Hanka Bielicka. Zawsze w kapeluszu

Hanka Bielicka była niepowtarzalna zarówno w roli Dziuni Pietrusińskiej w radiowym „Podwieczorku przy mikrofonie", jak i w komediach na deskach teatrów. Jako niekwestionowana gwiazda estrady przez dziesięciolecia rozśmieszała do łez rodaków w kraju i za granicą.

Aktualizacja: 05.11.2020 16:56 Publikacja: 05.11.2020 16:03

Hanka Bielicka i Ludwik Sempoliński w „Mieście cudów”. Teatr Syrena, 1973 r.

Hanka Bielicka i Ludwik Sempoliński w „Mieście cudów”. Teatr Syrena, 1973 r.

Foto: NAC

Pokolenie urodzone w późnym PRL kojarzy Hankę Bielicką jako ekscentryczną starszą panią – zawsze w kapeluszu, z mocnym makijażem, w barwnych sukniach lub eleganckich żakietach – która z szybkością karabinu maszynowego wygłaszała ze sceny prześmiewcze monologi. Zawsze brzmiała niezwykle naturalnie, ale wbrew pozorom nie improwizowała. Przez te wszystkie lata teksty pisali dla niej np. Bogdan Brzeziński i Zbigniew Korpolewski, autor wspomnień „Hanka Bielicka. Umarłam ze śmiechu" (Prószyński i S-ka 2011), choć oczywiście miała wpływ na ostateczny kształt monologu – oprócz dowcipu, ironii czy zabawnej puenty dla artystki ważny był także dobór słów, ich rytm i „siła rażenia". Musiały pasować do granej postaci. Chciała brzmieć wiarygodnie zarówno jako „dama na wczasach", jak i „woźna w szkole", ale też jako „paniusia miejsko-wiejska z dość poważnie zmąconym poczuciem własnych korzeni", czyli wymyślona przez Brzezińskiego specjalnie dla Bielickiej postać Dziuni Pietrusińskiej, którą artystka odgrywała przez 25 lat w „Podwieczorku przy mikrofonie".

Przez ponad pół wieku (!) dla publiczności była wulkanem energii i humoru, wyciszała się jedynie w domu, gdy nikt jej nie oglądał. Nim jednak została pierwszą damą polskiej estrady, marzyła o wielkiej scenie, wybitnych rolach. Na drzwiach wejściowych do jej mieszkania w Warszawie przy ul. Śniadeckich 18 wisiała tabliczka: „Hanka Bielicka – artystka dramatyczna". Nie był to jednak przejaw próżności, pani Hanka puszczała do nas oko! Przez lata grała w sztukach teatralnych czy serialach telewizyjnych, ale nade wszystko ceniła swoje występy estradowe. Dawała widzom radość i śmiech, choć ją samą los nie zawsze rozpieszczał.

Dwie wojny

Hanka Bielicka urodziła się 9 listopada 1915 r. w Kononowce, niewielkiej wsi na północ od Ługańska (dziś Ukraina). W tym czasie jej ojciec Romuald Jan zarabiał na utrzymanie rodziny jako administrator majątków ziemskich, matka Leokadia zaś pracowała jako garderobiana. Hanka była drugą córką państwa Bielickich – 2,5 roku wcześniej urodziła się Maria (zm. 15 marca 1988 r.). Rodzina postanowiła uciec przed nawałnicą I wojny światowej i rewolucją bolszewicką do Łomży, rodzinnego miasta pani Leokadii. Babcia Władysława Czerwonko otoczyła wnuczki troskliwą opieką, zwłaszcza tę młodszą, zwaną Hanką, choć na chrzcie otrzymała imiona Anna Weronika.

Jak przystało na panienkę z dobrego domu, przyszła gwiazda estrady w odrodzonej Polsce pobierała lekcje gry na pianinie, ukończyła łomżyńskie gimnazjum żeńskie im. Marii Konopnickiej i rozpoczęła studia na Wydziale Filologii Romańskiej Uniwersytetu Warszawskiego. Ale że energia ją rozpierała, równocześnie studiowała na Wydziale Aktorskim w Państwowym Instytucie Sztuki Teatralnej. Początkowo ojciec, bądź co bądź poseł na Sejm Rzeczypospolitej w latach 1925–1927 z ramienia endecji i działacz społeczny, sprzeciwiał się ewentualnej aktorskiej karierze córki, ale ponoć skapitulował, gdy miejscowy ksiądz biskup powiedział: „Panie Bielicki, złego Kościół nie naprawi, a dobrego karczma nie popsuje".

Niekwestionowanym autorytetem zawodowym był dla niej Aleksander Zelwerowicz. Profesor szybko dostrzegł vis comica Bielickiej, natomiast zupełnie nie widział jej w rolach dramatycznych. W jednym z wywiadów artystka wspominała, jak podczas zajęć z przejęciem recytowała jakiś melodramatyczny monolog, a profesor Zelwerowicz ryknął: „Zabierzcie tego krokodyla, bo umrę ze śmiechu!".

Była na jednym roku m.in. z Danutą Szaflarską i Jerzym Duszyńskim. I to wraz z nimi po ukończeniu PIST wyjechała do Wilna, gdzie dostali angaż w Teatrze na Pohulance. Było lato 1939 r. Ojciec dał jej swoje błogosławieństwo, pisząc w telegramie: „Pakuj manatki i jedź do Wilna. Wojny nie będzie"... Niestety, już wkrótce – po 17 września – Rosjanie wkroczyli do Łomży. Romuald Bielicki został aresztowany przez NKWD i wywieziony w głąb ZSRR. I słuch o nim zaginął. Wywiezione zostały także babcia, matka i siostra Hanki Bielickiej (babcia tego nie przeżyła, matka i siostra w 1947 r. szczęśliwie wróciły z kazachskich stepów).

Po wybuchu II wojny światowej i zajęciu Wilna przez Armię Czerwoną sytuacja materialna młodych aktorów była nie do pozazdroszczenia. Hanka Bielicka debiutowała na scenie Pohulanki 8 października 1939 r. rolą Doryny w „Świętoszku" Moliera. W okupacyjnych warunkach coraz trudniej było funkcjonować w teatrze. W tym czasie Hankę wspierał jej ukochany Jerzy Duszyński, z którym – z powodu oszczędności i braku dostępnych lokali – wspólnie zamieszkała. A ponieważ była pruderyjną dziewczyną, zażądała ślubu. Pobrali się w 1940 r. Wojna ich do siebie zbliżyła, potem jednak okazało się, że mają zupełnie inne oczekiwania: żywiołem Hanki była scena, a Jerzy oczekiwał, że żona będzie mu matkować. Rozwiedli się w 1953 r., ale nie uprzedzajmy faktów.

Hanka Bielicka jako Azalia Nieporębska, „księżniczka autentyczna” w sztuce „Bliźniak”. Teatr Syrena,

Hanka Bielicka jako Azalia Nieporębska, „księżniczka autentyczna” w sztuce „Bliźniak”. Teatr Syrena, 1967 r.

NAC

Zakazane piosenki

Pod radziecką okupacją ledwie wiązali koniec z końcem. Jak czytamy w książce Zbigniewa Korpolewskiego, zespół Teatru na Pohulance „został zmuszony do opuszczenia swojej dotychczasowej siedziby, w której zainstalowały się litewski balet i opera. Teatr po krótkiej wędrówce po różnych wynajmowanych doraźnie salach osiadł wreszcie w przerobionej na jego potrzeby dawnej siedzibie kina Helios". W tym czasie z Generalnego Gubernatorstwa do Wilna uciekały największe gwiazdy, m.in. Hanka Ordonówna, Michał Melina czy Ludwik Sempoliński. Ten ostatni w 1940 r. „wypożyczył" od dyrektora Kielanowskiego Hankę Bielicką i na scenie Miniatur dał jej do odegrania monolog Jerzego Jurandota „Nie przeproszę" – to był punkt zwrotny w karierze pani Hanki. Sempoliński wieszczył, że oto narodziła się największa gwiazda estrady i kabaretu, ona zaś po wojnie włączyła ów monolog do swojego repertuaru.

Pod sowiecką okupacją polskie zespoły teatralne wystawiały głównie komedie i farsy, ale i to wkrótce się skończyło – latem 1941 r. Wilno zajęła armia niemiecka. Polski teatr „ostatecznie został zamknięty, a pozbawieni zajęcia aktorzy musieli szukać pracy w innych zawodach". Podobnie jak większość kolegów i koleżanek po fachu utrzymywali się, pracując jako kelnerzy i kelnerki. Pani Hanka początkowo zarabiała na życie, grając na pianinie w jednej z wileńskich kawiarni, potem głównie podawała gościom kawę, a Jerzy Duszyński kelnerował w Grand Hotelu.

Po wojnie wraz z grupą zebraną przez Michała Melinę wyjechali do Białegostoku, do organizowanego tam teatru. W tym czasie Hanka Bielicka, jak podaje Zbigniew Korpolewski, „zagrała dwie znaczące role – Narzeczonej w »Ożenku« Gogola i Córki w sztuce Maurice'a Maeterlincka. Obie sztuki miały podobno powodzenie, a grała w nich u boku Igora Śmiałowskiego i samego Michała Meliny. Grała też Hanię u boku Duszyńskiego w »Głupim Jakubie« Rittnera. Później powtórzono ten spektakl w tej samej obsadzie w Łodzi, dokąd po roku ściągnął ich Ludwik Sempoliński przy pomocy Miry Zimińskiej".

Rok 1947 okazał się przełomowy w życiu pani Hanki. 8 stycznia odbyła się premiera „Zakazanych piosenek" w reżyserii Leonarda Buczkowskiego. Gwiazdami pierwszego powojennego filmu polskiego byli Danuta Szaflarska i Jerzy Duszyński – oboje zyskali ogromną popularność, którą ugruntowały ich kolejne wspólne występy przed kamerą (np. „Skarb", „Warszawska premiera"). W „Zakazanych piosenkach" Hanka Bielicka zaśpiewała uliczną balladę „Aniele mój", której jeszcze przed wojną, w Łomży, nauczyła się od ojca. W tym samym 1947 r. do kraju z sowieckiej zsyłki powróciły siostra i matka pani Hanki; wtedy też artystka przeszła ciężkie przeziębienie – w efekcie do końca życia borykała się z chrypką, a jej głos stał się nieco skrzekliwy. Ale nawet z tego potrafiła na scenie uczynić swój atut! Wtedy też ponownie spotkała na swej artystycznej drodze Ludwika Sempolińskiego – tym razem w krakowskim kabarecie Siedem Kotów. Tam poznała Irenę Kwiatkowską, z którą od tego czasu rywalizowała o miano pierwszej gwiazdy kabaretu i estrady.

Jeszcze przez dwa lata rodzina pozostawała w Łodzi. Małżonkowie występowali w Teatrze Bagatela i „w Teatrze Kameralnym Domu Wojska Polskiego, którego szefem artystycznym był Erwin Axer. Po przeniesieniu teatru do Warszawy w 1949 r. Axer przemianował go na Teatr Współczesny, działający do dzisiaj i uważany za jedną z najlepszych i najambitniejszych polskich scen". Axer nie cenił zbytnio kabaretu, dlatego między nim a Hanką Bielicką dochodziło do coraz częstszych nieporozumień. „On wytykał jej zbyt częste stosowanie w teatrze warsztatu estradowego, zbytnią krzykliwość i nadmiar bardzo dynamicznych środków wyrazu, ona zarzucała mu konserwatyzm i dogmatyzm (chociaż po cichu bardzo podziwiała i ceniła jego talent reżyserski)". Rozstanie wisiało w powietrzu.

44 lata z Syreną

W 1954 r. Jerzy Jurandot przyciągnął Hankę Bielicką na stałe do Teatru Syrena. Na tej scenie występowała aż do 1998 r., nieustannie rywalizując o uznanie widzów z Ireną Kwiatkowską. Teksty pisał dla niej m.in. Zbigniew Korpolewski (czasem razem grali, np. w skeczu „Lampa Aladyna"; w latach 1990–1997 Korpolewski był też dyrektorem Syreny). Jak czytamy w jego wspomnieniach, Hanka Bielicka „29 maja 1954 r. [wystąpiła] w »Żołnierzu królowej Madagaskaru« Juliana Tuwima z muzyką Tadeusza Sygietyńskiego, w reżyserii Janusza Warneckiego. »Diabli nadali« to kolejna premiera programu składankowego w reżyserii Stanisławy Perzanowskiej (10 lipca 1955 r.). Krótko mówiąc, w czasie swojej czterdziestokilkuletniej obecności w Syrenie Hanka Bielicka zagrała w ponad czterdziestu premierach różnych przedstawień w tym teatrze. Większość z nich grana była przez kilka sezonów przy wypełnionej po brzegi widowni". Tam ugruntowała swój status gwiazdy estrady, co pozwoliło jej rozwinąć skrzydła.

W roku 1958 reaktywowano przedwojenny „Podwieczorek przy mikrofonie" – tę audycję Polskiego Radia nadawano na żywo z warszawskich kawiarni, najczęściej ze Stolicy. Utrzymana była w konwencji kabaretu variete, zabawnej mieszanki słowno-muzycznej, w której obśmiewano paradoksy PRL. Obok piosenek, np. Stanisława Grzesiuka czy Jaremy Stępowskiego, stałymi punktami programu były satyryczne monologi: m.in. Hanki Bielickiej jako Dziuni Pietrusińskiej, Jerzego Ofierskiego (sołtys Kierdziołek) czy Kazimierza Brusikiewicza (urzędnik Malinowski). Nie brakowało także parodii, w których specjalizowali się Andrzej Dyszak, Tadeusz Ross i Waldemar Ochnia.

Hanka Bielicka, zajęta występami w Teatrze Syrena, w „Podwieczorku przy mikrofonie", a także recitalami objazdowymi, rzadko pojawiała się na dużym i małym ekranie. Co prawda w 1954 r. zagrała główną rolę w filmie Erwina Axera „Domek z kart", ale zwykle dostawała role epizodyczne. Dzięki sile swej osobowości nie dawała jednak o sobie zapomnieć i odciskała swój ślad w filmie czy serialu. Tak było choćby w przypadku kinowej adaptacji „Pana Wołodyjowskiego" (1969 r.), gdzie brawurowo odegrała postać stolnikowej Makowieckiej, siostry pułkownika Wołodyjowskiego.

Oficjalnie w 1977 r. Hanka Bielicka przeszła na emeryturę, ale nie zmniejszyła swej aktywności zawodowej. Jej pasją okazały się występy na żywo w kraju i za granicą.

Spotkania z Polonią

„Do roku 1956 na występy zagraniczne wyjeżdżały prawie wyłącznie zespoły państwowe, głównie teatry muzyczne i zespoły pieśni i tańca, jak Mazowsze czy Śląsk. Trasy ich wyjazdów obejmowały głównie tak zwane demoludy, a więc Związek Radziecki, Chiny, Mongolię, Czechosłowację i inne należące do »rodziny państw socjalistycznych«" – czytamy u Korpolewskiego. W ponurych latach PRL, gdy przeciętnemu Kowalskiemu trudno było uzyskać paszport, a wyjazd za żelazną kurtynę graniczył z cudem (lub wiązał się ze zgodą na współpracę ze służbami), występy zespołów artystycznych dla Polonii stawały się świętem – i to dla obu stron. Złaknieni wieści z kraju i choćby namiastki polskości nasi rodacy za granicą tłumnie przybywali na recitale gwiazd z Polski. A artyści wreszcie mogli zarobić godziwe pieniądze, zwłaszcza po dokonaniu wymiany dewiz (oficjalnie za 1 dolara płacono wówczas 4 zł, ale na czarnym rynku nawet 120 zł!). Organizacją zagranicznych imprez po odwilży zajmowała się Polska Agencja Artystyczna PAGART. Hanka Bielicka wraz z zespołem zaczęła odwiedzać Polonusów w Ameryce na początku lat 60.

Zbigniew Korpolewski w swej książce podkreśla: „Ulubioną anegdotą pani Hani była opowieść o jej pierwszym występie w Stanach Zjednoczonych. Działo się to w połowie 1962 roku, na jednym z pierwszych występów zespołów krajowych dla Polonii amerykańskiej, i to tej najstarszej emigracji, mającej już dość słaby kontakt z językiem polskim. Pani Hania mówiła wiersz – »pyskówkę« Jerzego Jurandota: »Nie przeproszę«. Ten wiersz mówiła zawsze w tempie narastającym od wolnego do bardzo szybkiego. Kiedy po pierwszej zwrotce zawiesiła głos, chcąc nabrać oddechu, na widowni wstała jakaś starsza pani i zawołała: »Jaskółecko kochana. Ty psyleciałaś do nas psez cały ocean. Nie męc się tak okropnie i nie mów tak sybko, bo my i tak ani słowa z tego nie rozumiemy...«. Oczywiście cały zespół »ugotował się« ze śmiechu". Choć pierwsze tournée po Ameryce i Kanadzie okazało się dla pani Hanki artystycznym sukcesem, to finansowo była to katastrofa – całe honorarium wydała na samolot do Polski, ponieważ odmówiła powrotnego rejsu „Batorym" z powodu silnej choroby morskiej. W kolejnych latach chętnie przylatywała do amerykańskiej Polonii na występy. I zwykle była gorąco witana – może poza okresem po stanie wojennym.

Część młodej Polonii oraz solidarnościowych emigrantów, zwłaszcza w Nowym Jorku i Toronto, jawnie ją i jej kolegów bojkotowała, zarzucając im m.in. wspieranie swoimi występami w kraju reżimu gen. Jaruzelskiego. Organizowali nawet pikiety przed wejściami do kin, teatrów czy domów kultury, w których miały się odbyć recitale. Nakłaniali starych Polonusów, by rezygnowali z biletów, nie przebierali też w słowach, krzycząc: „kolaboranci", „ruscy artyści", „sługusy generała", „oddaj bilet, zostań z nami", a nawet „Bielicka Hanka – generała kochanka" (mając na myśli gen. Jaruzelskiego). Nie było to miłe dla żadnego z gości z Polski, ale szczególnie boleśnie odczuła to pani Hanka.

Znacznie lepiej artystka wspominała po latach swoje występy w Australii czy Anglii. Zbigniew Korpolewski tak to podsumował: „w równym stopniu lubiła Polonię brytyjską, australijską i szwedzką. Ona ich rozśmieszała i wzruszała do łez... i nigdy nie wiedziała do końca, czy płaczą ze śmiechu, czy z tęsknoty za krajem. Ona się domyślała".

Od PRL do III RP

Na temat Hanki Bielickiej krążyły różne plotki i legendy. Przede wszystkim – że była bajecznie bogata. Owszem, często występowała za granicą za godziwą gażę, ale nie miała natury ciułacza. Z podróży przywoziła dla rodziny i znajomych liczne upominki. Ponadto mało kto wie, że chętnie i hojnie wspierała finansowo organizacje charytatywne i schroniska dla zwierząt. Nigdy też nie odmówiła wsparcia bezdomnym wyciągającym do niej rękę, a zwykle czekali na „szanowną panią Bielicką" pod kamienicą przy Śniadeckich 18. Jej mieszkanie – poza gustownymi meblami – pełne było kapeluszy i estradowych kreacji, a porządku zawsze pilnowała zaufana gosposia. Artystka podjęła próbę jazdy własnym samochodem, ale skończyło się na licznych otarciach karoserii, dlatego na co dzień korzystała z taksówek. Nie żyła ponad stan, ale w szaroburym PRL mogła wzbudzać zazdrość.

