Rewolucja październikowa: Jak w Rosji narodził się czerwony terror

Rewolucja październikowa była początkiem zbrodni komunistycznych na masową skalę. W ciągu kilkudziesięciu kolejnych lat pochłonęły one ponad 100 milionów istnień ludzkich.

Aktualizacja: 15.10.2016 15:10 Publikacja: 13.10.2016 14:55

Bolszewicy atakują Pałac Zimowy, siedzibę rządu tymczasowego. Kadr z filmu „Październik” w reżyserii

Bolszewicy atakują Pałac Zimowy, siedzibę rządu tymczasowego. Kadr z filmu „Październik” w reżyserii Siergieja Eisensteina.

Foto: AFP

Pod koniec października 1917 r. życie w Petersburgu i Moskwie, dwóch największych miastach Imperium Rosyjskiego, toczyło się dość spokojnie. W owym czasie umysły większości ludzi rozpalały zbliżające się za miesiąc wybory do Zgromadzenia Ustawodawczego Rosji – Konstytuanty, która miała potwierdzić proklamowanie Republiki Rosyjskiej. Wybory te były podstawowym postulatem rewolucji lutowej – wydarzeń, które doprowadziły do abdykacji ostatniego cara Mikołaja II Romanowa, powszechnej amnestii politycznej, utworzenia demokratycznego Zgromadzenia Ustawodawczego, zniesienia cenzury prasy oraz swobodnej działalności partii politycznych.

Mimo że 7 marca (20 marca według obecnego kalendarza gregoriańskiego) 1917 r. podczas posiedzenia Rady Moskiewskiej delegaci wołali do przedstawicieli rządu tymczasowego: „śmierć carowi, stracić cara", ówczesny minister sprawiedliwości Aleksander Kiereński stanowczo odpowiedział: „Nigdy do tego nie dojdzie, póki my jesteśmy u władzy. Rząd tymczasowy wziął na siebie osobistą odpowiedzialność za bezpieczeństwo cara i jego rodziny. Obowiązek ten wypełnimy do końca". Po czym dodał: „Ja sam zawiozę cara do Murmańska".

Rząd tymczasowy zgodził się na wyjazd rodziny carskiej z kraju. Były monarcha miał być przewieziony do Murmańska, skąd na pokładzie okrętu Marynarki Królewskiej miał popłynąć do Anglii. Winę za późniejszą śmierć cara ponoszą bolszewicy, ale należy pamiętać, że historia Romanowów ułożyłaby się inaczej, gdyby słynący wręcz z bliźniaczego podobieństwa do Mikołaja II brytyjski król Jerzy V Windsor nie odmówił Mikołajowi azylu politycznego. Z tego powodu Romanowowie zamiast do Murmańska trafili do Tobolska – niewielkiego miasteczka w obwodzie tiumeńskim, w samym sercu Rosji, gdzie, jak liczył Kiereński, mieli być bezpieczni.

Zaplombowana puszka Pandory

Geneza rewolucji październikowej wiąże się z losem zapomnianego dzisiaj Aleksandra Kiereńskiego, którego historiografia komunistyczna przedstawiała jako bezideowego, chwiejnego i naiwnego polityka, manipulowanego przez członków rządu tymczasowego. Jest w tym wiele racji, ale trzeba pamiętać, że to właśnie Kiereński był jedynym człowiekiem, który miał środki i władzę, aby zgnieść w zarodku bolszewików i uczynić z Rosji państwo nowoczesne, o demokratycznych mechanizmach władzy. Od 8 lipca (21 lipca) 1917 r. kierował bowiem pracami rosyjskiego rządu. Kiereński, prawnik z wykształcenia, był socjalistą wierzącym w ideały rewolucji francuskiej. Wydał nawet polecenie uczynienia z Marsylianki hymnu narodowego Rosji. Niestety, w swoim naiwnym zaufaniu do idei równości zapomniał o terrorze jakobińskim. To on jako minister sprawiedliwości w rządzie księcia Gieorgija Lwowa lekkomyślnie pozwolił na powrót Lenina i jego zwolenników z emigracji w kwietniu 1917 r. A przecież już wtedy musiały do niego docierać raporty wywiadu wojskowego potwierdzające obawy, że za podróżą Lenina do Rosji stoi Oddział III b Sztabu Generalnego Armii Niemieckiej – Abteilung III b, kierowany przez pułkownika Waltera Nicolai.

Przyjęło się uważać, że Niemcy zaplombowali na stacji granicznej ze Szwajcarią w Gottmadingen wagony wiozące bolszewików tylko dlatego, że większość podróżnych miała paszporty rosyjskie – czyli kraju, z którym Rzesza była w stanie wojny. Ale za szczelnym zamknięciem wagonu, którym podróżował Lenin z Nadieżdą Krupską i swoimi 30 współpracownikami, kryła się także paniczna obawa, że któryś z sabotażystów bolszewickich może wysiąść na terytorium Niemiec, aby rozpocząć działalność propagandową. Niemiecki wywiad bał się bandy Lenina jak zarazy, dlatego bacznie monitorował jego podróż od Gottmadingen aż do portu Sassnitz na północnym wschodzie Rugii. Tam całe towarzystwo przesiadło się do statku płynącego do szwedzkiego Telleborga. Ostatecznie Lenin przybył na Dworzec Fiński w Petersburgu 3 kwietnia (16 kwietnia) 1917 r. Sowiecka propaganda opisywała później to wydarzenie jako triumfalny wjazd wybawcy klasy robotniczej do stolicy mrocznego imperium. W rzeczywistości Lenina przywitała niezbyt liczna grupa robotników, żołnierzy i gapiów.

Karygodna bezczynność

Od kwietnia do lipca 1917 r. Aleksander Kiereński wyraził kilkakrotnie życzenie spotkania się z Leninem, ale ten odmawiał, wyraźnie gardząc ministrem. Lenin zwykł jeszcze na emigracji w Paryżu mawiać, że „takich ludzi należy przydusić do ściany, a jeśli nadal się opierają, to należy ich wdeptać w błoto". Dla osobnika pochodzenia rosyjsko-kałmucko-żydowsko-niemiecko-szwedzkiego, jakim był Lenin, Aleksander Kiereński jawił się jedynie jako rosyjski nacjonalista, z którym nie ma żadnego wspólnego interesu politycznego. Już na początku lat 90. XIX w. Lenin podkreślał, że w marksizmie i socjalizmie interesuje go jedynie walka klasowa i dyktatura proletariatu, a nie jakieś tam mrzonki o równości, wolności i braterstwie, którymi upajał się Kiereński. Nawet przyjaciele Lenina się obawiali, że jego obsesja na punkcie klasowości i dyktatury zwykłej hołoty doprowadzi kiedyś ludzkość do wielkiego nieszczęścia.

Lenin, pytany o to, czym według niego jest walka klasowa, odpowiadał jednoznacznie: „To walka jednej części społeczeństwa przeciw drugiej, walka masy pozbawionych praw, uciskanych i pracujących przeciwko uprzywilejowanym, uciskającym i żyjącym z cudzej pracy, to walka najemnych robotników, czyli proletariatu, przeciwko właścicielom, czyli burżuazji". Cóż takiemu radykałowi mógł zaproponować reformator pokroju Kiereńskiego? Lenin, podobnie jak wiele lat później Hitler, nie ukrywał swoich zamiarów, a jednak umiejętnie mamił miliony ludzi.

Kiereński oraz członkowie jego rządu narodowego wiedzieli doskonale, że jedynym programem politycznym Lenina jest krwawa wojna domowa i terror na niespotykaną dotychczas skalę. A mimo to nikt na posiedzeniach rządu tymczasowego nie wspominał o konieczności aresztowania Lenina. Nikt nie wpadł na pomysł, aby – jak to nieraz robiono w Rosji – zwyczajnie usunąć go w skrytobójczym zamachu. Ludzie, którzy obalili carat, uważali Lenina za postać nieszkodliwą, rodzaj odmieńca i syfilityka żyjącego samotnie w świecie swoich złudzeń. Od kwietnia do lipca 1917 r. Kiereński mógł za pomocą jednego gestu rozkazać zniszczenie całego gangu Lenina i uratować Rosję przed zbliżającą się apokalipsą. Być może wiele lat później, błąkając się pod koniec życia po zadymionych barach Nowego Jorku jako nikomu nieznany imigrant rosyjski i słuchając wiadomości o rosnącej potędze ZSRR, Aleksander Kiereński wypominał sobie, że nie zdusił tego szaleństwa w zarodku.

Fałszywy telegram

Ale to nie Lenin bezpośrednio przyczynił się do upadku rządu zgody narodowej księcia Lwowa i rosnącej popularności bolszewików. Paradoksalnie osobą odpowiedzialną za naruszenie polityki równowagi między siłami lewicy i prawicy, kreowanej z fotela ministra sprawiedliwości przez Kiereńskiego, był naczelny dowódca wojsk rządowych generał Ławr Gieorgiejewicz Korniłow, który jako jedyny z grupy rewolucjonistów lutowych zdawał sobie sprawę, że bolszewicy są w rzeczywistości podesłaną przez wywiad niemiecki dywersją mającą na celu osłabienie Rosji.

Korniłow był ostatnią przeszkodą dla bolszewickiego spisku, z tego też powodu prawdopodobnie padł ofiarą intrygi. Na początku lipca 1917 r. do Kiereńskiego, który już wtedy pełnił funkcję premiera, dotarł sfałszowany telegram o próbie wojskowego zamachu stanu pod kierownictwem Korniłowa. Naiwny premier, przekonany, że ma do czynienia z wojskowym puczem, wyraził zgodę na uzbrojenie bolszewickiej Czerwonej Gwardii i wprowadził stan wojenny w Petersburgu. Lenin z satysfakcją się przyglądał, jak pęka porozumienie głównych partii tworzących rząd tymczasowy. Aresztowanie generała Korniłowa, osadzenie go w twierdzy bychowskiej i pozbawienie dowództwa nad armią było sygnałem dla bolszewików. Wiedzieli, że w siłach zbrojnych panuje chaos, a przetrzebiony na frontach europejskich korpus oficerski jest pogubiony ideologicznie. Lenin wiedział, że przewrót musi nastąpić do końca roku, póki nie opadną emocje i nie ustanie ferment polityczny po rzekomym puczu Korniłowa. Sam Lenin asekuracyjnie opuścił Petersburg w nocy z 9 na 10 lipca (22 na 23 lipca) i wyjechał do Finlandii, gdzie wraz z Zinowjewem ukrył się w chacie nad jeziorem Razliw. Tam dniem i nocą pracował nad swym złowrogim dziełem „Państwo a rewolucja".

Generał Ławr Korniłow miał rację co do dywersyjnej roli Lenina i bolszewików. Szkoda, że jako człowiek honoru tak szybko podporządkował się woli premiera Kiereńskiego. Zapewne rok później, gdy stał na czele białej armii, żałował swojej naiwności. W 1918 r. w Stanach Zjednoczonych prasa opublikowała dokumenty nazwane „aktami Sissona", które wskazywały, że Włodzimierz Uljanow (Lenin) i Lejba Dawidowicz Bronsztejn (Trocki) byli płatnymi kapusiami i donosicielami wywiadu niemieckiego. Kupione za 25 tys. dolarów przez amerykańskiego kongresmena Edgara Sissona od fińskiego dyplomaty Santeriego Nuotervy dokumenty były w opinii wielu badaczy, w tym szczególnie historyków lewicowych, zwykłymi podróbkami. Ich dyskusyjna autentyczność nie zmienia faktu, że rewolucja październikowa była dla Niemiec w 1917 r. darem z nieba. Już w 1915 r. wywiad niemiecki zainteresował się pewnym rosyjskim kupcem pochodzenia żydowskiego, Aleksandrem Izraelem Łazariewiczem Helphandem, który się chwalił, że chętnie opracuje plan destabilizacji Rosji. Andrew Cook, autor wydanej w 2010 r. książki „The Murder of the Romanovs", powoływał się na dokumenty wywiadu niemieckiego i dowodził, że to właśnie ten człowiek był autorem pomysłu i sponsorem przetransportowania bolszewików ze Szwajcarii do Petersburga oraz że to on przekazał bolszewikom łącznie ok. 50 mln marek na rozwój działalności wywrotowej.

Spisek żydowski czy zmowa internacjonalistyczna?

Kiedy wspominamy postać Izraela Helphanda, musimy zadać sobie pytanie, które zawsze pojawia się przy analizie przyczyn wybuchu rewolucji październikowej: jaki udział w bolszewickim spisku mieli intelektualiści żydowscy?

W maju 2011 r. Rosyjskie Muzeum Historii Państwa wystawiło dokumenty poświadczające żydowskie pochodzenie Władimira Uljanowa (Lenina). Plotki o pochodzeniu twórcy terroru sowieckiego potwierdza list napisany w 1932 r. do Stalina przez najstarszą siostrę Lenina, Annę Uljanowną, w którym wspomina ona o dziadku Lenina jako o ukraińskim Żydzie, który nawrócił się na chrześcijaństwo, żeby „uciec ze strefy osiedlenia i uzyskać dostęp do dalszej edukacji". „Władimir Iljicz zawsze cenił Żydów. Przykro mi z powodu faktu, że nasze pochodzenie – podejrzewałam to wcześniej – nie było znane za jego życia. [Dziadek Lenina] pochodził z biednej żydowskiej rodziny i był, o czym świadczy świadectwo chrztu, synem Mojżesza Blanka z Żytomierza" – pisała Uljanowna. Wygląda więc na to, że sam Lenin nie wiedział, że jego ukraiński dziadek był Żydem. Czy zatem można mówić o zorganizowanym spisku żydowskim, który miał być zemstą za setki lat prześladowań pod panowaniem Romanowów?

Istnieją dokumenty wskazujące, że w kwietniu 1917 r. ze szwajcarskiego Brna wyjechało do Rosji zaplombowanymi wagonami 200 osób, głównie pochodzenia żydowskiego, znanych policji jako radykalni bolszewicy i bezwzględni kryminaliści. Ich listę otwierają takie nazwiska jak: Abramowicz Maja Zelikowna, Ajzenbund Meer Kiwowich, Armand Inessa Fedorowna, Goberman Michaił Wulfowich, a kończą Trojanowski Konstantin Michajłowicz i Szapiro Mark Leopoldowicz. Ci ludzie, jak i wielu innych rosyjskich Żydów, przyłączyło się do bolszewików przed 1917 r., a wielu z nich weszło w skład Komitetu Centralnego Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Rosji (bolszewików), przekształconej w 1918 r. w RPK (b) – Rosyjską Partię Komunistyczną (bolszewików).

Jednak to nie Komitet Centralny, tylko Biuro Polityczne i Sekretariat Komitetu Centralnego na czele z sekretarzem generalnym miały władzę dyktatorską. W składzie Biura Politycznego jedną z najważniejszych ról odgrywał Lejba Dawidowicz Bronsztejn, komisarz ludowy spraw zagranicznych, a następnie komisarz ludowy wojny i marynarki wojennej, znany bardziej jako towarzysz Lew Trocki.

Mimo że społeczność żydowska stanowiła zaledwie 5 proc. populacji Rosji przed I wojną światową, to tuż po wybuchu rewolucji październikowej osoby pochodzenia żydowskiego stanowiły większość we władzach SPRR (b). W skład siedmioosobowego biura politycznego wchodziło aż pięciu działaczy pochodzenia żydowskiego – wspomniany Bronsztejn vel Trocki, Hirsz Jankielewicz Brilliant alias Sokołnikow, Gerson Radomylski alias Zinowiew, Lejba Rozenfeld alias Kamieniew oraz Lenin. Pozostali to Gruzin Józef Dżugaszwili alias Stalin i jedyny nieukrywający swojego nazwiska pod pseudonimem – polski szlachcic Feliks Dzierżyński. Oprócz nich najwyższe stanowiska w świeżo utworzonym aparacie bolszewickiego terroru zajmowali: Jakow Michajłowicz Swierdłow pseudonim Salomon, formalnie od 1917 do 1919 r. przewodniczący Centralnego Komitetu Wykonawczego Rosyjskiej SFRR – jedyny Żyd w historii Rosji formalnie pełniący funkcję głowy tego państwa, Karol Sobelsohn pseudonim Radek, komisarz do spraw prasy i jeden z pierwszych głosicieli kultu jednostki Stalina, oraz Maksim Maksimowicz Litwinow, komisarz spraw zagranicznych. Ludzie ci oraz niezliczona masa bolszewickich urzędników i działaczy Wszechrosyjskiej Komisji Nadzwyczajnej do Walki z Kontrrewolucją i Sabotażem, zwanej „krwawą CzK", była głównie pochodzenia żydowskiego i rosyjskiego, a także w mniejszym stopniu ukraińskiego, polskiego, białoruskiego, czeskiego itd. Większość historyków się zgadza, że ci ludzie ponoszą bezpośrednią odpowiedzialność za śmierć 23 milionów ludzi i grabież majątku narodowego Rosji w pierwszym okresie terroru, czyli od wybuchu rewolucji aż do śmierci Lenina w 1924 r.

Pod koniec października 1917 r. życie w Petersburgu i Moskwie, dwóch największych miastach Imperium Rosyjskiego, toczyło się dość spokojnie. W owym czasie umysły większości ludzi rozpalały zbliżające się za miesiąc wybory do Zgromadzenia Ustawodawczego Rosji – Konstytuanty, która miała potwierdzić proklamowanie Republiki Rosyjskiej. Wybory te były podstawowym postulatem rewolucji lutowej – wydarzeń, które doprowadziły do abdykacji ostatniego cara Mikołaja II Romanowa, powszechnej amnestii politycznej, utworzenia demokratycznego Zgromadzenia Ustawodawczego, zniesienia cenzury prasy oraz swobodnej działalności partii politycznych.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Przemyt i handel, czyli jak Polacy radzili sobie z niedoborami w PRL