Pod ruinami wspaniałego krzyżackiego zamku w Radzyniu Chełmińskim zastanawiam się, dlaczego Królestwo Polskie i państwo krzyżackie były skazane na wyniszczający konflikt, którego epilogiem była ostatecznie jedna z najstraszniejszych wojen w dziejach.
W naszej pamięci utrwalił się Sienkiewiczowski, antyprusacki portret Krzyżaków jako podłych zbrodniarzy, którzy oszukali nieostrożnego księcia Konrada Mazowieckiego, żeby podstępem zająć ziemię chełmińską, podbić Prusy, wymordować rodowitych gdańszczan i zbudować złowrogie państwo zakonne. Czy ta charakterystyka jest przesadzona? Czy nasza ocena tego fragmentu dziejów jest obiektywna? To prawda, że nasza niechęć do Krzyżaków jest ukształtowana przez wojny, które zdominowały cały XIV i XV wiek. Jednak przez 100 pierwszych lat obecności zakonu na naszych ziemiach pogranicze było prężnie rozwijającą się strefą pokoju.
Ciągle wraca jednak pytanie, czy Konrad Mazowiecki był nierozważnym władcą, który dał się Niemcom oszukać. Nie sądzę, że trzeba go tak surowo oceniać. Wydzierżawił zakonowi ziemię chełmińską na takich samych zasadach, jak to się stało na Cyprze, Sycylii czy Węgrzech.
Krzyżacy w owym czasie sami walczyli o przetrwanie. Na początku XIII wieku poróżnili się z templariuszami, którym formalnie mieli przecież podlegać. Zakon Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona nie potrzebował niemieckiej konkurencji. Spór rozpoczął się od prawa do noszenia białych płaszczy, które były atrybutem rozpoznawczym templariuszy. W 1210 r. ten konflikt nabrał rozmachu, kiedy rozzłoszczeni templariusze złożyli skargę przeciw Krzyżakom do papieża Innocentego III. Ten najpotężniejszy w historii papież zdecydował, że Krzyżakom nie wolno nosić białego płaszcza z czarnym krzyżem na ramieniu. Decyzja wydaje nam się dzisiaj mało istotna, ale wówczas określała degradację Krzyżaków w stosunku do innych zakonów rycerskich.
Dopiero pogarszająca się sytuacja militarna zachodniego rycerstwa w Ziemi Świętej wymusiła ich bardzo powolny awans. Cieszyli się co prawda względami cesarza Fryderyka II z dynastii Hohenstaufów, ale jego konflikt z synem Henrykiem, który ogłosił się królem Niemiec, postawił zakon w bardzo niezręcznej sytuacji. Być może Krzyżacy zniknęliby z kart historii, gdyby na czele zakonu nie stanął człowiek o wybitnych zdolnościach politycznych i organizacyjnych. Pochodzący z Turyngii rycerz Hermann von Salza, wybrany na wielkiego mistrza zakonu krzyżackiego w 1209 r., umiejętnie wykorzystał zatarg o koronę Niemiec i spór między cesarzem a papieżem. Choć priorytetem w jego strategii była obrona chrześcijańskiego Bliskiego Wschodu, nie odmówił, kiedy Konrad Mazowiecki poprosił o krzyżackie wsparcie wojskowe w celu powstrzymania nękających Mazowsze najazdów prusko-litewskich. Książę nie mógł przypuszczać, że dwóch pierwszych przybyłych na jego dwór rycerzy zakonnych będzie forpocztą siły, która stanie się śmiertelnym zagrożeniem dla potomków Bolesława Krzywoustego. Konrad przeoczył fakt, że myślący przyszłościowo wielki mistrz Herman von Salza, zgadzając się na wysłanie niewielkiej grupy swoich zbrojnych na Mazowsze, postarał się, żeby kancelaria cesarska wcześniej wystawiła dodatkowy dokument, który cesarz Fryderyk II podpisał w Rimini 26 lutego 1226 r. Choć nad Wisłą nie było jeszcze żadnego Krzyżaka, ten cesarski akt notarialny nie tylko zatwierdzał darowiznę Konrada, ale też gwarantował, że wszystkie ziemie podbite przez zakon będą stanowiły jego własność o statusie państwa niezależnego od potomków Konrada Mazowieckiego. W ten sposób cesarz jako zwierzchnik całego chrześcijaństwa tak przekształcił prośbę księcia Konrada, że stała się ona początkiem ponad 700 lat zmagań z zaborczym żywiołem teutońskim. Tę walkę zakończył dopiero powrót Warmii, Mazur i Pomorza do Polski w 1945 r.