Imperium templariuszy upadło w piątek trzynastego

W piątek 13 października 1307 r., 710 lat temu, legło w gruzach jedno z najpotężniejszych i najbogatszych imperiów w historii Europy.

Aktualizacja: 13.10.2017 08:35 Publikacja: 12.10.2017 16:23

Imperium templariuszy upadło w piątek trzynastego

Foto: Getty Images

Nie miało granic i nie było państwem. Ale stało się filarem porządku społecznego i gospodarczego późnego średniowiecza. Kupcy, książęta, monarchowie, biskupi, a nawet papieże, całe królestwa i prowincje – niemal wszyscy byli na początku XIV w. zadłużeni u templariuszy.

Pierwszym, który zbuntował się przeciw temu porządkowi, był największy dłużnik zakonu, król Francji Filip IV Piękny. To z jego rozkazu w feralny piątek do paryskiej siedziby wielkiego mistrza zakonu wdarli się królewscy szeryfowie z nakazem aresztowania templariuszy. Zadziwiające, że najlepiej przeszkoleni rycerze epoki poddali się bez oporu garstce królewskich żołdaków. Ludzie króla nerwowo przeszukali paryską Temple, ale nic nie znaleźli. Z wściekłością przyjęli zeznania świadków, którzy dzień wcześniej widzieli liczne wozy z sianem opuszczające siedzibę wielkiego mistrza. Co kryło się pod sianem, pozostanie tajemnicą na zawsze.

W ciągu jednego dnia upadło wielkie dzieło budowane przez 200 lat. Ten dzień na kilka dekad powstrzymał rozwój cywilizacji. Najciekawszy eksperyment w dziejach Europy przerwała nienawiść i pazerność dwóch ludzi – króla Filipa IV i znanego z okrucieństwa szefa jego tajnej policji politycznej Wilhelma Nogareta.

Siedem lat później, 18 marca 1314 r., na wyspie Cite w Paryżu wzniesiono wielki stos, na którym miał spłonąć wielki mistrz Jakub de Molay oraz preceptor Normandii Godfryd de Charnay. Nim jednak to się stało, wydarzyło się coś niezwykłego. Jeden ze świadków wspominał później: „Kiedy wielki mistrz zobaczył przygotowany stos, rozebrał się bez wahania. Został w samej koszuli, był spokojny, ani nie zadrżał, chociaż ciągnięto go i popychano". Kiedy nad wyspą zapadła ciemność, zapalono pierwsze polana. W powietrzu czuć było odór palących się łachmanów skazańców. Wydawało się, że za chwilę zakończy się historia jednej z najbardziej niezwykłych organizacji w dziejach ludzkości.

Ale Jakub de Molay nie zamierzał odejść w ciszy. Nagle w scenerii rozgwieżdżonej nocy otulającej ciemny, brudny i ponury średniowieczny Paryż jego silny głos zabrzmiał niczym werble bojowe zakonu. Bohater, który 5 kwietnia 1291 r. poprowadził do boju 300 pancernych braci przeciw 10 tysiącom żołnierzy egipskiego sułtana szturmujących Akkę, grzmiał teraz ze swojej ostatniej reduty: ,,Klemensie i ty, Filipie, wiarołomcy danego słowa, wzywam was obydwu na Sąd Boży. (...) Ciebie, Klemensie, za 40 dni, ciebie, Filipie, w ciągu roku". Wielki mistrz rzucił też klątwę na panującą dynastię Kapetyngów po jej 13. pokolenie. A przecież król Filip IV Piękny reprezentował 12. generację tej dynastii. Przeklęty został również główny inspirator procesu, rycerz Wilhelm Nogaret. Chwilę później dym udusił wielkiego mistrza, mimo że król nakazał podłożyć suche polana. Z Jakubem de Molay umarła wizja Europy zjednoczonej pod hasłem wyzwolenia Jerozolimy spod muzułmańskiego jarzma i budowy ziemskiego przedsionka Królestwa Niebieskiego. Jednak uraza do zdrajców pozostała.

Wkrótce klątwa Jakuba de Molay zaczęła zbierać ponure żniwo. 9 kwietnia 1314 r. w Roquemaure w dolinie Rodanu w potwornych boleściach biegunkowych zmarł papież Klemens, równo 28 dni po śmierci wielkiego mistrza templariuszy. Osiem miesięcy później, 29 listopada 1314 r., na Sąd Boży musiał się stawić król Filip IV, który skonał w agonii po groźnym upadku z konia w lesie Fontainebleau. Jego trzej synowie będą bezpotomnie zasiadać na tronie jeden po drugim, wszyscy otruci lub potajemnie zamordowani. Zgodnie z klątwą 13. pokolenie Kapetyngów zamknie dzieje tej dynastii.

Ale nienawiść do monarchii, która zakończyła wielki eksperyment budowany przez Rycerzy Świątyni, nie zgaśnie wraz z Kapetyngami. Rachunek zostanie rozliczony dopiero pięć wieków później, kiedy 21 stycznia 1793 r. gilotyna zetnie głowę królowi Ludwikowi XVI. Wtedy wzorem ostatniego wielkiego mistrza jakiś mężczyzna z tłumu na paryskim placu Rewolucji krzyknie donośnym głosem: „Jakubie de Molay, zostałeś pomszczony!".

Nie miało granic i nie było państwem. Ale stało się filarem porządku społecznego i gospodarczego późnego średniowiecza. Kupcy, książęta, monarchowie, biskupi, a nawet papieże, całe królestwa i prowincje – niemal wszyscy byli na początku XIV w. zadłużeni u templariuszy.

Pierwszym, który zbuntował się przeciw temu porządkowi, był największy dłużnik zakonu, król Francji Filip IV Piękny. To z jego rozkazu w feralny piątek do paryskiej siedziby wielkiego mistrza zakonu wdarli się królewscy szeryfowie z nakazem aresztowania templariuszy. Zadziwiające, że najlepiej przeszkoleni rycerze epoki poddali się bez oporu garstce królewskich żołdaków. Ludzie króla nerwowo przeszukali paryską Temple, ale nic nie znaleźli. Z wściekłością przyjęli zeznania świadków, którzy dzień wcześniej widzieli liczne wozy z sianem opuszczające siedzibę wielkiego mistrza. Co kryło się pod sianem, pozostanie tajemnicą na zawsze.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie