Krzysztof Kowalski: O słodkich batatach i transoceanicznej żegludze

W badaniach naukowych liczą się dowody, a nie przeczucie czy natchnienie. Ale nie zawsze – przykładem jest słynny norweski badacz, podróżnik i odkrywca Thor Heyerdahl.

Aktualizacja: 23.07.2020 17:25 Publikacja: 23.07.2020 15:51

Krzysztof Kowalski: O słodkich batatach i transoceanicznej żegludze

Foto: AdobeStock

Heyerdahl dał wiarę legendzie opowiedzianej przez jednego z tubylców na wyspie Fatu Hiva. Według niej ludność Polinezji mieszkała kiedyś daleko za oceanem, a przywódcą, który przeprowadził łodzie przez wielką wodę, był Kon-Tiki, wódz Inków. Heyerdahl zbudował tratwę, jaką jego zdaniem mogliby zbudować Inkowie – z wyjątkowo lekkich pni drzewa balsa. W 1947 r. tratwą tą, o nazwie Kon-Tiki, przepłynął 3770 mil morskich (ok. 6980 km) w ciągu 101 dni, docierając do Polinezji. Opinia publiczna zachwyciła się tym wyczynem.

Podróżnik opisał tę wyprawę w książce, która stała się światowym bestsellerem; autor zyskał sławę. Zachwycony świat nie chciał słyszeć zastrzeżeń podnoszonych przez naukowców oponujących – słusznie – przeciw uznaniu rejsu Kon-Tiki za dowód kontaktów populacji z Ameryki Południowej i Polinezji, czy szerzej: w ogóle kontaktów transoceanicznych na setki lat przed epoką wielkich europejskich odkryć geograficznych w XV i XVI stuleciu. Naukowcy podkreślali, że udana wyprawa na prymitywnej tratwie w połowie XX w. nie dowodzi podobnych udanych wypraw w zamierzchłej przeszłości.

Oczywiście, archeolodzy, etnolodzy i antropolodzy dokładali starań, aby znaleźć dowody na potencjalne związki pomiędzy mieszkańcami Polinezji i Ameryki Południowej. Szczególnie akcentowano obecność w Polinezji słodkich batatów Ipomoea batatas, bulw typowych dla Ameryki Południowej, uprawianych tam od tysięcy lat. Lingwiści ustalili, że bulwy te w narzeczach polinezyjskich nazywane są „kuumala" i że nazwa ta wywodzi się z południowoamerykańskiego indiańskiego języka keczua i brzmi w nim „kumara". Jednak to tylko poszlaka, wprawdzie poważna, ale nie dowód.

I oto znalazł się dowód, niepodważalny! Informuje o tym artykuł opublikowany na łamach prestiżowego pisma naukowego „Nature". Dowodu dostarczyli naukowcy z Uniwersytetu Stanforda w Kalifornii. Zespołem kierował prof. Alexander Ioannidis. Zbadali oni genomy 807 osób pochodzących z 17 populacji wyspiarskich na Oceanie Spokojnym, oraz z 15 grup indiańskich zamieszkujących wzdłuż pacyficznego wybrzeża Ameryki Południowej. Z analizy tej wynika, że w okresie między 1150 a 1240 rokiem musiało dojść do fizycznego kontaktu ludzi z Ameryki z Polinezyjczykami (wtedy u nas podczas rozbicia dzielnicowego Piastowicze szarpali się o władzę, a mistrz Wincenty Kadłubek spisywał swoją kronikę, czyli „Historię Polaków"). W tym przedziale czasowym między Kolumbią a wyspami na Pacyfiku musiały kursować łodzie. Ludzie z tych rejonów krzyżowali się między sobą – ślad tego pozostał w genomach. Jest to czytelna do dziś dawka w puli genetycznej. Ten genetyczny spadek odziedziczyły populacje z wysp Mangareva i Pallisers w archipelagu Tuamotu, a także z wysp Fatu Hiva i Nuku Hiva w archipelagu Markizów (Polinezja Francuska).

Otwarta pozostaje kwestia, z którego kierunku łodzie przypłynęły po raz pierwszy. Nie jest wykluczone, że najpierw dokonali tego Polinezyjczycy, bo to oni w tym okresie byli wspaniałymi żeglarzami, a nie Inkowie. To Polinezyjczycy opanowali astronawigację i budowę łodzi zdolnych do rejsów oceanicznych. Rozwinięciem polinezyjskiej pirogi z bocznym pływakiem są współczesne katamarany i trimarany. Jest wielce prawdopodobne, że polinezyjscy żeglarze dotarli do obecnej Kolumbii i powrócili do siebie w towarzystwie Indian.

– Moim zdaniem to właśnie Polinezyjczycy pierwsi dotarli do wybrzeży amerykańskich – powiedział dr Jean-Christophe Galipaud z Muséum national d'Histoire naturelle w Paryżu, komentując artykuł kalifornijskich badaczy.

Ale mogło być inaczej, tak jak uważał Heyerdahl: to ludzie z Ameryki dotarli na tratwie (lub tratwach), do wysp na Pacyfiku, niesieni prądem i wiatrem, podobnie jak Kon-Tiki. Pisząc o tym zagadnieniu, po prostu nie wypada nie zacytować samego Heyerdahla. Swoje prekursorskie dzieło „Z kontynentu na kontynent" (Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1983) rozpoczyna słowami: „Człowiek postawił żagle, zanim jeszcze osiodłał konia. Odpychał się drągiem, wiosłował po rzekach oraz żeglował po pełnym morzu, potem dopiero zaczął poruszać się po drogach pojazdami kołowymi. Łodzie były pierwszymi środkami lokomocji i dzięki nim zaczął się kurczyć świat epoki kamiennej. (...) Terytoria, do których można było dotrzeć lądem jedynie dzięki trwającym całe pokolenia stopniowym migracjom ludów, okazywały się osiągalne po kilku tygodniach przypadkowego dryfowania albo świadomej żeglugi. Łodzie stały się pierwszymi narzędziami człowieka pomocnymi przy podboju świata".

Heyerdahl dał wiarę legendzie opowiedzianej przez jednego z tubylców na wyspie Fatu Hiva. Według niej ludność Polinezji mieszkała kiedyś daleko za oceanem, a przywódcą, który przeprowadził łodzie przez wielką wodę, był Kon-Tiki, wódz Inków. Heyerdahl zbudował tratwę, jaką jego zdaniem mogliby zbudować Inkowie – z wyjątkowo lekkich pni drzewa balsa. W 1947 r. tratwą tą, o nazwie Kon-Tiki, przepłynął 3770 mil morskich (ok. 6980 km) w ciągu 101 dni, docierając do Polinezji. Opinia publiczna zachwyciła się tym wyczynem.

Pozostało 88% artykułu
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie