Pod koniec października 1917 r. życie w Petersburgu i Moskwie, dwóch największych miastach Imperium Rosyjskiego, toczyło się dość spokojnie. W owym czasie umysły większości ludzi rozpalały zbliżające się za miesiąc wybory do Zgromadzenia Ustawodawczego Rosji – Konstytuanty, która miała potwierdzić proklamowanie Republiki Rosyjskiej. Wybory te były podstawowym postulatem rewolucji lutowej – wydarzeń, które doprowadziły do abdykacji ostatniego cara Mikołaja II Romanowa, powszechnej amnestii politycznej, utworzenia demokratycznego Zgromadzenia Ustawodawczego, zniesienia cenzury prasy oraz swobodnej działalności partii politycznych.
Mimo że 7 marca (20 marca według obecnego kalendarza gregoriańskiego) 1917 r. podczas posiedzenia Rady Moskiewskiej delegaci wołali do przedstawicieli rządu tymczasowego: „śmierć carowi, stracić cara", ówczesny minister sprawiedliwości Aleksander Kiereński stanowczo odpowiedział: „Nigdy do tego nie dojdzie, póki my jesteśmy u władzy. Rząd tymczasowy wziął na siebie osobistą odpowiedzialność za bezpieczeństwo cara i jego rodziny. Obowiązek ten wypełnimy do końca". Po czym dodał: „Ja sam zawiozę cara do Murmańska".
Rząd tymczasowy zgodził się na wyjazd rodziny carskiej z kraju. Były monarcha miał być przewieziony do Murmańska, skąd na pokładzie okrętu Marynarki Królewskiej miał popłynąć do Anglii. Winę za późniejszą śmierć cara ponoszą bolszewicy, ale należy pamiętać, że historia Romanowów ułożyłaby się inaczej, gdyby słynący wręcz z bliźniaczego podobieństwa do Mikołaja II brytyjski król Jerzy V Windsor nie odmówił Mikołajowi azylu politycznego. Z tego powodu Romanowowie zamiast do Murmańska trafili do Tobolska – niewielkiego miasteczka w obwodzie tiumeńskim, w samym sercu Rosji, gdzie, jak liczył Kiereński, mieli być bezpieczni.
Zaplombowana puszka Pandory
Geneza rewolucji październikowej wiąże się z losem zapomnianego dzisiaj Aleksandra Kiereńskiego, którego historiografia komunistyczna przedstawiała jako bezideowego, chwiejnego i naiwnego polityka, manipulowanego przez członków rządu tymczasowego. Jest w tym wiele racji, ale trzeba pamiętać, że to właśnie Kiereński był jedynym człowiekiem, który miał środki i władzę, aby zgnieść w zarodku bolszewików i uczynić z Rosji państwo nowoczesne, o demokratycznych mechanizmach władzy. Od 8 lipca (21 lipca) 1917 r. kierował bowiem pracami rosyjskiego rządu. Kiereński, prawnik z wykształcenia, był socjalistą wierzącym w ideały rewolucji francuskiej. Wydał nawet polecenie uczynienia z Marsylianki hymnu narodowego Rosji. Niestety, w swoim naiwnym zaufaniu do idei równości zapomniał o terrorze jakobińskim. To on jako minister sprawiedliwości w rządzie księcia Gieorgija Lwowa lekkomyślnie pozwolił na powrót Lenina i jego zwolenników z emigracji w kwietniu 1917 r. A przecież już wtedy musiały do niego docierać raporty wywiadu wojskowego potwierdzające obawy, że za podróżą Lenina do Rosji stoi Oddział III b Sztabu Generalnego Armii Niemieckiej – Abteilung III b, kierowany przez pułkownika Waltera Nicolai.