Układ, który zabił prezydenta Kennedy'ego

Z gąszczu dezinformacji, jaki utworzono wokół zamachu w Dallas, można wysnuć spójną teorię mówiącą, że John F. Kennedy zginął w wyniku wspólnego spisku wiceprezydenta Johnsona, CIA oraz mafii.

Aktualizacja: 12.11.2017 08:59 Publikacja: 11.11.2017 23:01

Według oficjalnej wersji zdarzeń to samotnie działający Lee Harvey Oswald zabił prezydenta Kennedy’e

Według oficjalnej wersji zdarzeń to samotnie działający Lee Harvey Oswald zabił prezydenta Kennedy’ego.

Foto: AFP

„Jutro ten skur... przestanie mnie wkur... To nie jest groźba, to obietnica", miał powiedzieć do swojej sekretarki i zarazem kochanki Madelaine Brown amerykański wiceprezydent Lyndon Baines Johnson (LBJ). Stało się to 21 listopada 1963 r. Mówił o prezydencie Johnie Fitzgeraldzie Kennedym (JFK), który następnego dnia został zastrzelony w Dallas. Kilka godzin wcześniej, zanim LBJ podzielił się ze swoją kochanką tym proroczym ostrzeżeniem, pokłócił się z JFK na temat tego, kto i gdzie będzie siedział podczas przejazdu prezydenckiej kolumny przez Dallas. Johnson nie chciał, by w samochodzie z Kennedym jechał gubernator Teksasu John Connally, który był przyjacielem LBJ. Domagał się usadzenia na przednim siedzeniu prezydenckiego samochodu swojego wewnątrzpartyjnego rywala, kongresmena Yarborougha. Prezydent uznał upór wiceprezydenta za irracjonalny i nie zgodził się na proponowane poprawki. To dlatego Connally został ranny w zamachu następnego dnia. Wcześniej, od jakiegoś czasu, Kennedy dawał sygnały, że wybierze kogoś innego niż Johnson na kandydata na wiceprezydenta podczas kampanii prezydenckiej w 1964 r. Miał ku temu wygodny pretekst – skandale korupcyjne dotykające otoczenia LBJ. Ci dwaj przywódcy nigdy zresztą za sobą nie przepadali. Kennedy wybrał teksańskiego polityka jako swojego wiceprezydenta prawdopodobnie tylko dlatego, że LBJ szantażował go swoją wiedzą o skandalach obyczajowych jego rodziny.

O tym, że JFK odwiedzi Dallas, zdecydowano na początku września – wiedziało o tym tylko trzech ludzi, w tym wiceprezydent. Lee Harvey Oswald wkrótce potem dostał pracę w magazynie książek przy Dealey Plaza, skąd zastrzelono później prezydenta. Magazyn dziwnym trafem należał do znajomego Johnsona. Przyjacielem i politycznym sojusznikiem LBJ był również szef policji w Dallas, czyli człowiek, który nieudolnie zabezpieczył wizytę prezydenta, a później transport Oswalda z komendy policji do więzienia. To LBJ wraz z szefem policji zdecydowali o przejeździe prezydenckiej kolumny przez Dealey Plaza. O udziale Johnsona w zamachu spekulowano od samego początku. Sam jednak nie byłby w stanie przeprowadzić takiej operacji i wyjść z tego bezkarnie. Potrzebował wspólników, a mógł ich znaleźć w świecie cieni – w służbach specjalnych oraz w mafii.

Z Moskwy do Dallas

Oficjalna wersja mówi, że prezydenta Kennedy'ego zabił Lee Harvey Oswald, działający samotnie były żołnierz marines, który miał radykalnie lewicowe przekonania i przez kilka lat mieszkał w Związku Sowieckim. Taka narracja poszła w świat już w dniu jego aresztowania w Dallas, po zamachu na JFK. Jim Garrison, prokurator z Nowego Orleanu, jeszcze tego samego dnia zaczął sprawdzać powiązania Oswalda w swoim mieście. Wyniki dochodzenia były zaskakujące. Garrison zwrócił uwagę, że adres jednoosobowego i prokomunistycznego komitetu „Ręce precz od Kuby!", widniejący na ulotkach rozdawanych kiedyś przez Oswalda, pokrywa się z adresem biura detektywistycznego Guya Banistera, byłego szefa FBI w Butte w Montanie, funkcjonariusza biorącego udział w likwidacji znanego bandyty Johna Dillingera. Banister był znany jako zaciekły antykomunista, ale z zeznań wynikało, że zatrudniał u siebie lewackiego radykała Oswalda. Człowiek oskarżony o zabójstwo prezydenta był też widywany wśród kubańskich antykomunistycznych uchodźców. Antycastrowscy aktywiści Silvia Odio i Carlos Bringuier zapamiętali go jako wielkiego przeciwnika komunizmu oferującego im szkolenie wojskowe. Prokurator Garrison szybko odkrył też związki Oswalda z obracającym się w kręgach kubańskich uchodźców pilotem najemnikiem Davidem Ferrie. Oswald i Ferrie służyli razem w 1959 r. w patrolu lotniczym Gwardii Narodowej stanu Luizjana, a wielu świadków widziało ich wspólnie w miesiącach poprzedzających zamach. Gdy w 1967 r. Ferrie zgodził się opowiedzieć prokuratorowi Garrisonowi o zamachu na JFK, „popełnił samobójstwo". Tej samej nocy jego znajomy – a zarazem znajomy Oswalda – Eladio del Valle, były kubański kongresmen, został zastrzelony i posiekany maczetami na parkingu w Miami. Idąc tropem kontaktów Oswalda, prokurator Garrison postawił zarzuty o udział w spisku na życie prezydenta Clayowi Shaw vel Clayowi Bertrandowi, związanemu z Ferriem i Banisterem biznesmenowi z Nowego Orleanu. Shaw wygrał proces, ale kilka lat później szef CIA Richard Helmes przyznał, że Shaw i Ferrie – osoby z najbliższego otoczenia Oswalda – pracowali dla CIA.

Życiorys Oswalda jest pełen biograficznych anomalii. Choć w 1959 r. zrzekł się amerykańskiego obywatelstwa, to później nie miał żadnych problemów z jego odzyskaniem i powrotem z ZSRR do USA. Według relacji byłych pracowników ambasady USA w Moskwie, gdy Oswald starał się o powrót do Ameryki, został wpuszczony na czwarte piętro tej placówki – tam, gdzie wstęp mają tylko ludzie z certyfikatem bezpieczeństwa. Za pieniądze Departamentu Stanu wrócił do ojczyzny i znalazł pracę w firmie wywołującej zdjęcia satelitarne. Tam również potrzebny był certyfikat bezpieczeństwa. Dziwnym trafem taką posadę dostał jednak człowiek uchodzący za zdrajcę i sympatyka komunizmu, który kilka miesięcy później rozdawał na ulicach Nowego Orleanu procastrowskie ulotki i występował w lokalnej telewizji jako zwolennik kubańskiego dyktatora. Historia ta ma sens jedynie wówczas, jeśli przyjmiemy, że Oswald był od początku prowokatorem tajnych służb. Prokurator Garrison skłaniał się ku tezie, że Oswald został wysłany do ZSRR jak agent ONI, czyli wywiadu marynarki wojennej. Podejrzenia wzbudzało choćby to, że odbył w marines, w bazie Atsugi w Japonii, kurs nauki rosyjskiego. Teorię tę potwierdził po latach Victor Marchetti, były agent CIA. Oswald był według niego agentem amerykańskich tajnych służb. Czy w Rosji stał się jednak podwójnym agentem?

Nieco światła rzuca na to przyjaciel Oswalda Ron Lewis. W swojej książce „Fleshback" opisuje, jak razem pracowali dla Guya Banistera. Lewis to były pilot wojskowy, wyrzucony z sił zbrojnych za molestowanie nieletniej. Później prowadził życie drobnego przestępcy. Szybko się zaprzyjaźnił z Oswaldem i stał się jego powiernikiem. Według niego Oswald rzeczywiście był radykalnym lewicowcem, a przy tym człowiekiem zafascynowanym światem szpiegostwa. Wstępując do marines, a później infiltrując szeregi antycastrowskich emigrantów i spiskowców z CIA, chciał po prostu szpiegować wrogą organizację. Takie akcje go ekscytowały. I przez to się przeliczył. Natrafił na prawdziwych, profesjonalnych spiskowców, a ci postanowili go wykorzystać i z nim skończyć.

Oswald nie strzelał do JFK?

Testy kryminalistyczne nie wykryły śladów prochu na jego rękach i policzku. Świadkowie (w tym jeden policjant) zeznawali, że w chwilę po tym, gdy padły strzały do prezydenta, spokojnie siedział sobie w zakładowej stołówce. Według Rona Lewisa Oswald został później podwieziony do domu przez uczestników spisku – policjanta Johna Tippita i Roscoe White'a, byłego marine z bazy w Atsugi, gliniarza z Dallas powiązanego z Jackiem Rubym. Według tej teorii to Roscoe White był strzelcem, który oddał śmiertelny strzał z trawiastego pagórka, strzał, który trafił JFK w głowę od przodu. W trakcie przejażdżki z Tippitem i Whitem Oswald zorientował się, że chcą z niego zrobić zabójcę prezydenta. Uciekł z radiowozu. Wkrótce potem padł strzał, który zabił Tippita. Oswalda aresztowano, gdy czekał na kogoś w jednym z kinoteatrów w Dallas. 24 listopada 1963 r. został zastrzelony w piwnicy komendy policji w Dallas podczas transportu do więzienia. Zabójcą był gangster Jack Ruby, właściciel klubu ze strpitizem Carrousel, w którym pracowała żona Roscoe White'a. We wrześniu 1963 r. miała ona słyszeć, jak jej mąż i Ruby rozmawiali o przygotowywanym zamachu na prezydenta. W 1990 r. Ricky White, syn Roscoe White'a, ujawnił, że odnalazł dziennik swojego ojca. Autor zapisków przyznał się w nich do zabicia JFK i Tippita.

Spisek był jednak dużo szerszy. Pod koniec lat 70. Victor Marchetti opublikował w piśmie „Spotlight" artykuł, w którym sugerował udział w zamachu na JFK włamywaczy z Watergate, byłych agentów CIA: E. Howarda Hunta i Franka Sturgisa, a także Gerry'ego Patricka Hemminga (byłego zwierzchnika Oswalda w ONI w bazie marines w Atsugi w Japonii). Hunt poczuł się tym urażony i pozwał wydawcę pisma, spółkę Liberty Lobby, do sądu. Wygrał pierwszy proces, ale Liberty Lobby wygrało apelację. W 1985 r. sąd na Florydzie de facto przyznał więc, że CIA brała udział w zabójstwie JFK. Taki wyrok zapadł m.in. po zeznaniach Marity Lorenz, byłej agentki CIA i zarazem kochanki Fidela Castro zaangażowanej w próby jego otrucia. Lorenz mówiła o „Operacji 40" – akcji sabotażowo-dywersyjnej wymierzonej w komunistyczną Kubę. Udział w niej brały takie sławy CIA, jak Luis P. Carriles, E. Howard Hunt, Thomas Clines, Edwin Wilson, Ted Shackley, Felix Rodriguez czy David Atlee Phillips. – Od momentu, w którym ponownie dołączyłam do „Operacji 40", bez przerwy słyszałam, jak mówiono: „Dopadniemy Kennedy'ego" – zeznawała Lorentz. Frank Sturgis vel Frank Fiorini (niezwykle barwna postać, były partyzant u Castro, później przeciwnik reżimu i agent CIA) przyznał się jej po zamachu, że to on i Hunt odpowiadają za zabicie prezydenta. – Jakby się ktoś pytał, to mam dobre alibi. Siedziałem w domu i oglądałem telewizję – wyzłośliwiał się Sturgis. Zmarły w 2007 r. Hunt przyznał się na łożu śmierci do swojego uczestnictwa w spisku. Zapewniał jednak, że jego rola była niewielka. Był tylko „rezerwowym zawodnikiem". Z kolei Gene „Chip" Tatum, były agent CIA zaangażowany w akcje związane z aferą Iran-Contras, pisał o grupie Pegasus, jednostce od „brudnej roboty" w amerykańskich służbach specjalnych, która przeprowadziła zabójstwo JFK. Dzięki temu wyrwała się spod kontroli rządu i zdobyła wystarczającą swobodę, by angażować się w handel narkotykami podczas tajnych wojen w Azji Południowo-Wschodniej i Ameryce Łacińskiej. Jego opis tej grupy był bardzo zbliżony do ekipy odpowiedzialnej za „Operację 40", podczas której CIA wchodziła w bliskie kontakty z przestępczością zorganizowaną.

Jak przeprowadzono zabójstwo prezydenta Kennedy'ego? Prokurator Garrison i pułkownik wywiadu wojskowego Fletcher Prouty uważali, że strzelcy zajęli trzy pozycje – w składnicy książek, na trawiastym pagórku i w budynku Dal Texu. To z Dal Texu musiała paść kula, która drasnęła jednego z przechodniów stojącego przy wiadukcie, pod którym miała przejechać prezydencka kolumna. Tuż po zabójstwie, JFK aresztowano w tym budynku Eugene'a Hale'a Bradinga – człowieka powiązanego z Jackiem Rubym oraz sponsorującym Lyndona Johnsona milionerem H.L. Huntem. Przebywał tam w towarzystwie funkcjonariusza wywiadu wojskowego Jamesa Powella. Obok Dal Texu był budynek więzienia. Na dachu przebywał policyjny snajper. Spytany po latach, czy strzelał wówczas do JFK, odparł: „Zabiłem w życiu bardzo wielu skurwysynów". Zapewne jednak strzały do prezydenta oddali „apolityczni fachowcy", czyli zabójcy powiązani z mafią.

Powiązania Kennedych z mafią

Mafijne ślady w zamachu w Dallas nie powinny dziwić. Wszak rodzina Kennedych była bardzo blisko powiązana z zorganizowaną przestępczością. Patriarcha rodu, Joseph Kennedy, zbił majątek w trakcie wielkiego kryzysu na krótkiej sprzedaży akcji. Innym ważnym źródłem jego dochodów był szmugiel brytyjskiej whiskey przez Kanadę do pogrążonych w szaleństwie prohibicji Stanów Zjednoczonych. Joe Kennedy działał z wielkim zacięciem: gdy grupa żydowskich gangsterów chciała go odstrzelić za wchodzenie im w rynek, Kennedy odwołał się do włoskiego gangstera. Gdy ten włoski gangster poprosił go po kilku latach o przysługę, Joe odmówił, ściągając na siebie kolejny wyrok śmierci. Irlandzki spryciarz uniknął likwidacji, odwołując się do chicagowskiego bossa Sama „Momo" Giancany. Obie rodziny się zaprzyjaźniły. Giancana, wspólnie ze skorumpowanym burmistrzem Chicago Richardem Daleyem, kupował głosy dla JFK podczas wyborów prezydenckich z 1960 r. JFK wygrał z Nixonem niewielką przewagą, a o jego wygranej zdecydowały właśnie głosy elektorskie z Illinois. Mafia uważała więc, że zainstalowała młodego Kennedy'ego w Białym Domu. Giancana i JFK dzielili ze sobą kochankę – Judith Exner, której Kennedy wypaplał nawet tożsamość informatora FBI wewnątrz chicagowskiej mafii, którego zabito po długich torturach. Mafia została też włączona przez prezydenta do prób zamachu na Fidela Castro.

Ale ogólnie rzecz biorąc, JFK był dla niej dużym rozczarowaniem. Robert Francis Kennedy (RFK), brat prezydenta, jako prokurator generalny ostro wziął się do zwalczania przestępczości zorganizowanej. Doszło do wysypu śledztw, przesłuchań i wyroków. Zagrożeni byli Giancana, chicagowski gangster John Roselli, boss z Florydy Santo Trafficante, szef związku zawodowego kierowców ciężarówek Jimmy Hoffa (z podsłuchów wiadomo, że mafiosi mieli szczególnie za złe Kennedym, iż „prześladują Hoffę, który zrobił tak wiele dobrego dla ludzi pracy"). Carlos Marcello, boss z Nowego Orleanu, został deportowany do Gwatemali – zostawiono go tam w środku dżungli. Gdy wrócił do cywilizacji, rzucił po włosku: „Niech ktoś usunie ten kamień z mojego buta!", co było groźbą śmierci wobec RFK. Mafia czuła się zdradzona. Miała przeświadczenie, że Kennedy uciekają się do swojego starego numeru: zaciągają u niej zobowiązania, których nie chcą spłacić, a potem likwidują tych, u których się zadłużyli. Antymafijna kampania RFK była postrzegana przez mafijnych bossów jako usuwanie niewygodnych świadków rodzinnych machinacji. Atak na Hoffę miał zaś być personalną zemstą Bobby'ego. RFK ostro się kiedyś ściął z Hoffą podczas senackiego przesłuchania.

Zapisy z podsłuchów FBI nie zostawiają żadnych wątpliwości: mafia życzyła JFK i RFK śmierci, planowała zabójstwo i szukała jego wykonawców. Szczególnie naciskał na to Jimmy Hoffa, który przedstawił m.in. szalony plan wysadzenia w powietrze RFK wraz z jego domem. Marcello miał wspomnieć: „Gdy utniesz psu ogon, nadal będzie cię gryzł. Gdy pozbawisz go głowy, problem zostanie rozwiązany". To znaczyło: zabójstwo RFK narazi nas na prezydencką zemstę, zabójstwo JFK sprawi, że RFK straci posadę prokuratora generalnego. Czasem w podsłuchach można znaleźć nawoływania do rozsądku: „Pogadajmy z Joe, on odpowiednio naprostuje syna".

Po zamachu na JFK mafiosi świętowali. Wiadomo to m.in. z relacji prawnika Jimmy'ego Hoffy. Hoffa uścisnął z radości Carlosa Marcello i usłyszał od niego: „Wisisz nam teraz wielką przysługę! Wielką!". Wyraźne związki z tym mafijnym bossem miała część osób zaangażowanych w spisek. Wuj Lee Harveya Oswalda był „porucznikiem" u Carlosa Marcello, który raz wpłacił kaucję za swojego siostrzeńca. David Ferrie był pilotem, który przywiózł Marcello do USA po jego deportacji do Gwatemali. Eugene Hale Brading był wcześniej m.in. kurierem u Meyera Lansky'ego i utrzymywał bardzo bliskie związki finansowe z ludźmi Hoffy. Gangsterem, ale bardzo niskiej rangi, był wreszcie Jack Ruby (Rubinstein). Jednym z ludzi strzelających do prezydenta mógł być Charles Nicoletti, płatny zabójca z Chicago. Jego współpracownik James Files zeznał, siedząc w więzieniu w 1994 r., że Nicoletti strzelał z budynku Dal Texu, gdzie wpuścił go Brading. Nicoletti zginął w 1977 r., na dzień przed zaplanowanym przesłuchaniem w senackiej komisji ds. zabójstw. Dostał kulkę w tył głowy. Jego ciało znaleziono za kierownicą samochodu. Stopa długo dociskała pedał gazu, ręczny hamulec nie był jednak zdjęty, co spowodowało przegrzanie silnika, pożar auta i zatarcie śladów zabójstwa.

Agencja Hoovera

Zamach na prezydenta organizowany własnymi siłami byłby jednak dla mafiosów samobójstwem. Z planami mafii wszak dobrze był zaznajomiony J. Edgar Hoover. A mimo to nie przekazał prezydentowi żadnego ostrzeżenia na ten temat. Część autorów sugeruje, że Hoover mógł być szantażowany. Gangsterzy mieli wiedzieć o jego domniemanym homoseksualizmie. Dowodem w ich posiadaniu miała być fotka przedstawiająca Hoovera zadowalającego oralnie swojego najbliższego współpracownika Clyde'a Tolsona (zdjęcie to widziano m.in. w prywatnym archiwum Jamesa „Jesusa" Angletona, legendarnego szefa kontrwywiadu CIA). Czy jednak sama groźba szantażu była wystarczającym powodem do tego, by Hoover nie dostrzegał przygotowań do spisku na życie prezydenta i prokuratora generalnego? Gene Tatum wspomina, że przesłuchiwał nagrania z podsłuchów, które wskazywały, że w proces planowania zamachu zaangażowali się: były szef CIA Allen Dulles, szef FBI J. Edgar Hoover, wiceprezydent Johnson, republikański gubernator Nowego Jorku Nelson Rockefeller i... późniejszy prezydent George H.W. Bush, który rzekomo wtedy pracował dla CIA (już od końca lat 50.). Ewentualne zaangażowanie Dullesa łatwo wytłumaczyć – JFK pozbawił go kierownictwa CIA i obarczył winą za fiasko inwazji w Zatoce Świń. Prezydent przed śmiercią przygotował rozporządzenie pozbawiające CIA możliwości prowadzenia operacji specjalnych – kazał Agencji skupić się na zbieraniu informacji wywiadowczych, a tajne operacje powierzył wywiadowi wojskowemu. Po śmierci JFK rozporządzenie trafiło do kosza, a Dulles wszedł w skład Komisji Warrena mającej wyjaśnić zamach w Dallas. Co robił w grupie spiskowców Nelson Rockefeller? W 1964 r. chciał kandydować na prezydenta. Nie uzyskał jednak republikańskiej nominacji – pokonał go senator Barry Goldwater. W 1974 r. został wiceprezydentem w administracji Geralda Forda, byłego członka Komisji Warrena. Ford sam był celem dwóch zamachów (które dałyby Rockefellerowi prezydenturę), a na krótko przed swoją śmiercią w 2006 r. przyznał, że JFK zginął w wyniku spisku.

Wielkie sprzątanie

Bobby Kennedy nie angażował się w wyjaśnienie śmierci brata. Nie kwestionował skandalicznie głupiego raportu Komisji Warrena. Był zbyt mądry, by wierzyć w oficjalną wersję, ale jednocześnie kalkulował, że nie opłaca mu się sprawy drążyć. Ostatnie miesiące urzędowania na stanowisku prokuratora generalnego wykorzystał, by usuwać wszelkie dokumenty kompromitujące jego brata. Ta ostrożność nie opłaciła mu się. Został zastrzelony 5 czerwca 1968 r. w hotelu Ambassador w Los Angeles, wkrótce po tym, jak dostał nominację Partii Demokratycznej na oficjalnego kandydata na prezydenta. Zamachowiec, Palestyńczyk Sirhan Bishara Sirhan, początkowo nie potrafił powiedzieć, dlaczego strzelał do RFK, nie pamiętał też, co się zdarzyło. Świadkowie wspominali, że miał tuż po zabójstwie szklisty, nieobecny wzrok i stał jak zahipnotyzowany, nie próbując uciekać. W kuchennym korytarzu, na którym doszło do zbrodni, wystrzelono więcej kul, niż mógł pomieścić magazynek pistoletu Sirhana. Jedną z kul RFK dostał z tyłu, z przyłożenia, prawdopodobnie od ochraniającego go policjanta Thane'a Eugene'a Cesara. Na miejscu zamachu widziano dwóch agentów CIA: Davida Sancheza Moralesa i George'a Joannidesa. Drugi z nich był szefem wydziału operacji psychologicznych CIA. O pierwszym mówiono, że jeśli pojawiał się w jakiejś południowoamerykańskiej stolicy, to wkrótce dochodziło tam do zamachu stanu. Morales wspominał później: „Byłem w Dallas, gdy dorwaliśmy tego skurwysyna, i byłem w Los Angeles, gdy dorwaliśmy tego małego skurwiela".

Zamach nie opłacił się też na dłuższą metę mafijnym uczestnikom spisku. Sam Giancana, gangster, który mówił, że Paczka i Agencja, czyli mafia i CIA, to dwie strony tej samej monety, został zastrzelony w 1975 r. po tym, jak zeznawał przed senacką komisją. Jedną kulę dostał w tył głowy, pozostałe sześć utworzyło wianuszek z otworów wlotowych wokół jego ust. Wiadomość z przesłaniem: nie warto zeznawać. Jego wspólnik Johny Roselli został poćwiartowany i wrzucony do beczki po ropie, którą wyłowiono u wybrzeży Florydy. Po raz ostatni widziano go na łodzi gangstera Santo Trafficante.

Po jego śmierci Trafficante, nieco na wyrost, powiedział: „Teraz żyje już tylko dwóch ludzi wiedzących, kto zabił JFK. I obaj będą trzymać język za zębami". Hoffa zaginął 30 lipca 1975 r. Ostatni raz widziano go w barze Red Fox na przedmieściach Detroit. Długo spekulowano na temat tego, gdzie go pogrzebano. W 2001 r. FBI zidentyfikowała jego DNA we włosie znalezionym w samochodzie gangstera Charlesa „Chuckiego" O'Briana. Według jednego z informatorów FBI Hoffa miał zostać w tym aucie obezwładniony. Po zabójstwie wrzucono jego ciało do rozdrabniarki do drewna. Roscoe White, policjant, który mógł być prawdziwym zabójcą JFK, zmarł w 1971 r. po tym, gdy został ciężko poparzony w wypadku przemysłowym. Carlos Marcello, Santo Trafficante, J. Edgar Hoover, Allen Dulles, Frank Sturgis, Lyndon Johnson i Nelson Rockefeller odeszli śmiercią naturalną. A przynajmniej nie ma dowodów, by padli ofiarą sprzątania po domniemanym spisku na życie JFK.

Podczas pisania artykułu korzystałem m.in. z książek: Roger Stone „The Man Who Killed Kennedy: The Case Against LBJ" i Jerome A. Kroth „Conspiracy in Camelot: The Complete History of the Assassination of John Fitzgerald Kennedy".

„Jutro ten skur... przestanie mnie wkur... To nie jest groźba, to obietnica", miał powiedzieć do swojej sekretarki i zarazem kochanki Madelaine Brown amerykański wiceprezydent Lyndon Baines Johnson (LBJ). Stało się to 21 listopada 1963 r. Mówił o prezydencie Johnie Fitzgeraldzie Kennedym (JFK), który następnego dnia został zastrzelony w Dallas. Kilka godzin wcześniej, zanim LBJ podzielił się ze swoją kochanką tym proroczym ostrzeżeniem, pokłócił się z JFK na temat tego, kto i gdzie będzie siedział podczas przejazdu prezydenckiej kolumny przez Dallas. Johnson nie chciał, by w samochodzie z Kennedym jechał gubernator Teksasu John Connally, który był przyjacielem LBJ. Domagał się usadzenia na przednim siedzeniu prezydenckiego samochodu swojego wewnątrzpartyjnego rywala, kongresmena Yarborougha. Prezydent uznał upór wiceprezydenta za irracjonalny i nie zgodził się na proponowane poprawki. To dlatego Connally został ranny w zamachu następnego dnia. Wcześniej, od jakiegoś czasu, Kennedy dawał sygnały, że wybierze kogoś innego niż Johnson na kandydata na wiceprezydenta podczas kampanii prezydenckiej w 1964 r. Miał ku temu wygodny pretekst – skandale korupcyjne dotykające otoczenia LBJ. Ci dwaj przywódcy nigdy zresztą za sobą nie przepadali. Kennedy wybrał teksańskiego polityka jako swojego wiceprezydenta prawdopodobnie tylko dlatego, że LBJ szantażował go swoją wiedzą o skandalach obyczajowych jego rodziny.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie