Kim byli polscy królobójcy

W polskich szkołach uczymy się, że Polacy to naród szlachetny, który zawsze szanował swoich królów i nigdy nie podnosił ręki na życie swoich pomazańców. To nie do końca prawda. Zamach na życie monarchy nie wszedł co prawda do obyczaju politycznego, tak jak to miało miejsce w Italii, Francji czy Rosji, ale nam też się kilka razy zdarzył.

Aktualizacja: 16.11.2019 07:52 Publikacja: 14.11.2019 15:21

Zamach Michała Piekarskiego na Zygmunta III Wazę, 15 listopada 1620 r. w Warszawie

Zamach Michała Piekarskiego na Zygmunta III Wazę, 15 listopada 1620 r. w Warszawie

Foto: Wikipedia

Dzieje Polski potoczyłyby się zupełnie inaczej, gdyby 24 lipca 1002 r. w czasie zjazdu w Merseburgu książę Bolesław Chrobry nie zdołał uciec przed rozwścieczonymi mieszkańcami tego miasta. Nie można tej próby zamachu kategoryzować jako przejaw wrogości Polaków i Niemców. Bolesława uratowali bowiem dwaj niemieccy wielmoże – książę saski Bernard I i margrabia Henryk ze Schweinfurtu.

Pierwszym przejawem polskiego „królobójstwa" była zbrodnia gąsawska. 24 listopada 1227 r. na zjazd książąt polskich na pograniczu Wielkopolski i Kujaw w Gąsawie napadli zbrojni zamachowcy nasłani przez księcia Świętopełka II Wielkiego z dynastii Sobiesławiców, bocznej linii Piastów. Krakowski książę zwierzchni Leszek Biały, który akurat brał kąpiel, zdołał nagi dosiąść konia i rozpocząć ucieczkę w kierunku Marcinkowa. Nim wjechał do wsi, strzała zamachowca przeszyła jego pierś. Zabójstwo księcia zwierzchniego wywołało oburzenie i podział wśród synów i wnuków Bolesława Krzywoustego. Pogodzić ich nie zdołał nawet książę krakowski Przemysł II, który 26 czerwca 1295 r. został koronowany na króla Polski w katedrze gnieźnieńskiej. Zaledwie pół roku później, 8 lutego 1296 r., niedaleko Rogoźna Przemysła zamordowali margrabiowie brandenburscy – Otto V Długi i jego bracia Otto i Jan. Był to szczególnie brutalny, barbarzyński zamach niemieckich wielmożów na polskiego monarchę, łamiący europejski kodeks rycerski.

Przez blisko 400 lat Królestwo Polskie, które powoli przeobraziło się w Rzeczpospolitą Obojga Narodów, nie znało zbrodni królobójstwa.

Pierwszy raz w historii Polak podniósł rękę na swego suwerena 399 lat temu. 15 listopada 1620 r. był chłodnym, ponurym dniem jesiennym. Mimo słoty grupa mieszczan i szlachty przybyłej na obrady sejmu zebrała się na ulicy Świętojańskiej w Warszawie, żeby zobaczyć idącego do kościoła św. Jana króla Zygmunta III Wazę.

Kiedy monarcha w otoczeniu dworzan pojawił się pod kolegiatą, z tłumu podbiegł do niego szlachcic sandomierski Michał Piekarski herbu Topór. 23-latek dwukrotnie ranił władcę czekanem i zapewne by go zabił, gdyby od śmiertelnego ciosu swego pana nie zasłonił własną piersią wielki marszałek koronny Łukasz Opaliński, a królewicz Władysław nie ciął Piekarskiego szablą w tył głowy.

Zamachowca aresztowano i poddano strasznym torturom. Na pytania śledczych młodzieniec odpowiadał bełkotem. Potwierdzało to opinię o jego niepoczytalności, której sąd sejmowy nie uznał jednak za okoliczność łagodzącą. Od tego czasu do języka potocznego weszło powiedzenie, że ktoś „plecie jak Piekarski na mękach". Pewne było jedynie, że wzorując się na François Ravaillacu, który 14 maja 1610 r. zabił nożem myśliwskim króla Francji i Nawarry Henryka IV Burbona, Michał Piekarski postanowił się zemścić na swoim królu za narzucenie mu kurateli w rozporządzaniu majątkiem rodzinnym.

Za swój haniebny czyn szlachcic zapłacił straszną cenę. W miejscu zwanym Piekiełkiem, pod warszawskimi murami obronnymi, niedaleko miejsca, w którym za kilka lat król Władysław IV postawi ojcu słynny pomnik-kolumnę, Michał Piekarski został publicznie stracony według słów wyroku: „czterema końmi ciało na cztery części roztargane, a obrzydłe trupa ćwierci na proch na stosie drzew spalone zostaną. Na koniec proch, w działo nabity, wystrzał po powietrzu rozproszy".

Kara była tak straszna, że aż do panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego nikt z braci szlacheckiej o podniesieniu ręki na króla nie myślał. Dopiero stroskani o los ojczyzny konfederaci barscy zdecydowali się na porwanie króla Stanisława Augusta. Ale to była już zupełnie inna historia.

Dzieje Polski potoczyłyby się zupełnie inaczej, gdyby 24 lipca 1002 r. w czasie zjazdu w Merseburgu książę Bolesław Chrobry nie zdołał uciec przed rozwścieczonymi mieszkańcami tego miasta. Nie można tej próby zamachu kategoryzować jako przejaw wrogości Polaków i Niemców. Bolesława uratowali bowiem dwaj niemieccy wielmoże – książę saski Bernard I i margrabia Henryk ze Schweinfurtu.

Pierwszym przejawem polskiego „królobójstwa" była zbrodnia gąsawska. 24 listopada 1227 r. na zjazd książąt polskich na pograniczu Wielkopolski i Kujaw w Gąsawie napadli zbrojni zamachowcy nasłani przez księcia Świętopełka II Wielkiego z dynastii Sobiesławiców, bocznej linii Piastów. Krakowski książę zwierzchni Leszek Biały, który akurat brał kąpiel, zdołał nagi dosiąść konia i rozpocząć ucieczkę w kierunku Marcinkowa. Nim wjechał do wsi, strzała zamachowca przeszyła jego pierś. Zabójstwo księcia zwierzchniego wywołało oburzenie i podział wśród synów i wnuków Bolesława Krzywoustego. Pogodzić ich nie zdołał nawet książę krakowski Przemysł II, który 26 czerwca 1295 r. został koronowany na króla Polski w katedrze gnieźnieńskiej. Zaledwie pół roku później, 8 lutego 1296 r., niedaleko Rogoźna Przemysła zamordowali margrabiowie brandenburscy – Otto V Długi i jego bracia Otto i Jan. Był to szczególnie brutalny, barbarzyński zamach niemieckich wielmożów na polskiego monarchę, łamiący europejski kodeks rycerski.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Historia
Stanisław Ulam. Ojciec chrzestny bomby termojądrowej, który pracował z Oppenheimerem
Historia
Nie tylko Barents. Słynni holenderscy żeglarze i ich odkrycia
Historia
Jezus – największa zagadka Biblii
Historia
„A więc Bóg nie istnieje”. Dlaczego Kazimierz Łyszczyński został skazany na śmierć
Historia
Tadeusz Sendzimir: polski Edison metalurgii