Jan Matejko, smutny wieszcz z Krakowa

Rola, jaką Jan Matejko odegrał w kształtowaniu i przetrwaniu polskiej kultury w XIX i XX w., jest nie do przecenienia. Jako artysta niewątpliwie odniósł sukces, ale jego życie osobiste nie było usłane różami.

Aktualizacja: 20.08.2020 20:33 Publikacja: 20.08.2020 10:27

Foto: NAC

Wielki kodyfikator narodowych mitów, twórca historycznych wizji, które stać się miały trzonem zbiorowych wyobrażeń Polaków o przeszłości", jak napisał o Janie Matejce Henryk M. Słoczyński, pochodzenie miał całkowicie obce – ojciec, Franciszek Ksawery Matejko, był Czechem, a matka Joanna Karolina z domu Rossberg miała korzenie niemieckie. Jan był dziewiątym z jedenaściorga rodzeństwa. Rodzice kiepsko radzili sobie z tak dużą gromadką dzieci, czego dobitnym świadectwem był słynny krzywy nos Matejki. Jeszcze jako młody chłopak złamał go podczas zabawy, a że nikt się tym specjalnie nie przejął, nos zrósł się nieprawidłowo. Kiedy Jan miał siedem lat, zmarła jego matka. Z ojcem – zapracowanym, surowym i bardzo zasadniczym – miał bardzo słaby kontakt. Namiastkę rodzinnego ciepła znalazł u mieszkającej po sąsiedzku rodziny Giebułtowskich. Paulina Giebułtowska okazywała „biednemu, blademu, zmizerowanemu chłopiątku" matczyne uczucia, jej syn Stanisław był jego najlepszym przyjacielem, młodszy Stefan kolegą z gimnazjum, a starsza córka Joanna wraz z mężem Leonardem Serafińskim chętnie gościli go w swym domu w Nowym Wiśniczu. Ale najważniejszą osobą, którą Matejko poznał u Giebułtowskich, była ich najmłodsza latorośl, Teodora – przyszła żona, muza i jednocześnie przyczyna wielu frustracji malarza.

Pomocne rodzeństwo

Rodzina Matejków szybko się spolszczyła, a Jan wyrastał w atmosferze polskiego patriotyzmu. Nie była to jednak zasługa ojca, który do tych kwestii miał stosunek doskonale obojętny, ale starszych braci, przede wszystkim Edmunda i Zygmunta, którzy na Węgrzech wzięli udział w powstaniu przeciw Habsburgom (Zygmunt poległ na polu walki). Największy wpływ na wychowanie i edukację Jana miał z kolei najstarszy brat, Franciszek, docent Uniwersytetu Jagiellońskiego. To on zabierał go na spotkania akademickie organizowane w pracowni rzeźbiarza Parysa Filippiego, na których bywali także młodzi artyści. Jan wolał zaglądać do Filippiego i chłonąć setki lat historii Polski, włócząc się po uliczkach Krakowa, niż sumiennie się uczyć, dlatego edukację w Gimnazjum św. Anny, do którego uczęszczał od 1848 r., zakończył, nie otrzymawszy promocji po klasie trzeciej. W nauce nie pomagało mu także to, że jak pisał Marian Gorzkowski, „doświadczał od swych współtowarzyszy pewnego znęcania się nawet", wynikającego z braków w polszczyźnie i nieco zaniedbanego wyglądu. Za to od najmłodszych lat świetnie i z dużą determinacją kopiował ilustracje z książek historycznych, które wyszperał w domowej biblioteczce.

Ostatecznie więc ojciec, choć nierad, wysłał Jana do krakowskiej Szkoły Sztuk Pięknych. Tutaj również nie wszystko szło gładko, ponieważ Matejko z trudem wpasowywał się w sztywne reguły akademizmu i nauczania preferowane przez dyrektora szkoły Wojciecha Stattlera. Większy wpływ wywarli na niego dwaj inni nauczyciele – Józef Kremer i Władysław Łuszczkiewicz. Zauważyli jego historyczną pasję i w tym właśnie kierunku popchnęli go do działania. To właśnie wtedy zaczął powstawać słynny „skarbczyk" malarza, czyli pieczołowicie gromadzona przez całe życie kolekcja zabytkowych przedmiotów, dokumentów, przerysowywanych na kalce ilustracji z książek i rysunków zabytków sztuki i kultury materialnej, z którego Matejko czerpał przy opracowywaniu swych kompozycji historycznych.

W 1858 r. otrzymał stypendium na studia w Akademii Sztuk Pięknych w Monachium, której dyrektorem był Wilhelm von Kaulbach. To on był twórcą bliskiej Matejce idei obrazu jako „uczonego wielowarstwowego komentarza do wydarzenia historycznego". W tamtym okresie najbardziej fascynował się jednak francuskim malarzem Paulem Delaroche, dlatego zaczął malować obrazy o charakterze historyczno-kryminalnym z zastosowaniem zasady suspensu, czego najlepszym przykładem jest dzieło „Otrucie królowej Bony" (1859 r.). Rozpoczęte w 1860 r. studia na ASP w Wiedniu bardzo szybko przerwał, niezadowolony ze wskazówek udzielanych mu podczas korekty prac przez profesora Christiana Rubena. Kiedy ten zasugerował mu, że w obrazie przedstawiającym Jana Kazimierza oglądającego pożar Krakowa z Bielan, władca powinien zostać ukazany w pozycji klęczącej, ponoć Matejko gniewnie odrzekł: „Polscy królowie przed nikim nie klękali".

Matejko był pełen przeciwieństw. Jego żona Teodora wspominała, jak w trakcie zwiedzania watykańskiej galerii malarstwa na płótnie któregoś z klasyków renesansu ujrzeli źle namalowaną rękę ludzką. „Ty byś takiego błędu rysunkowego nie popełnił" – zauważyła. Na co jej mąż odparł: „Ale choćbym pękł, tobym takiego obrazu nie namalował". Z drugiej strony artysta kiepsko znosił krytykę swojej twórczości, pomimo że często świadomie rezygnował z pewnych poprawnych malarsko technik na rzecz realizacji swojej mesjanistycznej wizji.

Pędzel i berło

Pierwsze sprzedane w Polsce obrazy, czyli „Śmierć Wapowskiego" oraz „Otrucie królowej Bony", pozwoliły Matejce osiągnąć niezależność finansową i kontynuować badania historyczno-artystyczne. W rezultacie zdolny malarz stał się jednocześnie jednym z najlepiej wykształconych polskich historyków. A należy pamiętać, że w tamtych czasach nie było jeszcze tylu opracowań, szczególnie źródłowych, które wspomagają warsztat badacza dziejów. Matejko musiał osobiście dotrzeć do źródeł, kronik. Czytał je uważnie, porównywał, wyciągał wnioski, syntetyzował. Na najbardziej znanym autoportrecie Matejki namalowanym pod koniec życia, obok fotela-tronu, na którym siedzi artysta, leżą paleta malarska i pokaźnych rozmiarów kronika historyczna. Oba równoważne, oba niezbędne.

Matejko dążył do rzeczy niezwykle trudnej – ukazania na płótnie skomplikowanych procesów historycznych, mimo że malarstwo z założenia jest aprocesulalne. „Wtedy dopiero obraz historyczny będzie prawdziwie samodzielnie stworzonym – nie niewolniczą ilustracją do kroniki, ale skupieniem i odtworzeniem samodzielnym tego, co w kronikach jest rozproszone, rozrzucone, a do całości faktu należy. Wtedy i malarz będzie artystycznym dziejopisem, sędzią niejako i faktu samego i wszystkich działających w nim sił i pierwiastków" – uważał.

Następujące po sobie kolejno obrazy: „Stańczyk" (1862), „Kazanie Skargi" (1864) i „Rejtan. Upadek Polski" (1866) tworzą określoną sekwencję historiozoficzną – od przewidywania narodowej klęski, poprzez napomnienie i przestrogę, aż do jej tragicznego urzeczywistnienia. To po obejrzeniu „Kazania Skargi" Lucjan Siemieński stwierdził: „Historia nasza ma już swojego malarza". Matejko radykalnie zmienił ton swojego malarstwa w dobie powszechnego zwątpienia i upadku ducha w społeczeństwie polskim po klęsce powstania styczniowego. Odtąd poprzez malarskie wizje świetności dawnej Rzeczypospolitej i chwały jej oręża pragnął podtrzymywać wiarę w słuszność dążeń niepodległościowych, krzepić serca i umysły Polaków (m.in. dzieła „Hołd pruski", „Bitwa pod Grunwaldem", „Sobieski pod Wiedniem"). Nigdy jednak nie przestawał przypominać o błędach i zaniechaniach popełnionych przez naszych przodków. „Hołd pruski" tylko na pozór jest wizualizacją triumfu Rzeczypospolitej – wiele fragmentów tego dzieła mówi nam raczej o straconej szansie na uniknięcie zaborów (choćby zadumana postać Stańczyka). Obrazy Matejki zdobyły wiele nagród na europejskich wystawach i salonach sztuki. Wyrazem uznania rodaków dla jego patriotycznej postawy oraz dokonań była uroczystość z 1878 r., podczas której prezydent Krakowa Mikołaj Zyblikiewicz wręczył artyście berło – symbol jego duchowej władzy nad narodem.

Wróćmy jeszcze na chwilę do pierwszego wizerunku sławnego błazna króla Zygmunta Starego, który Matejko namalował w 1862 r., mając zaledwie 24 lata. Obraz ten jest uznawany za jego najwybitniejsze dzieło, artystyczne credo. „Stańczyk w czasie balu na dworze królowej Bony, gdy wieść przychodzi o utracie Smoleńska", bo taki jest pełny tytuł dzieła, był pomostem między kameralnością wczesnych dzieł artysty a późniejszym, jak to określił Jarosław Krawczyk, „ogromnym teatrem historii". Na płótnie widzimy błazna królewskiego, samotnego w swojej bolesnej zadumie nad politycznymi konsekwencjami utraty przez Polskę ważnej twierdzy. W tle widać bawiących się gości, nikt nie dostrzega powagi sytuacji. Stańczyk w interpretacji Matejki to personifikacja mądrości, przenikliwości i troski o losy kraju, czego zabrakło wielu politykom i władcom I Rzeczypospolitej, a może i całemu narodowi. Za mało było Stańczyków, a za dużo bezrefleksyjnej beztroski, stąd upadek i zabory. Stańczyk ma twarz Matejki. To bardzo symboliczny i istotny zabieg artystyczny twórcy dzieła, który w ten sposób chce nam powiedzieć: „jestem niczym ten błazen mędrzec, widzę więcej, mogę być waszym duchowym przewodnikiem". Ale, jak przenikliwie zauważył Słoczyński, przepełnione smutkiem oblicze Stańczyka-Matejki, może być także odbiciem osobistych przeżyć artysty, ponieważ obraz powstał w bardzo szczególnym okresie – odrzucenia miłosnego przez ukochaną Teodorę.

Pierścionek z rysą

Na prawie wszystkich obrazach historycznych Matejki ukazujących sceny z udziałem kobiet pojawia się wizerunek jego żony Teodory, a najsławniejszą postacią historyczną, w którą się „wcieliła", jest bez wątpienia królowa Bona na obrazach „Zawieszenie dzwonu Zygmunta" (1874) i „Hołd pruski" (1882). Dlaczego malarz tak często umieszczał Teodorę na swoich obrazach? Trudno jednoznacznie powiedzieć – na pewno z miłości i szacunku, ale zapewne także dla świętego spokoju, schlebiając próżności swojej małżonki. Nie była to bowiem dobrze dobrana para, a ich związek to istna uczuciowa sinusoida.

W muzeum artysty przy Floriańskiej 41 w Krakowie przechowywany jest pierścionek zaręczynowy, który Matejko wręczył Teodorze. Badacze pod mikroskopem odkryli na nim sporą rysę, która wskazuje na to, że plotka o tym, iż wybranka serca malarza cisnęła pierścionkiem o ziemię, jest wielce prawdopodobna. Matejko nie zrezygnował jednak z konkurów i ostatecznie dopiął swego. Teodora za namową rodziny w 1864 r. zgodziła się zostać jego żoną.

Z zachowanej korespondencji wynika, że w pierwszych latach małżeństwa, pomimo trudnego wybuchowego charakteru, potrafiła być troskliwą żoną i matką. Jednak im dłużej trwał ich związek, tym więcej pojawiało się na nim rys. Na pewno wina nie leżała wyłącznie po stronie Teodory. Jan, uważający się za Króla Ducha, nowego narodowego wieszcza, swoją misję i sztukę zawsze przedkładał ponad małżeństwo. Zapewnił żonie względnie dostatnie życie, ale nie pomógł zrealizować się towarzysko. Teodorze nie podobało się także, że malarz wiele swoich dzieł oddawał za darmo – w darze dla narodu, dla papieża, po starej znajomości.

Była także chorobliwie zazdrosna. Kiedy w 1873 r. Matejkowie wprowadzili się do rodzinnej kamienicy malarza przy Floriańskiej, zamieszkały z nimi starsza siostra Teodory, Joanna Serafińska, i jej dwie córki. W tajemnicy przed żoną, która przebywała wtedy w Karlsbadzie, Matejko namalował „Kasztelankę" (1876) – piękny portret jednej z dziewczyn, Stanisławy. Niestety, Matejkowa dowiedziała się o obrazie i wpadła w szał. W przypływie gniewu zniszczyła swój portret w sukni ślubnej. Z obawy przed rozerwaniem na strzępy przez żonę również „Kasztelanki" malarz odciął od obrazu cztery rogi i powiedział, że wizerunek już został spalony.

Z czasem u Teodory zdiagnozowano „chorobę cukrową", ale mało kto ówcześnie kojarzył zmienność nastrojów i gwałtowne tycie z nadmiarem glukozy w organizmie. Najczęściej lekarze wysyłali wtedy „do wód", ale częste wyjazdy lecznicze Teodory postrzegane były przez społeczeństwo jako fanaberie. Jej stan zdrowia szybko się pogarszał. Oskarżała męża o liczne romanse, publicznie twierdziła, że nienawidzi swych dzieci, bo są owocem zdrady. Sytuację pogorszyła jeszcze śmierć najmłodszej córki, Reginy, która żyła tylko kilka tygodni (wcześniej Matejkowie doczekali się czwórki potomstwa – dwóch synów i dwóch córek). W chwilach słabości Matejko zwierzał się: „Ona mnie męczy, dokucza, gryzie mnie, a nie przebiera w środkach (...) cóż ja poradzę? Bo albo walić kijem za to i być barbarzyńcą, do czego nie jestem zdolny, lub zginąć przedwcześnie. (...) Był czas, gdy leżąc w łóżku oczekiwałem, że mnie i dzieci pozarzyna. Ona jest taka. Szał i zemsta nie mają granic! (...) Każda chwila życia jest dla mnie milionem cierpień". „Robił wrażenie człowieka zmęczonego, wyczerpanego i przygnębionego" – wspominał Matejkę krakowski krytyk literacki i wydawca Ferdynand Hoesick. Świadectwem złej sytuacji rodzinnej jest druga wersja obrazu „Utopiona w Bosforze" (1880). Zdradzonemu sułtanowi Hassanowi Matejko nadał swoje rysy, niewiernej żonie – rysy Teodory, a słudze wykonującemu wyrok – sekretarza Mariana Gorzkowskiego. Notabene to właśnie Gorzkowski, bardzo niechętny Teodorze, kiedy tylko mógł, rozpuszczał nierzadko zmyślone plotki na jej temat.

W lutym 1882 r. stan psychiczny Teodory pogorszył się na tyle, że po naradzie z lekarzami zdecydowano się umieścić ją w domu obłąkanych w Wesołej. Mury szpitala opuściła rok później i zamieszkała w Krzesławicach, w majątku, który Matejko kupił dla rodziny w 1876 r., pozostawała jednak pod stałą opieką lekarską.

Matejko wiecznie żywy?

Problemy osobiste źle wpływały także na zdrowie Matejki. Artysta cierpiał na wrzody żołądka, a „leczył się" fatalnie: głodówką i wielkimi ilościami mocnej kawy, dużo przy tym palił. Pracował ponad siły, nawet po 12 godzin dziennie. 30 października 1893 r., pracując nad „Ślubami Jana Kazimierza", dźwignął jakiś ciężki przedmiot, co spowodowało nagły krwotok wewnętrzny. Zmarł dwa dni później. Pochowany został na cmentarzu Rakowickim przy dźwiękach królewskiego dzwonu Zygmunt i w asyście tłumu krakowian.

Matejko był jednym z kamieni węgielnych czegoś, co Kobyliński nazwał kulturą przetrwania. Twórcą niezwykłego patriotycznego kodu, który już na zawsze zapisał się w naszej świadomości. Czy w czasach, kiedy cieszymy się wolnością, jest nam nadal potrzebna matejkowska wizja patriotyzmu zrodzona w czasach zaborów? Trafnie odpowiedział na takie pytanie Henryk M. Słoczyński: „Wpływ jego twórczości na polską tożsamość jest tak duży, że rezygnacja z jej poznawania byłaby równoznaczna z negowaniem celowości odkrywania jej źródeł. I jeśli nawet z perspektywy formy malarskiej oraz ideowego przesłania ktoś uzna »Bitwę pod Grunwaldem« za anachronizm, dający podstawę do wykluczenia z kanonu kultury narodowej, to jako świadectwo zmagań Polaków z dziedzictwem przeszłości dzieło Matejki trwale tam pozostanie". A oglądając obrazy mistrza z Floriańskiej, pamiętajmy również o tej bardziej osobistej stronie jego twórczości, cienkim paśmie bólu i niespełnienia, który wyziera spomiędzy pociągnięć pędzla, ale bez którego te ważne dzieła być może nigdy by nie powstały.

Wielki kodyfikator narodowych mitów, twórca historycznych wizji, które stać się miały trzonem zbiorowych wyobrażeń Polaków o przeszłości", jak napisał o Janie Matejce Henryk M. Słoczyński, pochodzenie miał całkowicie obce – ojciec, Franciszek Ksawery Matejko, był Czechem, a matka Joanna Karolina z domu Rossberg miała korzenie niemieckie. Jan był dziewiątym z jedenaściorga rodzeństwa. Rodzice kiepsko radzili sobie z tak dużą gromadką dzieci, czego dobitnym świadectwem był słynny krzywy nos Matejki. Jeszcze jako młody chłopak złamał go podczas zabawy, a że nikt się tym specjalnie nie przejął, nos zrósł się nieprawidłowo. Kiedy Jan miał siedem lat, zmarła jego matka. Z ojcem – zapracowanym, surowym i bardzo zasadniczym – miał bardzo słaby kontakt. Namiastkę rodzinnego ciepła znalazł u mieszkającej po sąsiedzku rodziny Giebułtowskich. Paulina Giebułtowska okazywała „biednemu, blademu, zmizerowanemu chłopiątku" matczyne uczucia, jej syn Stanisław był jego najlepszym przyjacielem, młodszy Stefan kolegą z gimnazjum, a starsza córka Joanna wraz z mężem Leonardem Serafińskim chętnie gościli go w swym domu w Nowym Wiśniczu. Ale najważniejszą osobą, którą Matejko poznał u Giebułtowskich, była ich najmłodsza latorośl, Teodora – przyszła żona, muza i jednocześnie przyczyna wielu frustracji malarza.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Przemyt i handel, czyli jak Polacy radzili sobie z niedoborami w PRL