W świecie starożytnym przekleństwo miało wielką moc i znaczenie. W Egipcie okładaniem anatemą zajmowali się zarówno kapłani, wróżbici, magowie, jak i zwykli ludzie. Magiczne formuły zsyłające plagi i nieszczęścia na wrogów, złodziei czy morderców cieszyły się wielką popularnością. Anatema była niczym ubezpieczenie na życie czy polisa od kradzieży. W tym drugim przypadku dotyczyła w szczególności grobowców, które zgodnie z wierzeniami mieszkańców dorzecza górnego i dolnego Nilu musiały być bogato wyposażone, aby dusza zmarłego nie zaznała ubóstwa po śmierci. Świat przypomniał sobie po wiekach o tych egipskich klątwach dopiero po serii nietypowych zgonów osób, które uczestniczyły w 1922 r. w otwarciu grobu faraona Tutanchamona. Ale przecież nie tylko faraonowie sprawnie posługiwali się czarodziejskimi formułami. Także groby urzędników i kapłanów pieczętowane były magicznymi formułami wyrytymi na płytach wejściowych do grobowców. Przekleństwa nie zawsze były skierowane do zwykłych rabusiów, często odnosiły się do następców pochowanych monarchów. Na grobie faraona z X dynastii wyryto napis: „Każdy władca, który uczyni coś złego z tym grobowcem, zostanie ukarany przez Horusa, który nie przyjmie od niego żadnych ofiar, a jego następcy nie odziedziczą żadnej fortuny".

Klątwy były popularne również w starożytnej Grecji. Dość wspomnieć, że mieszkańcy Hellady mieli zwyczaj wkładać do grobów katádesmos (więzy) – magiczne inskrypcje zapisane na płatach cienkiej ołowianej blachy. Były to prośby do demonów lub bogów świata podziemnego o „związanie" kogoś, aby uniemożliwić mu działanie przeciw osobie rzucającej zaklęcie. Z kolei antyczni Rzymianie praktykowali obrzędy, które były skierowane przeciw znienawidzonym osobom. Pierwsze wiadomości o takich praktykach pochodzą z V w. przed Chrystusem, ale były równie często stosowane, kiedy powstało już cesarstwo. Na Półwyspie Apenińskim archeolodzy odkryli tabliczkę, na której jest rysunek greckiej bogini Hekate przeklinającej lekarza weterynarii i senatora Porcello: „Zniszczyć, zgniatać, zabić, udusić Porcello i jego żonę Maurillę. Ich dusze, serca, pośladki, wątroby...". Czy coś się do dzisiaj zmieniło? Czy ludzie się wzajemnie nie przeklinają? Czy nie upajają się upadkiem i niedostatkiem bliźnich? Iluż to polityków, bijąc bogobojne pokłony i klepiąc pacierze, chciałoby złożyć przed ołtarzem tabliczkę z napisem: „A niech cholera zabierze z tego świata tego łotra z przeciwnego obozu politycznego"? Cóż z tego, że kłóci się to z istotą nauczania nazarejskiego cieśli, który mówił o nadstawianiu drugiego policzka. W tym wypadku mnożą nam się zwolennicy Starego Testamentu, którzy powołują się na Księgę Powtórzonego Prawa (5:9), okładającą przekleństwem kolejne pokolenia bliźnich słowami: „Bo Ja jestem Pan, Bóg twój, Bóg zazdrosny, karzący nieprawość ojców na synach w trzecim i w czwartym pokoleniu – tych, którzy Mnie nienawidzą".

Niektóre biblijne klątwy naprawdę budzą grozę. Przekleństwo rzucone na potomków Chama przez jego ojca Noego brzmi jak zapowiedź niewolnictwa czarnoskórych Afrykanów. Inne można potraktować jak zapowiedź niewoli babilońskiej, rzymskiego zniszczenia Drugiej Świątyni, a nawet... Holokaustu.

W średniowieczu, podobnie jak w świecie starożytnym, klątwa znowu stała się domeną duchowieństwa. Pierwsza poważna ekskomunika w Polsce pozbawiła króla Bolesława Śmiałego korony. Od tej pory kościelna anatema była na ziemiach polskich niezwykle skutecznym narzędziem politycznym, używanym przeciw tym, którzy ośmielali się podnieść rękę na autonomię Kościoła. „Ta straszna broń duchowa działała z taką samą niszczycielską siłą przeciw monarchom, jak i ich poddanym" – pisał Zygmunt Gloger. W miarę upływu czasu anatema kościelna traciła swą moc. Ale świat nie lubi pustki. Pojawiła się nowa klątwa, która sieje spustoszenie w płochliwych umysłach – poprawność polityczna.