Poszukiwany obywatel Bóg

Na początku naszej cywilizacji pojawił się Bóg. Te słowa brzmią jak parafraza pierwszych zdań biblijnej Księgi Stworzenia. Z tą jednak różnicą, że nie podlegają żadnej dyskusji. Początki cywilizacji nieodłącznie bowiem wiążą się z rozwijającym się przekonaniem naszych przodków, że istnieje niewidzialna siła twórcza, która kieruje porządkiem świata i losem człowieka.

Publikacja: 11.07.2019 21:00

„Stworzenie Adama” (ok. 1511 r.), fresk Michała Anioła na sklepieniu Kaplicy Sykstyńskiej w Watykani

„Stworzenie Adama” (ok. 1511 r.), fresk Michała Anioła na sklepieniu Kaplicy Sykstyńskiej w Watykanie

Foto: Shutterstock

Cztery tysiące lat temu politeistyczny obraz uniwersum rządzonego przez licznych bogów został zastąpiony koncepcją jednego Boga – wszechmogącego, wszechwiedzącego i wszechobecnego intelektu, który z sobie tylko znanych powodów stworzył wszystko i wszystkim kieruje. W drugiej Księdze Mojżeszowej, 20: 4–5 pojawiają się dziwne słowa: „Nie czyń sobie podobizny rzeźbionej czegokolwiek, co jest na niebie w górze i na ziemi w dole, i tego, co jest w wodzie pod ziemią. Nie będziesz się im kłaniał i nie będziesz im służył, gdyż Ja, Pan, Bóg twój, jestem Bogiem zazdrosnym...". Stwórca jest zazdrosny? Wymaga nieustannej czci i wiary? Ale przecież w Księdze Joba 42: 2 czytamy: „Wiem, że Ty możesz wszystko i że żaden Twój zamysł nie jest dla Ciebie niewykonalny". Czemu więc Wszechmocny nie uczynił nas od razu doskonałymi? Przecież nie musiałby wówczas narzucać nam swoich przykazań.

Upadek Izraela i dwukrotne zniszczenie Świątyni Jerozolimskiej o mało nie unicestwiło kultu biblijnego Boga. Później, w pierwszych wiekach naszej ery, za sprawą pewnej niewielkiej syryjskiej sekty zwanej chrześcijanami, kult Jahwe rozwinął się z lokalnego wyznania w wielką światową religię. Sześć stuleci po Chrystusie przeobraził się w kult Allaha – jedynego Boga, którego wola objawiona została pewnemu kupcowi z odległej Arabii.

Kryzys chrześcijaństwa, który ogarnął Europę po epoce wojen religijnych, obudził ducha wątpliwości w porządek świata opisywany przez teologię. Po kolei podważane były wszystkie dogmaty kościelne. W oczach filozofów epoki Oświecenia Bóg przestał być już surowym sędzią przewodniczącym trybunałowi sił nieba na Sądzie Ostatecznym, ale przeobraził się w Wielkiego Zegarmistrza – doskonałego projektanta i matematyka, który ustanowił uniwersalne prawa natury.

Tak rozumiany Stwórca nie był już siłą interweniującą w każdy aspekt naszego życia. Dawał wolną wolę śmiertelnikom. A ci skłaniali się coraz bardziej ku koncepcji, że to On ponosi odpowiedzialność za wszystkie ich nieszczęścia. Wreszcie nadszedł czas, kiedy ludzie uznali Go jedynie za legendę, mit założycielski feudalnego porządku świata i objaw słabości ludzkiej psychiki.

Wielka Rewolucja Francuska uznała Boga za strażnika ancien regime'u. Kult rozumu zamienił jego świątynie w plugawe miejsca zgromadzeń bluźnierców. Każda kolejna rewolucja radykalizowała swój stosunek do Stwórcy. Pojawił się bowiem nowy „bóg", o którym Johann Goethe napisał: „Ten mały bożek ziemi w życia błędnym kole, pcha swój ciężar w jednakim, upartym mozole".

Nowa władza nie potrzebowała już sakralnego namaszczenia. Bóg był niepotrzebny i miał zniknąć z przestrzeni publicznej. Ale jak wymazać ludziom z głowy ich najgłębsze przekonania i wierzenia? Bolszewicy, a później hiszpańscy komuniści czy niemieccy narodowi socjaliści wpadli na bardzo proste rozwiązanie: należy zabić wszystkich krzewicieli wiary i zniszczyć wszystkie obiekty sakralne. W dodatku postanowili samego Boga sprowadzić przed trybunały ludowe. A jeśliby się nie stawił przed obliczem takiego sądu? To nawet lepiej – odpowiadali – można Go było wówczas uznać in absentia za winnego wszystkich zbrodni i podłości ludzkich od początku istnienia świata. W ten oto sposób oskarżyciele nie tylko zamieniali się w błaznów, wpadających we własną pułapkę, ale wystawiając Bogu oficjalne wezwania na proces, a później orzekając karę śmierci pod nieobecność oskarżonego, potwierdzali Jego istnienie. Paradoksalnie zatem bolszewicy autorytetem swojego bandyckiego państwa uwierzytelnili to, co chcieli zniszczyć najbardziej. W ZSRR Bóg istniał, bo był poszukiwany listem gończym.

Cztery tysiące lat temu politeistyczny obraz uniwersum rządzonego przez licznych bogów został zastąpiony koncepcją jednego Boga – wszechmogącego, wszechwiedzącego i wszechobecnego intelektu, który z sobie tylko znanych powodów stworzył wszystko i wszystkim kieruje. W drugiej Księdze Mojżeszowej, 20: 4–5 pojawiają się dziwne słowa: „Nie czyń sobie podobizny rzeźbionej czegokolwiek, co jest na niebie w górze i na ziemi w dole, i tego, co jest w wodzie pod ziemią. Nie będziesz się im kłaniał i nie będziesz im służył, gdyż Ja, Pan, Bóg twój, jestem Bogiem zazdrosnym...". Stwórca jest zazdrosny? Wymaga nieustannej czci i wiary? Ale przecież w Księdze Joba 42: 2 czytamy: „Wiem, że Ty możesz wszystko i że żaden Twój zamysł nie jest dla Ciebie niewykonalny". Czemu więc Wszechmocny nie uczynił nas od razu doskonałymi? Przecież nie musiałby wówczas narzucać nam swoich przykazań.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie