Geopolityka po niemiecku

3 października Niemcy obchodzą 30. rocznicę zjednoczenia kraju. A kanclerz Angela Merkel zastanawia się, czy nie rozstać się z 50-letnią polityką dobijania interesów z Moskwą.

Aktualizacja: 01.10.2020 20:29 Publikacja: 01.10.2020 15:31

Foto: AFP PHOTO/konto Instagram @navalny/handout

Najpoważniejszy opozycjonista Władimira Putina w sierpniu 2020 r. odwiedza zapadły Tomsk na Syberii. W programie – spotkanie z lokalnymi opozycjonistami. Jeden z nich pyta, czy Aleksiej Nawalny nie jest przypadkiem cuchnącą bombą Kremla. Przecież wciąż żyje. „Jeśli mnie zabiją, będą mieć problemy jak z Niemcowem" – odpowiada Nawalny, czym dowodzi, że na wylot przejrzał Putina, w którego legendarnym stalowym spojrzeniu nie dopatrzył się niczego interesującego. Inaczej niż tegoż odkrywca, prezydent USA Bush Junior, który przy pierwszym spotkaniu z rosyjskim prezydentem spojrzał mu głęboko w oczy i dojrzał „człowieka szczerego i godnego zaufania". Inni spece próbowali w niepowtarzalnym spojrzeniu Putina wyczytać jakieś tajemnice lub „znaczący komunikat". Choć możliwe, że tajemnicę z oczu zdjęła operacja plastyczna, jakiej władca Kremla poddał się w celu wygładzenia zmarszczek.

Zamach na życie Nawalnego

Dwa tygodnie po ripoście Nawalnego Putin ma problemy. Unia Europejska zastanawia się nad sankcjami, a kanclerz Angela Merkel nad storpedowaniem Nord Stream 2. Bo historia nie układa się po myśli rządcy Kremla. Z wyjątkiem pierwszej fazy, kiedy Nawalny wraca do Moskwy: w „Wiener Kaffeehaus" na lotnisku w Tomsku pije herbatkę za 100 rubli, wchodzi do samolotu – lot do Moskwy. A na pokładzie wije się z bólu. Pilot nieoczekiwanie ląduje w Omsku, Nawalny trafia do szpitala. Lekarze wprowadzają pacjenta w śpiączkę farmakologiczną. I by zaoszczędzić Putinowi problemów, diagnozują u pacjenta... problemy z poziomem cukru. Pierwotny plan – Aleksiej Nawalny umiera w szpitalu, testy niczego nie wykazują, bo pewnie skusił się na przeterminowany batonik – bierze w łeb.

Pół Europy jest w stanie wrzenia, kanclerz Merkel organizuje przylot opozycjonisty do berlińskiej kliniki Charité. Diagnoza: otrucie bojowym nowiczokiem. Nieprzychylny Putinowi splot okoliczności sprawia, że Nawalnemu udaje się przeżyć, a trucizna mogła zostać zidentyfikowana poza zasięgiem lekarzy Putina, kiedy jeszcze znajdowała się w organizmie ofiary.

Przed otruciem Nawalnego relacje niemiecko-rosyjskie spadły do najniższego z możliwych poziomów. Najpierw, kiedy wywiad niemiecki ustalił, że za hakerskim włamaniem do cyfrowego systemu Bundestagu kryją się służby Putina. Ponadto rok temu w sierpniu w Berlinie zamordowały one obywatela Gruzji. A teraz Kreml roztacza parasol ochronny nad autokratą Łukaszenką pomimo protestów Białorusinów. Jeśli Merkel w ramach odpowiedzi za otrucie Nawalnego zdecyduje się zaniechać projektu Nord Stream 2, złoży do grobu 50-letnią Ostpolitik, która mimo angielskiego monopolu językowego pod niemiecką nazwą weszła na karty historii i opracowań politologów.

Ostpolitik w epoce Breżniewa

Swój drugi filar Ostpolitik otrzymała w śródziemnomorskich wodach okalających Oreandę na Krymie, kiedy we wrześniu 1971 r. Leonid Breżniew podejmował kanclerza Willy'ego Brandta. Breżniew, syn niepiśmiennego ojca, przez 18 lat stał na czele radzieckiego imperium i bloku wschodniego, miał do dyspozycji 3 mln żołnierzy i 1500 rakiet międzykontynentalnych z głowicami nuklearnymi wymierzonymi w Nowy Jork, Londyn i Monachium. W ostatnich latach życia (zmarł 10 listopada 1982 r.) stał się stetryczałym politrukiem i narcystą (przesunął dzień swoich urodzin na 31 grudnia, by w sylwestra, dniu wolnym od pracy w ZSRR, mógł przemawiać do narodu), a kraj doprowadził na bezkresy stagnacji. A przecież 20 lat wcześniej wydobył kraj z traumy stalinowskiego terroru i reformatorskiego chaosu Chruszczowa; w dekadzie lat 70. zapewnił mu minidobrobyt (np. nylonowe rajstopy dla każdej kobiety radzieckiej, w Polsce wówczas był to towar spod sklepowej lady), a krajowi pierwsze miejsce w liczbie zdobytych medali na olimpiadach. Nim podkręcił zimnowojenne napięcie, fruwał po świecie jako gołąbek pokoju: podpisał z prezydentem USA Richardem Nixonem porozumienia o redukcji zbrojeń atomowych (1972), zgodził się na powołanie Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy, a podczas wizyty następcy Nixona Geralda Forda we Władywostoku (1975), chwycił go za rękę i szepnął na ucho: „To, co wydarzyło się podczas II wojny światowej, nie może się już powtórzyć". Co oznaczało, że trzeba się z Zachodem pomimo różnic dogadać.

Wbrew przypiętej mu łatce nudnego strażnika Graala komunizmu, potrafił być czarujący, próżny i uwodzicielski, nie tylko wobec kobiet. Dbał o swój wygląd, starannie dobierał garnitury, a nawet nakazał, by retuszować jego zdjęcia dla prasy. W oczach zachodnich polityków chciał uchodzić za luzaka. Może dlatego uwielbiał szybkie samochody, czym zdradzał socjalistyczną moralność Lenina, który dla rewolucji wyrzekł się nie tylko seksu, ale i gry w szachy. Francuskiej prasie podrzucił Breżniew fotkę – jak to czynią dziś nastolatki w mediach społecznościowych – bo jak twierdził, w błękitnym dresie, białej koszulce i czarnych okularach wyglądał jak Alain Delon, ówczesne bożyszcze kobiet.

Wola uniknięcia powtórki z II wojny światowej, po tym gdy czołgami rozjechał eksperyment czeskich komunistów, którzy luzowali śruby mrocznego stalinizmu (1968), pozwoliła Breżniewowi dostrzec szansę na polityczny biznes odwilży, jaki mógł dobić z kanclerzem RFN Willym Brandtem. Ten bowiem 25 lat po wojnie w Europie podzielonej na bloki natowski i radziecki, przy rozbiciu Niemiec na dwa państwa niemieckie, szansę na ich wymarzone zjednoczenie dostrzegł w ociepleniu zimnowojennego klimatu. Strategia „zmiany przez zbliżenie" była podaniem ręki wszystkim krajom bloku radzieckiego, łącznie z NRD i Polską. Skoro jednak klucz do zjednoczenia trzymano na Kremlu, należało Himalaje obopólnej podejrzliwości, także z czasów wojny, rozbroić gęstymi sieciami współpracy. Odmienne ustroje w RFN i ZSRR drastycznie zmniejszały możliwość zarzucenia sieci powiązań gospodarczych. Bo jak koncerny Kruppa i Siemensa mogły inwestować w ZSRR, gdzie monopol państwa kładł niedźwiedzią łapę na gospodarkę? Polityczna współpraca ponad żelazną kurtyną?

Geopolityka według Brandta

To wymagało jednak porzucenia przez RFN dwóch punktów archimedesowych zagranicznej polityki: nieuznawania polskiej granicy na Odrze i Nysie oraz NRD – niemieckiego państwa robotników i chłopów (z łaski Kremla). Kanclerz Brandt pielgrzymował więc do Moskwy i Warszawy (1970), gdzie podpisał odpowiednie traktaty. Tak Republika Federalna Niemiec, powojenny tygrys kapitalistycznego Zachodu i dom pogodnej jesieni dla nazistowskich emerytów, robił, co mógł, by deeskalować polityczne napięcie między Moskwą a Waszyngtonem. Tym bardziej że polityczny biznes splótł się z nie mniej ważnym elementem we wzajemnych relacjach. Politolodzy zwą go personal diplomacy, normalni ludzie – męską przyjaźnią. W niemieckiej Ostpolitik pełnił rolę drugiego jej wspornika.

W Oreandzie Breżniew zaproponował rundę pływania. I wspaniałomyślnie pożyczył Brandtowi swoje kąpielówki. Ochrona dyskretnie obstawiła akwen. Podczas wzajemnego pluskania kanclerz zanurkował i nie wypływał. Naczelny komunista świata, silnie zaniepokojony, rzucił się pod wodę na ratunek czołowemu reprezentantowi kapitalistycznego Zachodu. Brandt w końcu wypłynął o własnych siłach. Breżniew przygarnął kapitalistycznego kanclerza do serca.

Podczas tej wizyty Breżniew odbił sobie wszystko, czego nie mógł zakosztować rok wcześniej, kiedy tylko jako szef partii, nie państwa, podejmował kanclerza podpisującego na Kremlu traktat moskiewski. Tym razem osobiście pofatygował się na lotnisko. W Symferopolu godzinami raczył Niemca kawiorem i wódką, by, jak zapisał Brandt, „gość spadł z krzesła pod stół", po czym zaprosił go na cały weekend do wspomnianej wyżej daczy w Oreandzie. Wizyta przebiegała poza protokołem dyplomatycznym. Obydwaj przywódcy przez 16 godzin roztrząsali światowe konflikty i wzajemne relacje, ale nie publikowali żadnego komunikatu. Pokazywali się fotografom – a to w outficie z basenu, a to w kłębach papierosowego dymu, a to na motorówce.

Dyplomatycznie spotkanie na Krymie było wręcz kuriozalne. Kluczowy traktat o uznaniu granicy na Odrze i Nysie oraz NRD Brandt podpisał z premierem Kosyginem rok wcześniej. Ale Breżniew miał swoją agendę. Za wszelką cenę chciał wprowadzić w Europie zbiorowy system bezpieczeństwa. Chodziło mu więc o to, by pozyskać zaufanie i zaprezentować się jako mąż stanu w zachodnim stylu; jako fan szybkich samochodów, pięknych kobiet i drogich garniturów, a przede wszystkim jako facet z luzackim podejściem do życia. Dlatego opowiadał Brandtowi antyradzieckie dowcipy. I sugerował mu, że jest inny niż poprzednicy, dyktator Stalin czy proletariacki Chruszczow, ale też odmienny od twardogłowego prezydenta Podgórnego, zrzędliwego premiera Kosygina czy Gromyki – szefa dyplomacji, prawdziwego dinozaura na dyplomatycznym parkiecie, który z zadartym nosem udawał radzieckiego Talleyranda.

Do końca Breżniew dawał liczne dowody przyjaźni. Kiedy Bundestag głosował nad wotum nieufności dla rządu Brandta, Breżniew wysłał do RFN agenta z milionem dolarów gotówki w walizce w celu przekupienia posłów. Wotum nieufności przepadło w głosowaniu. Kiedy z kolei Brandt po odkryciu w jego otoczeniu szpiega z NRD musiał ustąpić z urzędu, Breżniew gotował się do wysłania mu na pomoc czołgów.

Spadkobiercy „męskiej przyjaźni"

W buty Brandta i Breżniewa wchodzili ich następcy. Niemiecko-radziecką parę zakładali kolejni kanclerze – obydwaj Helmuci: Schmidt i Kohl. Ten pierwszy wydreptywał ścieżkę Ostpolitik jeszcze z wiekowym Breżniewem, ten drugi – z Michaiłem Gorbaczowem. Ale najradośniej kroczył po niej Gerhard Schröder z Władimirem Putinem.

W przypadku Schmidta agenda współpracy gospodarczej wypadła skromnie, bo wielkie firmy prywatne nie wykazywały zainteresowania biznesem z krajem gospodarki planowej. Jedyny miliardowy kontrakt podpisał Thyssen Rheinstahl, sprzedając do ZSRR kontenery. Za to Ostpolitik Kohla i Gorbaczowa przyniosła Niemcom upragnione zjednoczenie kraju, Rosjanom zaś miliardowe kredyty. Ale siódme poty przyjaźni wylewali w saunie Schröder i Putin. Kanclerzowi zaimponowało, że prezydent Rosji od rosyjskiej wódki woli niemieckie piwo. Obydwaj samce alfa odkryli to, co amorficznie można określić jako „pokrewieństwo dusz". Znajomość zacieśniali w saunie, gdzie wypocili męską przyjaźń. Bardziej kumplowską, bardziej z podwórka niż z salonu. Putin pamięta, jak kiedyś jego sauna zaczęła płonąć: „Powiedziałem do Gerharda: »Musimy uciekać, szybko«. I usłyszałem odpowiedź: »Tylko dopiję piwo«. Odpowiedziałem: »Jesteś szalony! Cała buda płonie«. I co on zrobił? Po prostu wypił piwo!".

„Chemia" między oboma przywódcami pozwoliła ubijać polityczny biznes. Czy to w postaci jednorodnego stosunku do amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Europie, formalnie wymierzonej w Iran, czy wobec interwencji USA w Iraku. Budowę pierwszej rury na dnie Bałtyku forsował Schröder tak zapalczywie, by fakty dokonane stworzyć przed porażką wyborczą z Merkel. Putin był świadom, że po nieszczęściu wyborczym kumpla definitywnie skończyło się ustalanie wspólnej polityki w saunie. Ale sądził, że nową kanclerz, w jego macho-oczach „kobietkę", łatwo złamie i przymusi do przyjęcia swoich politycznych wizji. Już podczas pierwszego ich spotkania, by ją upokorzyć, podarował jej pluszowego misia, jakie w dziewczęcych pokojach kolekcjonują nastolatki. Podczas drugiego spotkania posunął się krok dalej. Do salonu w swojej rezydencji na Krymie, gdzie konferowali, wpuścił czarnego labradora. Suka Koni obwąchała kanclerz i położyła się u jej stóp. Merkel znieruchomiała, pogryziona w dzieciństwie przez psa, dotknięta fobią, o czym dobrze wiedziały służby Putina. Merkel dopiero później się dowiedziała, że Koni nie jest groźna, słynie z wyjadania herbatników dziennikarzom obecnym na konferencjach Putina.

Merkel nie tylko z tego powodu „amputowała" drugą nogę, na której wspierała się Ostpolitik – arystotelesowską przyjaźń. Nie wchodziła z Putinem wspólnie do sauny, nie opróżniała z nim butelek piwa. Zachowywała wobec niego dystans. I karciła. Pomimo jednak coraz bardziej zbójeckich akcji prezydenta Rosji, w tym wyrwania Krymu Ukrainie i wojny w Donbasie, mimo zestrzelenia malezyjskiego samolotu, a z drugiej strony – forsowania unijnych sankcji, utrzymywała rozbójnika przy stole rokowań. Jako jedyny reprezentant Zachodu dzwoniła na Kreml w chwilach przesileń światowego napięcia. I trwała przy budowie drugiej nitki bałtyckiej rury. Otrucie Nawalnego przelało jednak czarę goryczy. Skoro rozbójnik grasuje w biały dzień, jakiż jest sens trzymania go przy stole?

Merkel nie podjęła jeszcze decyzji o przerwaniu budowy Nord Stream 2. W grę wchodzą wszak interesy samych Niemiec. Po stronie strat kanclerz musiałaby zapisać wysokie odszkodowania wypłacane przez rząd firmom budującym rurociąg. A gaz syberyjski zastąpić skroplonym, droższym, od biznesmena w Białym Domu Donalda Trumpa. Tak czy inaczej Ostpolitik stała się trupem. Czy akurat 30 lat po jej największym triumfie, zjednoczeniu Niemiec, Angela Merkel odważy się złożyć ją do grobu?

Najpoważniejszy opozycjonista Władimira Putina w sierpniu 2020 r. odwiedza zapadły Tomsk na Syberii. W programie – spotkanie z lokalnymi opozycjonistami. Jeden z nich pyta, czy Aleksiej Nawalny nie jest przypadkiem cuchnącą bombą Kremla. Przecież wciąż żyje. „Jeśli mnie zabiją, będą mieć problemy jak z Niemcowem" – odpowiada Nawalny, czym dowodzi, że na wylot przejrzał Putina, w którego legendarnym stalowym spojrzeniu nie dopatrzył się niczego interesującego. Inaczej niż tegoż odkrywca, prezydent USA Bush Junior, który przy pierwszym spotkaniu z rosyjskim prezydentem spojrzał mu głęboko w oczy i dojrzał „człowieka szczerego i godnego zaufania". Inni spece próbowali w niepowtarzalnym spojrzeniu Putina wyczytać jakieś tajemnice lub „znaczący komunikat". Choć możliwe, że tajemnicę z oczu zdjęła operacja plastyczna, jakiej władca Kremla poddał się w celu wygładzenia zmarszczek.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie