George Orwell - demaskator fałszu

Był socjalistą nienawidzącym komunizmu, obywatelem największego światowego imperium krytykującym jego politykę kolonialną oraz wizjonerem politycznym, który wieszczył współczesnej cywilizacji smutny koniec.

Aktualizacja: 03.12.2016 18:24 Publikacja: 01.12.2016 17:48

George Orwell - demaskator fałszu

Foto: Wikipedia

George Orwell, brytyjski pisarz zmarły w 1950 r., przez historyków literatury najchętniej jest przedstawiany jako ponury prorok ery postindustrialnej, kiedy to władzę nad upadającym społeczeństwem przemysłowym przejmuje bezproduktywna, pasożytnicza i autorytarna kasta urzędników. Współczesna publicystyka konserwatywna dowodzi zasadności jego przewidywań, żyjemy przecież w coraz większej autarchii idiotów od pieczątek i formularzy, którzy niezależnie od rozwoju technik informatycznych systematycznie poszerzają zakres swojej władzy. Kierunek rozwoju społeczeństw coraz bardziej zależy od wyjątkowo ciasnych umysłów służbistów, administracyjnych półgłówków, których procesy myślenia zostały zredukowane do wąskiej znajomości prawa generowanego w postępie geometrycznym. Z kolei publicystyka lewicowa widzi w Orwellu skrajnego prawicowca, który spłycił koncepcję bezklasowego społeczeństwa komunistycznego do poziomu jednego światowego łagru, nad którym władzę mają pozbawieni sumienia, bezwzględni mordercy.

Oba te spojrzenia krzywdzą Orwella i wypaczają jego przekaz. On sam podkreślał, że nie urodził się z gotowym zestawem poglądów na świat i w miarę upływu czasu kształtował swój światopogląd na bazie własnych doświadczeń i przeżyć, których w jego bardzo ciekawym i dramatycznym życiu nigdy nie brakowało.

Dziecko imperium

Imię i nazwisko George Orwell było jedynie pseudonimem literackim. Naprawdę nazywał się Eric Arthur Blair. Jak wielu jego rówieśników urodził się w Indiach – perle korony brytyjskiej. Pierwsze lata życia spędził w bengalskim mieście Motihari. Jego rodzice – Richard Walmesley Blair i Ida Mabel Blair z domu Limouzin – bez wątpienia należeli do bardzo zamożnej brytyjskiej klasy średniej mieszkającej w koloniach imperium. Ojciec pisarza utrzymywał się z pracy biurowej w departamencie handlu opium Indyjskiej Służby Cywilnej. Dodatkowo Richard Blair odziedziczył po swoim ojcu dość spory spadek. Dziadek George'a Orwella, Charles Blair, był bowiem właścicielem 218 niewolników. Kiedy w 1833 r. imperium brytyjskie zniosło niewolnictwo w swoich koloniach (de facto nastąpiło to w 1843 r.), dziadek pisarza otrzymał od rządu Jej Królewskiej Mości ekwiwalent w wysokości 4442 funtów szterlingów, co w przeliczeniu na dzisiejszą wartość waluty brytyjskiej można oszacować na 3 mln funtów.

Posiadanie niewolników i handel nimi nie cieszyły się zbytnią estymą we wczesnym społeczeństwie wiktoriańskim. A jednak wiele współczesnych prominentnych rodzin brytyjskich zawdzięcza swoją pozycję społeczną i dobrą kondycję finansową swoim przodkom, którzy byli właścicielami niewolników. Wśród nich można wymienić choćby przodków byłego premiera Davida Camerona, byłego ministra Douglasa Hogga, angielskiego powieściopisarza Grahama Greena czy poetki Elizabeth Barrett Browning.

Nie wiadomo, jak Eric Blair oceniał postępowanie swojego dziadka. Całe życie podkreślał jednak, że młodość spędzona w Bengalu, a później praca w Indyjskiej Policji Imperialnej w Birmie otworzyły jego oczy na nędzę mieszkańców kolonii. Nie był jednak zdeklarowanym przeciwnikiem kolonializmu brytyjskiego. Wydana w 1934 r. powieść „Birmańskie dni" opisuje co prawda zderzenie kulturowe brytyjskiego policjanta kolonialnego z lokalną, niezwykle tajemniczą i egzotyczną kulturą birmańską, ale nie potępia jednoznacznie dominacji ludzi białych nad ludnością kolorową. Wielu biografów uważa, że wybór Birmy przez Erica Blaira jako miejsca zamieszkania i pracy miał jakiś romantyczny podtekst. Prawdopodobnie powód był bardziej prozaiczny. W mieście Moulmein, obecnie Mawlamyine, mieszkała jego babcia ze strony matki.

Kariera policyjna Erica Blaira szła w dobrym kierunku. W 1924 r. awansował do rangi zastępcy komisarza dystryktu Syriam koło Rangunu. Znamienne, że właśnie Birma stała się po II wojnie światowej wzorcowym przykładem totalitarnego państwa orwellowskiego, gdzie pod hasłami „birmańskiej drogi do socjalizmu" władzę absolutną sprawuje od półwiecza wojskowa junta należąca do komitetu centralnego Birmańskiej Partii Socjalistycznej. Birma, niegdyś perła w koronie brytyjskiej, stała się po 1948 r. zapomnianym przez Boga i resztę świata totalitarnym piekłem. Zgodnie z regułą obowiązującą bohaterów Orwellowskiego „Folwarku zwierzęcego", że „wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre równiejsze", to socjalistyczne społeczeństwo jest ściśle kastowe. Ustawa o obywatelstwie z roku 1982 wyklucza mniejszości etniczne Szanów i Karenów (blisko 15 proc. populacji) z jakiegokolwiek udziału w życiu publicznym. Do 2011 r. nad tym „ludzkim folwarkiem" władzę absolutną sprawował „wielki brat" Birmy – przewodniczący Państwowej Rady Pokoju i Rozwoju Państwa generał Than Shwe.

Życie w Bengalu i w Birmie nauczyło Erica oddzielać rzeczywiste problemy kolonii od przesłodzonego wizerunku imperium brytyjskiego, kreowanego przez wielu znamienitych pisarzy epoki wiktoriańskiej. I znowu, paradoksalnie, to właśnie Eric Blair, w którym dzisiaj widzimy wzór nieulegania kulturowej i politycznej poprawności oraz wroga wszelkiej cenzury literackiej, już jako znany publicysta oskarżył niezwykle poczytnego pisarza Rudyarda Kiplinga o imperialny szowinizm i tworzenie stereotypowych uprzedzeń wobec rdzennych mieszkańców Indii. Nazywając Kiplinga czołowym „prorokiem imperializmu brytyjskiego", Orwell wpisał się w nurt rodzącej się cenzury rasowej, która współcześnie doprowadziła do usuwania wielkich dzieł literackich z półek amerykańskich i brytyjskich bibliotek publicznych.

Paryski tramp

Niechęć do polityki imperium brytyjskiego i krytyka zniekształcającej rzeczywistość literatury „kolonialnej" spychała powoli Erica Blaira w objęcia socjalizmu, urojonej idei, która w sposób abstrakcyjny wabiła młodego intelektualistę mrzonką równego, sytego i demokratycznego społeczeństwa.

Być może był to także powód, dla którego tuż po awansie na zastępcę szefa policji w Syriam, Blair wystąpił nagle o zaległy urlop i wyjechał do rodzinnego domu w angielskim Southwold, skąd już do Birmy nie wrócił. Cały 1927 r. spędził na tułaniu się po różnych ponurych zakamarkach Londynu, po czym zawiedziony życiem w brytyjskiej stolicy wyjechał w 1928 r. do Paryża, gdzie wprawdzie nadal żył na granicy nędzy jako zwykły tramp, ale odkrył u siebie talent pisarski. Po pierwszych publikacjach prasowych (1931 r.) przyszedł czas na książki. Owocem dwuletniego wycierania londyńskich i paryskich bruków była wydana w 1933 r. pierwsza autobiograficzna powieść „Na dnie w Paryżu i w Londynie". Po raz pierwszy na okładce książki pojawił się pseudonim pisarski George Orwell.

Wielu krytyków literackich uważa, że opisywane przez Orwella życie w paryskiej dzielnicy slumsów czy niektóre przygody w różnych zaułkach Londynu były zwyczajnie zmyślone. Także recenzje powieści były skrajnie różne – od megalomańskiej krytyki angielskiego dziennika „The Times" po zachwyty Herberta Gromana na łamach amerykańskiego „New York Times Book Review". Jedno było pewne: młody pisarz wzbudzał kontrowersje, a tym samym przyciągał zainteresowanie czytelników i wydawców.

Do Anglii powrócił w 1932 r. Na rok przed wydaniem pierwszej powieści przyjął stanowisko nauczyciela licealnego w Hawthorne. Tam też wynajął na pierwszym piętrze budynku przy 77 Parliament Street niewielkie mieszkanie. W tym samym domu na parterze mieszkała 27-letnia Eileen O'Shaughnessy, z którą zaczął się regularnie spotykać. W 1933 r., kiedy na półki księgarni trafiła jego pierwsza powieść, rozpoczął pracę jako nauczyciel akademicki w Frays College w Uxbridge. Trzy lata później, 9 czerwca 1936 r., Eric poślubił Eileen. Ich miesiąc miodowy przerwały wieści nadchodzące z Hiszpanii.

Obrońca sprawy polskiej

Eric Blair nie chciał być biernym obserwatorem tego, co dzieje się w Hiszpanii. Z jego lewicowego punktu widzenia nie była to wojna samych Hiszpanów, lecz konfrontacja dwóch światów – feudalnego społeczeństwa konserwatywnego z rzekomo postępowym obozem republikańskim. W rzeczywistości konflikt ten, jak zrozumiał później, był poligonem sił trzecich: stalinizmu i niemieckiego narodowego socjalizmu. Sam Orwell, chociaż walczył po stronie republikańskiej, stał się zagorzałym przeciwnikiem komunizmu i nazizmu.

Dopiero w Katalonii zrozumiał, że marksizm nie jest niczym innym jak utopijnym bełkotem, w imię którego różne frakcje komunistyczne dokonują ciężkich zbrodni na swoich przeciwnikach. W tym też okresie zrodził się u Orwella dziwny koncept „socjalizmu demokratycznego", którego sam do końca nie potrafił wyraźnie zdefiniować.

Hiszpańska wojna domowa nie tylko zmąciła jego wiarę w ludzkość, ale także osłabiła zdrowie. Pewien znajomy powiedział mu, że zrobił się chudy i brzydki jak Don Kichot. Do tego przyplątała się choroba płuc, która w 1939 r. stanie się powodem odmowy przyjęcia go do armii.

Zamiast karabinem postanowił walczyć piórem. Po sukcesie wydanego w 1939 r. zbioru opowiadań „Wewnątrz wieloryba i inne eseje" rozpoczął współpracę z licznymi czasopismami. W marcu 1940 r. napisał niemal proroczy artykuł o zagładzie armii Napoleona zimą 1812 r. Tekst ten miał wiele wyraźnych odniesień do zbliżającej się w jego opinii wojny ZSRR z III Rzeszą. W 1941 r. na łamach nowojorskiego „Partisan Review" bezwzględnie skrytykował zdradziecki układ Ribbentrop-Mołotow, w wyniku którego Polska straciła niepodległość. Nie był to zresztą jedyny artykuł Orwella, w którym troszczył się o losy naszego narodu.

Po czerwcu 1941 r. brytyjska prasa głównego nurtu niechętnie publikowała jego antystalinowskie artykuły. Był to czas niezwykle kruchego sojuszu wojskowego przeciw głównemu wrogowi, jakim były hitlerowskie Niemcy. Artykuły krytykujące Stalina i rząd Churchilla za postawę w sprawie powstania warszawskiego przeszły do historii jako pojedynczy krzyk rozpaczy nad ginącą stolicą Polski. Wtedy to właśnie Orwell napisał pod adresem swoich spolegliwych wobec Stalina kolegów dziennikarzy słowa, które są niezwykle aktualne i 70 lat później: „Pamiętajcie, że każdy z was zapłaci za swoją nieszczerość i tchórzostwo. Nawet nie myślcie, że przez lata będziecie służalczo lizać buty sowieckiego reżimu i nagle znowu powrócicie do duchowej godności. Raz się skurwisz – kurwą zostaniesz".

Człowiek, który nie kłamał

Orwell był postacią nietuzinkową. Taka też była jego twórczość literacka, ewoluująca od wyraźnie laburzystowskiej wizji świata do światopoglądu wolnościowego. Jego flirt z ideologią marksistowską zakończył się w Katalonii, gdzie jako członek republikańskiej milicji antystalinowskiej, a później angielski ochotnik z ramienia brytyjskiej Partii Pracy, mógł na własne oczy zobaczyć, jaki „raj społeczny" szykują światu komuniści.

Krwawe wydarzenia z 3–8 maja 1937 r. w Barcelonie, w wyniku których zginęło 400 takich jak on entuzjastów socjalizmu, w tym wielu znajomych pisarza, podziałały na niego jak zimny prysznic. Zapaleńców takich jak on komuniści nazywali faszystowską piątą kolumną i stawiali bez sądu pod murem. Orwell zrozumiał, jaki los czekałby w pierwszej kolejności europejską lewicę, gdyby Stalinowi udało się podbić kontynent europejski.

Do końca życia podkreślał, że przejawem tej strasznej choroby, jaką jest komunizm, jest fałsz. I to fałsz – domena lokajskiego dziennikarstwa głównego nurtu oraz rzekomo postępowej poprawności politycznej – stanowi największe zagrożenie dla porządku społecznego. Nieważne, czy jest to fałsz obyczajowy, polityczny, rasowy czy kulturowy. Nieistotne, czy jest on podyktowany rzekomo dobrymi intencjami i walką z uprzedzeniami. „Istnieje prawda i istnieje fałsz – ostrzega Orwell w swojej słynnej powieści »Rok 1984« – lecz dopóki ktoś upiera się przy prawdzie, nawet wbrew całemu światu, pozostaje normalny".

Jakże trafne są to słowa w czasach, kiedy fanatycy islamscy zabijają europejskich dziennikarzy, a ich koledzy po fachu, skrępowani własną głupotą i polityczną poprawnością, boją się powiedzieć dobitnie, że eksperyment z polityką otwartych drzwi europejskich dla imigrantów z krajów muzułmańskich jest nie tylko niewypałem, ale stanowi najpoważniejsze zagrożenie dla Europy w całych jej dziejach.

George Orwell, brytyjski pisarz zmarły w 1950 r., przez historyków literatury najchętniej jest przedstawiany jako ponury prorok ery postindustrialnej, kiedy to władzę nad upadającym społeczeństwem przemysłowym przejmuje bezproduktywna, pasożytnicza i autorytarna kasta urzędników. Współczesna publicystyka konserwatywna dowodzi zasadności jego przewidywań, żyjemy przecież w coraz większej autarchii idiotów od pieczątek i formularzy, którzy niezależnie od rozwoju technik informatycznych systematycznie poszerzają zakres swojej władzy. Kierunek rozwoju społeczeństw coraz bardziej zależy od wyjątkowo ciasnych umysłów służbistów, administracyjnych półgłówków, których procesy myślenia zostały zredukowane do wąskiej znajomości prawa generowanego w postępie geometrycznym. Z kolei publicystyka lewicowa widzi w Orwellu skrajnego prawicowca, który spłycił koncepcję bezklasowego społeczeństwa komunistycznego do poziomu jednego światowego łagru, nad którym władzę mają pozbawieni sumienia, bezwzględni mordercy.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Historia
Tortury i ludobójstwo. Okrutne zbrodnie Pol Pota w Kambodży
Historia
Kobieta, która została królem Polski. Jaka była Jadwiga Andegaweńska?
Historia
Wiceprezydent, który został prezydentem. Harry Truman, część II
Historia
Fale radiowe. Tajemnice eteru, którego nie ma
Historia
Jak Churchill i Patton olali Niemcy