Po przemianie ustrojowej w wygłaszanych przez artystkę monologach pojawiało się coraz więcej bieżącej polityki. Komentowała kolejne rządy i najciekawszych polityków. Autorzy tekstów już nie musieli martwić się o cenzurę, nieustannie puszczać oka do publiczności, okazało się jednak, że wcale nie było łatwiej o porozumienie z widzami. Tu trzeba było jeszcze stylu, poczucia humoru i siły osobowości (i głosu!) na miarę Hanki Bielickiej.

W ostatnich latach aktywności zawodowej artystka zaczęła mieć poważne problemy ze wzrokiem. „Pod koniec swojej kariery prawie nie widziała, czego publiczność dzięki jej wspaniałemu aktorstwu nie zauważyła. Ona, jak mówiła, rozpoznawała publiczność po śmiechu i oklaskach albo po śpiewie... Bo zawsze na wejście i na zakończenie występu śpiewali »Sto lat«". Przeżyła tych lat 90 – do końca aktywna. Zasłabła podczas występu i mimo wysiłków lekarzy zmarła 9 marca 2006 r. w Warszawie. Jak podkreślał Zbigniew Korpolewski, autor jej tekstów i przyjaciel, Hanka Bielicka „przez całe swoje długie, pracowite, pełne artystycznych satysfakcji życie dostarczała radości innym, zawsze pogodna, życzliwa i uśmiechnięta. (...) Na Sądzie Ostatecznym może śmiało wyznać: »Umarłam ze śmiechu«".

Cytaty zostały zaczerpnięte z książki Zbigniewa Korpolewskiego „Hanka Bielicka. Umarłam ze śmiechu. Wspomnienia, anegdoty, niepublikowane monologi" (Prószyński i S-ka 2011,

wznowienie: sierpień 2019)

Pokolenie urodzone w późnym PRL kojarzy Hankę Bielicką jako ekscentryczną starszą panią – zawsze w kapeluszu, z mocnym makijażem, w barwnych sukniach lub eleganckich żakietach – która z szybkością karabinu maszynowego wygłaszała ze sceny prześmiewcze monologi. Zawsze brzmiała niezwykle naturalnie, ale wbrew pozorom nie improwizowała. Przez te wszystkie lata teksty pisali dla niej np. Bogdan Brzeziński i Zbigniew Korpolewski, autor wspomnień „Hanka Bielicka. Umarłam ze śmiechu" (Prószyński i S-ka 2011), choć oczywiście miała wpływ na ostateczny kształt monologu – oprócz dowcipu, ironii czy zabawnej puenty dla artystki ważny był także dobór słów, ich rytm i „siła rażenia". Musiały pasować do granej postaci. Chciała brzmieć wiarygodnie zarówno jako „dama na wczasach", jak i „woźna w szkole", ale też jako „paniusia miejsko-wiejska z dość poważnie zmąconym poczuciem własnych korzeni", czyli wymyślona przez Brzezińskiego specjalnie dla Bielickiej postać Dziuni Pietrusińskiej, którą artystka odgrywała przez 25 lat w „Podwieczorku przy mikrofonie".

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Śledczy bada zbrodnię wojenną Wehrmachtu w Łaskarzewie
Historia
Niemcy oddają depozyty więźniów zatrzymanych w czasie powstania warszawskiego
Historia
Kto mordował Żydów w miejscowości Tuczyn
Historia
Polacy odnawiają zabytki za granicą. Nie tylko w Ukrainie
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Historia
Krzyż pański z wielkanocną datą