Sąsiedzi

79 lat temu nieopodal Łobżenicy, w dzikim obozie koncentracyjnym założonym przez zdrajców rekrutujących się z przedwojennych obywateli polskich pochodzenia niemieckiego, pijani selbstschutzmani zakatowali dla zabawy 43 Polaków i polskich obywateli wyznania mojżeszowego.

Publikacja: 22.11.2018 17:14

Egzekucja przeprowadzona przez Selbstschutz w Piaśnicy koło Wejherowa; jesień 1939 r.

Egzekucja przeprowadzona przez Selbstschutz w Piaśnicy koło Wejherowa; jesień 1939 r.

Foto: Wikipedia

Była to jedna z licznych zbrodni, jakich dopuścili się przedstawiciele przedwojennej mniejszości niemieckiej na swoich polskich i żydowskich współobywatelach.

Specjalnie używam w tym miejscu określenia „zdrajcy". Nie wskazuję bowiem na niemieckich najeźdźców w mundurach Wehrmachtu i SS, którzy z mordowania europejskiej ludności cywilnej uczynili swój znak rozpoznawczy, ale na obywateli Rzeczypospolitej Polskiej, którym ten kraj zapewnił wszystkie warunki do normalnego i pełnoprawnego rozwoju.

Już w pierwszych miesiącach niemieckiej okupacji członkowie paramilitarnej formacji Volksdeutscher Selbstschutz (niem. Samoobrona) dopuścili się najpodlejszych zbrodni na polskich sąsiadach. Z wyjątkowym fanatyzmem mordowali przedstawicieli polskiej i żydowskiej inteligencji, celując głównie w zabijanie nauczycieli i profesorów akademickich. Liczbę polskich ofiar selbstschutzmanów szacuje się nawet na kilkadziesiąt tysięcy.

Pierwsze jednostki Selbstschutz były tworzone już w czasie powstania wielkopolskiego i pierwszego powstania śląskiego. W 1919 r. bojówkarze Selbstschutzu celowali w mordowanie polskich aktywistów, patriotów i powstańców.

Przedstawiciele mniejszości niemieckiej w II RP chętnie zasilali zbrodnicze jednostki SS zajmujące się likwidacją polskich i żydowskich elit. Szczególną brutalnością charakteryzował się szef VI Inspektoratu Selbstschutzu w Bydgoszczy, który na terenie tego miasta przeprowadził wraz z Obersturmbannführerem Hansem Kölzowem i Sturmbannführerem Christianem Schnugiem bydgoską Intelligenzaktion. Nie wiemy, co się stało po wojnie z tymi zbrodniarzami, choć pewne jest, że zasługiwali na najwyższy wymiar kary. 24 września 1939 r. Hans Kölzow napisał w swoim sprawozdaniu: „Musiałem postawić pod ścianę połowę Polaków". 16 dni później dopisał: „teraz panuje spokój, ale każdego dnia musimy stawiać Polaków tuzinami pod ścianą".

Należy jednak podkreślić, że nie wszyscy przedstawiciele przedwojennej mniejszości niemieckiej zachowywali się tak podle jak zdrajcy z Volksdeutscher Selbstschutz. Powinniśmy pamiętać o tych obywatelach polskich pochodzenia niemieckiego, którzy pozostali wierni Rzeczypospolitej. Nie sposób wymienić wszystkich, którzy zasługują na nasz szacunek i uznanie. Lista jest naprawdę długa. Dość wspomnieć takich bohaterów wojny obronnej 1939 r. jak gen. Wilhelm Orlik-Rückemann, adm. Józef Unrug czy por. Gerhard Büllow, który, przebywając w oflagu Woldenberg, nie chciał rozmawiać po niemiecku.

Losy mniejszości polskich i niemieckich w obu krajach podczas wojny były naprawdę tragiczne. Zawsze w chwilach rozważań nad relacjami polsko-niemieckimi przychodzi mi na myśl pewna historia. 16 sierpnia 1944 r. mój dziadek, Zdzisław Łepkowski, walczył z Niemcami na warszawskiej Woli. Jego szwagier, a mój cioteczny dziadek, ppor. Władysław Jasiński, ps. Topór, dowódca 206. plutonu Zgrupowania „Żaglowiec", był jednym z tych dowódców, którzy w tym czasie kontynuowali walkę po odmowie wykonania rozkazu opuszczenia walczącego Żoliborza. Tego samego dnia niemiecki porucznik wojsk spadochronowych Erich Lepkowski wyzwolił 130 niemieckich spadochroniarzy okrążonych przez wojska amerykańskie we wschodniej Francji. Za ten wyczyn Lepkowski otrzymał z rąk dowódcy wojsk powietrzno desantowych Wehrmachtu, gen. Hermanna B. Ramcke, Krzyż Rycerski – najwyższe niemieckie odznaczenie wojskowe. Ilu ludzi spokrewnionych i o podobnych nazwiskach wojna brutalnie postawiła po dwóch stronach barykady? Po wojnie Erich Lepkowski został pierwszym dowódcą wojsk powietrzno desantowych Bundeswehry, a mój dziadek wrócił niepełnosprawny z berlińskiego stalagu do Warszawy. To jedna z wielu historii sąsiadów, którzy nosili to samo nazwisko.

Była to jedna z licznych zbrodni, jakich dopuścili się przedstawiciele przedwojennej mniejszości niemieckiej na swoich polskich i żydowskich współobywatelach.

Specjalnie używam w tym miejscu określenia „zdrajcy". Nie wskazuję bowiem na niemieckich najeźdźców w mundurach Wehrmachtu i SS, którzy z mordowania europejskiej ludności cywilnej uczynili swój znak rozpoznawczy, ale na obywateli Rzeczypospolitej Polskiej, którym ten kraj zapewnił wszystkie warunki do normalnego i pełnoprawnego rozwoju.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Historia
Tortury i ludobójstwo. Okrutne zbrodnie Pol Pota w Kambodży
Historia
Kobieta, która została królem Polski. Jaka była Jadwiga Andegaweńska?
Historia
Wiceprezydent, który został prezydentem. Harry Truman, część II
Historia
Fale radiowe. Tajemnice eteru, którego nie ma
Historia
Jak Churchill i Patton olali Niemcy