Japońska trauma syberyjskiej niewoli

W sowieckich obozach koncentracyjnych zamęczono miliony osób najróżniejszych narodowości. Szczególną grupą byli japońscy jeńcy wojenni, którzy trafili do bolszewickiego piekła we wrześniu 1945 r.

Publikacja: 01.07.2021 21:00

Do rosyjskiej niewoli trafiło ok. 650 tys. żołnierzy Armii Kwantuńskiej

Do rosyjskiej niewoli trafiło ok. 650 tys. żołnierzy Armii Kwantuńskiej

Foto: BEW

Ze względu na odmienność kulturową tzw. syberyjska niewola pozostaje bodaj największą historyczną traumą Kraju Kwitnącej Wiśni. To mało znany fakt, lecz Japończycy stanowili drugą po hitlerowcach grupę narodowościową jeńców wojennych w sowieckim gułagu. Pamięć historyczna o II wojnie światowej przechowała liczby żołnierzy europejskich państw Osi, którzy dostali się do stalinowskiej niewoli. Pamiętają o nich Rumuni, Węgrzy, a szczególnie Niemcy.

Mało kto jednak wie, że w latach 1945–1949 więźniami gułagu było 650 tys. żołnierzy Armii Kwantuńskiej. Do domów nie powróciło od 80 tys. do nawet 200 tys. jeńców. Wiadomo natomiast jedno: niewolnicza praca Japończyków dała Syberii setki kilometrów linii kolejowych i dróg, o rozbudowie miast nie wspominając. Najtragiczniejszy był los tych jeńców, którzy pracowali w kopalniach, wydobywając rudy metali, węgiel oraz uran.

Japońscy żołnierze powracający z Syberii, 1946 r. W pierwszej fazie Rosjanie zwolnili jedynie niezdo

Japońscy żołnierze powracający z Syberii, 1946 r. W pierwszej fazie Rosjanie zwolnili jedynie niezdolnych do pracy Kyoto Prefecture

Kyoto Prefecture

Historyczne przesłanki

Aby przybliżyć tragiczny los żołnierzy cesarza Hirohito, trzeba najpierw zarysować przedwojenne stosunki japońsko-sowieckie. Jak wiadomo, oba totalitarne imperia za cel istnienia obrały terytorialną ekspansję. Na początku lat 30. XX w. Cesarstwo Japonii oderwało od Chin Mandżurię, którą przekształciło w wasalne Cesarstwo Mandżukuo. Następnie Tokio okupowało coraz większe obszary Państwa Środka. Utworzyło w tym celu doborową, kilkusettysięczną Armię Kwantuńską.

Wojna z Chinami doprowadziła do nieuniknionej konfrontacji z sowieckimi interesami w Azji. Stalin uważał Mongolię, Chiny i Mandżurię za własną strefę wpływów. Historyczną przesłanką moskiewskiej strategii były azjatyckie nabytki terytorialne imperium Romanowów. Pod koniec XIX w. Rosja sama anektowała Mandżurię, Mongolię, znaczną część Półwyspu Koreańskiego oraz Sachalin. Po to, aby w przegranej wojnie lat 1904–1905 utracić zdobycze na rzecz rosnącego w siłę Cesarstwa Japonii.

Z kolei po bolszewickim zamachu stanu 1917 r. Rosja dostała się w krwawe żarna wojny domowej. Chaos doprowadził do japońskiej interwencji zbrojnej na Syberii i Dalekim Wschodzie. Cesarska armia okupowała m.in. Czytę, Chabarowsk i Władywostok, sondując możliwość oderwania od Rosji wszystkich terytoriów azjatyckich. Gdy czerwoni wygrali wojnę domową, Japończycy zrezygnowali z okupacji, ale nie wyrzekli się takich planów. Dlatego jeszcze przed wybuchem II wojny światowej w Europie RKKA (Armia Czerwona) dwukrotnie starła się z Armią Kwantuńską. Po raz pierwszy nad jeziorem Chasan, przez które przebiegała granica z Mandżukuo. Latem 1938 r. Sowieci ponieśli klęskę, ale rok później w kampanii pod Chałchin-Goł wzięli odwet. Oddziały Armii Kwantuńskiej zostały okrążone i pobite na terytorium Mongolii. Po dwuletnich negocjacjach Moskwa i Tokio podpisały układ o nieagresji, który Stalin złamał w sierpniu 1945 r.

Koniec Armii Kwantuńskiej

Nie będzie przesadą stwierdzenie, że sowiecko-japoński pakt z kwietnia 1941 r. uratował Stalinowi skórę w wojnie z Hitlerem. Po agresji III Rzeszy, która nastąpiła 22 czerwca tego samego roku, już na początku grudnia żołnierze Wehrmachtu widzieli w lornetkach Moskwę.

Tymczasem zgodnie z układem o nieagresji Armia Kwantuńska, choć miała wszelkie szanse powodzenia, nie uderzyła na Sowietów od tyłu. A mogła, bo Tokio było przecież sojusznikiem Berlina. Wojnę na dwa fronty Stalin przegrałby z pewnością, mimo że granicy z Mandżurią i Mongolią broniło 28 proc. sowieckich sił zbrojnych. Daleko ważniejsze, że dzięki dochowaniu układu przez Tokio Stalin mógł przerzucić do Europy dywizje syberyjskie i dalekowschodnie, które obroniły Moskwę.

W 1945 r. Stalin nie zrewanżował się Japonii, która sama znalazła się w rozpaczliwej sytuacji, ponosząc druzgocącą klęskę w wojnie z USA. W lutym 1945 r. podczas konferencji w Jałcie Stalin obiecał amerykańskiemu prezydentowi i brytyjskiemu premierowi, że uderzy na Armię Kwantuńską trzy miesiące po zwycięstwie aliantów nad III Rzeszą. Tyle oficjalna historia, ponieważ w rzeczywistości dyktator kierował się imperialną chęcią odbicia terytoriów utraconych w 1905 r. Dlatego w kwietniu wypowiedział Japonii układ z 1941 r., łamiąc jego literę. Dokument dawał obu stronom taką możliwość, ale wyłącznie po pięciu latach od daty podpisania. Moskwa mogła więc legalnie zerwać porozumienie dopiero w kwietniu 1946 r.

Nie był to koniec sowieckiego wiarołomstwa. Po pierwsze, zgodnie z rosyjską mitologią II wojny światowej atak sowieckich dywizji, który nastąpił 9 sierpnia 1945 r., zdruzgotał Armię Kwantuńską. Oszołomione siłą uderzenia kilkusettysięczne zgrupowanie poddało się po dwóch tygodniach, czyli 23 sierpnia. To nieprawda, ponieważ już 15 sierpnia cesarz Hirohito wydał Armii Kwantuńskiej rozkaz niestawiania oporu. Decyzję o kapitulacji podjął po amerykańskich nalotach atomowych na Hiroszimę i Nagasaki. Opór Sowietom stawiły więc nieliczne oddziały i garnizony, do których nie dotarła wola cesarza. Niemniej Stalin po raz drugi dał popis wiarołomstwa.

Poczdamska deklaracja ZSRS, USA i Wielkiej Brytanii zawierała gwarancję „repatriacji byłych żołnierzy japońskich" do Kraju Kwitnącej Wiśni. Nie było mowy o nadaniu im statusu jeńców wojennych. Tymczasem 23 sierpnia Stalin podpisał dekret „o wykorzystaniu japońskich jeńców wojennych w gospodarce narodowej". Była to podstawa ich deportacji do ZSRS i osadzenia w gułagu. Mieli bezterminowo służyć bolszewikom jako niewolnicza siła robocza.

Tak naprawdę do dziś nie wiemy, ilu Japończyków trafiło do sowieckiej niewoli. Tak zwanemu internowaniu, czyli przymusowej wywózce, podlegała także cywilna administracja okupacyjna, spora grupa osadników rolnych i przedsiębiorców, a przede wszystkim inteligencja i techniczni specjaliści spośród rdzennej ludności Sachalinu i Wysp Kurylskich.

Jak szacują historycy, w momencie kapitulacji Armia Kwantuńska liczyła ok. 650 tys. żołnierzy. Natomiast ogólna liczba japońskich żołnierzy w całej strefie okupacji sowieckiej sięgała 1,07 mln osób. Rosyjskie źródła mówią o deportacji do gułagu od 530 tys. do 640 tys. jeńców. Dane MSW wskazują na istnienie 500 batalionów roboczych japońskich więźniów, po ok. tysiąc jeńców każdy. Natomiast z archiwalnych informacji japońskiego ministerstwa zatrudnienia wynika, że do kraju powróciło z łagrów 730 tys. osób. Wszystko razem ukazuje skalę powojennego bałaganu lub – co bardziej prawdopodobne – sowieckich zakłamań. Najważniejsze są z pewnością losy kilkuset tysięcy Japończyków zamienionych w niewolników wbrew międzynarodowym umowom.

Dowództwo japońskiej Armii Kwantuńskiej omawia warunki kapitulacji z radzieckim generałem pułkowniki

Dowództwo japońskiej Armii Kwantuńskiej omawia warunki kapitulacji z radzieckim generałem pułkownikiem Andriejem Krawczenką

EAST NEWS

Moskwa i Tokio walczyły ze sobą dwa tygodnie. Armii Kwantuńska dobrowolnie złożyła broń. Dlatego jej żołnierze uważali się za internowanych do czasu odesłania na ojczyste wyspy. Mieli ku temu podstawy, bo dokładnie tak postąpiły USA, Chiny i Wielka Brytania w swoich strefach okupacyjnych. Do 1946 r. wszyscy obywatele Japonii zostali repatriowani.

Zgrupowani w sowieckiej strefie pozwolili się najpierw zamknąć w obozach na terenie Mandżurii. Zwycięzcy tłumaczyli to „ochroną przed zemstą Chińczyków". Ponadto nie rozformowali japońskich oddziałów, zachowując pełną strukturę dowodzenia. Jak się szybko okazało, był to pragmatyzm wynikający z przyszłego podziału na bataliony robocze, które pod silną eskortą pieszo, koleją i transportem rzecznym pognano do ZSRS. Jeńcy zostali rozmieszczeni w obozach koncentracyjnych na terenie 30 obwodów administracyjnych. Od kopalni ukraińskiego Donbasu i winnic Mołdawii, przez stepy Kazachstanu, po Buriację.

Największą liczbą japońskich więźniów charakteryzowały się jednak łagry Syberii i Dalekiego Wschodu. Magadan, Irkuck, Władywostok i Chabarowsk. Oficjalnie podlegali zarządowi obozów jenieckich i internowania MGB, czyli poprzednika KGB. Specjalna instrukcja mówiła, że praca jeńców jest obowiązkowym zadośćuczynieniem za ekonomiczne straty poniesione przez ZSRS podczas wojny. „Przywieźli nas do łagru nr 10. Pokazali czarne namioty, w których mieliśmy żyć. Był grudzień 1945 r. i nasze serca drgnęły, bo temperatura spadła do minus 55 stopni Celsjusza" – tak wspominał przybycie do obozu japoński porucznik.

Stosunkowo dobrze znamy losy Japończyków skierowanych do łagrów Irkucka w liczbie 70 tys. Zostali zamknięci w 48 obozach podlegających Tajszetłagowi, czyli lokalnej centrali gułagu. O statusie niewolników świadczą biurokratyczne przydziały: 15 tys. Japończyków dostało zjednoczenie górnicze, 11 tys. otrzymała armia do budowy koszar, kolejne

7 tys. wycinało tajgę, a 5 tys. pracowało dla przemysłu maszynowego; ponad 6 tys. budowało nasypy kolejowe.

Teoretycznie praca trwała 8 godzin dziennie, jednak czas przemarszów na place budów nie liczył się w wyśrubowanej normie. Tymczasem odległości od obozów sięgały 15 km w jedną stronę. Japończycy pracowali więc po 12–14 godzin na dobę. Nic dziwnego, że byłych żołnierzy cesarskich zaczęły dziesiątkować głód, choroby i śmierć. „Z naszego batalionu liczącego 4 tys. żołnierzy w 1947 r. pozostało 800 żywych" – to kolejny cytat z zachowanych wspomnień.

Japończycy umierali głównie na gruźlicę i tyfus wywołany wszawicą. Sowieci nie byli w stanie przygotować ani baraków mieszkalnych, ani odpowiedniej ilości żywności. Mimo skrajnych warunków klimatycznych Japończyków umieszczono w zwykłych namiotach, a dopiero potem nakazano ryć ziemianki. Ich codzienna dieta składała się głównie z mąki i wody. Dla odmiennych genetycznie więźniów była w ogromnej mierze nieprzyswajalna.

Tymczasem gułag był obliczony na maksymalne wykorzystanie ich pracy, aż do zupełnego wycieńczenia i śmierci. Takie warunki zadecydowały, że w 1946 r. z początkowej liczby jeńców Tajszetłagu pozostało ok. 46 tys. Wtedy rzucono ich do budowy bajkalsko-amurskiej magistrali kolejowej. Po kolejnym roku zdolność do pracy zachowało nie więcej niż 20 tys. osób spośród 28 tys. pozostałych przy życiu.

O dużym szczęściu mogli mówić jeńcy pracujący w samym Irkucku. To Japończycy wyryli 130 km miejskiej kanalizacji, ułożyli pierwsze asfaltowe ulice oraz wybudowali gmach wyższej szkoły partyjnej. Mogli jednak liczyć na pomoc mieszkańców, którzy ze współczuciem odnosili się do więźniów. „Zapraszali nas do swoich izb, poili gorącą herbatą, a nawet dzielili się chlebem, choć dzienna norma przydziału wynosiła 200 gramów na człowieka". Takie świadectwo życzliwości pozostawił inny z ocalałych.

Najwyższa śmiertelność panowała jednak w kopalniach. Do szczególnych złowrogich obiektów należały uranowe łagry Magadanu. Wiadomo, że w wyniku prymitywnych warunków odparowania radioaktywnej rudy od napromieniowania zmarło nawet do 300 tys. więźniów. Tymczasem w uranowym zagłębiu zlokalizowano dwa karne łagry dla japońskich jeńców, którzy próbowali uciekać lub stawili opór władzom obozów położonych w innych miejscach zsyłki.

Na przełomie lat 1946–1947 Sowieci rozpoczęli jednak repatriację. Tak wysoka śmiertelność, opór jeńców przed niewolniczą pracą, wreszcie niedostosowanie do skrajnych warunków klimatycznych czyniły ich pracę nieopłacalną. Dlatego w pierwszej fazie do Japonii wysłano 128 tys. chorych oraz jeńców umieszczonych w kategorii „niezdolni do pracy z innych powodów". Do 1949 r. gułag opuściła największa grupa osadzonych. Jednak repatriacja zakończyła się dopiero w 1956 r. Wtedy zwolniono ostatnich specjalistów technicznych zatrudnionych przymusowo w przemyśle rybnym Wysp Kurylskich, a także ponad 3,5 tys. więźniów. Należała do nich grupa japońskich generałów i funkcjonariuszy żandarmerii wojskowej, których Sowieci osądzili jako zbrodniarzy wojennych.

Trauma syberyjskiej niewoli trwała, a nawet nasiliła się po repatriacji. Wywołał ją odmienny od europejskiego kodeks walki japońskich żołnierzy. Nie przewidywał on kapitulacji, niewolę uważano za hańbę wykluczającą nie tylko z sił zbrojnych, ale stawiającą poza nawias społeczeństwa. Statystyczne dane mówią, że podczas II wojny światowej do niewoli trafiał 1 japoński żołnierz na 120, którzy woleli zginąć.

Ze wspomnień wyłania się więc obraz obozowych dyskusji, których mottem była obawa, jak „hańba" Armii Kwantuńskiej zostanie przyjęta przez rodziny. Niestety, więźniowie gułagu mieli rację – stali się na lata pariasami japońskiego społeczeństwa. Powszechną praktyką było blokowanie zawodowego awansu jeńcom repatriowanym z ZSRS, a nawet pogardliwe odmowy zatrudnienia. Upokarzająca sytuacja trwała do lat 60. XX w., gdy Tokio radykalnie zmieniło politykę historyczną. Więźniowe gułagu stali się bohaterskimi ofiarami bestialstwa Sowietów. Powstały pomniki ich męczeństwa i muzea. Fala goryczy i upokorzenia, którą przeszli jeńcy, wylała się rzeką literatury wspomnieniowej o dramatycznych przeżyciach na Syberii. Jednak trauma gułagu dla tak dumnego narodu trwa nadal.

Ze względu na odmienność kulturową tzw. syberyjska niewola pozostaje bodaj największą historyczną traumą Kraju Kwitnącej Wiśni. To mało znany fakt, lecz Japończycy stanowili drugą po hitlerowcach grupę narodowościową jeńców wojennych w sowieckim gułagu. Pamięć historyczna o II wojnie światowej przechowała liczby żołnierzy europejskich państw Osi, którzy dostali się do stalinowskiej niewoli. Pamiętają o nich Rumuni, Węgrzy, a szczególnie Niemcy.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie