Jak amerykańskie wojska wylądowały na Syberii

Niezdecydowana interwencja w Rosji była zwiastunem wszystkich błędów popełnionych pół wieku później w Wietnamie, lecz Ameryka wolała puścić arktyczne fiasko w niepamięć.

Publikacja: 04.07.2019 21:00

Amerykańscy żołnierze we Władywostoku podczas alianckiej interwencji w Rosji, 1 sierpnia 1918 r.

Amerykańscy żołnierze we Władywostoku podczas alianckiej interwencji w Rosji, 1 sierpnia 1918 r.

Foto: Biblioteka Kongresu USA

Jak dalece Stany Zjednoczone zapomniały o swoich ekspedycjach wojskowych do Rosji w 1918 r., najlepiej świadczy pojednawcze orędzie Ronalda Reagana z 1984 r., w którym prezydent zapewniał, że oba narody nigdy nie walczyły przeciw sobie. Tymczasem interwencje były w rosyjskiej propagandzie – a pewnie są do dzisiaj – podstawą poczucia zagrożenia amerykańską inwazją. W rzeczywistości spośród wszystkich uczestników zaangażowania w Rosji postawa Amerykanów była najmniej zdecydowana, co najpewniej przesądziło o bolszewickim zwycięstwie.

Przedłużyć wojnę

Nie sposób zrozumieć źródeł alianckiej interwencji w Rosji bez spojrzenia przez pryzmat Wielkiej Wojny. W istocie, zachodni sojusznicy mogli akceptować każdy rosyjski reżym, choćby i bolszewicki, byle gwarantował utrzymanie frontu wschodniego. Po abdykacji cara, gdy rząd Kiereńskiego zadeklarował kontynuację wojny z Niemcami, Piotrogród upstrzyły amerykańskie plakaty, na których Wuj Sam ściskał dłoń rosyjskiego demokraty, za czym poszły warte setek milionów dolarów dostawy wojskowe dla Rosji. Toteż dla państw Ententy najbardziej wstrząsającym skutkiem rewolucji był traktat brzeski, praktycznie kończący wojnę na wschodzie.

Mając wolne ręce w Rosji, Niemcy mogli skupić wszystkie siły we Francji, choć nowych zdobyczy między Finlandią i Gruzją wciąż pilnowało milion niemieckich żołnierzy. Mimo to państwa centralne zyskały ogromne źródła surowców, w tym większość rosyjskich kopalń węgla, dostęp do ukraińskiego spichlerza, a były krok od pól naftowych Baku.

Niemiecki korpus ekspedycyjny, walczący w wojnie domowej w Finlandii, potencjalnie zagrażał portom w Murmańsku i Archangielsku oraz linii kolejowej prowadzącej do Piotrogrodu. Razem z podmorskim kablem telegraficznym, łączącym oba porty z Anglią oraz zapasami brytyjskich dostaw w portowych magazynach, była to cała dostępna aliantom infrastruktura pozwalająca odtworzyć front wschodni w jakiejkolwiek formie. Zdaniem zachodnich armii i polityków tylko wojskowa interwencja mogła zapobiec przejęciu tych środków przez Niemców lub bolszewików, co w praktyce było tożsame.

Kolejną potrzebę utrzymania alianckich przyczółków wymuszał Czeski Legion utworzony w Rosji przez jeńców i dezerterów z armii austro-węgierskiej. Po bolszewickim przewrocie zwierzchnictwo nad korpusem przejęła francuska armia, choć realnie został pod narodowym dowództwem. Około 60 tys. karnych i dobrze wyposażonych żołnierzy mogło wydatnie wzmocnić front zachodni, jak i przy czynnym wsparciu aliantów ustabilizować sytuację w Rosji – zwłaszcza że armia bolszewicka wciąż była nieliczna, słaba i zanarchizowana. W istocie czeski korpus był jedyną zdyscyplinowaną siłą w upadłym państwie, ale zarówno ewakuacja Legionu z Rosji, jak i użycie Czechów w wojnie domowej wymagało alianckiej kontroli nad kluczowymi węzłami transportu.

Zrazu Czesi łatwo zdławili rewolucję na kontrolowanych przez siebie terenach, lecz szczędzący własnych ludzi Masaryk zabronił dalszych interwencji. Niemniej w maju 1918 r. żołnierze Legionu wznieśli bunt nie tylko przeciw bolszewikom, ale nawet własnemu zwierzchnictwu politycznemu, gdy zaczęło ulegać naciskom Trockiego na rozbrajanie korpusu. Krok za krokiem Czesi przejmowali kontrolę nad Koleją Transsyberyjską, taktycznie łącząc siły z Kołczakiem i prąc za Ural w kierunku Władywostoku, by ostatnią dostępną drogą wrócić do Europy.

Jednak Wilson uciekał naciskom Brytyjczyków na udział w interwencji. Wielu historyków uważa, że niewiele rozumiał z sytuacji w Rosji i wzbraniał się przed ingerencją w wewnętrzne sprawy wielkiego mocarstwa. Przekonać go miały przesłanki, że bolszewicki reżym został zainstalowany przez Niemców, żeby realizować politykę Berlina, a kontradmirał Kemp przedstawił dowody, że mimo niedoborów bolszewicy sprzedali Niemcom tysiące ton węgla i materiałów wojennych zgromadzonych w Archangielsku.

Wpływ miała mieć także napaść czekistów na brytyjską ambasadę w Piotrogrodzie, podczas której zginął attaché Królewskiej Marynarki Francis Cromie, lecz atak miał miejsce w sierpniu, gdy już podjęto decyzje. W praktyce najważniejszych powodów lądowania w Rosji dostarczyła Japonia, zbyt chętnie angażując się w pomoc aliantom na Dalekim Wschodzie. Choć oczekiwania wobec Tokio były bardzo ograniczone, Japonia pierwsze wojska wysłała już w kwietniu, prędko zwiększając kontyngent do ponad 70 tys. żołnierzy. Wprawdzie gromili bolszewików, lecz wkrótce stało się jasne, że dążą do stworzenia marionetkowego państwa w Mandżurii i rozszerzenia wpływów na Chiny, co zagrażało interesom Waszyngtonu w regionie. Skierowanie małego kontyngentu żołnierzy także do Archangielska było kurtuazyjnym gestem sojuszniczej lojalności wobec Brytyjczyków, lecz nie miało dla Wilsona istotnego znaczenia.

Amerykanie cierpieli z powodu zimna i braku zaopatrzenia. Północna Syberia, 20 maja 1919 r.

Amerykanie cierpieli z powodu zimna i braku zaopatrzenia. Północna Syberia, 20 maja 1919 r.

American Red Cross Collection (domena publiczna)

Kto tu jest wrogiem?

Był lipiec 1918 r., gdy ze świeżo wyfasowaną drugą gwiazdką generalską Teksańczyk William S. Graves przejmował dowództwo nad 8. Dywizją Piechoty z Florydy, powołaną na wojnę we Francji. Pakowanie walizek przerwało pilne wezwanie do Kansas City, gdzie generał doświadczył najdziwniejszego w karierze przekazania rozkazów. Przebywszy pociągiem 3 tys. km, już na dworcu spotkał sekretarza wojny w administracji Wilsona, Newtona Bakera, który kazał mu opuścić swoją jednostkę i w tajemnicy ruszyć w rejs do Władywostoku, gdzie miał dowodzić korpusem ekspedycyjnym, o którym nikt jeszcze w armii nie słyszał.

Nawykły do słuchania rozkazów oficer niewielu rzeczom się dziwił, ale jego niepokój wzbudziła zapieczętowana koperta, którą przy okazji wręczył mu Baker. Był to poufny memoriał prezydenta z polityczną instrukcją, która bardziej gmatwała, niż wyjaśniała cele wyprawy. Wilson żądał nieangażowania się po którejkolwiek stronie wojny domowej, kazał za to „wspierać naród rosyjski w samodzielnym bycie i samoobronie" – nie precyzując przy tym, kto zdaniem USA legalnie reprezentuje Rosjan. W praktyce odpowiedzialność kontyngentu polegała na ochronie zalegających w porcie 600 tys. ton amerykańskiego zaopatrzenia i utrzymaniu drożności wschodniego odcinka Kolei Transsyberyjskiej.

Graves dotarł na Syberię 4 września, dopiero trzy tygodnie po lądowaniu pierwszych oddziałów. Łącznie na nabrzeża Władywostoku zeszło 8 tys. amerykańskich żołnierzy, czego trzon stanowili marines z garnizonu na Filipinach i brygady inżynieryjne. Bez kanalizacji i zdrowych ujęć wody rosyjskie miasto okazało się bombą sanitarną, mimo pospiesznej budowy przez Amerykanów własnych studni. Co gorsza, późne lato zmieniło się w syberyjską zimę, którą z trudem znosiło wyposażenie żołnierzy. Polarne buty, projektowane dla armii przez podróżnika Shackletona, okazały się bezużyteczne, podobnie jak chłodzone wodą karabiny maszynowe i konie hodowane w łagodnym klimacie. Odległości i klimat rwały linie zaopatrzenia, przez co notorycznie brakowało paliwa, amunicji i żywności. W istocie, Amerykanie nie mieli nawet aktualnych map Syberii. Tylko taniej wódki i jeszcze tańszych prostytutek było pod dostatkiem, co prędko zachwiało zdrowiem i morale żołnierzy.

Głównym zajęciem sił amerykańskich był nadzór techniczny i ochrona rosyjskich pracowników obsługujących koleje. Zamachy sabotażowe bolszewików dawały się im mocno we znaki, wymuszając nieustanne naprawy torów, lecz słabi komuniści unikali bezpośrednich ataków na wojsko i wcale nie byli największym zmartwieniem Gravesa.

Prawdziwym problemem okazał się teoretyczny sojusznik – niegdyś kozacki generał i gubernator Zabajkala z mianowania Kiereńskiego, a teraz samowładny watażka Grigorij Siemionow. Brytyjczykom wciąż się roiło, że wokół jego 2 tys. siepaczy skupi się antybolszewickie powstanie, za co wciąż mu płacili 10 tys. funtów miesięcznie. Prędko stało się jasne, że Siemionow gra tylko na siebie, po równi tępiąc komunistów, jak i okoliczną ludność i pracowników kolei. Ośrodkiem panowania Siemionowa był węzeł kolejowy Czyta nieopodal Bajkału, skąd terroryzował okolicę z pomocą kolejowych pojazdów pancernych, które wytwarzał z lokomotyw przejętych z amerykańskich dostaw wojennych dla Rosji.

Zawiódł plan ekspansji wzdłuż Kolei Transsyberyjskiej, by połączyć siły z nadciągającymi Czechami. Osiągnąwszy Czytę, która była granicą ich aspiracji terytorialnych w Syberii, Japończycy stracili zainteresowanie dalszym marszem na zachód. Coraz bardziej nieufny wobec japońskich intencji również Graves zaniechał wychylania nosa za Bajkał. Tymczasem ludzie Siemionowa bezkarnie terroryzowali ludność i służby kolejowe, wymuszając haracze, rabując i mordując kogo popadnie. Przejmując lokomotywy, Kozacy zatrzymali dziesiątki składów towarowych, blokując tory na całe tygodnie.

Gdy Siemionow posunął się do prób zastraszenia żołnierzy amerykańskich, których w newralgicznym rejonie były tylko dwie kompanie, Japończycy ogłosili neutralność w sporze, wzmagając pewność Gravesa, że Kozak jest ich marionetką. Wprawdzie watażka ustąpił przed amerykańskim ultimatum na tyle, by wycofać swoje pociągi pancerne do Czyty, lecz wojsko trapiła plaga porwań i napaści. Dwie ciężko skatowane ofiary zdołały uciec, zdradzając przynależność oprawców. 26 żołnierzy zginęło w ostrzelanych z karabinów maszynowych namiotach, lecz Japończycy zagrozili Amerykanom interwencją w razie odwetu na Kozakach. Graves odwzajemnił się odmową udziału w pościgu za bolszewikami, którzy zabili ponad 200 japońskich żołnierzy. Mimo nacisków nie aresztował również górników strajkujących w Suchaniu, za co Siemionow oskarżył go w rosyjskich gazetach o wspieranie rewolucji.

Pod obcym sztandarem

Pomimo syberyjskich komplikacji w jeszcze większych opałach był Północno-Rosyjski Korpus Ekspedycyjny w europejskiej części upadłego imperium. Trzy tysiące amerykańskich żołnierzy, z czego większość służyła w 229. Pułku Piechoty z Michigan, nie miało pojęcia o celu podróży, dopóki okręty nie opuściły angielskiego Newcastle. Gdy na początku września wysiedli w Rosji, Brytyjczycy stali tam już od czerwca, choć jeszcze w sierpniu rząd nie odniósł się do plotek o zajęciu Archangielska.

Anglicy przejęli miasto w porozumieniu z lokalnymi bolszewikami, mimo że portu strzegło półtora tysiąca czerwonoarmistów, co wywołało furię Lenina. W istocie, interwentom większy kłopot sprawiał powołany przez nich marionetkowy rząd Mikołaja Czajkowskiego, który, będąc antybolszewickim socjalistą, wymówił posłuszeństwo brytyjskiej armii i odmówił usunięcia z miasta czerwonych flag. Gdy jednak brytyjski generał Frederick Poole próbował go obalić, sam stracił stanowisko szefa sztabu Korpusu.

Port w Archangielsku zimą zamarzał, a zbudowany podczas wojny Murmańsk był zbiorowiskiem drewnianych baraków, bez zaplecza kwaterunkowego, przez co żołnierze zazdrościli jeńcom więzionym pod pokładem stojącego w porcie okrętu. Świadkowie wspominali, jak brytyjscy żołnierze rzucali się na nowo przybyłych, by pytać o żywność i wyrywać im z rąk kawałki chleba. Zaopatrzenie było fatalne, a przy tym na aliantów spadł obowiązek wykarmienia cywili odciętych od dostaw z Rosji.

Wszakże największym wstrząsem dla amerykańskich żołnierzy była decyzja Wilsona, by oddać ich pod brytyjską komendę. Niechęć nasilała się coraz bardziej, wraz rosnącym przekonaniem o niekompetencji angielskich dowódców. Żołnierska nieufność wobec Brytyjczyków zawitała też do Waszyngtonu, gdy bez zgody Białego Domu użyli Amerykanów w swojej ofensywie na południe Rosji. Sens operacji wyjaśniano na różne sposoby, w zależności od sytuacji. Najpierw miała chronić linię kolejową do Piotrogrodu przed Niemcami, a potem otwierać bezpieczny korytarz ewakuacyjny dla Czechów, choć ci dawno obrali za cel Władywostok. Ani razu nie zadeklarowano otwarcia woli obalenia bolszewików.

Brytyjczycy niemal do końca liczyli, że ofensywa będzie zarzewiem masowej kontrrewolucji. Ku ich frustracji nic podobnego się nie zdarzyło, a siły alianckie były zbyt nikłe do prowadzenia regularnej wojny. Na zajętych zwalczaniem się nawzajem, grabieżami i korupcją „białych" nie można było liczyć, a i pomoc aliantów była raczej symboliczna. W kluczowym momencie wojny domowej Denikin dostał trochę mundurów i konserwowaną marmoladę.

Mimo to angielskie dowództwo z maniakalnym uporem trwało przy swoich złudzeniach – nawet wtedy, gdy ofensywa utknęła w śniegu 300 km od Archangielska. Ponieważ Londyn nie chciał zwiększać zaangażowania w Rosji, liczono na amerykańskie posiłki, lecz Wilson odmówił, być może wierząc w zapewnienia sekretarza Bakera o słabości bolszewików lub z braku przekonania o sensie operacji.

Tymczasem żołnierze tkwili w śnieżnych zaspach pośrodku niczego, bez zaopatrzenia i szans na odwody, nękani przez mróz, choroby, partyzanckie ataki i bolszewicką artylerię. Z punktu widzenia morale alianckich piechurów zawieszenie broni z Niemcami nie mogło nastąpić w gorszym momencie.

Po co to było?

Gazety ogłosiły koniec wojny i powrót chłopców do domu. Tymczasem, mimo ostrej cenzury korespondencji, żołnierski spryt umożliwiał dostarczenie rodzinom prawdziwych informacji z Rosji. Dzięki osobliwemu sprzężeniu zwrotnemu te same, ale odpowiednio wyolbrzymione sensacje, wracały do żołnierzy w dostarczanych z kraju gazetach. Czytali w nich o milionowej armii bolszewików i oglądali karykatury z maleńkim Jankesem w paszczy ogromnego niedźwiedzia. Nagłówki pytały, o co walczą żołnierze w kraju, z którym alianci nie są w stanie wojny. Przeważała opinia, że mroźne pustkowia na Wschodzie nie są warte życia nawet jednego piechura, a słuchający plotek Amerykanie nabrali przekonania, że Anglicy szafują życiem ich chłopców, żeby zdobyć syberyjskie lasy pod wyrąb.

