Mimo tak wielkiej odległości w czasie i przestrzeni łączy ich wiele podobieństw. Obaj byli cudzoziemcami, którzy wciągnęli państwa, nad którymi zdobyli władzę, w gigantyczną wojnę o globalnym wymiarze. Obaj rozpętali wielką katastrofę humanitarną, która zdziesiątkowała starą Europę. Ich osobowości spaja niepohamowana chęć niszczenia i zabijania. Obaj kontestowali zastany porządek społeczny, choć w zaciszu domowym kierowali się drobnomieszczańską moralnością i niemal prowincjonalnym stylem życia. Obaj stworzyli własny, na wpół błazeński, na wpół charyzmatyczny wizerunek. Potrafili mistrzowsko czekać na swój czas. Pokonywali z zadziwiającą cierpliwością chwilowe przeszkody stojące na drodze ku władzy. A kiedy już ją zdobyli, nie potrafili nasycić swojej pychy i apetytu na wielkość.
Parweniusze, którzy pragnęli władzy nad światem
Napoleon nie był Francuzem, podobnie jak Hitler nie był Niemcem. Pierwszy nigdy sobie z tym do końca nie poradził, drugi uciekł w mit wspólnej germańskiej przeszłości Austriaków i Niemców. Mimo że dzisiejsze niektóre badania nad pochodzeniem przodków Hitlera w linii patriarchalnej wskazują, że byli oni prawdopodobnie Czechami.
Cesarz Francuzów i wódz III Rzeszy wywodzili się z gminu. Hitler był wnukiem służącej i synem urzędnika celnego. Jego rodzina miała jednak korzenie chłopskie, a krewni prowadzili gospodarstwa wiejskie. Bonapartowie, choć uważali się za szlachtę, też żyli w rzeczywistości jak bogaci chłopi. W 1800 r. brytyjski dziennikarz William Cobbett napisał, że Napoleon jest „parweniuszem niskiego urodzenia z podłej wyspy Korsyki". Rodak Cobbetta, William Burdon, podkreślał, że Napoleona nie można nawet nazwać Korsykaninem, gdyż jest włoskiego pochodzenia, co wyjaśnia jego „mroczną dzikość charakteru, która ma więcej wspólnego z włoskim krętactwem niż francuską otwartością". Bonapartego nie wzruszały jednak obraźliwe opinie Brytyjczyków. Gardził nimi, jak wszystkim co brytyjskie. Bolały go dopiero opinie Francuzów, którzy nie postrzegali w nim swojego rodaka. W 1804 r. silnie wstrząsnęły nim słowa hrabiego Jeana-Denisa Lanjuinaisa, który, oburzając się na senat chcący nadać Bonapartemu tytuł cesarza Francuzów, wykrzyczał: „Co? Chcecie oddać nasz kraj władcy o tak nikczemnym pochodzeniu, że nawet Rzymianie nie chcieli ich mieć za niewolników?".
Znamienne, że dopiero w wieku dziesięciu lat ten niezwykły człowiek nauczył się z wyraźnym korsykańskim akcentem mówić po francusku. Hitler nigdy nie pozbył się swojego akcentu austriackiego. Napoleon swój niebywały sukces zawdzięczał francuskiej armii, w której awansował od stopnia królewskiego podporucznika do republikańskiego generała brygady. Hitler pozował na weterana Wielkiej Wojny, doświadczonego cierpieniem i bolesnymi wspomnieniami z okopów.
Po serii olśniewających zwycięstw w Italii i w Egipcie Napoleon powrócił do Paryża w 1799 r., aby zainicjować wojskowy zamach stanu skierowany przeciw rządzącemu rewolucyjną Francją Dyrektoriatowi. Mianowany zgodnie Konstytucją Roku VIII pierwszym konsulem Francji miał sprawować ten urząd tylko przez dziesięć lat. Ale dla tak ambitnego człowieka ten awans był jeszcze za niski. Wzorując się na Gajuszu Juliuszu Cezarze, postanowił sięgnąć po władzę na całe życie. 2 grudnia 1804 r. w katedrze Notre Dame w Paryżu, w obecności papieża Piusa VII, syn skromnego korsykańskiego prawnika koronował się na cesarza Francuzów.