo, a wkrótce kardynała. Pryncypał oczywiście już nie żył, gdy zadziałał tradycyjny mechanizm papieskiej elekcji. Były świniopas z ogorzałą twarzą i czerwonymi rękami został głową Kościoła, gdy faworyci i wielcy kardynałowie z rodów Este, Medyceuszy, Farnese i San Sisto w walce o tiarę wzajemnie się zablokowali. O czym pospólstwo rzymskie nie wiedziało i jeszcze kiedy trwało konklawe, z krzykiem: „Niech żyje Farnese!", ruszyło pod pałac największego z papabili na Campo di Fiori, aby według zwyczaju rabować mieszkanie nowego papieża.

Ale to właśnie kardynałowi Farnese, najpotężniejszemu w kolegium, zawdzięczał Peretti swój wybór. Chytry mnich posłużył się jeszcze trikiem. Na konklawe przyszedł o kulach, udając niedołężnego. To zwiększyło jego notowania wśród elektorów preferujących krótki pontyfikat. W powszechnej opinii uchodził za spokojnego, bogobojnego i słabo umocowanego w kardynalskim środowisku. Ale już kilka godzin po elekcji, gdy rzymscy baronowie pojechali ucałować stopę papieża, a najmożniejszy z nich Paolo Orsini z udaną radością pogratulował mu wyboru i tylko z powodu wielkiej tuszy uklęknął na jedno kolano, Sykstus V oblał go zimnym spojrzeniem. Arystokraci przecierali oczy ze zdumienia, gdy wbrew tradycji nowy papież nie ogłosił amnestii dla więźniów. Choć temu akurat najmniej można się było dziwić.

Pontyfikat Sykstusa V

Sykstus V obejmował miasto pogrążone w chaosie, bliskie bankructwa, zapchane drewnianymi domami. Ale największą plagą była przestępczość. Rzymem rządzili bandyci w liczbie 20 tys. – czyli połowa mieszkańców miasta. Nowy pontifeks nie tylko nie ogłosił amnestii, ale masowo aresztował rzezimieszków, których wariantowo duszono, ścinano lub wieszano na szubienicach i mostach Tybru. Poćwiartowane trupy miesiącami dyndały, w lecie rozkładając się i szerząc okrutne wyziewy. Świeccy baronowie wysłali do papieża deputację, by zwróciła uwagę Ojcu Świętemu na groźbę zarazy. Papież odburknął, że rzymianie nie mają przecież zbyt wrażliwego powonienia, skoro zbrodnie im nie śmierdziały. Surowe prawo wkrótce rozciągnął na aborcję, kazirodztwo i pedofilię. Za absencję niedzielnej mszy groził zsyłką na galery. Wprawdzie państwo kościelne posiadało mizerną flotę, wystarczającą jednak do odbycia kary przykucia łańcuchami do wioseł. A skoro prawdziwą zmorą w mieście były prostytutki, to nowe rozporządzenie Sykstusa zabraniało pojawiania się im w ciągu dnia na głównych arteriach, a po zmroku na wszystkich ulicach miasta. Za naruszenie prawa wypalano im piętno na twarzy lub piersi.

Prostacki papież, absolutne zaprzeczenie renesansowych poprzedników, rozpustnych kolekcjonerów sztuki, urodzonych hedonistów i sybarytów, najbardziej jednak miał wsławić się przebudową Rzymu. Sieć arterii i ulic, po których poruszamy się po współczesnym centrum Rzymu, jest właśnie jego dziełem. W przededniu roku świętego 1575 kazał wytoczyć główną arterię łączącą bazylikę Santa Maria Maggiore i Pałac Laterański, rezydencję papieży od czasów cesarza Konstantyna Wielkiego w IV w. Opuścił go dopiero papież Mikołaj V, wprowadzając się do nowego (dzisiejszego) pałacu w Watykanie. Od tej pory Lateran popadał w ruinę. Sykstus wyburzył go i na miejscu starego pałacu wzniósł nowy. Jeszcze większe znaczenie miała decyzja o wyburzeniu krętych, żwirowych uliczek, które gdy spadł deszcz, tonęły w błocie. Papież kazał wybudować nowe, szerokie i proste arterie łączące główne kościoły miasta. Cokolwiek stało na drodze budowniczych, szło pod młotek. W tym antyczne budowle. Bez szacunku dla pogańskiej przeszłości za jednym zamachem usunął Sykstus z Kapitolu antyczne pomniki, które ustawił jego poprzednik na papieskim tronie. Rozebrał też resztki term Dioklecjana i wspaniałą fasadę Septizodium cesarza Sewera z 203 r., by do kościoła Maria degli Angeli doprowadzić ulicę. O mały włos ten sam los nie spotkał Koloseum, gdyż tym razem papież chciał wytoczyć nową ulicę z Kapitolu do bazyliki laterańskiej.

Okrutnego losu uniknęły dwie antyczne kolumny, Trajana i Marka Aureliusza. Ale tylko dlatego, że na szczycie pierwszej ustawił rzeźbę św. Piotra, na drugiej zaś św. Pawła, poświęcił jedną i drugą, przywłaszczając je chrześcijaństwu. Bez atencji dla pogańskiej przeszłości całkowicie oddał się katolickiej przyszłości. Wszystko, co wznoszono za jego pontyfikatu, miało oddawać potęgę triumfującego Kościoła. Jeśli zbudowano nową fontannę, to nie mógł w niej stać pogański Neptun z eterycznymi nimfami, ale Mojżesz, który laską rozbijał skałę i uwalniał wody wiary.

„Pogańska rzecz stała się chrześcijańska"

Ale obsesją Sykstusa stały się obeliski. W Rzymie było ich trzynaście, tyle że wszystkie roztrzaskane leżały na ziemi. W czasach antycznych symbolizowały podbój Egiptu przez imperium cesarskie. W kraju faraonów wszystkie obeliski w kształcie smukłego ostrosłupa pochodziły z kamieniołomów w Asuanie, gdzie znajdowały się złoża drobnoziarnistego sjenitu, ciemnawej skały magmowej. Najczęściej stały one przed świątyniami boga Słońca. Do dziś nie wiemy, jak Egipcjanie wyciosywali te smukłe ostrosłupy z kamiennych bloków skalnych, nadając im finalną formę. Wiemy za to, jak je transportowali do Rzymu.

Przy niskim stanie Nilu budowali specjalny suchy dok, przesuwali do niego obelisk na wielkich saniach, lejąc pod płozy oliwę, podczas gdy tysiące chłopów ciągnęło pojazd za pomocą lin konopnych. Barka czekała w doku na coroczny wylew Nilu, po czym załadowana unosiła się na wodzie i płynęła do Aleksandrii. Tam całą operację powtarzano w odwrotnej kolejności. Nie zachował się ani jeden ślad po statkach, które przewiozły obeliski do Rzymu. Ale przypuszcza się, że musiały to być olbrzymie galery, z co najmniej 300 wioślarzami. Leżący na galerze obelisk okładano tonami pszenicy i suszonej fasoli w workach, by zapobiec przesuwaniu się cennego ładunku, grożącego przechyłem i zatonięciem statku. W rzymskim porcie, Ostii obeliski ponownie wyciągano z doku na sanie.

Najwięcej z nich stanęło w Cyrku Maximusa. Większość potłukła się na skutek trzęsień ziemi i osunięć gruntu. Za czasów Sykstusa wciąż stał jeden, największy, który cesarz Kaligula sprowadził do cyrku Nerona. W XVI w. obelisk znalazł się na tyłach bazyliki św. Piotra. Zwężający się ku górze słup mierzył 26 metrów i ważył 360 ton. Czubek zdobiła kula z brązu, jak sądzono, z prochami Juliusza Cezara. Sykstus postanowił przesunąć obelisk przed fasadę właśnie ukończonej nowej bazyliki św. Piotra, gdzie w przyszłości miał powstać rozległy plac. Stojący na samym środku obelisk miał wzbudzać podziw w pielgrzymach, a Sykstusowi V zapewnić wieczną pamięć.

Tylko jak przesunąć kolos? Wielu powątpiewało, że to w ogóle możliwe. W średniowieczu antyczna wiedza popadła w całkowite zapomnienie. Papież rozpisał więc konkurs. Nadeszło prawie 500 rozwiązań, co nieufnego Sykstusa tylko zniechęciło. Zadanie powierzył nadwornemu architektowi, 42-letniemu Domenikowi Fontanie. Ten zbudował drewniane rusztowanie złożone z ośmiu masywnych dębowych słupów, każdy na wysokość 27 metrów. Rusztowanie połączono z siecią lin umocowanych do kabestanów, ciągniętych przez konie. Wymagało to niesamowitej koordynacji. Uzgodniono, że dźwięk trąbki będzie informował o uruchomieniu każdego kabestanu, a dzwonek o jego zatrzymaniu. 7 maja 1586 r. rozpoczęto wielką akcję przesuwania obelisku. Uczestniczyło w niej 140 koni i 900 ludzi. Najpierw obelisk podniesiono i ułożono na ogromnych wałkach, przewieziono z tyłów bazyliki na miejsce przed nią, przeniesiono rusztowanie i kabestany i postawiono kamienny blok do pionu. Kiedy obelisk stanął, powściągliwy papież wykrzyknął z radości: „Pogańska rzecz stała się chrześcijańska". Bynajmniej nie zamartwiał się, że po otwarciu kula z brązu nie zawierała prochów Juliusza Cezara. Uszczęśliwiony obsypał Fontanę łaskami i dożywotnią pensją.

Mecenas postawienia obelisku w sercu chrześcijańskiego świata odszedł z niego tak nagle, że kursujące po Rzymie pogłoski mówiły o otruciu papieża przez Hiszpanów, zazdrosnych o faworyzowanie konkurencyjnej Francji. Po sobie Sykstus V pozostawił straszne wspomnienie. Na wieść o jego śmierci lud rzymski pobiegł na Kapitol, by zgruchotać posąg, który mu senat wystawił za wytępienie bandytów.

Watykanie zwyczaj stawiania choinki i szopki wprowadził Jan Paweł II. Świerki najczęściej pochodziły z lasów spod Rzymu. W 1997 r. świąteczne drzewko przywieźli górale z Zakopanego, przed rokiem mieszkańcy Mazur. Od samego początku choinka i szopka stoją na samym środku placu św. Piotra. Tuż obok egipskiego obelisku. Ta pozostałość z czasów egipskich faraonów znalazła się tam za sprawą papieża Sykstusa V, mrocznej i osobliwej postaci. Zachowany do dziś w Pałacu Laterańskim portret papieża pokazuje go z napiętą twarzą i silnie zaciśniętymi ustami. Odbijająca się na twarzy zagadkowość sfinksa była najpewniej efektem długoletniego tłumienia namiętności i ukrywania myśli i zamiarów.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Przemyt i handel, czyli jak Polacy radzili sobie z niedoborami w PRL