Coraz częściej mówiono o buntach w amerykańskich oddziałach, choć naprawdę tylko czterech amerykańskich żołnierzy zadało niewygodne pytania, w czym dowódca nie dostrzegł złamania dyscypliny. Rzeczywisty bunt wybuchł wśród Brytyjczyków, za co 13 osób skazano na karę śmierci, choć w końcu wyroku nie wykonano. Niemniej rosła presja Kongresu i opinii publicznej na sprowadzenie oddziałów do domu.

Mimo drobnych potyczek aliantom udało się uniknąć frontalnego starcia z armią bolszewicką, ale w marcu broniono już tylko drogi dostaw z Murmańska do skutego lodem Archangielska. Po zajęciu wioski koło miasteczka Onega nad Morzem Białym 7 tys. bolszewików otoczyło 2 tys. amerykańskich, brytyjskich i białogwardyjskich żołnierzy, ale skórę aliantom uratował mróz, który powstrzymał ofensywę. Kontratak amerykańskiej kawalerii utknął w zaspach pod ogniem karabinów maszynowych, lecz po trzydniowych walkach kanadyjska artyleria zdołała zatrzymać bolszewików, którzy stracili 2 tys. ludzi.

Ponieważ w kwietniu 1919 r. port w Archangielsku wciąż nie odtajał, Biały Dom wysłał do Rosji lodołamacz z gen. Wildsem P. Richardsonem, który po przeglądzie sytuacji zarządził ewakuację amerykańskiego kontyngentu. Wuj Sam stracił pod Murmańskiem ponad dwustu żołnierzy, z czego tylko połowa zginęła w walce. Pozostali umarli z powodu mrozów i hiszpanki, a część ciał sprowadzono do kraju dopiero 20 lat później.

Jesienią 1919 r. rząd amerykański zrezygnował wreszcie z polityki neutralności w Syberii, dostarczając Kołczakowi 15 tys. karabinów. Prawdę mówiąc i tę dostawę z trudem obroniono przed Siemionowem. Skończyło się na śmierci dwóch marines i zniszczeniu pociągu pancernego Kozaków, po czym Siemionow zmienił front i począł zabiegać o azyl w Stanach Zjednoczonych. Niemniej, po udrożnieniu wysadzonych przez bolszewików tuneli nad Bajkałem, Graves zdecydował o wycofaniu sił do Władywostoku.

W istocie na wszystko było za późno. Gdy w zamian za wolną drogę i parę wagonów z węglem Czesi sprzedali Kołczaka i resztę rezerw rosyjskiego złota bolszewikom, znikł ostatni formalny pretekst do interwencji. W rzeczywistości akcja od początku nie miała planu politycznego i wojskowego, a nawet jasno określonego celu. Bolszewicy zdawali się straszni, ale dla zachodnich demokracji „biali" byli równie trudną do przełknięcia alternatywą. W końcu uznano, że słaba i pogrążona w chaosie Rosja będzie najwygodniejsza dla zachodnich mocarstw, od dawna rysujących powojenne strefy wpływów.

Kiedy 1 kwietnia 1920 r. ostatni amerykańscy żołnierze opuszczali Władywostok, japońska orkiestra wojskowa grała im na pożegnanie „Hard Times Come Again No More". Ironia była przedwczesna, bo dwa lata później Japończyków już nikt nie żegnał.

  

Jak dalece Stany Zjednoczone zapomniały o swoich ekspedycjach wojskowych do Rosji w 1918 r., najlepiej świadczy pojednawcze orędzie Ronalda Reagana z 1984 r., w którym prezydent zapewniał, że oba narody nigdy nie walczyły przeciw sobie. Tymczasem interwencje były w rosyjskiej propagandzie – a pewnie są do dzisiaj – podstawą poczucia zagrożenia amerykańską inwazją. W rzeczywistości spośród wszystkich uczestników zaangażowania w Rosji postawa Amerykanów była najmniej zdecydowana, co najpewniej przesądziło o bolszewickim zwycięstwie.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie