Jeremi Przybora, mistrz słowa i elegancji

Jeremi Przybora wyrażał siebie poprzez wiersze, teksty piosenek, opowiadania. Choć swą artystyczną drogę zaczynał jako radiowiec, wraz z kompozytorem Jerzym Wasowskim stworzył niezapomniany telewizyjny Kabaret Starszych Panów.

Publikacja: 17.10.2019 15:38

Duet Jeremi Przybora & Jerzy Wachowski w filmie „Upał” (1964) w reżyserii Kazimierza Kutza

Duet Jeremi Przybora & Jerzy Wachowski w filmie „Upał” (1964) w reżyserii Kazimierza Kutza

Foto: PAP

W Opolu, stolicy polskiej piosenki, na wzgórzu uniwersyteckim, Jeremi Przybora ma swój pomnik: wyprostowany i uśmiechnięty siedzi na ławce w eleganckim żakiecie, tzw. jaskółce, z wpiętym w klapę kwiatem, w nieodłącznych spodniach sztuczkowych, w cylindrze na głowie, podpiera się zaś laską z ozdobną gałką – takim chcemy go pamiętać. Taki styl przyjęli razem z Jerzym Wasowskim jako prowadzący Kabaret Starszych Panów. Nie dziwi więc, że owa „ławka" przeistacza się w fortepianową klawiaturę, za którą siedzi równie elegancki Wasowski, w rozmarzeniu komponujący subtelne melodie do lirycznych tekstów przyjaciela. Autor pomnika, prof. Marian Molenda, doskonale uchwycił łączącą obu panów więź i roztaczany przez nich czar. Połączyło ich radio, choć Wasowski zaczynał jako inżynier akustyk, a Przybora – jako spiker. Nie byli gwiazdami kina, co najwyżej telewizji, a mimo to okazali się nieśmiertelni, niedoścignieni w elegancji, a ich wspólne piosenki nucą kolejne pokolenia.

Rodzina, ach, rodzina!

Jeremi Stanisław Przybora swe pierwsze imię zawdzięczał ojcu, który był miłośnikiem Trylogii Sienkiewicza, co nie powinno dziwić, gdyż ród miał szlacheckie korzenie. Po latach w „Przymkniętym oku Opaczności" Jeremi Przybora napisał: „Na to, żebym się urodził dokładnie taki, jakim się urodziłem, a więc mieszanej krwi mazowiecko-kresowej, trzeba było jednej z tych polskich specjalności historyczno-militarnych, jakimi były powstania. Gdyby bowiem nie powstanie styczniowe i udział w nim mego dziada po mieczu Konstantego, nie straciłby on majątku Krasnołuki w ziemi witebskiej, a po powrocie z zesłania nie musiałby się osiedlić wraz z rodziną na terenie Kongresówki, jako jedynej dozwolonej dla niego strefy osiedlenia, a konkretnie – w Warszawie. (...) Tutaj urodził się mój ojciec, jako ostatni z siedmiorga rodzeństwa i pierwszy w rodzinie natus Varsoviensis". Ojciec Jeremiego, Stefan, mógł się poszczycić dyplomem inżyniera chemika, zrobił karierę i zdobył doświadczenie jako dyrektor cukrowni, a w odrodzonej Rzeczypospolitej został właścicielem fabryki słodyczy i cukierni w gmachu Hotelu Europejskiego oraz „Pod Filarami" w lewym skrzydle Teatru Wielkiego.

W czasie I wojny światowej w okupowanej przez Niemców stolicy 12 grudnia 1915 r. urodziło się trzecie dziecko Stefana Przybory i jego żony Jadwigi (z domu Kozłowskiej). Jeremi miał starszego o 11 lat brata Wiesława i o 7 lat starszą siostrę Halinę. Pierwsze dwa lata życia spędził w kamienicy przy ul. Senatorskiej, ale już wkrótce – z powodu nowej kobiety w życiu jego ojca – zamieszkał wraz z matką i starszym rodzeństwem na Wiejskiej. Rodzice się rozwiedli, a on szybko stał się ulubieńcem „macochy", często i chętnie goszczonym w niewielkim mieszkanku na Kopernika. Lubił to miejsce, zaprzyjaźnił się tam z synem szewca, Felkiem. Warto to odnotować, gdyż w późniejszym życiu Przybora rzadko będzie miał okazję do takich przyjaźni – obracał się będzie głównie wśród elit intelektualno-artystycznych. Ojciec nauczył go dobrych manier i zadbał o wykształcenie. To jemu także syn zawdzięczał pierwsze zauroczenie X muzą – czarno-białe kreskówki oglądał „w kinach, które były własnością ojca: Wodewil (...) i Corso".

Początki edukacji Jeremiego nie były łatwe, ponieważ wiązało się to z wyprowadzką z Warszawy. Otóż jego ojciec postanowił zostać ziemianinem – w 1925 r. kupił grubo ponad 400 hektarów ziemi, wraz z dworem i zabudowaniami, w Miedzyniu Wielkim w okolicach Bydgoszczy, gdzie w czasie roku szkolnego Jeremi uczęszczał do szkoły. A właściwie dojeżdżał – najpierw wozem drabiniastym do stacji w Fordonie, stamtąd zaś pociągiem do Bydgoszczy. Potem był jeszcze krótki pobyt w szkole z internatem w Ostrowie i... szczęśliwy powrót do Warszawy – choć dla ojca niekoniecznie: majątek w Miedzyniu okazał się nietrafioną inwestycją, senior rodu musiał go sprzedać.

Jeremi, który cieszył się z powrotu do stolicy, ukończył tu ewangelickie Gimnazjum im. Mikołaja Reja. I choć do nauki szczególnie się nie przykładał, zwłaszcza po śmierci ojca w czerwcu 1931 r., to rozwijał swą wyobraźnię i wrażliwość językową z pomocą książek i kina. Podejmował studia w Szkole Głównej Handlowej i na anglistyce UW, ale żadnego z kierunków nie ukończył. Chętnie za to podjął się pracy guwernera w Szczorsach, w rejonie nowogródzkim (obecnie: Białoruś), tym bardziej że w mieszkaniu przy Noakowskiego z macochą zamieszkał jej nowy mąż, inżynier Witold.

W maju 1937 r. młody Przybora został przyjęty do radia – początkowo zajmował się „przenudnymi zestawieniami dla ZAIKS-u", by szybko stać się pełnoetatowym spikerem tzw. Warszawy II. Zarabiał na tyle dobrze, że wynajął sobie pokój, stać go też było na eleganckie garnitury szyte na miarę.

Niespodziewany koniec lata

Wakacje 1939 r. były łabędzim śpiewem II Rzeczypospolitej: we wrześniu kraj został rozdarty między III Rzeszę a ZSRR. W pierwszym tygodniu wojny Przybora dołączył co prawda do exodusu tysięcy warszawiaków, ale zawrócił, gdy okazało się, że Polskie Radio Warszawa II ciągle nadaje. W swych wspomnieniach artysta podkreśla rolę prezydenta stolicy Stefana Starzyńskiego – ostatniego urzędnika tej rangi, który nie uciekł, a za swą odwagę i płomienne przemówienia radiowe wygłaszane do warszawiaków zapłacił życiem. Warszawa II działała m.in. dzięki dyrektorowi Edmundowi Rudnickiemu, a nagrania przemówień Starzyńskiego ocalił dla potomnych inżynier Jan Issaił Pilecki (notabene wyjątkowa postać, zasługująca na osobny artykuł).

27 września Dowództwo Obrony Warszawy skapitulowało, a trzy dni później radiowcy nadali ostatnią – aż do powstania warszawskiego – audycję. Niemcy zagarnęli miasto. Przybora zaś już w październiku ożenił się (dodajmy: po raz pierwszy) z Marią Burską, zwaną Mery, córką Rosjanki i Polaka. A ponieważ Mery była wyznania prawosławnego, ślub odbył się w cerkwi na Pradze. Nowożeńcy zamieszkali na Sadybie, w mieszkaniu pozostawionym Jeremiemu przez uchodzącą z Warszawy (i Polski) macochę. Przybora, by uniknąć wywózki na roboty, zatrudnił się w charakterze pomocnika referenta w Wydziale Inspekcji Handlowej Zarządu Miejskiego przy ul. Kredytowej, potem z pomocą szwagra Staszka zajmował się trochę handlem. Jesienią 1943 r. Mery urodziła córkę Martę (późniejszą modelkę i spikerkę telewizyjną).

Gdy 1 sierpnia 1944 r. wybuchło powstanie warszawskie, radiowcom nie od razu udało się rozpocząć nadawanie. W przedwojennym gmachu PKO na rogu Jasnej i Świętokrzyskiej mieściły się dwie redakcje: wojskowa „Błyskawica" nadawała od 8 sierpnia, cywilne Polskie Radio zaczęło dzień później. I choć oficjalnie Przybora został zmobilizowany do „Błyskawicy", to Rudnicki natychmiast przeniósł go „do cywila". Czytał wiadomości, komunikaty specjalne i przeglądy prasy. Co ciekawe, a co wkrótce uratowało Przyborze życie, za pracę „wojennego spikera" Jeremi otrzymał 20 dolarów żołdu – pieniądze te uchroniły go od śmierci po kapitulacji powstania.

Zanim skończyła się wojna, Przyborowie pomieszkiwali w Łodzi, ale już w maju 1945 r. wyjechali do Bydgoszczy. W tamtejszym oddziale Polskiego Radia Jeremi m.in. współtworzył cykl audycji satyrycznych „Pokrzywy nad Brdą". Po trzech latach rodzina wróciła do stolicy, gdzie los zetknął Przyborę z Jerzym Wasowskim. Ich współpraca rozpoczęła się od radiowego teatrzyku satyrycznego „Eterek", tej odrobiny inteligentnego żartu w ponurych czasach stalinizmu.

Piosenka jest dobra na wszystko

Audycję „Eterek" nadawano w Polskim Radiu w latach 1948–1956. Współautorem pierwszych trzech odcinków był Antoni „Kazio" Marianowicz, a reżyserem pierwszych dwóch – Kazimierz Wajda. Kolejne „Eterki" realizował już samodzielnie Jeremi Przybora, także jako autor tekstów, a kompozytorem muzyki do piosenek w teatrzyku był Jerzy Wasowski. Główne postaci „grali" przed mikrofonem Irena Kwiatkowska, Tadeusz Fijewski i Adam Mularczyk, a w epizodach towarzyszyła im plejada aktorów. Jak się okazało, „Eterek", a także jego kontynuacja – 26 audycji zatytułowanych „Dalszy ciąg nastąpi" (ostatni odcinek nadano 10 listopada 1958 r.) – były jedynie przygrywką do znacznie poważniejszego przedsięwzięcia – telewizyjnego Kabaretu Starszych Panów.

Zanim jednak o Kabarecie, trzeba odnotować poważne zmiany w życiu osobistym Przybory: na początku lat 50. rozstał się z pierwszą żoną, by zamieszkać z Jadwigą Berens, zwaną przez niego Igą. Związek ten też się rozpadł, ale najpierw, w 1956 r., urodził im się syn Konstanty, nazywany przez rodzinę „Kotem" (późniejszy specjalista ds. reklamy). Jeremi z Igą pobrali się dopiero w 1958 r. Ale już w latach 1964–1966 Przybora przeżył jeszcze jedno głębokie uczucie. Jego wybranką była Agnieszka Osiecka, wówczas niespełna 30-letnia. Z tego romansu nic nie wyszło, ale dla potomnych pozostała ich liryczno-miłosna korespondencja, która we wrześniu 2010 r. ukazała się jako „Listy na wyczerpanym papierze" (na ich podstawie w Teatrze Polskim w Warszawie powstał spektakl w reżyserii Leny Frankiewicz; premiera: 26 września 2013 r.).

