W Opolu, stolicy polskiej piosenki, na wzgórzu uniwersyteckim, Jeremi Przybora ma swój pomnik: wyprostowany i uśmiechnięty siedzi na ławce w eleganckim żakiecie, tzw. jaskółce, z wpiętym w klapę kwiatem, w nieodłącznych spodniach sztuczkowych, w cylindrze na głowie, podpiera się zaś laską z ozdobną gałką – takim chcemy go pamiętać. Taki styl przyjęli razem z Jerzym Wasowskim jako prowadzący Kabaret Starszych Panów. Nie dziwi więc, że owa „ławka" przeistacza się w fortepianową klawiaturę, za którą siedzi równie elegancki Wasowski, w rozmarzeniu komponujący subtelne melodie do lirycznych tekstów przyjaciela. Autor pomnika, prof. Marian Molenda, doskonale uchwycił łączącą obu panów więź i roztaczany przez nich czar. Połączyło ich radio, choć Wasowski zaczynał jako inżynier akustyk, a Przybora – jako spiker. Nie byli gwiazdami kina, co najwyżej telewizji, a mimo to okazali się nieśmiertelni, niedoścignieni w elegancji, a ich wspólne piosenki nucą kolejne pokolenia.
Rodzina, ach, rodzina!
Jeremi Stanisław Przybora swe pierwsze imię zawdzięczał ojcu, który był miłośnikiem Trylogii Sienkiewicza, co nie powinno dziwić, gdyż ród miał szlacheckie korzenie. Po latach w „Przymkniętym oku Opaczności" Jeremi Przybora napisał: „Na to, żebym się urodził dokładnie taki, jakim się urodziłem, a więc mieszanej krwi mazowiecko-kresowej, trzeba było jednej z tych polskich specjalności historyczno-militarnych, jakimi były powstania. Gdyby bowiem nie powstanie styczniowe i udział w nim mego dziada po mieczu Konstantego, nie straciłby on majątku Krasnołuki w ziemi witebskiej, a po powrocie z zesłania nie musiałby się osiedlić wraz z rodziną na terenie Kongresówki, jako jedynej dozwolonej dla niego strefy osiedlenia, a konkretnie – w Warszawie. (...) Tutaj urodził się mój ojciec, jako ostatni z siedmiorga rodzeństwa i pierwszy w rodzinie natus Varsoviensis". Ojciec Jeremiego, Stefan, mógł się poszczycić dyplomem inżyniera chemika, zrobił karierę i zdobył doświadczenie jako dyrektor cukrowni, a w odrodzonej Rzeczypospolitej został właścicielem fabryki słodyczy i cukierni w gmachu Hotelu Europejskiego oraz „Pod Filarami" w lewym skrzydle Teatru Wielkiego.
W czasie I wojny światowej w okupowanej przez Niemców stolicy 12 grudnia 1915 r. urodziło się trzecie dziecko Stefana Przybory i jego żony Jadwigi (z domu Kozłowskiej). Jeremi miał starszego o 11 lat brata Wiesława i o 7 lat starszą siostrę Halinę. Pierwsze dwa lata życia spędził w kamienicy przy ul. Senatorskiej, ale już wkrótce – z powodu nowej kobiety w życiu jego ojca – zamieszkał wraz z matką i starszym rodzeństwem na Wiejskiej. Rodzice się rozwiedli, a on szybko stał się ulubieńcem „macochy", często i chętnie goszczonym w niewielkim mieszkanku na Kopernika. Lubił to miejsce, zaprzyjaźnił się tam z synem szewca, Felkiem. Warto to odnotować, gdyż w późniejszym życiu Przybora rzadko będzie miał okazję do takich przyjaźni – obracał się będzie głównie wśród elit intelektualno-artystycznych. Ojciec nauczył go dobrych manier i zadbał o wykształcenie. To jemu także syn zawdzięczał pierwsze zauroczenie X muzą – czarno-białe kreskówki oglądał „w kinach, które były własnością ojca: Wodewil (...) i Corso".
Początki edukacji Jeremiego nie były łatwe, ponieważ wiązało się to z wyprowadzką z Warszawy. Otóż jego ojciec postanowił zostać ziemianinem – w 1925 r. kupił grubo ponad 400 hektarów ziemi, wraz z dworem i zabudowaniami, w Miedzyniu Wielkim w okolicach Bydgoszczy, gdzie w czasie roku szkolnego Jeremi uczęszczał do szkoły. A właściwie dojeżdżał – najpierw wozem drabiniastym do stacji w Fordonie, stamtąd zaś pociągiem do Bydgoszczy. Potem był jeszcze krótki pobyt w szkole z internatem w Ostrowie i... szczęśliwy powrót do Warszawy – choć dla ojca niekoniecznie: majątek w Miedzyniu okazał się nietrafioną inwestycją, senior rodu musiał go sprzedać.
Jeremi, który cieszył się z powrotu do stolicy, ukończył tu ewangelickie Gimnazjum im. Mikołaja Reja. I choć do nauki szczególnie się nie przykładał, zwłaszcza po śmierci ojca w czerwcu 1931 r., to rozwijał swą wyobraźnię i wrażliwość językową z pomocą książek i kina. Podejmował studia w Szkole Głównej Handlowej i na anglistyce UW, ale żadnego z kierunków nie ukończył. Chętnie za to podjął się pracy guwernera w Szczorsach, w rejonie nowogródzkim (obecnie: Białoruś), tym bardziej że w mieszkaniu przy Noakowskiego z macochą zamieszkał jej nowy mąż, inżynier Witold.