Żaden sprawca, sympatyk i uwiedziony naiwniak nie otrzyma ułaskawienia w instancjach historii, gdyż zawsze spadnie nań potępienie – jeśli nie z lewej, to z prawej strony moralnego pręgierza – dlatego idealiści zwykle mają najgorzej. Przy nich łatwo przeoczyć, że osobny krąg piekieł należy się pragmatykom, ludziom patologicznie rozsądnym i trzeźwo kalkulującym księgowym.
Sposób, w jaki działają umysły wyważonych racjonalistów, niechcący opisała Margaret Thatcher w memuarach dotyczących lat spędzonych na Downing Street 10. To bardzo wyjątkowa relacja, tym bardziej że Żelaznej Damie nikt nie zarzuci sympatii do komunizmu.
Brytyjska premier poświęca zatem kilka stron reakcji Wolnego Świata na stan wojenny w Polsce. Rzecz jasna, wraz z Thatcher, Zachód bulgotał oburzeniem, głośno przemawiał i surowo potępiał, mnożąc wezwania i kategoryczne żądania, a gestom solidarności nie było końca. Wśród gorzkich żali i łamania rąk nad prawami człowieka za żelazną kurtyną tylko niedoświadczony Reagan zwrócił uwagę na oczywistą odpowiedzialność Moskwy. Ponieważ Kreml autoryzował każdą niegodziwość systemu, Wspólnota Europejska i NATO uznały konieczność wymierzenia kary, lecz jeszcze nie powstał plan rokowań na temat sankcji, gdy Waszyngton ogłosił jednostronne embargo na handel z Rosją.
Gambit Reagana wywołał większą furię sojuszników niż stan wojenny w Warszawie. Sama Thatcher skoczyła Amerykanom do gardła, krzycząc o złamaniu ducha jedności i zasad zdrowego rozsądku, ponieważ brytyjski rozsądek uosabiał Bank Anglii – przestraszony widmem wstrzymania spłaty długów przez Polskę. Innym źródłem rozwagi były brytyjskie fabryki żyjące z sowieckich zamówień na pompy i rury bezszwowe. Poniekąd z tych samych pomp pochodził rozsądek Niemiec i Francji, ponieważ miały tłoczyć do Europy gaz z zachodniej Syberii. Poza tym rozsądnie było dostarczać Moskwie francuską żywność – skądinąd tańszą, gdyż handel dotował europejski podatnik, a w tym względzie rozsądkiem nie gardził również Waszyngton zmuszony upchnąć nadprodukcję zboża w Związku Sowieckim. Ostatecznie, po uzgodnieniu wszystkich głosów rozsądku, z miażdżącego embarga został grymas niesmaku, choć cały handel z Rosją stanowił promil obrotów bogatego Zachodu.
Wbrew odniesieniom do Thatcher i zimnej wojny tak naprawdę opisuję lipiec 1920 r. – dokładnie w przeddzień bitwy z bolszewickim Mordorem. Podobno ulice wiwatowały, gdy do Warszawy zjechała delegacja zachodnich notabli, gdyż brytyjski ambasador w Berlinie, a zwłaszcza gen. Maxime Weygand – szef sztabu wielkiego Focha – musieli przywozić wsparcie dla Polski. W obliczu zagrożenia europejskiej cywilizacji inny cel wizyty nie przyszedł Polakom do głowy.