W 60. rocznicę śmierci despoty odtajniono dokumenty, które miały ponad wszelką wątpliwość potwierdzać, że przyczyną jego zgonu były jedynie poważne problemy zdrowotne i hulaszczy tryb życia. 11 stron dokumentów opisujących przyczyny śmierci sowieckiego „pacjenta numer jeden" powstało jako rezultat sekcji zwłok przeprowadzonej kilka godzin po śmierci Stalina 5 marca 1953 r.
Raport nosi znamiona wysokiej wiarygodności. Odnosi się wrażenie, że nie jest w żaden sposób upiększony ani nie ukrywa ważnych dla ustalenia przyczyn śmierci informacji o trybie życia dyktatora. 75-letni Józef Dżugaszwili cierpiał na bardzo zaawansowaną marskość wątroby oraz rozległą miażdżycę naczyń krwionośnych. Dokument z sekcji wskazuje, że bezpośrednią przyczyną zgonu tyrana był udar mózgu spowodowany alkoholem.
Libacje pod czujnym okiem dyktatora
Tego dnia Stalin popijał gruzińskie wino. Dyktator w wolnych chwilach pił dużo i lubił mieszać różne gatunki alkoholu – najczęściej wina gruzińskie z czystą rosyjską wódką. Jadał do tego wykwintne, ale najczęściej zdecydowanie tłuste potrawy. Wśród Gruzinów krążyła plotka, że Stalin nie mógł odziedziczyć smaku po ojcu – szewcu Wissarionie Dżugaszwilim. Wielkopańskie zachcianki Stalina uzasadniano ogromnym podobieństwem Józefa do dwóch ludzi, z którymi jego matka miała rzekomo przelotny romans. Pierwszym z nich był Nikołaj Michajłowicz Przewalski, carski generał polskiego pochodzenia, zapamiętany przez historię głównie jako wybitny podróżnik, geograf i odkrywca, którego trudno było nazwać czystej krwi Polakiem. Jego prapradziad Korniło Anisimowicz Perewalski był Kozakiem, który w nagrodę za ofiarną służbę Rzeczypospolitej w czasie wojen na Wschodzie otrzymał szlachectwo od króla Stefana Batorego. Założyciel rodu przeszedł na katolicyzm oraz zmienił nazwisko na Przewalski. O jego wielkim potomku, wybitnym odkrywcy i uczonym, nie można mówić jako o zrusyfikowanym Polaku. W jego żyłach krążyło więcej krwi rosyjskiej, białoruskiej, litewskiej czy ukraińskiej niż polskiej. Ale fizyczne podobieństwo do Stalina jest jedynym ogniwem łączącym te dwie postacie historyczne. Wbrew legendzie, krążącej głównie wśród rosyjskich elit, sam Przewalski nigdy nie był na Kaukazie ani w Gruzji i nie mógł spotkać matki Stalina.
O wiele bardziej prawdopodobna jest plotka przekazywana wśród Gruzinów, że Stalin był synem księcia Egnataszwilego, u którego matka Stalina była ochmistrzynią. Już jako dziecko Józef zasmakował w wyrafinowanych potrawach dworskich, które kazał sobie serwować w dorosłym życiu. Jego ulubionym daniem był gruziński gulasz z baraniny, który w połączeniu z mocnym alkoholem dewastował wątrobę. Regeneracji tego organu nie służyły także takie potrawy jak czerwony kawior w czerwonym winie, tłuste kotlety mielone, kurczak typu „tabaka" oraz kuchnia chińska, w której Koba zasmakował jeszcze w czasach zesłania na Syberii. Codziennym rytuałem Stalina było popijanie alkoholu w niewielkich, ale systematycznie dostarczanych organizmowi ilościach. Do historii przeszły także ponure wieczorne obiady wodza, podczas których uważnie przyglądał się zachowaniu zaproszonych gości. Słynny rosyjski autor książek kulinarnych William Wasiliewicz Pochlebkin pisał: „W odróżnieniu od większości mężczyzn z Kaukazu nie lubił, nie umiał i aktywnie nie chciał gotować, i w ogóle wnikać w sprawy związane z żywieniem i kuchnią". To chyba jednak mocno przesadzony opis zwyczajów dyktatora. Jego nocne libacje odbywające się najczęściej w daczy w podmoskiewskim Kuncewie były w siermiężnej epoce Związku Radzieckiego oceniane jako wyrafinowane uczty.
Imprezy u Stalina zaczynały się około godziny 20 i kończyły o 3–4 rano, kiedy elita narodu radzieckiego była już całkowicie pijana i leżała w swoich wymiocinach pod stołem w jadalni wodza. On sam jednak nigdy nie był na tyle nietrzeźwy, aby utracić kontrolę nad sobą i otoczeniem. Widząc spacyfikowane przez alkohol towarzystwo, Stalin udawał się chwiejnym krokiem do sypialni lub kładł się na kanapie w gabinecie. Nikita Chruszczow wspominał po latach, że imprezy te miały za zadanie głównie upić gości i sprowokować ich do głupich lub nieprzemyślanych wypowiedzi: „Ludzi dosłownie rozpijano i im więcej człowiek pił, tym większą przyjemność miał z tego Stalin". Toasty wznoszono po kolei. Nieważne było, czy ktoś jest zdrowy i może pić wódkę, czy prędzej go ona zabije. Kto nie pił, był podejrzany – alkohol miał wyciągnąć prawdę nawet z najbardziej pilnującego się towarzystwa.