Zapominamy o tej dacie, a przecież powinna być świętowana w każdym polskim domu. Oto bowiem po 46 latach wasalstwa wobec sowieckiego imperium Polska odzyskiwała całkowitą suwerenność. Na naszych oczach dokonywała się rzecz, o której jeszcze kilka lat wcześniej nikomu się nie śniło. Po raz drugi w XX w. nasza ojczyzna wracała do rodziny wolnych i suwerennych państw nie dlatego, że wygraliśmy powstanie lub wojnę, ale dlatego, że nasi ciemięzcy upadali pod ciężarem własnej dezintegracji i destrukcji. Historia ostatnich 200 lat dowodzi, że wszystkie polskie zrywy zbrojne przeciw zaborcom kończyły się klęską – z wyjątkiem powstania wielkopolskiego i III powstania śląskiego, które wybuchły jednak w czasie, gdy okrojone terytorialnie państwo polskie powróciło na mapę Europy.

Większość polskich zrywów niepodległościowych przypominała powstania irlandzkie. Żadne z nich nie zakończyło się sukcesem, ale każde coraz silniej utrwalało pragnienie niezależności. Irlandia utraciła suwerenność znacznie wcześniej niż Polska. Już w roku 1169 i 1171 anglonormański król Henryk II dwukrotnie najechał wyspę. Irlandia nie straciła niepodległości w wyniku jednorazowego podboju militarnego, lecz na skutek powolnego, ale niezwykle skutecznego procesu podporządkowywania irlandzkich rodów koronie angielskiej oraz podziału ogromnych obszarów kraju między przybyłych na wyspę angielskich lordów. Dopiero w 1594 r. rozpoczęła się wielka irlandzka rebelia przeciw Anglikom pod dowództwem Hugh O'Neilla z potężnego klanu Tyronów. Zapoczątkowała ona serię insurekcji, z których żadna nie zakończyła się sukcesem. W 1798 r. wybuchła wspierana przez Paryż irlandzka rewolucja republikańska. Dzięki udziałowi 2 tys. francuskich żołnierzy Irlandczykom udało się pokonać Brytyjczyków w bitwie pod Castlebar i proklamować efemeryczną Republikę Connaught, która upadła po przegranej wojsk powstańczych w bitwie pod Ballinamuck 8 września 1798 r. Każda kolejna rebelia nasilała angielskie restrykcje. W 1800 r. parlament brytyjski uchwalił akt unii z Irlandią, który de facto był ostatecznym przejawem inkorporacji Irlandii do Zjednoczonego Królestwa. Unia z Anglią i Szkocją nie przyniosła Irlandii nic prócz gorzkiego rozczarowania. 45 lat później doszło do największej katastrofy humanitarnej w historii Zielonej Wyspy. Przywleczony do Irlandii ze Stanów Zjednoczonych pierwotniak grzybopodobny Phytophthora infestans zniszczył uprawy ziemniaka, głównego składnika diety większości Irlandczyków. W ciągu dziesięciu lat z głodu zmarło 1,5 mln ludzi, a 2 mln ratowało się emigracją do Stanów Zjednoczonych. Brak interwencji rządu brytyjskiego w 1846 r. nosił wszelkie znamiona przemyślanej czystki etnicznej.

Paradoksalnie to właśnie wielki głód stał się początkiem długiego i złożonego procesu odzyskiwania niepodległości przez Irlandczyków. To bowiem dzięki imigrantom uciekającym przed ubóstwem powstały organizacje planujące zbrojne wystąpienie przeciw brytyjskiej dominacji. Dzięki takim organizacjom jak Towarzystwo Feniańskie (Irlandzkie Bractwo Republikańskie), utworzone w USA przez Johna O'Mahony'ego i Michaela Doheny'ego, pod koniec XIX w. obudziła się irlandzka myśl narodowa, na której wychowali się tacy ludzie jak Éamon de Valera, który miał zostać pierwszym prezydentem Republiki Irlandii.

Klęska powstania wielkanocnego z kwietnia 1916 r. uświadomiła części irlandzkich działaczy niepodległościowych, że drogą do wolności nie jest wcale bohaterski zryw zbrojny, ale rozsądna polityka przemyślanych ustępstw, którą reprezentował de Valera.

Irlandia, tak jak Polska, skorzystała z rozpadu porządku wyznaczonego na kongresie wiedeńskim. Podobnie stało się w 1991 r., kiedy na oczach mojego pokolenia sypał się sowiecki kolos.