Krzysztof Kowalski: Ciekawe, czy porucznik Czartogromski...

„Precz stąd odejdźcie czcigodne matrony: Wam nie przystoi czytać słów bezwstydnych... Za nic to mają i prosto tu idą. Nic w tym dziwnego, bowiem i matrona chętnie spogląda na olbrzymi członek" („Priapea", przekład ze starożytnej łaciny Jerzy Ciechanowicz, Warszawa 1998).

Aktualizacja: 15.07.2021 15:51 Publikacja: 15.07.2021 14:40

Krzysztof Kowalski: Ciekawe, czy porucznik Czartogromski...

Foto: Domena Publiczna

Czy rozmiar ma znaczenie? Tą kwestią zajmują się nie tylko kolorowe tabloidy. W internecie aż roi się od ofert w rodzaju: „Powiększanie penisa, szybko i skutecznie..."; „Merytoryczne porównanie dla osób chcących powiększyć penisa..."; „Amerykański suplement powiększa penisa..."; „Powiększanie penisa... zróżnicowany zbiór ofert...".

Tą palącą kwestią zajmują się także naukowcy. Ponieważ ekscytuje ona opinię publiczną, a nauka powinna być tak blisko życia, jak to tylko możliwe, temat podjęli badacze z Australian National University w Canberze. Wyniki ich dociekań publikuje amerykańskie prestiżowe pismo naukowe „PNAS" („Proceedings of the National Academy of Sciences").

„Czy rozmiar penisa ma znaczenie? Ponieważ pytanie to nurtuje ludzkość od pokoleń, postanowiliśmy udzielić na nie odpowiedzi opartej na naukowych podstawach" – wyjaśnia prof. Michael Jennions. Uczony podkreśla, że – zdaniem wielu antropologów – w zamierzchłej przeszłości, zanim ludzie zaczęli szczelnie zakrywać całe ciało odzieniem, kobiety miały okazję obserwować rozmiar penisa i traktować to jako wskazówkę, kryterium przy wyborze potencjalnego partnera do reprodukcji. Jednak w tej kwestii badacz jest powściągliwy i z naukową pokorą przyznaje, że jak dotychczas mało jest pewnych, sprawdzonych danych przemawiających za tą hipotezą. Jednym słowem, prawdopodobnie było, ale czy minęło?

Wcześniejsze badania socjologiczne, anatomiczne i psychologiczne pozwoliły ustalić ponad wszelką wątpliwość, że statystyczna kobieta preferuje mężczyzn wysokich, barczystych i wąskich w biodrach. Co prawda, naukowe stwierdzenie tego stanu rzeczy zakrawa na wyważanie dawno otwartych drzwi. Przecież, jak to ujął Jeremi Przybora:

„Porucznik Czartogromski

zachwycał i podniecał –

jak osa w talii wąski,

jak tur szeroki w plecach".

Ale teraz, na podstawie swoich najnowszych badań, australijscy uczeni dorzucają do tych cech, które powinny wywoływać przyspieszone bicie serca u kobiet, jeszcze jedną cechę: imponujący rozmiar fallusa. Przyznają jednak otwarcie, że ta ostatnia cecha jako kryterium wyboru mężczyzny nie wystarcza: „jeżeli ktoś jest niski, z tułowiem przypominającym gruszkę, pokaźny fallus nie uczyni go bardziej atrakcyjnym w oczach kobiet" – zastrzega dr Brian Mautz, współautor artykułu. Jednak jego zastrzeżenie stoi w jaskrawej sprzeczności z odwieczną empirią i mądrością pokoleń nieobcą już starożytnym Rzymianom, wyrażoną expressis verbis w cytowanych już „Priapeach":

„Urodą swą Merkury w zachwyt wprawiać może.

Uroda swą Apollo wielki podziw wzbudza.

Pięknego Lyajosa malują malarze.

A najpiękniejszy z wszystkich bogów jest Kupido.

Mnie [Priapowi – red.], wyznaję, brak całkiem powabnej postaci,

Ale za to mam członek wielce okazały.

Ten każda woleć będzie od przedniejszych bogów,

jeżeli jest dziewczyną, która ma, co trzeba".

Ponieważ, jak widać, w tej kwestii „na dwoje babka wróżyła", swoje stwierdzenie australijscy poszukiwacze prawdy o kobietach postanowili oprzeć na wynikach eksperymentu. Zaprosili do współpracy 105 kobiet, ich średnia wieku wynosiła 26 lat. Na dużym ekranie pokazywali im 50 numerycznych obrazów – sylwetki mężczyzn różnego wzrostu i różnej budowy ciała, wszystkich z penisem w stanie spoczynku. Mając przed oczami te sylwetki, kobiety anonimowo ujawniały swoje preferencje, naciskając odpowiedni klawisz. Czas reakcji był krótki – średnio trzy sekundy. Rezultat jest następujący: zgrabna sylwetka to kryterium najczęściej decydujące o zaciekawieniu kobiety mężczyzną, „na pierwszy rzut oka" – aż 79,6 proc.; rozmiar penisa – zaledwie 6,1 proc., a muskulatura – 5,1 proc. odpowiedzi. Inne cechy okazały się w badaniu nieistotne. Biorąc to wszystko pod uwagę, badacze przedstawili konkluzje dotyczące pytania, „Czy rozmiar ma znaczenie?". Z punktu widzenia reprodukcji możliwe jest, że w przeszłości rozmiar penisa był brany pod uwagę, świadomie lub nie, przy wyborze partnera. Natomiast wątpliwe jest, aby to kryterium było brane pod uwagę (ewentualnie sporadycznie, świadomie lub nie) w naszych czasach. Poza plażami naturystów współczesna kobieta praktycznie nie miewa okazji do obserwowania rozmiaru penisa, zanim zapała sympatią do mężczyzny; w pierwszej kolejności dostrzeże i weźmie pod uwagę, świadomie lub nie, sylwetkę, wzrost, tuszę i szczegóły twarzy.

A tak na marginesie: francuska Académie Nationale de Chirurgie ustaliła, że przeciętna długość organu męskiego w stanie spoczynku wynosi od 9 do 9,5 cm, natomiast w stanie erekcji od 12,8 do 14,5 cm.

Czy rozmiar ma znaczenie? Tą kwestią zajmują się nie tylko kolorowe tabloidy. W internecie aż roi się od ofert w rodzaju: „Powiększanie penisa, szybko i skutecznie..."; „Merytoryczne porównanie dla osób chcących powiększyć penisa..."; „Amerykański suplement powiększa penisa..."; „Powiększanie penisa... zróżnicowany zbiór ofert...".

Tą palącą kwestią zajmują się także naukowcy. Ponieważ ekscytuje ona opinię publiczną, a nauka powinna być tak blisko życia, jak to tylko możliwe, temat podjęli badacze z Australian National University w Canberze. Wyniki ich dociekań publikuje amerykańskie prestiżowe pismo naukowe „PNAS" („Proceedings of the National Academy of Sciences").

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Historia
Przemyt i handel, czyli jak Polacy radzili sobie z niedoborami w PRL