Geniusze obrzucają się błotem

Nic bardziej nie cieszy niż awantury sprzed stuleci. Z dzisiejszej perspektywy głównie rozczulają, ale są też dla nas współczesnych alibi, że małość największych nie jest wyłącznie domeną dzisiejszych czasów.

Aktualizacja: 24.11.2019 06:45 Publikacja: 24.11.2019 00:01

Sir Isaac Newton (1643–1727)

Sir Isaac Newton (1643–1727)

Foto: Wikipedia

Tę koszmarną kłótnię z przełomu XVII i XVIII wieku z dwoma geniuszami w roli głównej przypomina Stephen Hawking w „Krótkiej historii czasu". Oto z jednej strony człowiek, który przewrócił podstawy swojego świata i do czasu ujawnienia się w początkach XX wieku talentu Alberta Einsteina miał z pewnością największy wpływ na rozwój różnych nauk, w tym ich królowej, fizyki. To oczywiście autor „Principia mathematica" sir Isaac Newton. Z drugiej – subtelny filozof, twórca koncepcji monad i człowiek zakochany w skomplikowanych mechanizmach, hanowerczyk Gottfried Wilhelm Leibniz. Obaj twórczy, jak byśmy dziś powiedzieli, wyjątkowo kreatywni, ze skłonnościami do obsesyjnego tworzenia nowych systemów. Zasady dynamiki Newtona to wiedza, którą przyswajamy jeszcze w szkole podstawowej, zaś reguły katalogowania wymyślone przez Leibniza stosuje się w każdej bibliotece świata.

Ale nie o nie chodziło w awanturze, którą z czułością wspomina Hawking. Jej sednem była okoliczność, że obaj panowie całkiem przypadkiem i niezależnie od siebie opracowali zasady i wykład rachunku, który dziś nazywamy różniczkowym i całkowym. Kto był pierwszy? Dziś wiadomo, że w sensie chronologicznym odkrywcą był Newton. Pech chciał, że tajemnice swoich prac trzymał zamknięte w skrzyni i jako pierwsze światło dzienne ujrzało dzieło Leibniza „Nova methodus pro maximis et minimis". Po ukazaniu się tej książki Newton omal nie dostał udaru, po czym natychmiast wygrzebał swoje zeszyty i przyspieszył prace nad własną wersją wykładu o różniczkach i całkach. To było jednak za mało. W dość niezrozumiały sposób poczuł się okradziony i rozpoczął akcję obrony swoich praw do odkrycia, która zaangażowała cały świat ówczesnej nauki, podzielony rychło na zwolenników Isaaca Newtona i Gottfrieda Leibniza.

Ci pierwsi byli aktywniejsi. Dziesiątki artykułów lżących Leibniza i odmawiających mu czci nosiły podpisy wielu luminarzy ówczesnej nauki i do dziś można by się dziwić poziomowi ich zaperzenia w tej sprawie, gdyby nie fakt, że większość tych artykułów pisał... sam Newton. Jego przyjaciele tylko je podpisywali. W pewnym momencie Leibniz miał dość i odwołał się w sprawie sporu do królewskiego Towarzystwa Naukowego w Londynie. I tu biedny Niemiec wykazał się wyjątkową naiwnością. Prezesem Towarzystwa był bowiem nikt inny, tylko sir Isaac Newton.

Cóż robią w takich przypadkach geniusze? Otóż Newton powołał złożoną wyłącznie ze swoich przyjaciół „bezstronną" komisję, która oczywiście przyznała rację... A komuż by innemu, Newtonowi. Na dodatek na wszelki wypadek werdykt komisji napisał on sam. Bał się bowiem zapewne, że orzeczenie jego stronników nie będzie dostatecznie jednoznaczne.

Wnioski z raportu były dla Leibniza upokarzające. Komisja stwierdziła plagiat. Ale i to było dla Newtona za mało. Anonimowo zredagował pełną furii recenzję raportu i umieścił ją w periodyku Towarzystwa. Pastwił się nad Leibnizem w tej sprawie aż do jego śmierci, a i po niej nie umiał mu po chrześcijańsku odpuścić, tylko wyznał, że doznał wielkiej satysfakcji, „łamiąc Leibnizowi serce".

Takimi ludźmi bywają geniusze i takim był sir Isaac Newton, który notabene pod koniec życia w roli Strażnika Mennicy Królewskiej z lubością posyłał fałszerzy na szubienicę.

Historia pyszna, nieprawdaż? I jakże uniwersalna. Bo ludzie równie zajadli w przekonywaniu do swoich racji pojawiają się w każdej epoce. I tak jak Newton nie przebierają w środkach. Gdzież przy tym rozpaczliwa figura Archimedesa, który na sekundę przed dekapitacją krzyczy do swojego rzymskiego oprawcy „noli turbare circulos meos", co znaczy „nie zamazuj moich kół". Cóż, Grecy musieli przegrać.

Tę koszmarną kłótnię z przełomu XVII i XVIII wieku z dwoma geniuszami w roli głównej przypomina Stephen Hawking w „Krótkiej historii czasu". Oto z jednej strony człowiek, który przewrócił podstawy swojego świata i do czasu ujawnienia się w początkach XX wieku talentu Alberta Einsteina miał z pewnością największy wpływ na rozwój różnych nauk, w tym ich królowej, fizyki. To oczywiście autor „Principia mathematica" sir Isaac Newton. Z drugiej – subtelny filozof, twórca koncepcji monad i człowiek zakochany w skomplikowanych mechanizmach, hanowerczyk Gottfried Wilhelm Leibniz. Obaj twórczy, jak byśmy dziś powiedzieli, wyjątkowo kreatywni, ze skłonnościami do obsesyjnego tworzenia nowych systemów. Zasady dynamiki Newtona to wiedza, którą przyswajamy jeszcze w szkole podstawowej, zaś reguły katalogowania wymyślone przez Leibniza stosuje się w każdej bibliotece świata.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Historia
Tortury i ludobójstwo. Okrutne zbrodnie Pol Pota w Kambodży
Historia
Kobieta, która została królem Polski. Jaka była Jadwiga Andegaweńska?
Historia
Wiceprezydent, który został prezydentem. Harry Truman, część II
Historia
Fale radiowe. Tajemnice eteru, którego nie ma
Historia
Jak Churchill i Patton olali Niemcy