Wróćmy jednak do roku 1958. Pierwszy odcinek Kabaretu Starszych Panów wyemitowano w raczkującej Telewizji Polskiej 16 października jako „Popołudnie Starszych Panów". Drugi – „Wieczór Starszych Panów" – 6 czerwca 1959 r. Od tej pory kolejne odcinki zwane będą „wieczorami". Obaj Starsi Panowie byli dopiero po czterdziestce, nie byli więc „podstarzali". Jak tłumaczył to Przybora? „Nie była to z naszej strony kokieteria. Nawiązywaliśmy wprawdzie tą nazwą do czasów i środowisk, z których obaj się wywodziliśmy, do przedwojennego sposobu bycia i obyczajowości tamtego czasu, ale bynajmniej nie do wzorców przedwojennej klasyki kabaretowej. (...) Zasadniczo »przyświecała mi idea« rozerwania się, zabawienia siebie i naszych odbiorców przez oderwanie się od szarej, nudnej, brzydkiej codzienności, od panoszącego się wokół nas prostactwa". I sekretarza KC PZPR Wiesława Gomułki programy Kabaretu jakoś nie śmieszyły, a występy Kaliny Jędrusik ponoć doprowadzały go do szału.

Programy nadawano na żywo ze studia na placu Powstańców, ale piosenki rejestrowano wcześniej i odtwarzano je z playbacku. Kabaret emitowano również na antenie Polskiego Radia jako opracowane osobno słuchowiska z tą samą obsadą. Konferansjerami programów byli Przybora i Wasowski, a do współpracy zapraszali plejadę polskich gwiazd. W Kabarecie Starszych Panów występowali m.in. Irena Kwiatkowska, Barbara Krafftówna, Kalina Jędrusik, Wiesław Gołas, Mieczysław Czechowicz, Wiesław Michnikowski i Edward Dziewoński. Kabaret Starszych Panów to była elegancja w każdym calu, nawet jeśli produkcja poszczególnych odcinków nastręczała trudności. Wszak w czasach gomułkowskich niełatwo było zdobyć choćby spodnie sztuczkowe – z prążkowanego materiału – noszone przez Panów A (Wasowski) i B (Przybora) do tzw. jaskółki. Jak rozwiązano ten problem? Ponoć ręcznie domalowywano prążki!

Na poszczególne programy składały się rozmowy Panów A i B, scenki i skecze z udziałem aktorów, jednak o nieprzemijającej popularności Kabaretu zdecydowały piosenki. Przybora wzniósł się w nich na poetycki Parnas, Wasowski dopieszczał je liryczną melodią, a wykonujący je aktorzy naznaczali niepodrabialną interpretacją. Wspomnijmy choćby piosenki śpiewane przez Kalinę Jędrusik, np. „Nie odchodź", „Jesienną dziewczynę", „Do Ciebie szłam", Nie budźcie mnie", a także zinterpretowane po mistrzowsku przez Wiesława Michnikowskiego „Addio pomidory" czy choćby subtelnie pikantną „Jakże ściana ta cienka" w wykonaniu Jeremiego Przybory i Krystyny Walczakówny.

Wsłuchując się w słowa kolejnych piosenek, uświadamiamy sobie, że Przybora nieustannie pisał o sercowych perturbacjach, przelotnych uniesieniach damsko-męskich. Sam był niezwykle kochliwy, jak napisał w jednej z piosenek: „ujmujący, czarujący uwodziciel pań". Sukces jego piosenek wziął się więc z subtelności tekstów, ich niedosłowności, z połączenia wyrafinowanych środków poetyckich z podmiotem lirycznym zupełnie odmiennym od socrealistycznych wzorów.

Ostatni, XVI wieczór Kabaretu Starszych Panów, zatytułowany „Zaopiekujcie się Leonem", został wyemitowany 22 lipca 1966 r. Skończyła się pewna era. I choć Przybora stworzył potem cykl audycji telewizyjnych „Divertimento", a także Kabaret Jeszcze Starszych Panów (w latach 1978–1980), czyli ponownie zrealizowane – tym razem w kolorze i częściowo z nową obsadą – pierwsze odcinki Kabaretu Starszych Panów, które pierwotnie nie zostały zarejestrowane, to nie mogły się one równać ani z nieprzemijającym czarem oryginału, ani z estradowo-telewizyjnym sukcesem odniesionym w latach 60. przez Panów A i B.

Na całej połaci – śnieg...

Ten cytat z jednej z piosenek przewrotnie odnosi się do filmu „Upał" (1964 r.) w reżyserii Kazimierza Kutza, do którego scenariusz napisał Jeremi Przybora. I wbrew pozorom jest trafiony, ponieważ Przybora uważał ten film za swoją klęskę, „mroziło" go na widok powtórek w telewizji. „Upał" miał być Kabaretem Starszych Panów przeniesionym do filmowej opowieści, ale pomimo udziału kabaretowych gwiazd... ni grzał, ni ziębił. Zabrakło w nim przede wszystkim piosenek, które do każdego z programów wnosiły potężny ładunek poezji. Jaką miał fabułę? W pewnym mieście (plenery kręcono w Warszawie), niemal wyludnionym z powodu upału, z polecenia premiera o porządek mieli zadbać dwaj Starsi Panowie (Wasowski i Przybora). Pomagała im żeńska Drużyna Przeciwudarowa im. Kupały na czele z piękną Zuzanną (Kalina Jędrusik). W tym czasie do miasta przybył ambasador egzotycznego państwa (Wiesław Michnikowski), z czego wynikły same kłopoty...

Jak po latach wspominał Jeremi Przybora, „Powodzenie Kabaretu najwyraźniej przewróciło mi w głowie, byłem przekonany, że czego się tknę, będzie wystrzałowe i... nie chciało mi się napisać tekstów [piosenek]. Filmu by one prawdopodobnie nie uratowały, ale w ten sposób odebrałem Jerzemu [Wasowskiemu] szansę muzyczną. Musiał ograniczyć się do muzyki ilustracyjnej, a ilustrować, szczerze mówiąc, nie bardzo miał co. (...) Na kinowej premierze nie byłem, nie poszedłem do kina, nawet nie pamiętam, gdzie ten film grano. Recenzje jedynie potwierdziły to, o czym już od dawna wiedziałem".

Równie chłodno wspominał Przybora swoją przygodę z teatrem, dla którego napisał komedię muzyczną „Jedzcie stokrotki". Zdaniem autora tym razem nie pomogły spektaklowi nawet piosenki, zresztą tytuły recenzji nie pozostawiały złudzeń: „Stokrotki niejadalne", „Mdły smak stokrotek"... Przybora był na premierze (26 lutego 1966 r.) w warszawskim Teatrze Komedia i płonął ze wstydu, gdy po skończonym spektaklu został wywołany na scenę okrzykiem: „Autor! Autor!".

Serce tak mi zabiło

Na początku 1967 r. Przybora przygotowywał dla telewizji „Deszczową suitę" – 37-minutowy program prezentujący piosenki związane tematycznie z deszczem, m.in.: „Na całej połaci deszcz", „W czasie deszczu dzieci się nudzą", „Gdy w schludnej mej izdebce pada sobie deszcz", „Nabywajcie Polki liczne parasolki". Za scenografię do programu odpowiadała Alicja Wirth. Wkrótce poeta poprosił ją „o scenografię do reszty życia" – pobrali się pewnego listopadowego popołudnia 1968 r. Alicja miała kilkuletnią córkę Agatę z poprzedniego małżeństwa, która nie od razu zaakceptowała ojczyma, ale za to szybko polubiła się z jego synem „Kotem" (notabene w latach 80. oboje wyjechali do Stanów, pobrali się, po około dekadzie rozwiedli, a Konstanty wrócił do Polski).

U boku Alicji Przybora zyskał wewnętrzny spokój i spełnienie. Ona dbała zarówno o ich warszawskie mieszkanie, jak i o dom na wsi. W kolejnych latach, w czasach telewizji w kolorze (choć za oknem nadal była peerelowska szarzyzna), artysta stworzył teksty m.in. do dwóch musicali, „Gołoledź" i „Medea, moja sympatia", a także do recitalu Hanny Banaszak zatytułowanego „Telefon zaufania" oraz dwóch „kryminałów" („Definitywny upadek prezesa" i „Departament XIII"). Ostatnim programem przygotowywanym wspólnie z Jerzym Wasowskim był wspomniany „Telefon zaufania", tworzony na początku 1981 r., „a już 13 grudnia wybuchł stan wojenny i przyszły lata, kiedy nie wypadało pokazywać się w telewizji. Jerzy umarł 29 września 1984 r. W pierwszą rocznicę jego śmierci odbył się koncert upamiętniający jego odejście – pod nazwą »Pejzaż bez ciebie«, od tytułu piosenki, z którą na tym koncercie wystąpiła Hanna Banaszak".

Pod koniec lat 80. Magda Umer dała drugie życie piosenkom duetu Przybora & Wasowski w spektaklu „Zimy żal". Premiera odbyła się w marcu 1989 r. na scenie Teatru Polskiego we Wrocławiu, spektakl grany był jeszcze w kolejnym sezonie w warszawskim Teatrze Rampa.

Kiedy w życiu zawodowym Przybory zabrakło przyjaciela i kompozytora, artysta najchętniej przebywał w domu na wsi, gdzie w latach 90. spisywał swoje wspomnienia. 21 sierpnia 2000 r. zmarła jego ukochana żona Alicja. Jeremi Przybora dołączył do niej 4 marca 2004 r. Został pochowany w rodzinnym grobowcu na cmentarzu ewangelicko-reformowanym w Warszawie.

Dziś w Telewizji Polskiej rzadko możemy zobaczyć powtórki Kabaretu Starszych Panów. Dobrze jednak, że chociaż w serwisie YouTube zgromadzono wiele piosenek, dzięki czemu można wysłuchać np. lirycznego „Dobranoc" w wykonaniu dwóch przyjaciół, którzy przed laty w ostatniej strofie wspólnie zaśpiewali niezwykle aktualne przesłanie:

„Dobranoc, ojczyzno,

już księżyc na czarnej

lśni tacy. Dobranoc.

I niech ci się przyśnią

pogodni zamożni Polacy.

Że luźnym zdążają

tramwajem,

wytworną konfekcją okryci,

i darzą uśmiechem się

wzajem,

i wszyscy do czysta wymyci,

i wszyscy uczciwi od rana

od morza po góry, aż hen.

Dobranoc, Ojczyzno

kochana!

Już czas na sen...".

Śródtytuły zostały zaczerpnięte z piosenek napisanych przez Jeremiego Przyborę. Cytaty pochodzą ze wspomnień Jeremiego Przybory „Przymknięte oko Opaczności. Memuarów części wszystkie" (Znak 2016)

W Opolu, stolicy polskiej piosenki, na wzgórzu uniwersyteckim, Jeremi Przybora ma swój pomnik: wyprostowany i uśmiechnięty siedzi na ławce w eleganckim żakiecie, tzw. jaskółce, z wpiętym w klapę kwiatem, w nieodłącznych spodniach sztuczkowych, w cylindrze na głowie, podpiera się zaś laską z ozdobną gałką – takim chcemy go pamiętać. Taki styl przyjęli razem z Jerzym Wasowskim jako prowadzący Kabaret Starszych Panów. Nie dziwi więc, że owa „ławka" przeistacza się w fortepianową klawiaturę, za którą siedzi równie elegancki Wasowski, w rozmarzeniu komponujący subtelne melodie do lirycznych tekstów przyjaciela. Autor pomnika, prof. Marian Molenda, doskonale uchwycił łączącą obu panów więź i roztaczany przez nich czar. Połączyło ich radio, choć Wasowski zaczynał jako inżynier akustyk, a Przybora – jako spiker. Nie byli gwiazdami kina, co najwyżej telewizji, a mimo to okazali się nieśmiertelni, niedoścignieni w elegancji, a ich wspólne piosenki nucą kolejne pokolenia.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Historia
Stanisław Ulam. Ojciec chrzestny bomby termojądrowej, który pracował z Oppenheimerem
Historia
Nie tylko Barents. Słynni holenderscy żeglarze i ich odkrycia
Historia
Jezus – największa zagadka Biblii
Historia
„A więc Bóg nie istnieje”. Dlaczego Kazimierz Łyszczyński został skazany na śmierć
Historia
Tadeusz Sendzimir: polski Edison metalurgii