Famagusta to dziś maleńkie miasteczko na północnym Cyprze, znane głównie z dwóch atrakcji. Pierwszą jest słynne „Miasto Duchów", czyli niegdyś pyszniąca się najnowocześniejszymi hotelami turystyczna dzielnica Warosia, która po tureckiej inwazji na Cypr w 1974 r. została w kilka godzin opuszczona przez swoich gospodarzy i straszy do dziś pustką zmasakrowanych barów, kawiarń i restauracji, nad którymi górują rozkradzione bloki dawnych hoteli. Niegdyś wizytówka Cypru i poważny konkurent dla Saint Tropez, dziś po z górą 40 latach wygląda jak przedmieścia Czarnobyla: zniszczona, rozpadająca się, odwiedzana głównie przez szczury i złodziei. Drugą wielką atrakcją miasta jest słynny fort wenecki, gdzie Szekspir umieścił akcję „Otella". Sławny Maur rzeczywiście był weneckim komendantem, a czy – i w jaki sposób – zabił Desdemonę, to już całkiem inna historia, należąca bardziej do legendy niż do sfery faktów. Niemniej kiedy odwiedza się stare fortyfikacje Famagusty, przewodnicy wciąż pokazują celę, w której miało dojść do upamiętnionej przez Szekspira zbrodni. Nie była to jednak w historii Famagusty ani zbrodnia najokrutniejsza, ani najbardziej głośna. Dużo więcej wiadomo o historii niejakiego Marcantonio Bragadina, którego losy wstrząsnęły ówczesnym światem, choć w przeciwieństwie do losów Otella nie zostały uwiecznione przez geniusza. Kim był kapitan Bragadin? Zanim o nim opowiemy, trzeba się cofnąć o kilka stuleci.

Famagusta, a właściwie jej poprzedniczka cypryjska Salamina, była przez wieki kluczem do kontroli wschodnich rejonów Morza Śródziemnego. Strategiczne położenie założonego dwanaście wieków przed Chrystusem miasta wywindowało je na stolicę związku miast cypryjskich w epoce Grecji klasycznej, czyli w V wieku przed narodzeniem Chrystusa. To właśnie tu, w niewielkiej odległości od portowych murów, w 450 r. przed Chrystusem doszło do słynnej bitwy morskiej, w której Grecy pokonali flotę perskich Achemenidów. Miasto stało się jeszcze ważniejsze za czasów Ptolemeuszów i Rzymu. To wtedy rozbudowano je kilka kilometrów na południe od starożytnych murów Salaminy. Tak narodziła się współczesna Famagusta i powoli zaczęła przejmować rolę swojej leciwej poprzedniczki. Miasto dorosło do nowej roli w średniowieczu. Zdobyte pod koniec XII wieku przez krzyżowców stało się prawdziwą bramą do Lewantu. Stąd wypływały karawele do Outremer i tu przypływali powracający z Ziemi Świętej pielgrzymi. W 1291 r., przyjmując uchodźców z pokonanej Akki, było świadkiem największego i najbardziej tragicznego exodusu chrześcijan epoki krucjat. To w jego murach kończyły się sny o Jerozolimie i wybrzmiewały nadzieje na powrót do ziemi, która wciąż nosiła ślady stóp chrześcijańskiego Boga.

Outremer przepadł na zawsze, ale nie Famagusta, która, przechodząc z rąk do rąk, stała się w końcu niezdobytą twierdzą Wenecjan. Ci ostatni otoczyli ją potężnymi fortami. Miasto było tak mocno obwarowane, by sprostać spodziewanej inwazji Turków otomańskich, którzy od dawna mieli na celowniku swoich armat pływającą wenecką twierdzę, jaką był Cypr. Inwazja zaczęła się w lipcu 1570 r. Pierwsza po dwumiesięcznym oblężeniu padła stolica – Nikozja. Pod Famagustę wielka armia Mustafy Lala Paszy, której ogrom szacowano na 200 tys. doborowych żołnierzy, podeszła w połowie września 1570 r. Na jej tle siły obrońców były mniej niż skromne. Pięcioma tysiącami żołnierzy weneckich (głównie najemnicy) dowodził wytrawny żołnierz, wychowanek Fanti da Mar (weneckiej piechoty morskiej) Marcantonio Bragadin. Był nie tylko świetnym żołnierzem, ale również inżynierem. Zanim przyszli Turcy, tak perfekcyjnie wzmocnił fortyfikacje i bastiony, że wytrzymały aż siedem szturmów generalnych i istną kanonadę z użyciem kilkudziesięciu ciężkich dział oblężniczych.

Walki trwały niemal 11 miesięcy, do sierpnia 1571 r. Turkom tylko raz udało się wedrzeć do miasta, ale zostali przez obrońców wyparci. W końcu sfrustrowany wódz turecki zaproponował negocjacje. Obiecał, że w wypadku kapitulacji cała załoga i mieszkańcy Famagusty będą się mogli ewakuować na Kretę. Mając takie zapewnienia, 6 sierpnia całe dowództwo bohaterskiej twierdzy stawiło się w namiocie paszy. Ten jednak nie umiał albo nie chciał dotrzymać słowa. Generałowie Alvise Martinengo, Gianantonio Querini i kasztelan Andrea Bragadin zostali aresztowani i ścięci, a kapitan Marcantonio wydany na trwające dziesięć dni tortury. Turcy pastwili się nad nim w sposób wyjątkowo zwyrodniały, najpierw pozbawiając go nosa i uszu, a potem obdzierając żywcem ze skóry. Na koniec został ukrzyżowany i wystawiony na słońce, a po śmierci poćwiartowany; części jego ciała zostały przekazane w formie trofeów dowódcom tureckich oddziałów. Zdjętą skórę wypchano włosiem i trawą, odziano w kapitański mundur, posadzono na osła i wożono po pustych ulicach zdobytego miasta. W tej ostatniej wędrówce towarzyszyły Bragadinowi głównie duchy, bo po wejściu do Famagusty Turcy w istnym szale wymordowali dwa tysiące obrońców i wszystkich mieszkańców, a ich głowy pozatykali na masztach tureckich galer. Tak płynęły do Stambułu na dwór sułtana Selima II, a wraz z nimi kukła bohaterskiego kapitana, która miała stać się eksponatem w otomańskim arsenale. Nie przebywała tam zresztą specjalnie długo. Już w 1580 r. została wykradziona i odsprzedana weneckiemu żeglarzowi Giloramo Polidoriemu, który przywiózł ją jak relikwię do Wenecji. Została złożona w kościele San Gregorio, a potem przeniesiona do Santi Giovanni e Paolo, gdzie znajduje się do dziś.

A Famagusta? Zamordowana przez Turków stała się małym miastem prowincjonalnym i miała odżyć dopiero czterysta lat później, choć już nigdy jako prawdziwa metropolia. Po Wenecjanach zostały do dziś imponujące forty, a po Turkach? Zła legenda i minaret przy gotyckiej katedrze, skąd co rano do modlitwy wobec Boga miłosiernego wzywa lokalny muezzin.