Kpt. Bolesław Zajączkowski w milczeniu śledził wzrokiem, jak jego niewielki, rozciągnięty w kolumnę oddział, przemieszcza się wzdłuż torów linii kolejowej Busk–Lwów. W głowie kłębiły mu się dość przygnębiające myśli. Czy będzie mu jeszcze dane zobaczyć rodzinne Brody, wrócić do wyuczonego zawodu notariusza, żyć w spokoju w wolnej Polsce, czy ta przerażająca wojna kiedyś się skończy? Pogarszająca się sytuacja na froncie nie dawała wiele nadziei na ziszczenie się tych marzeń. Bolszewicy nieustannie parli na zachód. W stronę Lwowa, miasta „semper fidelis", zbliżała się armia konna Siemiona Budionnego. Lotne oddziały kozackie nieustannie wyprzedzały wycofujące się wojska polskie.
Kpt. Zajączkowski przyglądał się swoim żołnierzom i nie mógł wyjść z podziwu, jak niezwykłymi ludźmi przyszło mu dowodzić. Sól tej ziemi. Ochotnicy. Orlęta Lwowskie. Większość z nich jeszcze nie tak dawno zasiadała w ławkach szkolnych swoich gimnazjów, w salach wykładowych lwowskich uczelni albo przysposabiała się do zawodów rzemieślniczych. Poza nimi wśród ochotników, którzy zgłosili się bronić ojczyzny przed bolszewickim zagrożeniem, byli przedstawiciele inteligencji – dziennikarze, prawnicy, literaci, ale także zwykli chłopcy z ulicy, słynni lwowscy batiarzy. Podobnie było w całym oddziale mjr. Romana Abrahama, legendarnego obrońcy Góry Stracenia podczas walk z Ukraińcami w listopadzie 1918 r. Sformowany w połowie lipca 1920 r. oddział składał się z batalionu kpt. Zajączkowskiego, dywizjonu ckm por. Antoniego Dawidowicza, dywizjonu kawalerii rtm. Tadeusza Koraba-Krynickiego i baterii artylerii.
Abrahamczycy ruszają na front 23 lipca. Dojrzewają w nieustannym boju, szybko zmieniają się w karne i waleczne wojsko. Chrzest bojowy przechodzą pod Radziechowem (udaje im się zdobyć miasto), a 6 i 8 sierpnia uczestniczą w bardzo ciężkich walkach pod Horodyszczem i Chodaczkowem. Kilka dni później armia konna Siemiona Budionnego przerywa obronę polską pod Buskiem i rusza na Lwów wzdłuż linii kolejowej Busk–Lwów. Przewaga nieprzyjaciela jest zbyt duża, aby utrzymać pozycje i nad ranem 17 sierpnia wojska polskie otrzymują rozkaz odwrotu.
Odział mjr. Abrahama rozdziela się. Kawaleria rtm. Koraba-Krynickiego kieruje się na Gliniany, natomiast batalion piechoty kpt. Zajączkowskiego i podległy mu dywizjon karabinów maszynowych por. Dawidowicza cofa się do Lwowa najkrótszą drogą, wzdłuż torów kolejowych. Po kilku godzinach marszu batalion dociera do wsi Kutkorz, w oddali widać już zabudowania nieco większej miejscowości – to położone 33 km od Lwowa Zadwórze, w którym znajduje się stacja kolejowa. Za Zadwórzem rozciąga się trzykilometrowy pas otwartej przestrzeni, a potem zaczynają się lasy barszczowickie, dość rozległy kompleks leśny, który powinien dać osłonę przed atakami kawalerii bolszewickiej i pozwolić osiągnąć pierwsze stanowiska obrony polskiej rozmieszczone wokół Lwowa. Kpt. Zajączkowski i jego chłopcy nie zdają sobie jednak sprawy, że Zadwórze jest pułapką, z której nie będzie im już dane się wydostać. Tuż przed ich przybyciem miejscowość zajmuje forpoczta 6. Dywizji Konnej Iosifa Apanasenki, która według planów sowieckiego dowództwa ma jako pierwsza wedrzeć się do Lwowa.
Na bagnety
Pierwsze strzały padają tuż przed południem. Karabiny maszynowe sieką od strony znajdującego się po prawej stronie lasu i z kierunku Zadwórza. Polacy zalegają na ziemi. Kpt. Zajączkowski zdaje sobie sprawę, że jedyną szansą na wydostanie się z matni jest atak. Rozwija więc swoich żołnierzy w trzy linie tyralier, które ruszają w stronę stacji kolejowej i pobliskiego wzgórza, na którym ufortyfikował się nieprzyjaciel. Oddział brawurowym atakiem odrzuca nieprzyjaciela i wychodzi na przedpole leżącego za lasem Zadwórza. Tutaj ponownie zalega pod silnym ogniem broni maszynowej i artylerii. Kpt. Zajączkowski wysyła 2. kompanię por. Jana Demetera, aby zmusiła do odwrotu rosyjską baterię. Atak kończy się sukcesem, działa rosyjskie milkną. W tym czasie 1. kompania kpt. Krzysztofa Obertyńskiego z impetem szturmuje wzgórze zadwórzańskie. Bolszewicy zaskoczeni siłą polskiego ataku decydują się na użycie konnicy. Pierwsza szarża kawaleryjska spada znienacka na lewe skrzydło batalionu. Na szczęście ochotniczy oddział jest dobrze uzbrojony. Cekaemy powstrzymują rozpędzonych kozaków.