America First: interes USA zawsze ponad sojuszami

Przez ostatni tydzień często słyszeliśmy, że stosunki polsko-amerykańskie są najlepsze w historii.

Aktualizacja: 20.06.2019 17:46 Publikacja: 20.06.2019 17:19

Charles Lindbergh przemawia na zjeździe AFC w czerwcu 1941 roku. Ten pionier lotnictwa był największ

Charles Lindbergh przemawia na zjeździe AFC w czerwcu 1941 roku. Ten pionier lotnictwa był największym przeciwnikiem przystąpienia USA do wojny przeciw państwom Osi

Foto: EAST NEWS

W Białym Domu prezydenci obu krajów ścigali się w wygłaszaniu wzajemnych komplementów, w Warszawie kierownictwo PiS mruczało z zadowolenia, a na Woronicza przypomniano sobie, jak robiono propagandę sukcesu za Szczepańskiego. Szkoda, że wśród tak licznych zachwytów, ekscytacji i uniesień nikt nie wspomniał, iż właściwie to niczego konkretnego nie osiągnięto. Prezydent Andrzej Duda, któremu należy się uznanie za umiejętności interpersonalne, przywiózł z Waszyngtonu garść atrakcyjnych obietnic i pochwał, które są na razie jedynie deklaracjami.

A przecież zasada w relacjach z USA jest prosta, choć nikt w Polsce nie chce o tym pamiętać. Wszystkie akty prawne, w tym umowy międzynarodowe, mają trwałą moc w polityce amerykańskiej, jeżeli są zatwierdzone przez Kongres Stanów Zjednoczonych. Dotyczy to wiz, sojuszów militarnych, relacji gospodarczych etc. Prezydenci przychodzą i odchodzą z Białego Domu, administracje się zmieniają, ale decyzje Kongresu ze względu na specyfikę amerykańskiego systemu prawnego pozostają trwałe jak piramidy w Gizie. Dlaczego nasza klasa polityczna ciągle tego nie rozumie? Polecam każdemu polskiemu politykowi szczegółową lekturę Konstytucji Stanów Zjednoczonych.

Obietnice zniesienia wiz czy ustanowienia trwałych więzi militarnych mają sens tylko wtedy, gdy są afirmowane przez kierownictwa większości republikańskiej lub demokratycznej w obu izbach Kongresu. Przyjacielskie poklepywanie się głów państw tworzy jedynie alians iluzoryczny. Stosunki specjalne między Stanami Zjednoczonymi a Wielką Brytanią czy Izraelem opierają się przede wszystkimi na trwałym lobbingu tych państw na Kapitolu.

Prezydent Duda, który bez wątpienia wykonał kawał dobrej roboty w USA, nie powinien zapominać o haśle wyborczym Donalda Trumpa: „America First". Kryje się za nim bardzo niepokojące przesłanie, o którym obecna ekipa rządząca Polską całkowicie zapomniała. Tego motta nie wymyślił Trump. To nie tylko silny w wymowie komunał polityczny, ale przede wszystkim sygnatura ruchu izolacjonistycznego. Kiedy wybuchła I wojna światowa, prezydent Woodrow Wilson użył tego hasła w kampanii przeciwko przystąpieniu USA do wojny. Wspierał go w tym magnat prasowy William Randolph Hearst. Hasło to zostało również wybrane na motto kampanii wyborczej prezydenta Hardinga w 1920 r.

W polityce amerykańskiej nie ma żadnej przypadkowości. Nasze media zapomniały, że „America First" to przede wszystkim flagowe zawołanie jednej z najbardziej wpływowych organizacji w historii USA, założonej 4 września 1940 r. przez studenta Uniwersytetu Yale Douglasa Stuarta Jr., nieinterwencjonistycznej grupy nacisku przeciwko amerykańskiemu przystąpieniu do II wojny światowej – America First Committee. Na początku 1941 r. organizacja ta liczyła 800 tys. członków. Należeli do niej ludzie, którzy mieli po wojnie kształtować Amerykę. Zdumiewające, jak szybko AFC zamieniła się ze zwykłej grupki studenckiej w potężne stronnictwo antywojenne. Ale niech nikogo nie zmylą pozory pacyfizmu. Do AFC należeli ludzie, którzy na wojnach i przemycie zbili fortuny. Byli w tej organizacji przemysłowcy, właściciele koncernów prasowych, producenci filmowi, właściciele sieci sklepów, posiadacze kopalni, fabryk, armatorzy, szefowie koncernów naftowych i oczywiście wpływowi politycy.

Wśród sympatyków AFC znaleźć można nazwiska Walta Disneya, wydawcy „New York Daily News" Josepha M. Pattersona czy właściciela „Chicago Tribune" Roberta R. McCormicka. Znamienne, że ich postawa antywojenna zaczęła się utrwalać w czasie, kiedy do USA zaczęły napływać doniesienia o niemieckich zbrodniach w Polsce, Holandii, Belgii i Francji.

Oczywiście, sytuacja zmieniła się diametralnie po japońskim ataku na Pearl Harbor 7 grudnia 1941 r. Warto jednak pamiętać pierwszą zasadę, którą członkowie AFC się kierowali: interes narodowy USA stoi ponad wszystkimi sojuszami. /©?

W Białym Domu prezydenci obu krajów ścigali się w wygłaszaniu wzajemnych komplementów, w Warszawie kierownictwo PiS mruczało z zadowolenia, a na Woronicza przypomniano sobie, jak robiono propagandę sukcesu za Szczepańskiego. Szkoda, że wśród tak licznych zachwytów, ekscytacji i uniesień nikt nie wspomniał, iż właściwie to niczego konkretnego nie osiągnięto. Prezydent Andrzej Duda, któremu należy się uznanie za umiejętności interpersonalne, przywiózł z Waszyngtonu garść atrakcyjnych obietnic i pochwał, które są na razie jedynie deklaracjami.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Historia
Przemyt i handel, czyli jak Polacy radzili sobie z niedoborami w PRL