Walt Disney, wieczny marzyciel

Walter Elias Disney był najczęściej nagradzanym filmowcem w historii kina. Jego wytwórnia The Walt Disney Company zdobyła 51 nominacji i 14 Oscarów za pełnometrażowe filmy animowane.

Aktualizacja: 13.08.2017 14:10 Publikacja: 13.08.2017 00:01

Disney ze swoim wnukiem na terenie Krainy Szczęśliwości, czyli Disneylandu. Pomimo początkowych kłop

Disney ze swoim wnukiem na terenie Krainy Szczęśliwości, czyli Disneylandu. Pomimo początkowych kłopotów baśniowy park rozrywki od 1955 r. przyciąga tłumy turystów i przynosi krociowe zyski.

Foto: Getty Images

Przypuszcza się, że nazwisko rodowe Disneya było przekształconym na język angielski francuskim nazwiskiem d'Isigny. Prawdopodobnie jeden z odległych przodków Disneya był pochodzenia normandzkiego. Sam Disney twierdził z dumą, że być może jest potomkiem wikingów, choć tak naprawdę rodzina jego ojca mieszkała w Irlandii. Kwestia pochodzenia jego rodziny stała się niezwykle ważna dla Walta Disneya w chwili, gdy postanowił wstąpić do wojska. Jako 16-latek nie mógł iść na wojnę, sfałszował więc podpis rodziców pod oświadczeniem, że jest o rok starszy. Armia zażądała złożenia świadectwa urodzenia. Dokument jednak zaginął, co wzbudziło w 16-latku podejrzenie, że jest dzieckiem adoptowanym. Myśl ta prześladowała Walta Disneya do ostatnich chwil jego życia. Przyczyna braku dokumentu była prawdopodobnie banalnie prosta. Walt urodził się w domu, a nie w szpitalu. W tym zamieszaniu nikt nie pomyślał o wypełnieniu podstawowego dokumentu, jakim jest akt urodzenia dziecka. Żaden z jego biografów nie miał wątpliwości, że Walt Disney jest prawdziwym Amerykaninem. Jeszcze w czasach szkolnych rysował patriotyczne obrazki do gazetki szkolnej. Chociaż fakt, że nie odnaleziono jego świadectwa urodzenia, pozostawił w psychice Walta traumatyczne poczucie bycia kimś innym, niż się czuł.

Miki i Donald, dwie osobowości Disneya

Pierwszym pełnometrażowym filmem Walta Disneya była wyprodukowana w 1937 r. „Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków", która rok później zdobyła Oscara oraz siedem miniaturek tej nagrody dla każdego z animowanych siedmiu krasnali. W następnych latach powstały kolejne pełnometrażowe filmy animowane utrzymane w tej konwencji artystycznej: „Pinokio", „Dumbo", „Bambi" i „Kopciuszek", które gloryfikowały jedność i oddanie rodzinie, miłość rodzicielską i wierność wobec przyjaciół.

Dla Walta Disneya te wartości miały wyjątkowe znaczenie. W dzieciństwie Walt był często bity przez ojca. Dopiero jako nastolatek, za radą starszego brata Roya, postawił się ojcu i siłą zatrzymał jego karzącą rękę. Surowe wychowanie pozostawiło jednak trwały ślad w psychice Walta. Przez całe życie często myślał o ojcu, którego z jednej strony nienawidził, a z drugiej traktował jak największy autorytet. I to właśnie wzorując się na nim, wierzył, że ma prawo czuć się „panem życia i śmierci" swoich pracowników, którzy jego zdaniem zawdzięczali mu dosłownie wszystko. W dorosłym życiu Waltowi Disneyowi towarzyszył nieustanny lęk i instynktowny strach przed porzuceniem przez rodzinę. Bolesne podejrzenie, że jest adoptowanym dzieckiem, wzmagały chorobliwą ciekawość, jak naprawdę mogła wyglądać jego biologiczna matka. Te silne echa urojeń okresu dojrzewania sprawiły, że umysł młodego Walta zaczął tworzyć wizje, które znalazły odbicie w atmosferze jego filmów.

W II połowie lat 20. XX wieku Walt Disney stworzył dwie sztandarowe postacie animowane, które będą się przewijały przez całą jego twórczość w całkowicie antropomorficznych figurach Myszki Miki i Kaczora Donalda. Pierwowzorem Mikiego był Królik Oswald – postać kupiona w 1927 r. od wytwórni Universal. Pomysł na przerobienie Oswalda na Mikiego przyszedł Waltowi do głowy w trakcie podróży pociągiem z Nowego Jorku do Los Angeles. Wbrew rozpowszechnionej legendzie Disney nigdy nie miał swojej myszki i to nie on narysował postać Mikiego. Dokonał tego, przerabiając Królika Oswalda, jego wspólnik, znakomity malarz i rysownik Ub Iwerks. Jednak coś osobistego łączyło Walta z Mikim. Od 1928 do 1947 r. Disney podkładał głos pod uroczego, w pełni uczłowieczonego Mikiego mającego wszelkie cechy prostego amerykańskiego obywatela. Pierwotnie Miki miał nosić imię Mortimer, jednak żona Walta, LiIlian Marie Disney, stwierdziła, że Mortimer Mouse brzmi zbyt pompatycznie. Walt zmienił myszce imię na krótkie i zwięzłe, a zarazem urocze Miki (ang. Mickey). Mortimer pojawił się w późniejszych kreskówkach jako rywal Mikiego w zdobywaniu względów uroczej Myszki Minnie. Disney chciał, żeby Miki był pełnym życzliwości dla wszystkich Jankesem, który mieszka w małym miasteczku w typowym amerykańskim domku przy typowej amerykańskiej Main Street. Mickey miał być Amerykaninem do szpiku kości. Miał jeździć do pracy swoim kupionym na raty samochodem, wyruszać na wakacje w góry, uprawiać ogródek i świętować wszystkie amerykańskie święta. Chociaż Miki jest myszką, to ma cechy w pełni człowiecze.

Natomiast jego pies Pluto, w odróżnieniu od swego pana, zachowuje wszystkie cechy psa. W ten sposób Disney wyrażał swoją osobistą miłość do tego gatunku. Psy odgrywały ważną rolę w jego filmach. Nie wiadomo, czy to przypadek, ale pierwsze słowa wypowiedziane przez Myszkę Miki w filmie z 1929 r. „Karnawał dziecięcy" i tym samym pierwsze w historii słowa wypowiedziane przez animowaną postać brzmiały: „Hot dog". W 1935 r. Miki ukazał się na ekranie w kolorze. Oprócz Pluta do najlepszych jego przyjaciół należeli: wybuchowy i złośliwy Kaczor Donald, dobroduszny, naiwny i uczłowieczony pies Goofy i antropomorficzny koń Horacy. Czasem przy boku mechanika samochodowego Horacego pojawiała się narzeczona Klarabelle.

Alfred Hitchcock powiedział kiedyś, że sztuki budowania i rozładowywania napięcia w swych fabułach uczył się, obserwując akcję w filmach Walta Disneya. Umiejętne posługiwanie się grą świateł, półcieni, które pojawiają się i znikają, spotęgowane muzyką i dźwiękami, budowało i gwałtownie rozładowywało napięcie. Wszystko to tworzyło iście faustowski klimat: „Coś się święci, ostrzega, coś wiecznie się znaczy. I tak wciąż w zalęknieniu stoim zawsze sami. Drzwi skrzypnęły, a jakoś nikt nie wchodzi drzwiami", pisał Johann Wolfgang Goethe w akcie V „Fausta" (tłum. Feliks Konopka, 1962 r.). Ten fragment wielkiego dramatu największego niemieckiego pisarza stał się opisem klimatu kreskówek Disneya. Jakże wspaniale jest rozbudowane napięcie w scenie, w której Kaczor Donald słucha radia nadającego słuchowisko kryminalne. Jego nabrzmiewająca strachem wyobraźnia zaczyna mu podsuwać wizje potworów, złoczyńców oraz komiwojażera wciskającego mu pełne straszydeł książki. W jednej z części „Głupiutkich symfonii" oglądamy „Taniec szkieletów" do muzyki Kamila Saint-Saensa „Dance macabre". Wizje strachów, duchów i upiorów z tego filmu są rodem z XIX-wiecznych utworów grozy Edgara Allana Poe czy prozy Karola Dickensa. Świat dziecięcych strachów Walta Disneya przemawia z pełną mocą w tych i wielu innych filmach z serii „Silly symphonies". I to właśnie muzyka obok obrazu stanowiła w filmach Disneya osobną, niepowtarzalną wartość artystyczną; możemy w nich usłyszeć kompozycje George'a Brunsa, Roberta i Richarda Shermana, Franka Churchilla, Paula Josepha Smitha, Olivera Wallace'a oraz Leigha Harline'a.

Przeciwnicy twórczości Walta Disneya zarzucali mu promowanie tandety i sztuki niskich lotów, mieszanie muzyki klasycznej z komiksową animacją, tak jak to miało miejsce w niedocenionym przez krytyków i publiczność filmie „Fantazja" z 1940 r. W tym dziele słyszymy muzykę klasyczną wykonywaną przez Filadelfijską Orkiestrę Symfoniczną dyrygowaną przez brytyjskiego maestro polskiego pochodzenia Leopolda Stokowskiego, który zaoferował Disneyowi swą pracę dyrygencką bez wynagrodzenia. Współpraca ze Stokowskim była dla Walta swoistą nobilitacją i biletem wstępu do krainy sztuki. Muzyka z „Fantazji" stała się pierwszym w historii soundtrackiem nagranym przy użyciu wielokanałowych ścieżek audio. Ścieżka filmowa reprodukowana jako „Fantasound" stała się pionierskim nagraniem stereofonicznym.

Zaciekły antysemita

W brzemiennych w wydarzenia polityczne i gospodarcze latach 30. XX wieku część mu współczesnych postrzegała twórcę „Pinokia" jako rasistę. Niechętni Disneyowi twierdzili, że postacie czarnoskórych bohaterów ukazywane są w sposób szyderczy i prześmiewczy. O wiele poważniejsze było zarzucanie Waltowi antysemityzmu i jawnego sympatyzowania z nazizmem III Rzeszy. Walt Disney uczestniczył w spotkaniach pronazistowskiej organizacji German American Bund. Gościł również nazistowskich twórców filmowych, a wśród nich osławioną ulubienicę Adolfa Hitlera, reżyserkę i propagandzistkę niemiecką Leni Riefenstahl, która w jego towarzystwie zwiedziła Studio Disneya.

Czy Walt rzeczywiście był antysemitą, jak twierdzili jego krytycy? Nie sposób tego ocenić, zwraca jednak uwagę fakt, że w czasie, gdy wybuchła I wojna światowa, jego ojciec Elias był niechętny zaciągnięciu się przez syna do armii i uczestnictwu w wojnie, którą jego zdaniem rozpętali finansiści pochodzenia żydowskiego. Być może fundamentalne poglądy bardzo religijnego ojca wpłynęły na światopogląd syna. W czasach, kiedy otrzymywał liczne nagrody filmowe, nie opuszczało go niemal chorobliwe przekonanie, że jego działalność ograniczana jest przez wpływowe hollywoodzkie lobby żydowskie. W opinii Disneya Żydzi kontrolowali trzy główne gałęzie przemysłu filmowego: produkcję, dystrybucję i prezentacje.

Krytycy niechętni Waltowi akcentują fakt jego spotkania z jawnym antysemitą, legendarnym przedsiębiorcą Henrym Fordem i szczególną przyjaźń między obu panami. Podobno sławny producent samochodów miał radzić Waltowi, aby ten sprzedał swoją firmę, zanim lobby żydowskie rozszarpie ją na kawałki. Należy pamiętać, że w bardzo licznych środowiskach Amerykanów pochodzenia niemieckiego istniały w latach 30. silne proniemieckie sympatie, a egzemplarz „Mein Kampf" można było kupić niemal w każdym kiosku. W 1938 r. powstało w Hollywood Stowarzyszenie Niezależnych Producentów Filmowych (SIMPP). Od tego roku datuje się początek działalności politycznej Walta. Celem stowarzyszenia było obalenie dominacji wielkich wytwórni filmowych: MGM, Foxa, Universalu, Warner Bros., Columbii, Paramount Pictures Inc., United Artists i RKO. Wcześniej te wytwórnie obaliły monopol Trustu Thomasa Edisona, jednak od lat 40. XX w. silnie zmonopolizowały rynek filmowy w USA, narzucając swój styl i sposób myślenia.

Dyskusje i spory historyków filmu, czy Walt Disney był faktycznie antysemitą i rasistą, trwają do dzisiaj. Faktem jest, że w pierwotnie nakręconej wersji „Trzech świnek" postać Złego Wilka miała wyraźne cechy żydowskiego komiwojażera usiłującego podstępem wyłudzić dom świnek. Kiedy poważne organizacje żydowskie zaprotestowały, postać Złego Wilka przybrała znamiona prawdziwego leśnego drapieżcy. Pomysł „Trzech świnek" miał przyjść Disneyowi w środku nocy i był podświadomym wspomnieniem czasów dzieciństwa, gdy matka czytała mu bajki braci Grimm do snu. Nowatorskim pomysłem było to, że ekranowe świnki śpiewały, budując dom. Scenarzyści Frank Churchill i Ted Sears napisali słynną piosenkę „Były sobie świnki trzy", która stała się sztandarową piosenką czasów wielkiego kryzysu. Śpiewanie i nucenie tej piosenki mówiącej o przezwyciężeniu strachu przed Złym Wilkiem stało się otuchą i moralnym wsparciem dla milionów ludzi pozostających bez pracy i niepewnych dnia następnego. Nieoficjalnie mówiło się, że pierwowzorem postaci Złego Wilka był hollywoodzki założyciel i właściciel Universal Pictures, Carl Laemmle, który stał się właścicielem postaci Królika Oswalda i bezskutecznie usiłował przejąć Walt Disney Studios. Słowa piosenki, w tłumaczeniu polskim Mariana Hemara, „kto by się tam wilka bał", stały się ogólnonarodowym hasłem do walki z biedą i zastojem. A przecież było się czego bać. Nawet studio filmowe Disneya, zwłaszcza w początkowym okresie swojej działalności, kilkakrotnie stawało w obliczu widma bankructwa. Z opresji firmę ratowały zdolności menedżerskie brata Walta, Roya Disneya, który poszukiwał nowych źródeł kredytowania wytwórni.

Konserwatysta do szpiku kości

Wyrosły w rodzinie fundamentalistów protestanckich Walt Disney był zaciekłym antykomunistą. Stąd jego udokumentowana współpraca z kierowaną przez Edgara Hoovera FBI. Disney miał w Los Angeles specjalnego prowadzącego go agenta, któremu składał raporty na temat ludzi podejrzewanych o sympatie prokomunistyczne. W 1954 r. Edgar Hoover podniósł status Walta z informatora do rangi „Kontaktu agenta specjalnego prowadzącego". Oznaczało to, że teraz Walt Disney sam stał się „bankiem informacji", do którego napływały wszelkie poufne dane o ludziach z branży filmowej i telewizyjnej, którzy nie kryli się ze swymi lewicowymi poglądami. Był to okres polowania na czarownice i w Hollywood wielu artystom złamano w ten sposób kariery. Wszystko niestety wskazuje na to, że Walt Disney brał czynny udział w tym niechlubnym denuncjacyjnym procederze. Osobiście starał się, aby przywódcy związkowi, jak choćby znakomity rysownik Arthur Babbit, nie pracowali w Walt Disney Studios. Po prawnym przywróceniu Babbita do pracy Disney wymógł na pracownikach izolowanie rysownika i donoszenie na każdego, kto utrzymywał z nim kontakty.

Gdzie pojawiają się związki zawodowe, tam pojawia się mafia. Działający na zlecenie właścicieli wytwórni mafiosi posuwali się nie tylko do gróźb czy szantażu, często też dochodziło do pobić, a nawet zabójstw aktywistów związkowych. Istnieją podejrzenia o osobiste kontakty Disneya z mafią, zwłaszcza ze skompromitowanym mafiosem Williem Bioffem i mafią chicagowską. Twórca Myszki Miki traktował wszelkie próby stworzenia związku zawodowego na terenie Walt Disney Studios jako osobistą zniewagę, a potencjalnych członków związku jako dywersantów i nierobów, którzy żądaniami mogą doprowadzić studio do upadku finansowego. W 1944 r. Walt podpisał się pod aktem powołującym w tymże roku Sojusz Filmowców na rzecz Zachowania Amerykańskich Ideałów. Zeznania przed powstałą w 1947 r. Komisją ds. Działalności Antyamerykańskiej ukazują wielkiego twórcę jako denuncjatora idącego na pasku komisji i jej szefa J. Parnella Thomasa. Walt Disney w swych zeznaniach nie oszczędzał nikogo, nawet Ligi Głosujących Kobiet. Tworzone były „czarne listy", na podstawie których ludzie z branży nieomal natychmiast tracili pracę. Między Waltem a pracownikami zrzeszonymi w związkach zawodowych trwała nieustanna prawna przepychanka, w czasie której on wyrzucał ludzi z pracy, a sąd ich przywracał.

Dla Walta Disneya był to trudny okres i trudno się dziwić, że wielokrotnie wpadał w ciężkie depresje. Dzięki energii zajmującego się sprawami finansowymi jego starszego brata Roya wychodzono jakoś z kryzysu, choć czasami brakowało na wynagrodzenia dla pracowników. Walt Disney szukał ukojenia, spędzając czas na rozmyślaniach przy alkoholu i wypalając ogromne ilości papierosów. Czy Disney był alkoholikiem? Raczej nie w klinicznym tego słowa znaczeniu. Na terenie jego studia obowiązywał całkowity zakaz picia alkoholu, który nie dotyczył tylko jego samego. W chwilach, gdy dopadała go ciężka depresja, potrafił kilkadziesiąt razy dziennie myć ręce, zamykać się w pustym pomieszczeniu studyjnym i płakać. Poza problemami finansowymi gdzieś z dna jego psychiki nieustannie pukała wciąż niewyjaśniona sprawa jego pochodzenia. Podejrzewa się, że pragnący ustalenia swego prawdziwego pochodzenia antykomunista Walt był zakładnikiem szefa FBI Edgara Hoovera, który obiecał mu przeprowadzenie wnikliwego śledztwa w tej sprawie.

Zagadka Mojacar

Dochodzenie odkryło zdumiewające wątki, z których mogło wynikać, że prawdziwą matką Walta mogła być pochodząca z maleńkiej hiszpańskiej wioski Mojacar Isabelle Zamora Ascensio. Ojcem miał być doktor Jose Guirao, który sam ochrzcił chłopca, nadając mu imię i nazwisko Jose Guirao. Po śmierci doktora w 1891 r. Isabelle Zamora miała wraz z chłopcem przybyć do Kalifornii, co zapoczątkowało szereg niewyjaśnionych zdarzeń związanych z Waltem. W 1891 r. w Kalifornii przebywał też Elias Disney, który zaadoptował chłopca. Czy zatem Walt Disney był dziesięć lat starszy, niż to podaje oficjalna biografia filmowca? Czy syn Isabelle Zamory, Jose Guirao, faktycznie istniał? Czy zarejestrowany w Illinois chłopiec przyszedł na świat po bardzo prawdopodobnym romansie Eliasa i Isabelle? Czy Walt Disney był faktycznie nieślubnym dzieckiem Eliasa Disneya, który wymusił na żonie Florze wychowanie chłopca?

Pytań jest wiele, ale wszystkie pozostają bez odpowiedzi. W hiszpańskiej wiosce Mojacar pojawili się w 1940 r. podający się za wysłanników studia Disney specjalni agenci FBI, potem w 1954 r. franciszkanie z Kalifornii. Obie wizyty w nieomal całkowicie zniszczonej w czasie wojny domowej wiosce Mojacar miały jeden cel: odnalezienie aktu urodzenia Jose Guirao lub Walta Disneya. Czy je odnaleziono? Historia milczy na ten temat. Być może trafiły do rąk Edgara Hoovera i... wszelki ślad po nich zaginął. Wbrew legendzie o zamrożeniu ciało Walta Disneya zostało skremowane po śmierci, a więc analiza porównawcza DNA jest raczej niemożliwa. Zagadki biologicznej matki Walta i jego prawdziwej daty urodzin pozostają nierozwiązane do dnia dzisiejszego.

Tyran i wizjoner

Rodzina i przyjaciele, wśród których najbliższym był aktor Spencer Tracy, opowiadali, że Walt, będąc w towarzystwie – czy to w domu, czy np. na pikniku – często „odpływał", wpatrując się w ogień i niespodziewanie wracając do rzeczywistości. Zwykle po takiej duchowej nieobecności Walt przedstawiał zgromadzonym nowy pomysł, odtwarzając aktorsko wymyślone przez siebie sceny i zachowanie postaci. Wśród jego współpracowników panowała opinia, że Walt był raczej kiepskim rysownikiem i słabym animatorem. Jedynym filmem, który reżyserował, był nieudany „Złoty dotyk". Nawet słynny, pełen fantazyjnych zaokrągleń podpis „Walt Disney" nie był jego podpisem i został dla niego stworzony. Był za to bardzo dobrym montażystą gotowych materiałów, miał znakomite wyczucie gagów i wymyślał świetne historyjki. Zapytany kiedyś przez małego chłopca o rysowanie Myszki Miki miał odpowiedzieć, że nie rysuje Mikiego ani go nie animuje. Swoją pracę porównał do lotu pszczoły, która lata po całym studiu i, siadając na każdym kwiatku, zapyla swoich pracowników pomysłami.

Lojalność była cechą, którą Walt cenił najwyżej, i nie znosił jakiegokolwiek przejawu buntu czy kontestacji. Jego paternalistyczny stosunek do podwładnych wynikał z rozumowania: „skoro dałem im pracę w Walt Disney Studios i szansę rozwoju artystycznego, w takim razie to ja i tylko ja decyduję o ich losie". Walt nie znosił sprzeciwu, a każdą próbę jakiejkolwiek dyskusji o podwyżce czy chęci założenia związku zawodowego, jak np. Związek Malarzy czy Stowarzyszenie Rysowników Kreskówek, traktował jako zdradę i osobistą zniewagę. Nie znosił eksperymentowania w animacji, a także plotek i dowcipów na swój temat. Gdy pracownicy wytwórni mówili o Walcie, posługiwali się określeniem „mężczyzna w lesie". Odgłos zbliżającego się kaszlu był ostrzeżeniem, że Walt jest blisko i trzeba natychmiast wracać do pracy. Pewnego razu podczas świętowania jego urodzin w studiu grupa animatorów złośliwie zaprezentowała nakręconą scenę miłości Mikiego i Minnie w wersji porno. Disney pochwalił filmik, po czym natychmiast zwolnił cały zespół dowcipnisiów.

Jednym z dziwactw Walta była jego restrykcyjna polityka wobec pracowników noszących zarost na twarzy. Nie można było nosić wąsów, bród i długich włosów do 25. roku życia. Te zakazy utrzymały się do 2012 r., chociaż i teraz polityka firmy mówi, że długość zarostu nie może przekraczać 1/4 cala. Sam Walt Disney nosił wąsy od 25. roku życia, a na wszystkich fotografiach ma starannie obcięte i utrzymane włosy i subtelny wąsik.

Kobiety nie mogły być animatorkami przy produkcji jego filmów. Czy to objaw mizoginizmu Walta Disneya? Twórca „Mary Poppins" uważał, że kobiety „nie potrafią być twórczymi artystami". Seksizm Walta nastręczał sporo trudności jego biografom. Pewnym kluczem do jego pojmowania tych spraw jest film „The three caballeros", w którym aseksualnego Mikiego zastąpił kipiący energią i nierozładowanym libido Kaczor Donald, płonący z pożądania do dziewczyny o hiszpańskim typie urody. W Walcie Disneyu tkwił dualny typ osobowości złożony z postaci, które tworzył i uwielbiał. Z jednej strony był to Miki – poczciwy, życzliwy wszystkim prostolinijny typ Amerykanina wychowanego i żyjącego w duchu amerykańskiej rzeczywistości. Z drugiej strony był to Donald – buchający energią, nieznoszący sprzeciwu, egocentryk skłonny do złośliwości wobec sąsiadów. Pytany o źródło swojego sukcesu odpowiadał: „Jeśli potrafisz o czymś marzyć, to potrafisz także tego dokonać".

Disneyland, czyli Kraina Szczęśliwości

Istnieje opinia, że Disneyland powstał, bo znane Disneyowi parki rozrywki po prostu go nudziły. Kiedy siadał na ławce w wesołym miasteczku w Griffith Park w Los Angeles, obserwował bawiące się dzieci. Wtedy w jego głowie miała się zrodzić idea stworzenia centrum rozrywki, w którym dzieci i dorośli mogliby wspólnie się bawić i doświadczać przygód w iście disneyowskim stylu. Ławeczkę, na której zrodził się pomysł najsłynniejszego parku rozrywki, można dziś oglądać w Opera House w Disneylandzie. Centrum miało być w początkowym zamyśle Walta niewielkim parkiem zabawy w pobliżu jego studia w Burbank. Postanowił jednak zbudować coś znacznie większego w stosunku do pierwotnego zamysłu. Zatrudniona przez niego firma zbadała dokładnie wszystkie elementy składające się na przyszły sukces: gęstość zaludnienia, warunki pogodowe i możliwości transportowe. Wytypowała 160-akrową działkę w pobliżu Anaheim, na której rosły głównie drzewka pomarańczowe. Prace budowlane rozpoczęły się w lutym 1954 r., a już 17 lipca następnego roku Disneyland otworzył się dla publiczności. Walt Disney znany był z rygorystyczego sprawdzania detali. Stworzył nawet własną miarę odległości, którą nazwał „hot dog", czyli 25-krokowy dystans dzielący miejsce sprzedaży przekąsek od koszy na śmieci.

Uroczyste otwarcie było wielkim telewizyjnym show prowadzonym przez Ronalda Reagana, Roberta Cummingsa i Arta Linklettera. Wydarzenie zebrało przed telewizorami 70-milionową widownię. Po otwarciu wyszły na jaw błędy i niedoróbki, a wśród nich awarie pojazdów, problemy ze sfałszowanymi biletami, nieukończone części parku i brak toalet, który spowodował, że dzieci siusiały na chodniki, co w kalifornijskim klimacie zaowocowało silnym fetorem unoszącym się nad parkiem. Dopełnieniem niepowodzeń był wyciek gazu w Krainie Fantazji, co spowodowało wyłączenie tej atrakcji z trasy wycieczek.

Mimo pierwszych wpadek Disneyland odniósł oszałamiający sukces. W pierwszym miesiącu liczba zwiedzających przekroczyła pół miliona osób. Na samym początku bilet wstępu dla dorosłych kosztował dolara, a dla dzieci 50 centów (plus 10–25 centów za dodatkowe atrakcje). Walt uwielbiał spędzać czas w stworzonej przez siebie krainie. Na Main Street w Disneylandzie utrzymywał apartament usytuowany tuż nad remizą strażacką. Z okna obserwował ludzi odwiedzających jego świat. Apartament zachowano do dziś, a na biurku znajdują się dokumenty twórcy Krainy Szczęśliwości.

Disneyland w Los Angeles stał się sławny na cały świat. Kiedy w drugiej połowie 1959 r. I sekretarz KPZR Nikita Chruszczow odwiedził Kalifornię, jednym z punktów wizyty w Los Angeles miało być zwiedzanie Disneylandu. Jednak Disney nie chciał widzieć u siebie komunisty. Odmówił Chruszczowowi, tłumacząc się względami bezpieczeństwa. Zamiast tego wściekłego i rozczarowanego przywódcę ZSRR zawieziono na plan filmowy komedii muzycznej „Can-Can". Zawiedzionemu Chruszczowowi nie dane było poznać Disneylandu, dlatego w odwecie pokazaną mu scenę dziewczyn tańczących kankana w przypływie złości określił jako pornograficzną.

Chcę być zawsze dzieckiem

Walta Disneya fascynowały pociągi i kolej. Jego ojciec i wuj spędzili wiele lat, pracując na kolei, a on sam jako nastolatek miał krótki epizod życiowy w Kansas City, gdzie zarabiał, sprzedając gazety i kanapki w pociągach. Konstruowanie małych modeli pociągów było jego sposobem na odpoczynek. W późnych latach 40. własnoręcznie skonstruował w skali 1:8 lokomotywę parową. Kiedy w 1950 r. przeprowadził się do Holmby Hills w Los Angeles, położył półmilową linię torów wokół nowej posiadłości. Ubrany w strój maszynisty siedział okrakiem na lokomotywie, która ciągnęła szereg wagonów z gośćmi linią Carolwood Pacific Road, noszącej nazwę od ulicy, na której mieszkał. Miłość do pociągów znalazła także odbicie w stworzeniu własnej linii kolejowej na terenie Disneylandu w 1955 r. Pociągi pojawiały się też często w jego kreskówkach, filmach fabularnych i dokumentalnych. Słynnym maszynistą był m.in. Kaczor Donald borykający się z nękającymi go wiewiórkami: Chipem i Dale'em. I podobnie jak chimeryczny w nastrojach Donald Walt często ulegał napadom złości i głośno kłócił się z żoną Lillian.

Pod koniec życia, już po premierze w 1964 r. „Mary Poppins", był bardzo bogatym, ale i schorowanym człowiekiem, cierpiącym na dokuczliwy artretyzm i nawracające ataki depresji. W 1966 r. zdiagnozowano u niego raka płuc wywołanego wieloletnim paleniem papierosów. Jego ostatnie słowa miały brzmieć: „Kurt Russell". Nikt nie wie, co miały znaczyć. Czy chodziło mu o młodego aktora, który niedawno zagrał w jednym z jego filmów? Czy może, podobnie jak w arcydziele Orsona Wellesa „Obywatel Kane", kiedy tytułowy bohater mówi: „Pączek róży", to słowa nie miały już żadnego znaczenia? Zagadka pozostaje nierozwiązana do dziś.

Walt Disney zmarł 15 grudnia 1966 r. Jego prochy zostały złożone na cmentarzu w kalifornijskim mieście Glendale. Mimo wielu wad złożona osobowość Walta Disneya miała jedną cechę wspólną, którą najtrafniej określić może cytat z jego filmu „Piotruś Pan": „Nigdy nie chcę być dorosłym mężczyzną. Chcę na zawsze pozostać dzieckiem i bawić się".

Przypuszcza się, że nazwisko rodowe Disneya było przekształconym na język angielski francuskim nazwiskiem d'Isigny. Prawdopodobnie jeden z odległych przodków Disneya był pochodzenia normandzkiego. Sam Disney twierdził z dumą, że być może jest potomkiem wikingów, choć tak naprawdę rodzina jego ojca mieszkała w Irlandii. Kwestia pochodzenia jego rodziny stała się niezwykle ważna dla Walta Disneya w chwili, gdy postanowił wstąpić do wojska. Jako 16-latek nie mógł iść na wojnę, sfałszował więc podpis rodziców pod oświadczeniem, że jest o rok starszy. Armia zażądała złożenia świadectwa urodzenia. Dokument jednak zaginął, co wzbudziło w 16-latku podejrzenie, że jest dzieckiem adoptowanym. Myśl ta prześladowała Walta Disneya do ostatnich chwil jego życia. Przyczyna braku dokumentu była prawdopodobnie banalnie prosta. Walt urodził się w domu, a nie w szpitalu. W tym zamieszaniu nikt nie pomyślał o wypełnieniu podstawowego dokumentu, jakim jest akt urodzenia dziecka. Żaden z jego biografów nie miał wątpliwości, że Walt Disney jest prawdziwym Amerykaninem. Jeszcze w czasach szkolnych rysował patriotyczne obrazki do gazetki szkolnej. Chociaż fakt, że nie odnaleziono jego świadectwa urodzenia, pozostawił w psychice Walta traumatyczne poczucie bycia kimś innym, niż się czuł.

Pozostało 95% artykułu
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie