Prezydent Andrew Jackson: Awanturnik z Tennessee

Andrew Jackson, siódmy prezydent Stanów Zjednoczonych, większości ludzi na świecie znany jest jedynie z portretu na banknocie 20-dolarowym, na którym widnieje od blisko 90 lat. Wkrótce jednak jego miejsce zajmie tam afroamerykańska abolicjonistka Harriet Tubman.

Aktualizacja: 06.08.2017 09:58 Publikacja: 06.08.2017 00:01

W 1815 r. generał Andrew Jackson dowodził obroną Nowego Orleanu. Jego oddziały odparły ponad dwa raz

W 1815 r. generał Andrew Jackson dowodził obroną Nowego Orleanu. Jego oddziały odparły ponad dwa razy liczniejsze siły Brytyjczyków, a on sam stał się bohaterem narodowym.

Foto: Library of Congress/Wikipedia

Dlaczego Amerykanie chcą wygnać prezydenta Andrew Jacksona ze swojego najliczniej drukowanego banknotu? Czyżby „król Andrew" – jak go nazywano, kiedy był prezydentem – okazał się postacią zbyt kontrowersyjną dla poprawnych politycznie elit współczesnej Ameryki?

Na pewno nie można powiedzieć, że był świętym. Establishment Wschodniego Wybrzeża uważał go za „dzikusa z zachodu" i „króla motłochu". Już jego zaprzysiężenie wskazywało, że jest prezydentem z ludu, a nie przedstawicielem arystokracji plantatorskiej Wirginii czy inteligencji Nowej Anglii, z których wywodzili się jego poprzednicy. Andrew Jackson został bowiem wychowany w surowych warunkach leśnego pogranicza Karoliny Południowej, wśród ludzi stanowiących najbiedniejszą warstwę wolnego amerykańskiego społeczeństwa przełomu XVIII i XIX w. Do końca życia pozostał człowiekiem o prostych upodobaniach i prostym sposobie życia. Stąd też przylgnęło do niego określenie „ludowy prezydent", który swoją prezydenturę rozpoczął w waszyngtońskiej tawernie Gadsby'ego otoczony tłumem ludzi mu podobnych, oderwanych od roli i wyrębu lasów.

Ziemia łez

Biografia Andrew Jacksona jest gotowym scenariuszem na widowiskowy serial telewizyjny. Aż dziw bierze, że jeszcze nikt nie podjął się ekranizacji barwnego życia tej malowniczej postaci. Andrew Jackson w niczym bowiem nie przypominał swoich uładzonych poprzedników. Jego życie było pasmem nieszczęść rodzinnych, ale także przygód, romansów, pojedynków, wzlotów i upadków.

Urodził się dwa miesiące po śmierci ojca, irlandzkiego imigranta, po którym dostał imię. Jego ojciec pochodził z miejscowości Carrickfergus w Irlandii Północnej. Do 1756 r. mieszkał z żoną Elizabeth Hutchinson Jackson we wsi Boneybefore w hrabstwie Antrim. Tam urodzili się jego dwaj synowie i starsi bracia przyszłego prezydenta – Hugh (1763 r.) i Robert (1764 r.). Andrew senior dowiedział się, że w regionie Waxhaws w południowo-zachodniej partii Apallachów powstała osada założona przez prężnie rozwijającą się społeczność irlandzką. Po wielu trudach podróży przez ocean Jacksonowie przybyli w 1765 r. do Filadelfii, gdzie za resztki oszczędności zabranych z Irlandii kupili wóz i konie, żeby odbyć długą i żmudną wędrówkę do porośniętego gęstymi lasami regionu Waxhaws, który swoją nazwę wziął od lokalnego plemienia Indian. Pełni nadziei Jacksonowie nie mogli się spodziewać, że ich życie w Nowym Świecie będzie okupione wieloma tragediami. Rodzina osiadła na 200-akrowej farmie, która farmą była jedynie z nazwy. Andrew senior od rana do wieczora w pocie czoła karczował las i próbował zamienić tę nieprzyjazną ziemię w gospodarstwo rolne. Zadanie to jednak przerosło irlandzkich imigrantów. Zaledwie dwa lata po przybyciu do Ameryki 29-letni Jackson zmarł po wypadku przy pracy. Jego żonie Elizabeth przypadł trud wychowywania w samotności trzech małych chłopców: Hugh, Roberta i urodzonego 15 marca 1767 r. Andrew juniora. Zapewne nie podołałyby temu wyzwaniu, gdyby nie pomoc siostry i jej męża – Jamesa i Jane Crawfordów, którzy w Waxhaws mieli dużą i bardzo dochodową farmę. Nagła śmierć męża zapoczątkowała serię nieszczęść w życiu Elizabeth Jackson.

W 1780 r. do Waxhaws dotarła wojna o niepodległość. Wychowani w duchu irlandzkiej nienawiści do Anglików młodzi Jacksonowie w porywie patriotycznego zapału i ku rozpaczy matki zgłosili się na ochotnika do armii kolonialnej. Jedynie 18-letni Hugh mógł zostać przyjęty, ale 16-letni Robert i 13-letni Andrew zgodzili się wykonywać zadania pomocnicze, byleby tylko wziąć udział w wojennej przygodzie. Zapłacili za to straszną cenę. 29 maja 1780 r. w bitwie pod Waxhaws, zwanej także masakrą pod Waxhaws, zginął Hugh, a jego bracia wkrótce dostali się do brytyjskiej niewoli po potyczce pod Hanging Rock. O skali nienawiści, jaką żołnierze króla Jerzego darzyli kolonistów, świadczy smutny epizod z tego okresu. Angielski oficer, któremu Andrew odmówił wyczyszczenia butów, ciął go szablą przez głowę. Ostrze zsunęło się po czaszce chłopca, opadając na ramię i raniąc go aż do kości. Podobna kara spotkała też Roberta. Obaj bracia, ranni i wycieńczeni ospą, którą zarazili się w niewoli, zostali zmuszeni do pokonania marszem 60 km. Elizabeth Jackson zdołała wprawdzie ubłagać angielskiego dowódcę, aby uwolnił jej synów, ale Robert wkrótce zmarł z wyczerpania. Niewiele później zatrzymało się też serce zrozpaczonej matki. Andrew Jackson został na świecie sam. Ameryka, która miała być dla jego rodziny początkiem nowego wspaniałego życia, okazała się ziemią łez.

Ponętna Rachel

Andrew Jackson do końca życia nienawidził Brytyjczyków i Indian. Ta awersja stała się fundamentem jego światopoglądu i rozumienia świata. Indianie byli dla niego „obrzydliwymi dzikusami" oraz przeszkodą na drodze rozwoju takich ludzi jak jego rodzice. Brytyjczyków zaś uważał za oprawców wykonujących rozkazy jakiegoś satrapy z pałacu w odległym Londynie.

Po śmierci matki Andrew wyjechał do Salisbury w Karolinie Północnej, gdzie studiował prawo i pracował dla kancelarii prawniczej Spruce McCay. W wieku 20 lat uzyskał pozwolenie na prowadzenie własnej kancelarii. Młody prawnik nie zamierzał jednak żyć tam, gdzie było cicho i spokojnie. Miał naturę wagabundy, kłótnika, poszukiwacza przygód i pieniacza. Cechy męża stanu, naturalnego przywódcy i znakomitego stratega miały się ujawnić później.

W 1788 r. wyjechał na zachodnie rubieże Karoliny Północnej. Wówczas stan ten był znacznie większy niż obecnie. Tam, gdzie Jackson został wybrany na prokuratora, znajduje się dzisiaj terytorium stanu Tennessee, do którego utworzenia się przyczynił. 28-letni prokurator zamieszkał w domu Rachel Stockley Donelson, wdowy po pułkowniku Johnie Donelsonie, lokalnym polityku i architekcie miasta Nashville, stolicy hrabstwa Davidson, a obecnie stolicy stanu Tennessee. W domu wdowy mieszkała też jej córka, Rachel, która była w separacji ze swoim mężem Lewisem Robardsem. Kroniki z tego okresu określały młodą Rachel Robards jako kobietę o bardzo zmysłowej urodzie. Andrew Jackson od razu zakochał się w swojej ponętnej sąsiadce, tym bardzie że i ona wysyłała mu sygnały miłosne. O gwałtownym charakterze Jacksona świadczy fakt, że kiedy Lewis Robards przyjechał do domu teściowej, aby pojednać się z żoną, konkurent wyzwał go na pojedynek. Robards uznał jednak, że taki pojedynek nie ma sensu, ponieważ Jackson nie może sobie rościć żadnych pretensji do uczuć czyjejś małżonki. Młody prokurator, który wyszedł na porywczego błazna, pospiesznie wyniósł się z domu wdowy Donelson. Pogodzone małżeństwo Robardsów wyjechało do Kentucky.

Wydawało się, że drogi Rachel i Andrew rozeszły się na zawsze, ale w 1790 r. wdowa Donelson poinformowała prokuratora Jacksona, że jej córka jest zawiedzona małżeństwem i jest gotowa wziąć ślub z Jacksonem. Rachel wyjechała z Kentucky, a mąż oskarżył ją o zdradę. Niefortunnie rozpowiedział znajomym, że otrzymał już rozwód, przez co Andrew i Rachel wzięli ślub, chociaż formalnie rozwód Robardsów nie został jeszcze zatwierdzony. Kiedy wreszcie stał się faktem prawnym, Andrew Jackson był zmuszony wziąć ślub po raz drugi 17 stycznia 1794 r. w Nashville.

Państwo Jacksonowie zamieszkali na plantacji Hermitage w hrabstwie Davidson, 16 km na zachód od Nashville. Mimo że Jacksonowi było pisane zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych, jego żona nigdy pierwszą damą nie została. Zmarła zaledwie trzy miesiące przez inauguracją prezydentury swojego męża, a honory pierwszej damy pełniła jej siostrzenica Emily Donelson.

Pieniacz i awanturnik

W 1784 r. trzy hrabstwa wchodzące w skład Dystryktu Waszyngtonu oderwały się i utworzyły tzw. stan Franklina. 12 lat później powstał plan utworzenia z tych hrabstw stanu Tennessee. Andrew Jackson został wybrany na delegata konwencji w Knoxville, która miała za zadanie opracować konstytucję nowego stanu. Tak rozpoczęła się jego błyskotliwa kariera polityczna. Wkrótce młody prokurator został wybrany na przedstawiciela Tennessee w Izbie Reprezentantów USA. Tam zasłynął jako jeden z największych krytyków prezydenta Jerzego Waszyngtona, czym naraził się elitom Wirginii i Nowej Anglii. Uważał, że polityka pierwszego prezydenta wobec Indian cechuje się niezdecydowaniem i nadmierną pobłażliwością. Kongresmen z Tennessee wyznawał zasadę, którą lata później zwerbalizował generał Philip Henry Sheridan: „dobry Indianin to martwy Indianin".

Niechęć do Jerzego Waszyngtona, którego amerykańskie elity bezkrytycznie czciły, oraz radykalny stosunek do rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej spowodowały, że Andrew Jackson był w wielu kręgach stolicy traktowany jako prymitywny parweniusz z prowincji. I chociaż na początku 1797 r. udało mu się zostać senatorem, to w Waszyngtonie wytrzymał zaledwie dwa lata. W kwietniu 1798 r. z wyraźną ulgą powrócił do Tennessee, gdzie został sędzią Sądu Najwyższego tego stanu.

Ale cóż to był za sędzia! Na pewno nie miał nic wspólnego ze współczesnym wyobrażeniem przedstawiciela trzeciej władzy. Jackson najbardziej nie znosił plotek na swój temat. Był na nie cięty jak pszczoły na niedźwiedzia. W porywie wściekłości wyzywał na pojedynek każdego, wobec kogo miał choćby cień podejrzeń o rozsiewanie plotek. Posługiwał się przy tym znakomicie rewolwerem i niejednego rywala zastrzelił. Sam zresztą o mały włos nie przypłacił tego życiem. 30 maja 1806 r. wyzwał na pojedynek niejakiego Charlesa Dickensona, który ranił go w klatkę piersiową. Kula minimalnie minęła serce i utkwiła w piersi Jacksona na zawsze. Żaden lekarz nie ośmielił się jej wyjąć ze względu na zbyt duże ryzyko. Mimo że Jackson otarł się o śmierć, nadal rzucał wyzwanie rywalom. Siedem lat po pamiętnym pojedynku z Dickensonem wyzwał na pojedynek braci Jessego i Toma Bentonów, którzy dwukrotnie go postrzelili, a jedna z kul rozerwała mu ramię. Po latach twierdził, że pojedynki zahartowały jego osobowość i pozwoliły mu zachować spokój w czasie wypraw wojennych, którymi przyszło mu kierować w drugiej połowie życia.

Obrońca Nowego Orleanu

Przełom w życiu Andrew Jacksona przyszedł w 1811 r. 44-letni sędzia został mianowany generałem milicji stanowej. Miał niewielkie doświadczenie wojskowe. Wprawdzie dziewięć lat wcześniej uzyskał stopień majora milicji, ale była to funkcja raczej tytularna. Teraz do granic Tennessee zbliżała się nowa pożoga wojenna. W 1812 r. nienawidzący Anglików Andrew Jackson przyjął od legislatury stanowej dowództwo nad całą milicją stanową. Do Nashville dotarła informacja, że Brytyjczycy chcą zaatakować Nowy Orlean i potrzebna jest odsiecz z Tennessee. Generał Jackson bez dłuższego namysłu poprowadził dwutysięczny oddział w kierunku największego miasta Luizjany. Kiedy jednak dotarł nad Missisipi, otrzymał rozkaz sekretarza wojny Johna Armstronga o powrocie do Nashville. Uznał to polecenie za błąd taktyczny i samowolnie ruszył ze swoimi ludźmi na spotkanie armii brytyjskiej. Podczas trudnej i długiej przeprawy na południe żołnierze nadali swojemu dowódcy przydomek Old Hickory (stary orzesznik – od nazwy bardzo wytrzymałego drzewa o wyjątkowo twardym drewnie).

Ale na razie to nie Brytyjczycy stanowili największe niebezpieczeństwo dla mieszkańców zachodniego pogranicza ówczesnych Stanów Zjednoczonych. O wiele groźniejsi byli Indianie, którzy postanowili wykorzystać osłabienie Amerykanów w wojnie z Brytyjczykami. Generał Jackson bardziej od Brytyjczyków nienawidził jedynie Indian. W połowie 1813 r. na czele 2500 żołnierzy milicji stanowej zaatakował Indian z plemienia Creek pod Talladegą, odnosząc spektakularne zwycięstwo. Rok później rozbił siły indiańskie w bitwie pod Tohopeka. W czasie walki tak zręcznie posługiwał się bronią palną, że Indianie nadali mu przydomek Szybka Strzała.

Wojna z Indianami dowiodła, że sędzia stanowy Andrew Jackson jest w rzeczywistości znakomitym dowódcą wojskowym. Jak imponujące wrażenie zrobiły jego zwycięstwa, może świadczyć fakt, że 31 maja 1814 r. ministerstwo wojny nadało mu stopień generała majora wojsk Unii. Wkrótce został też dowódcą całego okręgu południowego. Była to chyba najszybsza i najbardziej błyskotliwa kariera w historii amerykańskiego korpusu oficerskiego.

Jackson nie był jednak służbistą bezwzględnie wykonującym rozkazy przełożonych. Wręcz przeciwnie – miał ogromną skłonność do samowolki i warcholstwa. Bez zgody rządu zaatakował podległą koronie hiszpańskiej Florydę, przepędził Brytyjczyków z Pensacoli i ruszył bez wyraźnego rozkazu na Nowy Orlean, aby obronić miasto przed zmierzającymi w jego kierunku oddziałami angielskimi. 8 stycznia 1815 r. rozpoczęła się kilkuetapowa bitwa, która stanowi kuriozum w historii wojskowości. Dowodzone przez generała Jacksona – prowincjonalnego prawnika, który nigdy nie ukończył akademii wojskowej ani nawet nie był doświadczonym żołnierzem – siły amerykańskie, złożone z 4500 członków milicji Tennessee, Kentucky, Luizjany, a także zbieraniny wolnych Murzynów, Indian Choctaw, piratów i zwykłych kryminalistów, odparły bez większych strat 10 tys. doświadczonych weteranów wojen napoleońskich dowodzonych przez generała Edwarda Pakenhama.

Brytyjczycy stracili 337 żołnierzy, a Amerykanie zaledwie 37. W czasie jednego z natarć zginął 37-letni generał Pakenham, weteran z Martyniki i bitwy pod Kopenhagą. I chociaż wynik walk nie miał żadnego znaczenia politycznego, ponieważ wcześniej podpisano traktat kończący wojnę, to bitwa o Nowy Orlean uczyniła Andrew Jacksona bohaterem narodowym, równym niemal samemu Jerzemu Waszyngtonowi.

Bohater ludowy, zbój i watażka

24 grudnia 1814 r. narodził się wzór nowego amerykańskiego bohatera ludowego. Andrew Jackson, niezbyt zamożny plantator z Tennessee, skłonny do pojedynków awanturnik, nieposłuszny wobec przełożonych warchoł i kłótnik, urósł do rangi jednego z największych obrońców ojczyzny. Teraz nic nie stało na przeszkodzie, żeby został nawet prezydentem Stanów Zjednoczonych. Tym bardziej że umiejętnie zaczął podsycać nastroje ekspansjonistyczne skierowane głównie przeciw hiszpańskiej Florydzie, w głąb której niejednokrotnie zapuszczał się na wyprawy rabunkowe na czele swoich awanturniczych oddziałów. Przy okazji Jackson polował na zbiegłych niewolników, wobec których nie znał litości. W 1818 r. o mało co nie doprowadził do wybuchu nowej wojny z imperium brytyjskim, kiedy rozkazał powiesić dwóch Brytyjczyków za rzekome podburzanie Indian z plemienia Seminolów i Creek, których bezwzględnie tępił.

Trudno się dziwić, że Andrew Jackson jest dzisiaj uważany za postać zbyt kontrowersyjną, aby znajdować się na banknocie 20-dolarowym. Z punktu widzenia współczesnej poprawności politycznej można go nazwać rasistą, ksenofobem i skrajnym nacjonalistą. Takie spojrzenie na tego wielkiego Amerykanina jest oczywiście bardzo płytkie i krzywdzące. Tacy byli ludzie w tamtej epoce, a Jackson był przede wszystkim postacią niezwykle barwną i ciekawą.

O jego wyjątkowej osobowości świadczy fakt, że po zajęciu Pensacoli bez wahania i obaw o jakiekolwiek konsekwencje prawne czy polityczne nakazał aresztować hiszpańskiego gubernatora Florydy, a na jego miejsce wyznaczył jednego ze swoich żołnierzy. Był to gest, jakiego nie powstydziłby się Aleksander Macedoński, Cezar czy Hannibal.

Ekspansjoniści widzieli w nim największego żyjącego Amerykanina. Pod naciskiem opinii publicznej prezydent James Monroe mianował go gubernatorem Florydy, jednak 54-letniego Jacksona nie interesowały rządy w najbardziej wysuniętym na południe regionie USA. Miał apetyt na prezydenturę i wcale tego nie ukrywał. 20 lipca 1822 r. stan Tennessee zgłosił jego kandydaturę na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Wybory prezydenckie w 1824 r. wygrał, ale prezydentem nie został. Uzyskał 99 głosów elektorskich, pokonując Johna Quincy'ego Adamsa, który zdobył o 15 głosów mniej. Niestety, 99 głosów nie wystarczyło do uzyskania wymaganej większości. Odbyło się więc głosowanie w Izbie Reprezentantów, w której zwolennicy Adamsa zawarli porozumienie ze stronnikami kongresmena Henry'ego Claya i doprowadzili do wyboru Johna Q. Adamsa na prezydenta. Andrew Jackson do końca życia uważał, że prezydentura została mu skradziona.

Ambitny generał musiał poczekać do 1828 r., starannie szykując się do kampanii wyborczej, która miała mieć zupełnie inny charakter niż dotychczasowe. W 1828 r. zwolennicy Jacksona wywalczyli bowiem w Kongresie zmianę ordynacji wyborczej. Obywatele mieli wybierać bezpośrednio elektorów w swoim stanie. Ten system, choć bardzo kontrowersyjny, obowiązuje do dzisiaj.

W 1828 r. w głosowaniu powszechnym Jackson zdobył 68,2 proc. głosów elektorskich (178), druzgocząco pokonując ubiegającego się o drugą kadencję Adamsa. 4 marca 1829 r. objął najwyższy urząd w państwie, składając przysięgę na ręce przewodniczącego Sądu Najwyższego Johna Marshalla. Jak wielką cieszył się popularnością, świadczy fakt, że na jego inaugurację do Waszyngtonu przyjechały dziesiątki tysięcy takich samych jak on prostych ludzi z pogranicza.

Nowe oblicze prezydentury

Prezydentura Andrew Jacksona była inna niż wszystkie wcześniejsze, ale taka sama jak całe jego życie – burzliwa, pełna gwałtownych zwrotów i skierowana na ekspansjonizm terytorialny. Siódmy prezydent USA częściej niż wszyscy jego poprzednicy razem wzięci korzystał z prawa weta. Nie ukrywał podejrzliwości wobec banku centralnego jako instytucji zagrażającej wolności obywateli. Był prezydentem ludu, dlatego koncentrował się na drobnych sprawach lokalnych, wyraźnie zaniedbując politykę zagraniczną, która go zwyczajnie nie interesowała. Nie był typem dyplomaty czy myśliciela, ale impulsywnego żołnierza, który podejmował decyzje bez zastanowienia. Kiedy dowiedział się, że Francuzi nie zamierzają zapłacić 25 mln franków odszkodowania za konfiskatę amerykańskich statków handlowych w latach 1803–1805, wykrzyknął: „Znam tych Francuzów, nie płacą, póki ich do tego nie zmusimy!". I nie czekając na opinie swoich doradców, postawił marynarkę w stan gotowości. Ogłosił przy tym, że za zrywanie układów nakaże marynarce konfiskatę własności francuskiej. Oburzeni Francuzi odwołali swojego ambasadora w Waszyngtonie, ale wkrótce parlament Francji zgodził się na wypłacenie zaległych odszkodowań. Jackson o mało nie doprowadził do zerwania stosunków dyplomatycznych, ale dopiął swego.

Podobną postawę zajął wobec zwolenników secesji z Karoliny Południowej w 1828 r., kiedy ci pod przewodnictwem wiceprezydenta i polityka z Karoliny Południowej Johna Caldwella Calhouna uznali nową ustawę celną za dyskryminującą ich interesy wobec wytwórców z Północy. Podburzana przez Calhouna legislatura Karoliny Południowej przyjęła nawet rezolucję stwierdzającą, że ustawa celna nie ma dla tego stanu mocy wiążącej. Ameryce groziła pierwsza secesja, i to jednego z największych stanów. Słysząc o działaniach Calhouna, prezydent Jackson oświadczył krótko: żaden stan nie ma prawa do secesji, a anulowanie ustawy oznacza rebelię i wojnę, którą inne stany mają prawo zdusić.

Zapytany wiele lat później przez prezbiteriańskiego pastora dr. Edgara, co by zrobił, gdyby Calhoun zdecydował się jednak wyprowadzić Karolinę Południową z Unii, odpowiedział: „Powywieszałbym ich wszystkich. Wobec zdrajców należy bowiem stosować terror, a potomność uznałaby to za największe osiągnięcie mojego życia".

W 1832 r. Andrew Jackson powtórzył swój sukces wyborczy, zdobywając aż 76,6 proc. głosów. Ale nawet jako prezydent nie utracił porywczego charakteru. 6 maja 1833 r. wybrał się na wycieczkę parostatkiem po Potomacu. W pewnym momencie do jego kabiny nieoczekiwanie wszedł młody człowiek i uderzył odpoczywającego Jacksona pięścią w twarz, po czym wybiegł. Krewki prezydent zerwał się, kopnął stojący na jego drodze stolik i ruszył w pościg za napastnikiem. Do pościgu dołączyło kilka osób z jego otoczenia, w tym znany pisarz Washington Irving. Napastnik uciekł, ale widok prezydenta Stanów Zjednoczonych goniącego z zaciśniętymi pięściami chuligana, od którego właśnie dostał cios w szczękę, musiał być naprawdę zdumiewający. Tym bardziej że Jackson nie był już młodym człowiekiem. Kiedy ustępował z urzędu, miał 70 lat i ciągle odczuwał ból z powodu kuli tkwiącej w klatce piersiowej.

Także jego odejście z tego świata było szybkie i niezapowiedziane. 8 czerwca 1845 r. nagle źle się poczuł. Po chwili odzyskał siły i wypił łyżeczkę brandy. Kiedy chwilę później sięgał po okulary, jego serce zatrzymało się na zawsze. Siódmy prezydent USA spoczął w grobowcu obok swojego dworku na plantacji Hermitage koło Nashville.

Historia
Śledczy bada zbrodnię wojenną Wehrmachtu w Łaskarzewie
Materiał Promocyjny
Tajniki oszczędnościowych obligacji skarbowych. Możliwości na różne potrzeby
Historia
Niemcy oddają depozyty więźniów zatrzymanych w czasie powstania warszawskiego
Historia
Kto mordował Żydów w miejscowości Tuczyn
Historia
Polacy odnawiają zabytki za granicą. Nie tylko w Ukrainie
Historia
Krzyż pański z wielkanocną datą