O sośnie, miodzie i niedźwiedziu

W Polsce już w XIII stuleciu istniało wiele osad bartników, a ich prawa zwyczajowe weszły w 1347 roku do statutu Kazimierza Wielkiego.

Aktualizacja: 10.10.2019 17:28 Publikacja: 10.10.2019 17:10

O sośnie, miodzie i niedźwiedziu

Foto: Adobe Stock

Latała pani z panem aeoplanem, puszczali sobie pszczołę na plecy gołe" – podśpiewywali nasi dziadkowie, wracając z zakrapianych kolacyjek. O pszczołach pisywali też poeci wyższych i niższych lotów, np.:

„Pszczelarz marzy o szczęściu

Tylko jednego rodzaju

By jego pszczoły na rzepak

Mogły polecieć w maju"

(Sławomir Trzybiński)

Pszczoła wrosła potężnie w polską tradycję. Dość powiedzieć, że konie, krowy, barany, psy, koty czy króliki – zdychają, kaczki, gęsi i kury – padają, a pszczoły – UMIERAJĄ. Niestety populacja pszczół dramatycznie maleje, powodują to używane w rolnictwie pestycydy. Greenpeace przedstawił raport „Trudny los pszczół" oparty na analizie próbek pobranych z kwiatów i uli w 12 europejskich krajach, także w Polsce. Eksperci z Greenpeace wykorzystali także dane przekazane przez naukowców brytyjskich z Uniwersytetu w Exeter, którzy analizowali 70 szczegółowych studiów na ten temat powstałych w ostatnich latach. Wnioski nie są optymistyczne.

Różne są pomysły, jak temu zaradzić, ale wszystkie „bajeczne", a pomysłodawcy krążą opłotkami, nie dotykając sedna, czyli eliminacji pestycydów. Przykład pierwszy z brzegu: określenie „styl życia" dotyczy nie tylko poszczególnych osób, ale także grup zawodowych, wiekowych, narodów, miast; inaczej żyją kowale i dentyści, Hiszpanie i Czukcze, nastolatki i stulatki, pułtuszczanie i nowojorczycy. Właśnie w miastach zjawiskiem świeżej daty jest lansowana za sprawą pszczół zmiana stylu życia. W 2008 r. światowe agencje informowały, że pszczelarz Jean Paucton ulokował ule na dachu Opery Paryskiej. Pszczelarstwo w Paryżu nie poprzestało na gmachu opery – ule stoją na domach wzdłuż Champs-Élysées i na dachu katedry Notre-Dame. Nie tylko w stolicy nad Sekwaną zapanowała moda na dachowe ule. Dobrym miejscem na pasiekę okazał się dach Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Rzeczywiście, w stolicach nie ma pestycydów, ale od 2008 r. minęła ponad dekada, a stolice jakoś nie stają się miodowymi potentatami.

Polska podjęła próbę przywrócenia bartnictwa w ramach projektu „Tradycyjne bartnictwo ratunkiem dzikich pszczół w lasach". Projekt o wartości 1,3 mln zł dotyczy nadleśnictw: Augustów (Puszcza Augustowska), Browsk (Puszcza Białowieska), Maskulińskie (Puszcza Piska) i Supraśl (Puszcza Knyszyńska), we współpracy ze Szkołą Główną Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie i Uniwersytetem w Białymstoku. Działania obejmują budowę barci i kłód bartnych (nadrzewnych uli) oraz szkolenie potencjalnych bartników. Projekt zakłada, że w każdym z nadleśnictw powstaną kłody bartne i barcie do zasiedlenia przez dziko żyjące pszczoły. W odtwarzaniu tradycji bartnictwa pomagają bartnicy z parku narodowego Szulgan-Tasz w Baszkirii na Uralu w Rosji. Barcie wydrążane są w żywym drzewie.

W Polsce tradycje bartne związane z dzikimi pszczołami zanikły w XVIII i na początku XIX w. z powodu rozwoju rolnictwa, przemysłu, bardziej efektywnych metod hodowli pszczół i przez zakazy administracyjne. Praca bartnika była widowiskowa: stanąwszy pod barcią, zarzucał on prawą ręką leziwo – długi mocny sznur – dookoła sosny, a pochwyciwszy go lewą ręka, robił pętlę – strzemię, w które wkładał stopę; drugą połowę sznura zarzucał wyżej i robił drugie strzemię; sznur obciążony tylko z jednej strony nie ześlizgiwał się po chropowatej korze, a bartnik lazł coraz wyżej, „podobny z dala do muchy siedzącej na boku świecy". „Dla zabezpieczenia barci od łupieży czworonożnych bartników, urządzano tak tzw. dzwony albo samobitnie, tj. przy otworze barci zawieszano na mocnej wici kawał kloca przeszkadzającego niedźwiedziowi. Zwierz, rozjątrzony na przeszkodę, odpychał kloc coraz mocniej, a kloc, rozkołysany, uderzał go coraz silniej..." (Zygmunt Gloger, „Encyklopedia staropolska").

W tym miejscu nie od rzeczy będzie przytoczenie słów przez złośliwców wkładanych w usta Władysławowi Gomułce: „Moglibyśmy produkować więcej konserw, gdybyśmy mieli więcej blachy ocynkowanej, ale nie mamy mięsa". Parafrazując: moglibyśmy produkować więcej miodu leśnego, gdybyśmy mieli więcej rojów dzikich pszczół, ale nie mamy bartników... I nie zanosi się na to, aby ich przybywało, ponieważ nawet zapaleńcy realizujący program „Tradycyjne bartnictwo ratunkiem dzikich pszczół w lasach" nie rwą się do wspinaczki po grubych pniach, kilka sążni nad ziemię, ryzykując, że dostaną w łeb dyndającym na sośnie drągiem przeznaczonym dla misiów.

Latała pani z panem aeoplanem, puszczali sobie pszczołę na plecy gołe" – podśpiewywali nasi dziadkowie, wracając z zakrapianych kolacyjek. O pszczołach pisywali też poeci wyższych i niższych lotów, np.:

„Pszczelarz marzy o szczęściu

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Historia
Stanisław Ulam. Ojciec chrzestny bomby termojądrowej, który pracował z Oppenheimerem
Historia
Nie tylko Barents. Słynni holenderscy żeglarze i ich odkrycia
Historia
Jezus – największa zagadka Biblii
Historia
„A więc Bóg nie istnieje”. Dlaczego Kazimierz Łyszczyński został skazany na śmierć
Historia
Tadeusz Sendzimir: polski Edison metalurgii