Czy naszych przodków mógł spotkać los Montezumy

Przez blisko pół tysiąca lat historycy wierzyli, że pierwszym człowiekiem, który dostrzegł wybrzeże Nowego Świata, był hiszpański marynarz Rodrigo de Triana, który 12 października 1492 r. ujrzał z pokładu statku „Pinta" mglisty zarys wyspy nazwanej później przez Krzysztofa Kolumba „Świętym Zbawicielem" – San Salvador.

Publikacja: 03.12.2020 21:00

12 października 1492 r. Krzysztof Kolumb wraz ze swymi ludźmi dopłynął do wyspy, którą nazwał San Sa

12 października 1492 r. Krzysztof Kolumb wraz ze swymi ludźmi dopłynął do wyspy, którą nazwał San Salvador (obraz Johna Vanderlyna)

Foto: Wikipedia

Jest coś w tej nazwie wyjątkowo symbolicznego. Możemy ją bowiem różnie odczytywać i rozumieć. Oto bowiem do japońskich wrót Azji – jak rzekomo wierzył Kolumb – docierało światło Dobrej Nowiny. Ale możemy też inaczej rozumieć tę nazwę i przesłanie, jakie ze sobą niesie. Zbawienie to ratunek. W tym wypadku chodziłoby o działanie prewencyjne, które miałoby uratować cywilizację europejską przed nieuchronną zagładą.

Człowiek, który przeszedł do historii jako Krzysztof Kolumb, zmienił bieg dziejów. I nie chodzi o to, że rozpoczął europejski podbój zachodniej półkuli naszej planety, ale o to, że przede wszystkim zapobiegł odwrotnym wydarzeniom. Dotarł do wysp leżących między dwoma gigantycznymi kontynentami, gdzie coraz prężniej rozwijały się dwa niezależne od siebie i prawdopodobnie niemające o swoim istnieniu pojęcia imperia indiańskie.

Rdzenni mieszkańcy obu Ameryk właśnie wkraczali w epokę swojego Renesansu. W 1492 r. na obszarach dzisiejszej Boliwii, Chile i Peru rozciągało się największe w ówczesnym świecie imperium rządzone przez dziesiątego króla Inków – Sapa Inkę o imionach Tupac Inca Yupanqui, którego wpływy polityczne, militarne i handlowe obejmowały także całą Amazonię, Patagonię, a nawet dorzecze Rio Grande i Nizinę La Platy. Z kolei federacją Mexica (wymowa: Meszika), nazywaną współcześnie Imperium Azteków lub Trójprzymierzem, rządził wówczas tlatoani (władca) Ahuitzotl, zwany Wydrą. W ciągu zaledwie trzech stuleci jego lud przemienił się z lokalnego prymitywnego klanu rodzinnego w dominujący w całej Ameryce Centralnej potężny, agresywny i zaborczy naród.

Nie oznacza to, że rdzenni mieszkańcy obu kontynentów amerykańskich nie budowali rozwiniętych cywilizacyjnie imperiów przed epoką Inków i Azteków. Jednak wszystko wskazywało, że w przeciwieństwie choćby do Majów te dwa dominujące plemiona znalazły sposób na tworzenie struktur federacyjnych łączących różnorodność językową, techniczną i kulturową wielu ludów w jeden silny związek państwowy. Na początku XV wieku ten region świata przeprowadził własny eksperyment tworzenia potęgi podobnej do Imperium Rzymskiego.

W Europie tzw. Pax Romana (pol. pokój rzymski) wyznaczył koniec wojen domowych i zapoczątkował budowę wieloetnicznego i różnorodnego obyczajowo supermocarstwa. Podobny proces zaczął się w obrębie strefy wpływów Inków i Azteków. Każdy, kto ich wspierał i akceptował ich hegemonię, mógł czuć się bezpiecznie. Kto okazywał nieposłuszeństwo wobec Cuzco lub Tenochtitlánu, musiał zapłacić życiem za nieposłuszeństwo.

I tak jak w przypadku Cesarstwa Rzymskiego, a później Bizancjum, oba imperia prekolumbijskie wkroczyły na drogę rozwoju prowadzącego do ekspansji pozakontynentalnej. Gdyby zatem w 1492 r. hiszpański analfabeta de Triana nie krzyknął: „Tierra, tierra!", to naszych przodków kilka bądź kilkanaście dekad później mógłby spotkać los Montezumy II czy Atahualpy.

Jest coś w tej nazwie wyjątkowo symbolicznego. Możemy ją bowiem różnie odczytywać i rozumieć. Oto bowiem do japońskich wrót Azji – jak rzekomo wierzył Kolumb – docierało światło Dobrej Nowiny. Ale możemy też inaczej rozumieć tę nazwę i przesłanie, jakie ze sobą niesie. Zbawienie to ratunek. W tym wypadku chodziłoby o działanie prewencyjne, które miałoby uratować cywilizację europejską przed nieuchronną zagładą.

Człowiek, który przeszedł do historii jako Krzysztof Kolumb, zmienił bieg dziejów. I nie chodzi o to, że rozpoczął europejski podbój zachodniej półkuli naszej planety, ale o to, że przede wszystkim zapobiegł odwrotnym wydarzeniom. Dotarł do wysp leżących między dwoma gigantycznymi kontynentami, gdzie coraz prężniej rozwijały się dwa niezależne od siebie i prawdopodobnie niemające o swoim istnieniu pojęcia imperia indiańskie.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Przemyt i handel, czyli jak Polacy radzili sobie z niedoborami w PRL