Niektórzy historycy są skłonni uważać, że ta sympatyczna tradycja została zapożyczona z rzymskich Saturnaliów, w czasie których dawano sobie upominki, albo nawiązuje do ewangelicznej historii wręczenia darów nowo narodzonemu Zbawicielowi przez trzech mędrców ze Wschodu. Do tego drugiego wydarzenia odwołuje się hiszpański zwyczaj wymiany upominków 6 stycznia w święto Trzech Króli.

Najbliższy prawdzie jest pogląd, że znana nam współcześnie tradycja obdarowywania się prezentami przyniesionymi przez Świętego Mikołaja pochodzi z przełomu pierwszego i drugiego tysiąclecia naszej ery. Z bizantyjskiego ,,Żywota św. Mikołaja" napisanego w IX w. przez archimandrytę Michała dowiadujemy się, że 6 grudnia – Dzień Świętego Mikołaja – był jednym z najbardziej uroczyście i radośnie obchodzonych świąt w Konstantynopolu. 100 lat później narodziła się tradycja wystawiania dzieciom 6 grudnia przedstawień liturgicznych, które zostały przez kolejne stulecia spopularyzowane w całej Europie. Obyczaj podkładania śpiącym dzieciom do posłania prezentów „przynoszonych przez Świętego Mikołaja" narodził się zaś w XII-wiecznej Francji, w której dzień 6 grudnia został nazwany mikołajkami. Radosny charakter tego święta nie kłócił się z powagą adwentu, ponieważ wspomnienie świątobliwego życia Mikołaja, biskupa Miry, było w opinii bizantyjskiego duchowieństwa „godnym przygotowaniem do Bożego Narodzenia". Także na Zachodzie historia pobożnego biskupa Mikołaja cieszyła się ogromnym zainteresowaniem i szacunkiem. Papieże stawiali Świętego Mikołaja jako wzór cnót chrześcijańskich, a obchody jego dnia były tak popularne, że nawet protestanci nie ośmielili się w XVI w. wykreślić mikołajek z nowego kalendarza protestanckiego.

Twórcy reformacji, którzy odrzucali kult maryjny i świętych, musieli coś zrobić z niepasującym do ich koncepcji wiary, ale niezwykle lubianym Świętym Mikołajem. Rozwiązanie ich dylematu przyszło dopiero w XIX w. za oceanem. W 1823 r. amerykański poeta Clement Clarke Moore napisał poemat pod tytułem „W noc wigilijną" („The Night Before Christmas"). Autor nie zdawał sobie sprawy, że stworzy nową laicką legendę o przesłaniu niemal religijnym, która w umysłach setek milionów ludzi na całym świecie będzie kojarzona z Bożym Narodzeniem bardziej niż ewangeliczna historia narodzenia Zbawiciela w Betlejem.

W 1881 r. amerykański rysownik Thomas Nast opublikował w magazynie „Illustrated American" serię pięknych ilustracji do poematu Moore'a. Wiersz i ilustracje stworzyły niebywale popularną bajkę o dobrodusznym, puszystym palaczu fajki o wyglądzie i zachowaniu szekspirowskiego Falstafa, żyjącym z żoną i gromadą elfów w świątecznej osadzie na biegunie północnym. To w tym wierszu znajdziemy także po raz pierwszy imiona latających reniferów, które pojawiały się później w amerykańskich piosenkach świątecznych. Należy jednak podkreślić, że w wierszu nie ma tak popularnej współcześnie wśród Amerykanów nazwy „Santa Claus". Moore, co prawda, zastąpił ponurego angielskiego Father Christmas komicznym grubaskiem o imieniu St. Nick, ale „Santa Claus" był dziełem urodzonych w Ameryce dzieci holenderskich imigrantów, które przerobiły holenderskiego Sinterklaasa na Santa Clausa.

Clement Clarke Moore nigdy nie ujrzał ilustracji Thomasa Nesta do swojego wiersza. A szkoda, bo rysunki te wielce uzupełniły dzieło. W tym przypadku ilustracja zaczęła też żyć własnym życiem. Nawet dziwaczny strój współczesnego, komercyjnego Santa Clausa jest przeróbką ówczesnego autorskiego pomysłu Nesta. Ani poeta Moore, ani rysownik Nest nie zdawali sobie jednak sprawy, że uruchomią przemysł świąteczny na niewyobrażalną skalę. W 2017 r. świąteczna sprzedaż detaliczna w USA przekroczyła magiczną kwotę biliona dolarów.