XX wiek: Szpieg, którego nie było?

Wiosną 1971 r. ówczesne polskie służby specjalne wykreowały Andrzeja Czechowicza na „asa wywiadu", groźnego szpiega w środowisku Radia Wolna Europa. Po latach okazało się, że w dużym stopniu było to medialne show

Aktualizacja: 10.07.2016 11:25 Publikacja: 10.07.2016 00:01

Legitymacja Radia Wolna Europa, którą Andrzej Czechowicz posługiwał się do marca 1971 r.

Legitymacja Radia Wolna Europa, którą Andrzej Czechowicz posługiwał się do marca 1971 r.

Foto: PAP/CAF, Cezary Langda

Zamknięty w czterech pokojach przestałem kopiować, zwinąłem cały »majdan« i ? zacząłem się bać, zwyczajnie bać. Nie pamiętam, czy się spociłem i czy drżały mi ręce. Przypominam sobie tylko, jak intensywnie myślałem, szukając wyjścia z pułapki. Chodziłem od okna do okna w jakiejś bezwiednej nadziei, że któraś z krat nie została starannie zsunięta. Niestety, wszystkie były zamknięte" – tak na wiadomość o natychmiastowym odwołaniu go ze służby szpiegowskiej miał zareagować Czechowicz. Swoją „niebezpieczną pracę" na rzecz wywiadu PRL opisał w książce „Siedem trudnych lat". Chyba sam uwierzył w historie, które opowiadał po powrocie do kraju. Kim był ten „as wywiadu", którego ówczesne media tak chętnie porównywały do kapitana Klossa, agenta J-23 z serialu „Stawka większa niż życie"?

Po sąsiedzku z Piłsudskimi

Pełne nazwisko kapitana, a obecnie emerytowanego podpułkownika, brzmi Andrzej Czechowicz-Lachowicki herbu Ostoja. Syn Olgi i Zbigniewa urodził się 17 sierpnia 1937 r. w Świecianach, ok. 80 km na północny wschód od Wilna. W pobliżu Kołodna zaś – rodowych dóbr Czechowiczów-Lachowickich – znajdował się Zułów, majątek Piłsudskich. Nie dziwi więc, że rodziny czasem się odwiedzały, zwłaszcza że obie wywodziły się z patriotycznych rodów. Pradziadek Czechowicza, także Andrzej, był uczestnikiem powstania styczniowego.

Kiedy 17 września 1939 r. Związek Radziecki napadł na Polskę, „na Kresy zwaliła się sowiecka inwazja, Zbigniew, zmobilizowany jako kapral i walczący w szeregach artylerii konnej w składzie Wileńskiej Brygady Kawalerii, trafił do niemieckiego Stalagu XI-B, a później »na roboty« do rolnika koło Hanoweru. Dla bogatego polskiego ziemianina było to wielkie upokorzenie; w ten sposób jednak przeżył wojnę i uniknął niechybnej śmierci z rąk NKWD". Znacznie gorszy los spotkał jego żonę Olgę, którą wraz z dziećmi Rosjanie wywieźli do północnego Kazachstanu. A przecież Andrzej Czechowicz miał wówczas niewiele ponad dwa latka, jego młodsza siostra Bożena – zaledwie kilka miesięcy. Dzięki ciężkiej pracy matki całej trójce udało się przetrwać w tych nieludzkich warunkach. W 1946 r. wraz z innymi repatriantami rodzina Czechowiczów trafiła na Ziemie Odzyskane, do Świbia na Górnym Śląsku. Majątek w Kołodnie przepadł – teraz należał do sowieckiej Białorusi. Po latach rozłąki właśnie w Świbiu Zbigniew odnalazł żonę z dziećmi, w 1953 r. zaś cała rodzina przeprowadziła się do Starej Wsi pod Grójcem (w pegeerze Drozdy senior rodu pracował jako główny księgowy).

Andrzej Czechowicz ukończył grójeckie liceum, a w 1962 r. uzyskał dyplom magistra na wydziale historii Uniwersytetu Warszawskiego. Postanowił skorzystać z zaproszenia od znajomej mieszkającej w Londynie, a paszport uzyskał pod pretekstem wyjazdu w celu nauki angielskiego. „Co prawda dostał się w tym czasie na kolejne studia (germanistykę), jednak wobec braku perspektyw zawodowych po paru miesiącach zdecydował się na radykalny krok: postanowił nie wracać do kraju z letniego wyjazdu turystycznego do Wielkiej Brytanii w 1963 r.". W Anglii wystąpił nawet o przyznanie azylu politycznego, ale mu odmówiono, ponieważ z Polski wyjechał legalnie. W tym czasie poznał rodaków – marynarzy współpracujących ze Stowarzyszeniem Polskich Kombatantów, którzy zasugerowali mu, by wyjechał do RFN, a tam na pewno uzyska status uchodźcy i tą drogą zdoła dotrzeć do Kanady (gdzie miał krewnych, na których pomoc liczył).

Sławomir Koper w książce „Wielcy szpiedzy w PRL" – tak opisuje perypetie Czechowicza za żelazną kurtyną: „Zdesperowany przeniósł się do RFN i trafił do obozu dla uchodźców w Zirndorf. Miejsce to okazało się bardzo odległe od jego wyobrażeń o wygodnym życiu za żelazną kurtyną. (...) Czechowicz szybko doszedł do wniosku, że w kraju będzie mu się żyło lepiej. Skontaktował się więc z polską Misją Wojskową w Berlinie Zachodnim i poprosił o zgodę na powrót do Polski. Twierdził, że jest »gotów ponieść każdą karę« za nielegalne pozostanie za granicą, deklarował, że »może jeszcze dużo zrobić dla Polski« i prosił o szansę, aby »naprawić zło« wyrządzone socjalistycznej ojczyźnie. Po latach przyznawał, że faktycznie był bardzo rozczarowany warunkami panującymi w obozie, a na jego postawę wpłynęło również nieotrzymanie wizy wjazdowej do USA. Zgody na przyjazd do Polski nie uzyskał, pozostał zatem na terenie RFN. I właśnie wtedy narodziła się szansa na zmianę sytuacji".

Researcher w Radiu Wolna Europa

W obozie dla uchodźców Czechowicz poznał ukraińskiego korespondenta RWE Genadiusza Kotorowicza. A ponieważ biegle mówił po niemiecku i rosyjsku, i był absolwentem wydziału historii UW, zaproponowano mu, by spisywał opowieści uciekinierów i dostarczał je do RWE – w zamian za całkiem przyzwoite wynagrodzenie (25 marek za każdą relację). Tą drogą Andrzej Czechowicz dotarł do Jana Nowaka-Jeziorańskiego, od grudnia 1951 r. szefa polskiej sekcji zwanej wówczas Głosem Wolnej Polski. Od początku swej działalności radio spędzało sen z powiek władzom i służbom PRL. Mimo zagłuszania, audycji w kraju słuchało regularnie ok. 40 proc. Polaków. RWE miało swą siedzibę w Monachium (od 1951 r. w rozległym budynku w Ogrodzie Angielskim). Czechowicz zrobił dobre wrażenie na Jeziorańskim. Miał dostać pracę w RWE, jak tylko zwolni się jakiś etat. Musiał poczekać aż 10 miesięcy. W tym czasie przeszedł szkolenie wartownicze i... pełnił służbę w brytyjskim mundurze – w PRL było to ciężkie przestępstwo, karane co najmniej wieloletnim więzieniem. Ale wtedy, pod koniec 1964 r., Czechowicz ani myślał o powrocie do kraju, zwłaszcza że w styczniu 1965 r. dostał wreszcie etat w RWE, a właściwie w szumnie zwanym East Europe Research and Analysis Department, Wschodnioeuropejskim Wydziale Badań i Analiz. Został zwykłym researcherem przygotowującym na potrzeby audycji radiowych wycinki z prasy codziennej wychodzącej w Polsce. „Dział, w którym pracował Czechowicz ? wspominał dziennikarz RWE Aleksander Świeykowski ? mieścił się w piwnicznej części polskiego skrzydła budynku. W kilku pokojach siedziało kilka osób, często żony dziennikarzy. Ich praca polegała na codziennym przeglądaniu prasy polskiej, wszystkich, dosłownie wszystkich wychodzących w Polsce gazet. W latach komunizmu na szczęście nie było tego aż tak dużo jak teraz. Dodatkowo otrzymywali oni zapisy ważniejszych audycji Polskiego Radia albo ich streszczenia sporządzane przez dział Monitoringu. (...) Wszystko po to, by dziennikarz piszący komentarz, felieton czy przygotowujący inną formę audycji miał potrzebne mu dane. To nic nadzwyczajnego w normalnie funkcjonującej redakcji" (za: nowahistoria.interia.pl). Na tym polegała praca Czechowicza w RWE przez następnych kilka lat.

Zdobycie etatu w WBiA poprzedziło jednak ważne, wspomniane już, wydarzenie w życiu Czechowicza. Otóż na jesieni 1964 r. sam się zgłosił do Polskiej Misji Wojskowej w Berlinie Zachodnim (oczywiście, nie była to „ambasada", tylko ośrodek wywiadu WP i MSW), wyraził głęboką skruchę za swoją ucieczkę i „przekonywał, że jest gotów odkupić swe winy. Doświadczony personel misji potraktował tę obietnicę dosłownie". Kiedy więc Czechowicz rozpoczął pracę w RWE, spadł peerelowskim służbom jak gwiazdka z nieba. Wysłano do Czechowicza tzw. kontakt i pod groźbą szantażu zwerbowano. Jego zadaniem miało być przekazywanie wszelkich informacji dotyczących RWE. Pierwsze donosy były nawet cenne, a dotyczyły samej struktury RWE oraz systemu „porządkowania i archiwizowania informacji" (na ich podstawie zrestrukturyzowano Wydział Analityczno-Informacyjny wywiadu MSW). Do jego obowiązków w RWE należało niszczenie zbędnej dokumentacji. On jednak najpierw ją kopiował i przesyłał do swych mocodawców; w sumie kilkadziesiąt tys. stron – tyle że były to głównie informacje dotyczące sytuacji i ważnych postaci w Polsce. Infiltrował polskie środowisko w RWE, nawiązywał towarzyskie kontakty, by potem barwnie opisywać owe spotkania. W tym czasie miewał przelotne romanse z Niemkami. Zwykle były starsze od niego i dobrze sytuowane, choć sam nie mógł narzekać na zarobki (1600 marek netto plus darmowe mieszkanie służbowe).

Nagły powrót do kraju

Na początku marca 1971 r. Andrzej Czechowicz wrócił do Polski ? wezwany nagle przez swoich mocodawców. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie natychmiastowe ujawnienie (a tym samym spalenie!) „tajnego agenta". Jeszcze tego samego dnia Czechowicz został awansowany do stopnia kapitana (by skojarzenie z serialowym kapitanem Klossem było bardziej na miejscu). Medialne show zaczęło się od serii konferencji prasowych, wywiadów, a nawet specjalnych audycji radiowych i programów telewizyjnych. Przez dwa lata Czechowicz jeździł po kraju, do zakładów pracy, domów kultury i opowiadał swoje rewelacje, właściwie nie mówiąc nic konkretnego, strasząc jedynie teczkami, które jakoby posiadał, listą „sekretnych informatorów RWE z Polski", a także samym Radiem Wolna Europa, przekonując, że jest to instytucja działająca pod auspicjami CIA. Dla ludzi inteligentnych jasne było, że cała sprawa jest grubymi nićmi szyta. Stefan Kisielewski tak to wówczas skomentował: „Ogłoszono z ogromnym trzaskiem, że oficer polskiego wywiadu, Andrzej Czechowicz, pracował szereg lat w Wolnej Europie, teraz powrócił i będzie opowiadał rewelacje. Istotnie pokazał się w telewizji, wygląda trochę na debila, choć ma wyższe wykształcenie (...). Jego rewelacje jak na razie prezentują się zgoła skromnie: że Wolna Europa jest na utrzymaniu amerykańskim i że zbiera od Polaków informacje. Nie jest to straszna nowość (...). Ten »as wywiadu« (...) właściwie nic konkretnego do powiedzenia nie ma, choć daje do zrozumienia, że ma".

Jakkolwiek było naprawdę, to patrząc z perspektywy czasu, trzeba przyznać, że z całego medialnego szumu wokół Czechowicza wyniknęło niewiele. Co prawda, 26 maja 1971 r. władze PRL przekazały rządom RFN i USA notę dyplomatyczną, w której zażądały likwidacji Radia Wolna Europa, ale nie doczekały się reakcji. Jak pisał Sławomir Koper, „całą sprawą osobiście kierował nowy szef MSW Franciszek Szlachcic planujący zdyskredytowanie Wolnej Europy w oczach społeczeństwa i odcięcie rozgłośni od krajowych źródeł informacji" – i tylko on chwilowo skorzystał na całej akcji, ponieważ w grudniu 1971 r. awansował na członka Biura Politycznego i sekretarza KC PZPR (ale już pod koniec dekady stracił swoje wpływy).

O kapitanie Czechowiczu wszyscy zapomnieli; nie pomogła nawet wydana przez niego w 1973 r. książka „Siedem trudnych lat". A ponieważ jako agent był spalony, jego mocodawcy wysłali go w 1978 r. do Ułan Bator (!) na stanowisko sekretarza ambasady PRL w Mongolii. Do kraju powrócił po czterech latach, w okresie stanu wojennego. Przez jakiś czas był wykładowcą w Akademii Spraw Wewnętrznych w Legionowie, w 1985 r. zaś dostał stanowisko konsula w Konsulacie Generalnym PRL w Rostocku w NRD. Niestety, po konfliktach z przełożonym, „po cichu powrócił do Warszawy, długo pozostając bez przydziału (...). W resorcie niechciany już przez nikogo »as wywiadu« wegetował do lipca 1990 r., kiedy to, wraz z rozwiązaniem SB, odszedł ze służby". I nadal żyje. I pobiera wysoką emeryturę podpułkownika wywiadu w stanie spoczynku.

W 2002 r. Polska Agencja Prasowa przytoczyła wypowiedź Jana Nowaka-Jeziorańskiego o Andrzeju Czechowiczu, który swymi słowami zdyskredytował dokonania „asa wywiadu": „był najmniej szkodliwy ze wszystkich, bo był tak prymitywny i reprezentował tak niski poziom, że bardziej szkodził bezpiece aniżeli nam swymi wystąpieniami". Czechowicz podał PAP do sądu, ale proces o zniesławienie przegrał. Podobnie jak swoją karierę superszpiega.

Wszystkie cytaty, o ile nie zostały oznaczone inaczej, pochodzą z książki Władysława Bułhaka i Patryka Pieskota „Szpiedzy PRL-u" (Znak Horyzont)

Zamknięty w czterech pokojach przestałem kopiować, zwinąłem cały »majdan« i ? zacząłem się bać, zwyczajnie bać. Nie pamiętam, czy się spociłem i czy drżały mi ręce. Przypominam sobie tylko, jak intensywnie myślałem, szukając wyjścia z pułapki. Chodziłem od okna do okna w jakiejś bezwiednej nadziei, że któraś z krat nie została starannie zsunięta. Niestety, wszystkie były zamknięte" – tak na wiadomość o natychmiastowym odwołaniu go ze służby szpiegowskiej miał zareagować Czechowicz. Swoją „niebezpieczną pracę" na rzecz wywiadu PRL opisał w książce „Siedem trudnych lat". Chyba sam uwierzył w historie, które opowiadał po powrocie do kraju. Kim był ten „as wywiadu", którego ówczesne media tak chętnie porównywały do kapitana Klossa, agenta J-23 z serialu „Stawka większa niż życie"?

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Historia
Stanisław Ulam. Ojciec chrzestny bomby termojądrowej, który pracował z Oppenheimerem
Historia
Nie tylko Barents. Słynni holenderscy żeglarze i ich odkrycia
Historia
Jezus – największa zagadka Biblii
Historia
„A więc Bóg nie istnieje”. Dlaczego Kazimierz Łyszczyński został skazany na śmierć
Historia
Tadeusz Sendzimir: polski Edison metalurgii