Operacja polska NKWD: Polska droga krzyżowa

Paroksyzm bolszewickiego terroru lat 1937–1938 uderzył w miliony obywateli ZSRR. Jednym z kluczowych mechanizmów uruchamiających ludobójczą spiralę represji był rozkaz krwawego dyktatora eksterminacji polskiej społeczności.

Aktualizacja: 29.09.2018 19:16 Publikacja: 27.09.2018 19:00

Dmitrij Gieorgiejewicz Oboznienko, „Dzwonek do drzwi nocą”

Dmitrij Gieorgiejewicz Oboznienko, „Dzwonek do drzwi nocą”

Foto: BE&W

Tak zwana polska operacja NKWD kosztowała życie tysięcy naszych rodaków, służąc następnie jako metryczny wzorzec rozprawy z innymi mniejszościami narodowymi. O straszliwe pierwszeństwo rywalizowały maniakalna bezwzględność i cynizm Stalina, który do masowych mordów Polaków użył sfabrykowanego pretekstu. Ale trzeba zacząć od stwierdzenia, że polska droga krzyżowa w ZSRR zaczęła się długo przed 1937 r.

Wprawdzie odrodzona Polska obroniła niepodległość w zwycięskiej wojnie z bolszewikami, ale pozostawiła za wschodnią granicą setki tysięcy rodaków. Rzeczpospolita, która budziła się do życia po półtorawiekowej niewoli, była zbyt słaba, aby objąć ochroną wszystkich Polaków zamieszkujących terytoria przedrozbiorowe. Pod władzą komunistycznej dyktatury znalazły się osoby polskiego pochodzenia, które z różnych przyczyn nie mogły powrócić do ojczyzny na mocy układu pokojowego z sowiecką Rosją. Mowa o traktacie ryskim zawartym w 1921 r., który na zasadzie wzajemności umożliwiał szerokie przesiedlenia w obu kierunkach.

Wśród pozostałych za wschodnią granicą nie brakowało iluzji o lepszym życiu w państwie społecznej równości, jakim mieniła się komunistyczna Rosja. Podobnej propagandzie dały się omamić miliony ludzi na całym świecie, nie wyłączając intelektualnych elit Europy. Bolszewicka Rosja zdawała się być wielkim eksperymentem przyciągającym wielu naiwnych lub oportunistów. Brak wiedzy lub odrobiny wyobraźni przesądził o niewybaczalnym błędzie władz odrodzonej Polski, które traktatowo nie zagwarantowały rodakom w ZSRR żadnej powojennej ochrony lub choćby stałej furtki powrotu do kraju.

Podejrzani Polacy

Gdy w 1924 r. zamknęło się okno repatriacji, w ZSRR pozostało około 1,2 mln Polaków. Zgodnie z danymi rosyjskiej organizacji Memoriał walczącej o pamięć ofiar komunistycznych represji ok. 950 tys. Polaków zamieszkiwało sowiecką Ukrainę i Białoruś. Byli to potomkowie polskich chłopów kolonizujących wschodnie kresy Rzeczypospolitej Obojga Narodów. W zwarty sposób zamieszkiwali znaczne obszary obu republik związkowych, a polska inteligencja szlacheckiego pochodzenia należała do wpływowych społeczności Kijowa i Mińska. W etnicznej Rosji żyło ok. 200 tys. Polaków, głównie w Moskwie, dawnej stolicy Petersburgu (Leningradzie) oraz na Syberii i Zakaukaziu. Jedynie kilka tysięcy miało obywatelstwo polskie, a w tej grupie znaleźli się komuniści, którzy odmówili powrotu do ojczyzny, ponieważ podczas wojny 1920 r. bili się po sowieckiej stronie. Osoby takie repatriowały się również do Rosji na mocy traktatu ryskiego lub były wymieniane (często na polskich księży) w akcjach dyplomatycznych. Jednak z punktu widzenia Moskwy wszyscy mieszkańcy ZSRR polskiego pochodzenia, bez względu na wyznawane poglądy, zostali głównymi podejrzanymi o antysowieckość.

Tylko w latach 1924–1929 z oskarżenia o szpiegostwo na rzecz Warszawy rozstrzelano kilka tysięcy Polaków, a zsyłki dotknęły społeczności zamieszkującej pas przygraniczny. Ponadto ofiarami masowych prześladowań padło wtedy polskie duchowieństwo. Ramy organizacyjne tej nagonki wyznaczyła ateistyczna kampania walki z religią. Zabijano przy tym nie tylko kapłanów, ale także świeckich katolików. Kolejną fazę mordów zapoczątkowała przymusowa kolektywizacja lat 1929–1931. Zgodnie z przyjętymi kryteriami majątkowymi ponad 20 proc. polskich gospodarstw rolnych uznano za kułackie, czyli kierujące się kapitalistyczną logiką ekonomiczną. Podobny procent polskich chłopów zaliczono do kategorii podkułaków, to znaczy gospodarzy, którzy za życiowy cel uznawali podnoszenie poziomu swojego bytu. Według danych OGPU-NKWD polscy chłopi stawili grabieżcom zdecydowany, a co ważne zorganizowany opór, na który bolszewicy odpowiedzieli pacyfikacjami. W 1933 r., a więc po kilku latach nierównej walki, tylko na Ukrainie polska populacja zmniejszyła się o 25 proc. A to świadczy o ogromnej skali mordów i wywózek na Sybir. Prześladowania Polaków lat 1924–1933 były jednak następstwem szerszej wojny bolszewików z wrogami klasowymi, która objęła wszelkie elementy antysowieckie, bez względu na narodowość.

Natomiast wyłącznie polska była operacja antyszpiegowska wymierzona w komunistów. W 1933 r. aresztowano 20 emigrantów politycznych należących do kierownictwa Komunistycznej Partii Polski. Właśnie wtedy po raz pierwszy pojawił się sfabrykowany zarzut, który odegra złowieszczą rolę podczas wielkiej czystki. Zatrzymanym postawiono zarzut działalności na szkodę ZSRR z racji przynależności do POW, który okazał się równoznaczny z ich fizyczną likwidacją. Jak wiadomo, Polską Organizację Wojskową (POW) utworzył Józef Piłsudski podczas I wojny światowej. Jej celem było odzyskanie niepodległości, czyli walka ze wszystkimi zaborcami, a następnie wrogami odradzającej się Rzeczypospolitej. Podczas wojny z bolszewikami wojskowe kadry POW były już częścią Wojska Polskiego lub kierowały dywersjami na tyłach armii Michaiła Tuchaczewskiego. Kadry wywiadowcze zostały włączone w odpowiednie struktury Sztabu Generalnego. Sama organizacja po zakończeniu działań wojennych została rozwiązana. Niemniej rzekome siatki agenturalne i dywersyjne macki POW w ZSRR posłużyły za wymyślony pretekst rozpętania największej fali represji wobec Polaków. W świetle fragmentarycznie odtajnionych archiwów sowieckich tej doby tzw. sprawa POW stała się właściwym środowiskiem nakręcania antypolskiej spirali represji. Cytując badania Memoriału: zarzut „prowokatora POW" był tak samo niebezpieczny dla życia jak oskarżenie o „trockizm". A może nawet bardziej, bo opierając się na sfabrykowanych materiałach, OGPU i NKWD układały polskie listy proskrypcyjne. Początkowo znaleźli się na nich Polacy zajmujący stanowiska w aparacie partyjnym, państwowym, gospodarce oraz w armii i samej policji politycznej. Potem wykazy uzupełniono o mieszkańców dwóch polskich rejonów autonomicznych. Chodzi o obszary zamieszkania i gospodarowania naszych rodaków na Ukrainie (okolice Żytomierza) i Białorusi (rejon im. Feliksa Dzierżyńskiego). Były to prężne ośrodki polskiej, choć sowieckiej, gospodarki i kultury, nie wyłączając sieci szkół, bibliotek i narodowych władz administracyjnych.

Operacja polska

Właściwą genezę polskiej czystki stanowiły wydarzenia 1935 r., gdy pod zarzutem szpiegostwa po Kijowie, Mińsku i Moskwie przeszła fala aresztowań Polaków, która miała zlikwidować rzekomą sieć agenturalną POW. Jednocześnie NKWD przystąpiło do likwidacji polskich rejonów autonomicznych. Rezultaty typowo wydobywczych śledztw posłużyły jednak rozszerzeniu kręgu podejrzanych i w kolejnym roku represje dotknęły już fikcyjnych szpiegów POW w instytucjach państwa, poczynając od aresztowań polskich funkcjonariuszy INO NKWD (wywiadu), kontrwywiadu oraz głównego zarządu bezpieczeństwa państwowego. Gdy krwawy karzeł, jak zwano ówczesnego szefa NKWD Nikołaja Jeżowa (150 cm wzrostu), położył wyniki „śledztw" na biurku Stalina, był już 1937 r. Korzystając z dogodnego pretekstu, dyktator zadecydował o rozpoczęciu masowych represji wobec wszystkich Polaków w ZSRR.

Polecenie Stalina zostało przekazane NKWD w formie operacyjnego rozkazu Jeżowa o numerze 00485. Tekst nakazywał pełną likwidację fikcyjnej siatki wrogów ZSRR. W tym celu Jeżow rozesłał specjalny cyrkularz, w którym na 30 stronicach wskazywał na polskie zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa. Całość nosiła tytuł „O powstańczo-faszystowskiej, szpiegowskiej, dywersyjnej, defetystycznej i terrorystycznej działalności polskiego wywiadu w ZSRR". Aresztowaniu podlegały następujące kategorie Polaków: najbardziej aktywni członkowie POW (zgodnie z listami proskrypcyjnymi); polscy jeńcy wojny 1920 r., którzy pozostali w ZSRR; uciekinierzy z Polski niezależnie od daty ich przybycia oraz emigranci polityczni i osoby wymienione z Polską; byli członkowie PPS oraz innych antysowieckich partii politycznych; najbardziej antysowiecki element byłych polskich rejonów autonomicznych. Wskazanym celem było jak najszersze uderzenie w polski żywioł, dlatego rozkaz zawierał polecenie likwidacji fundamentów ludzkich fikcyjnej POW. Operację należało rozpocząć od zatrzymania funkcjonariuszy NKWD, oficerów sił zbrojnych oraz kadr przemysłu obronnego, transportu, energetyki i sektora naftowego, aby w drugiej kolejności aresztować wszystkich pracowników niestrategicznych działów gospodarki, kierowników kołchozów i kadry administracyjne. Rzecz jasna chodziło o wytrzebienie polskiej inteligencji. Ostatni punkt rozkazu nakazywał segregację aresztowanych na dwie grupy. Pierwsza podlegała fizycznej likwidacji przez rozstrzelanie, dla drugiej przewidziano pobyt w łagrach od pięciu do dziesięciu lat. Z braku miejsca nie można opisać nawet ułamka tych potworności, przez które przeszli Polacy.

Trzeba jednak powiedzieć, że wielka czystka kierowała się żelazną logiką nakręcania spirali ludobójstwa. Areszty z użyciem tortur fizycznych łamały kolejnych zatrzymanych, którzy wskazywali nowe ofiary aresztowane natychmiast przez NKWD. Ponadto Stalin wprowadził tzw. kwoty, czyli narzucone z góry liczby rozstrzelanych i zesłanych do Gułagu. Ale władze poszczególnych republik w obawie o własne życie chciały wykazać się wiernością. W związku z tym żądały stale podwyższenia limitu strasznych kwot, na co oczywiście Stalin pozwalał z zadowoleniem. Taki mechanizm obowiązywał również podczas operacji polskiej, bo Jeżow nie tylko powiększał listy proskrypcyjne, ale też kilkakrotnie przedłużał termin zakończenia ludobójstwa. Pierwotnie finał miał nastąpić w grudniu 1937 r., lecz daty przesunięto kolejno na styczeń, kwiecień, a w końcu sierpień 1938 r. Na Białorusi fala represji zatrzymała się dopiero we wrześniu.

Mordercze koło zamachowe nie mogło się zatrzymać, w związku z czym dochodziło do absurdów. W całym ZSRR NKWD zlikwidowało ponad tysiąc rzekomych rezydentur szpiegowskich POW, w tym na tak ważnych strategicznie obszarach z polskiego punktu widzenia jak Buriatia. Tylko w Kijowie likwidacji uległy 44 „rezydentury" polskiego wywiadu oraz kilkaset „bojówek" POW, czyli grup dywersyjnych. Tymczasem w świetle badań naszych historyków II Oddział Sztabu Głównego, czyli wywiad, miał na terenie ZSRR w całym okresie międzywojennym nie więcej niż 46 rezydentur. A wracając do polskiej operacji: gdy NKWD brakowało pomysłów wypełnienia limitów śmierci, aresztowań dokonywano na podstawie list biur meldunkowych oraz wykazów kadrowych zakładów przemysłowych, urzędów czy szkół. Zgodnie z danymi Memoriału wolności pozbawiono ponad 143 tys. Polaków. Z tej liczby osądzono 139 tys., z których rozstrzelano 111 tys. (79,5 proc.). Reszta znalazła się w Gułagu, co również oznaczało wyrok śmierci, tyle że na raty. Ponadto represjom poddano 1099 oficerów Armii Czerwonej polskiego pochodzenia. Aby usprawnić orzekanie, tzw. trójki specjalne (prokurator, sekretarz WKP(b) oraz szef NKWD) wydawały wyroki w systemie albumowym, czyli wyłącznie na podstawie zdjęć i danych osobowych z kartotek policyjnych. Taki reżim sprawił, że ofiarami operacji zostało ok. 10 proc. ludności polskiego pochodzenia, co stawia naszą narodowość w rzędzie największych ofiar bolszewickiego terroru lat 30. Historycy do dziś starają się odpowiedzieć na pytanie o przyczyny maniakalnej nienawiści Stalina do Polaków.

Likwidujcie bez wytchnienia!

Jedno nie ulega wątpliwości: głównym i jedynym autorem ludobójstwa Polaków był bezpośrednio Stalin. To on skonstruował logikę wielkiej czystki, w której szczególne miejsce zajęły represje wobec narodów imperium. Kierował się zbrodniczą ideą oczyszczenia ZSRR z potencjalnych zdrajców, szpiegów i dywersantów do czasu, gdy imperium weźmie udział w wojnie światowej. Z tego powodu Polacy byli głównymi podejrzanymi o nielojalność. Z pewnością w tym duchu Stalin zinterpretował podpisanie polsko-niemieckiego paktu o nieagresji (1934 r.), który potraktował jako bezpośrednie przygotowanie Berlina i Warszawy do wojny z Moskwą. Ponadto Polska była zawsze uważana za największe zagrożenie dla europejskich granic ZSRR. W tym kontekście Kreml niepokoiła emigracja polskich komunistów. Do tego stopnia, że zlikwidowano tzw. okna graniczne, czyli nielegalne przejścia służące zarówno wywiadowi, jak i Kominternowi. Na dodatek dyktatora niepokoił procent Polaków na wysokich stanowiskach państwowych, gospodarczych, w armii i aparacie represji. Wyciągał z tego wniosek, że równie rozległa jest werbunkowa baza agenturalna, a więc siatka polskiego wywiadu. Należy ją zlikwidować, bo jest niebezpieczniejsza od innych wywiadów państw kapitalistycznych.

Trzeba też wziąć pod uwagę czynnik psychologiczny. Stalin przeżył upokorzenie podczas wojny 1920 r. Jego niesubordynacja wywołana chęcią zdobycia Lwowa kosztowała bolszewików końcową przegraną. Motyw osobistej zemsty jest bardzo widoczny w polskiej operacji. Gdy Jeżow dostarczył Stalinowi wstępne materiały „śledcze", ten osobiście napisał na dokumentach: „bardzo dobrze! Szukajcie, kopcie i czyśćcie aż do skutku polsko-szpiegowskie błoto". Nic dziwnego, że akcja represyjna pod osobistym nadzorem Stalina stała się wzorem do rozprawy z pozostałymi „słabo lojalnymi" mniejszościami narodowymi ZSRR. W identyczny, już sprawdzony sposób rozprawiono się z grupami etnicznymi kapitalistycznego Zachodu. Po Polakach przyszła kolej na Niemców, Finów, Estończyków i Łotyszy.

Tak zwana polska operacja NKWD kosztowała życie tysięcy naszych rodaków, służąc następnie jako metryczny wzorzec rozprawy z innymi mniejszościami narodowymi. O straszliwe pierwszeństwo rywalizowały maniakalna bezwzględność i cynizm Stalina, który do masowych mordów Polaków użył sfabrykowanego pretekstu. Ale trzeba zacząć od stwierdzenia, że polska droga krzyżowa w ZSRR zaczęła się długo przed 1937 r.

Wprawdzie odrodzona Polska obroniła niepodległość w zwycięskiej wojnie z bolszewikami, ale pozostawiła za wschodnią granicą setki tysięcy rodaków. Rzeczpospolita, która budziła się do życia po półtorawiekowej niewoli, była zbyt słaba, aby objąć ochroną wszystkich Polaków zamieszkujących terytoria przedrozbiorowe. Pod władzą komunistycznej dyktatury znalazły się osoby polskiego pochodzenia, które z różnych przyczyn nie mogły powrócić do ojczyzny na mocy układu pokojowego z sowiecką Rosją. Mowa o traktacie ryskim zawartym w 1921 r., który na zasadzie wzajemności umożliwiał szerokie przesiedlenia w obu kierunkach.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie