Gra w strachy czyli zimnowojenny wyścig zbrojeń

Groźba atomowej zagłady mającej zawisnąć nad światem w 1983 r. to opowieść o lekkomyślności generałów NATO lub o wielkim blefie sowieckiego wywiadu, na który dał się złapać nawet Reagan.

Aktualizacja: 22.06.2019 13:14 Publikacja: 20.06.2019 17:21

Gra w strachy czyli zimnowojenny wyścig zbrojeń

Foto: Wikipedia

Mało kto w 1983 r. rozumiał, że sprzedawana od stycznia ciekawostka, znana jako komputer osobisty, wyznacza początek nowej epoki. Jeszcze mniej osób słyszało, że z powodu rosyjskiej interpretacji zachodnich manewrów wojskowych „Able Archer", ten sam rok mógł być ostatnim w dziejach ludzkości. Ale nawet w odtajnionych 30 lat potem dokumentach, wydanych przez różne agencje rządowe, wciąż nie ma jasności, co w tej sprawie było grą wywiadów i propagandą, a co objawem autentycznej paranoi Sowietów.

Szybciej, niż wstaną z krzeseł

Najmocniejszym filarem zimnowojennego bezpieczeństwa była doktryna wzajemnego i całkowitego zniszczenia. Paradoksalnie, im większa pewność, że wojna nuklearna prowadzi do powszechnej zagłady, tym spokojniej można zasypiać. Niestety, już pod koniec lat 70. na gwarancjach totalnej apokalipsy pojawiły się rysy, a z nimi groźne podejrzenia, że konflikt atomowy jest do wygrania.

Pierwotnego zwrotu nie dokonała administracja Reagana, lecz notorycznie oskarżany o naiwność wobec Sowietów Jimmy Carter. Mieści się w tym zarówno inwestycja w wielogłowicowe pociski strategiczne MX, jak i nieoczekiwane skutki podpisanego z Breżniewem porozumienia Salt II. Wprawdzie układ ograniczał liczbę rakiet międzykontynentalnych, ale otwierał Sowietom przestrzeń do rozbudowy arsenału średniego zasięgu. Zamiast zwiększyć bezpieczeństwo, akt eskalował zagrożenia.

Przy samych granicach wolnego świata pojawiły się rakiety RSD-10 Pionier, znane w terminologii NATO jako SS-20, których zasięg obejmował całą Europę Zachodnią. Jeszcze w 1979 r. pakt północnoatlantycki zdecydował o rozmieszczeniu na wschodniej flance samosterujących pocisków Pershing II, choć broń nie przeszła jeszcze końcowych testów na Florydzie. Arsenał średniego zasięgu wynosił wyścig zbrojeń na nowy poziom psychologiczny, który w sprawie „Able Archer" miał decydujące znaczenie.

Zbigniew Brzeziński wspominał, jak podczas jego służby w Białym Domu o trzeciej nad ranem zbudzono go wiadomością o 2 tysiącach rakiet startujących z Rosji. Pamiętał, jak był tym faktem kompletnie rozbity, choć sytuacja wymagała natychmiastowych decyzji. Na szczęście szybko wyszło na jaw, że to tylko program ćwiczebny, omyłkowo załadowany do systemu ostrzegania.

Rzecz w tym, że stara era balistycznych rakiet międzykontynentalnych i bombowców zostawiała decydentom margines blisko 30 minut na ocenę sytuacji i wydanie rozkazów. Pociski średniego zasięgu praktycznie eliminowały ten komfort do zera.

Pershing II, wystrzelony z Zachodnich Niemiec, osiągał cele w ciągu 10, a czasem tylko 6 minut. W kręgach wojskowych zaczęła krążyć anegdota, że to zbyt mało, by sędziwi sowieccy notable zdążyli wstać z krzeseł i zejść do podziemnych bunkrów dowodzenia. Ponadto system samonaprowadzania, który autonomicznie korygował tor lotu, wyznaczał nowe standardy precyzji ataku, trafiając w cel z dokładnością 50 m. W teorii pozwalało to zlikwidować rosyjskie punkty dowodzenia, zanim ktoś dostrzeże, że zaczęła się wojna. I choć zasięg rakiety w warunkach testowych nie przekroczył deklarowanych 1800 km, Rosjanie byli zdania, że pocisk zdoła dolecieć do Moskwy.

Wygrać wojnę, zanim się zacznie

Gdy do Białego Domu wprowadzali się Reaganowie, w Moskwie nadal rządził Breżniew i geriatryczna gwardia ideologicznego betonu, której poczytalność budziła liczne wątpliwości. Przeżarte korupcją imperium coraz głębiej buksowało w gospodarczym zastoju i braku nowych pomysłów, a Afganistan i inne wojny zastępcze pożerały budżet. Gdy w Ameryce projektowano niewykrywalny bombowiec strategiczny i nowe rakiety Trident II, stało się jasne, że przepaść ekonomiczna nie pozwoli podołać tej konkurencji.

Jakby tego było mało, w 1981 r. USA zaczęło testować sowiecką odporność na stres, w tajnej operacji psychologicznej „PSYOP". Co kilka dni amerykańskie bombowce szarżowały wprost w sowiecką przestrzeń powietrzną, żeby zawrócić w ostatniej chwili. Przy okazji badano skuteczność rosyjskich systemów ostrzegania, bezkarnie buszując po Bałtyku i Morzu Czarnym. Okazało się, że nawet satelity przeoczyły przejście amerykańskiej floty między Wyspami Brytyjskim a Islandią na Morze Barentsa, prosto pod sowieckie bazy morskie w Arktyce. Wiele wskazywało, że rosyjskie urządzenia rozpoznawcze są ślepe i głuche.

Wśród Sowietów rosło przeświadczenie, że Zachód szykuje na nich atak jądrowy, co podczas tajnej narady Andropow ogłosił priorytetem dla KGB, jeszcze za życia Breżniewa. Szpiegów zobligowano do wykrycia amerykańskiego uderzenia, zanim wystartują rakiety. W umysłach starych towarzyszy wciąż tkwiła trauma po zaskakującym ataku Hitlera. Było pewne, że ataku nie da się przeprowadzić z godziny na godzinę. Szacowano, że trzeba najmniej dziesięciu dni intensywnych przygotowań, które mieli śledzić sowieccy agenci. Kilkuset szpiegów analizowało dane, mogące świadczyć o nadchodzącej wojnie atomowej. Zbierano każdą informację, która mogła się przydać – od wzrostu zapasów krwi w szpitalach, po ruchy sił strategicznych, aktywność politycznych prominentów i dowódców wojskowych, wypowiedzi polityków, a także gwałtowne zaburzenia na rynku złota, surowców, a nawet dzieł sztuki. Bezcenne były wiadomości o planach ewakuacji ludności cywilnej i schronach. Powstał nawet prymitywny algorytm informatyczny, który na tej podstawie obliczał prawdopodobieństwo ataku. Tak zrodziła się operacja połączonych sił wywiadowczych KGB i GRU, pod kryptonimem „RJaN", akronimu od Rakietnoje Jadiernoje Napadienije (Rakietowy Atak Nuklearny). Niemniej trudno orzec, ile warte były te analizy. Oportunizm był naturalną cechą Sowietów, przez co nawet szpiedzy nawykli potwierdzać tezy i opinie szefów, by nie popaść w niełaskę.

Szturchanie niedźwiedzia

Zastąpienie zmarłego Breżniewa Andropowem wcale nie było najgorszym wyborem wśród sowieckiej gerontokracji. Choć ciążyła na nim renoma „rzeźnika Budapesztu" i pogromcy Praskiej Wiosny, kagebiści mieli opinię najbardziej pragmatycznych członków partyjnego betonu. Była to pochodna faktu, że sowieckie służby były najlepiej poinformowanym elementem systemu. Zapewne dlatego Andropow wzbraniał się przed poparciem wojny w Afganistanie i angażowaniem przeciw Solidarności w Polsce.

Niemniej od wiosny 1983 r., system RJaN puchł od złych wiadomości. W marcu prezydent Reagan, w słynnej wypowiedzi na kongresie ewangelików, nazwał Związek Sowiecki „imperium zła", a zaledwie kilkanaście dni później zapowiedział objęcie państw NATO systemem antyrakietowym, znanym jako program „Gwiezdnych wojen". Projekt odsyłał system odstraszania do historii, pozwalając USA wygrać wojnę atomową. Co gorsza, Sowieci nie mogli podołać „Gwiezdnym wojnom" ani technologicznie, ani finansowo. Dlatego Sowieci potraktowali „Gwiezdne wojny" jako broń ofensywną, pamiętając przy tym, jak Reagan groził przed rokiem, że marksizm i leninizm zmienią się w stertę popiołu historii. Czyż „popiół" nie jest aluzją do nuklearnej pożogi?

Jakby na potwierdzenie deklaracji Reagana i obaw Moskwy, na północnym Pacyfiku zaczęły się morskie manewry „FleetEx '83", uważane za największe zgrupowanie floty wojennej od końca wojny światowej. Granice Związku Sowieckiego znalazły się w zasięgu lotu 300 samolotów bojowych zgromadzonych na trzech lotniskowcach. Trzeba przy tym pamiętać, że w lutym 1983 r. rozesłano do rezydentów KGB na Zachodzie tajny szyfrogram, który ostrzegał komórki sowieckiego wywiadu przed amerykańskim atakiem pod przykrywką manewrów wojskowych. Odtąd wszystkie ćwiczenia wojskowe państw NATO budziły szczególny niepokój.

Tymczasem amerykańskie maszyny prowokacyjnie penetrowały sowiecką przestrzeń powietrzną, pozwalając wywiadowi badać parametry rosyjskich radarów, ich procedury alarmowe i możliwości maszyn przechwytujących. Najgroźniejszą zaczepką okazał się przelot nad Kurylami, do których prawa wciąż rości Japonia. Wprawdzie Rosjanie odpowiedzieli rajdem na amerykańskie wyspy opodal Alaski, jednak nie ukoiło to bólu po okazanej bezradności. Było jasne, że sowieckie systemy rozpoznawcze Oko praktycznie nie działają (co później potwierdziło lądowanie awionetki Mathiasa Rusta na placu Czerwonym w 1987 r.). Wściekły Andropow rozkazał strzelać do każdej obcej maszyny, która wleci w sowiecką przestrzeń powietrzną, co znalazło straszne konsekwencje 1 września 1983 r.

Rejsowy Boeing 747 Koreańskich Linii Lotniczych z niejasnych przyczyn zboczył z kursu i wleciał w zakazaną strefę powietrzną wokół Sachalina. Sowieckie siły powietrzne musiały wykazać skuteczność po poprzedniej kompromitacji, choćby ze strachu przed gniewem moskiewskich władz po rozkazie Andropowa. Nad Morzem Japońskim Su-15 zestrzelił maszynę z 269 pasażerami, wśród których był amerykański kongresmen Larry McDonald. Wybuchł ogromny kryzys, w którym obie strony przedstawiały przeciwnika jako zimnokrwistego mordercę. Zdaniem Sowietów Amerykanie cynicznie zasłonili się cywilami w tajnej operacji wywiadowczej.

Samospełniająca się przepowiednia

Czarny scenariusz KGB zdawał się spełniać, kiedy napięcia międzynarodowe sięgały zenitu, a w Europie rozpoczęto wielkie manewry wojsk NATO, opatrzone kryptonimem Autumn Forge. Ćwiczenia trwały już od miesiąca, kiedy komórki sowieckiego wywiadu zameldowały o nadzwyczajnym wzmocnieniu ochrony i środków bezpieczeństwa wokół amerykańskich ambasad i baz wojskowych na całym świecie. Wprawdzie był to bezpośredni skutek zamachów na koszary w Bejrucie z 23 października, w których zginęło ponad trzystu żołnierzy, lecz sytuacja jak ulał pasowała do symptomów poszukiwanych przez RJaN.

Dokładnie w tym samym czasie przez kilka dni trwała wyjątkowo intensywna wymiana szyfrowanych wiadomości między Białym Domem a Londynem, co także odnotowały sowieckie nasłuchy. Również tę informację potraktowano jako zwiastun nadciągającego ataku, choć konsultacje najpewniej dotyczyły amerykańskiej interwencji w Grenadzie z 25 października. Opinia Wielkiej Brytanii była o tyle istotna, że wysepka wciąż jest członkiem brytyjskiej Wspólnoty Narodów. Na Cape Canaveral skończono testy rakiet Pershing II i trwała budowa infrastruktury pod instalację pocisków w Europie. Oficjalnie broń wciąż nie dotarła do Niemiec, lecz zdaniem Rosjan co najmniej kilkanaście rakiet przebyło Atlantyk. Za mało, żeby dokonać ataku, lecz sytuacja mogła się zmienić z dnia na dzień.

W ramach pomniejszych ćwiczeń Reforger, wchodzących w zakres Autumn Forge, przerzucono do Europy 19 tysięcy amerykańskich żołnierzy. Dla Rosjan sprawa była szczególnie niepokojąca, ponieważ loty transportowe odbyły się w warunkach ścisłej ciszy radiowej. Jeszcze bardziej alarmistycznie brzmiał nasłuch otwartej łączności z bombowcami B-52, gdy kilkakrotnie użyto terminu „atak nuklearny".

Jednym z kilku powodów, dla których ćwiczenia Autumn Forge z 1983 r. zdawały się wyjątkowe, a przez to niepokojące dla Rosjan, był szczególny nacisk, jaki położono na testowanie automatycznej transmisji danych między komputerami. Płynące przez eter strumienie informacji, które nie przypominały Sowietom znanych kodów i szyfrów, budziły konsternację i rosnące obawy.

Ćwiczenia z końca świata

Ukoronowaniem całych manewrów był trening sztabowy „Able Archer". Pozornie nie było w nim nic szczególnego, ponieważ podobne prowadzono od 1967 r. Nie obejmowały przy tym działań polowych, ponieważ ćwiczono w biurowych zaciszach. Celem było przećwiczenie procesu decyzyjnego, koniecznego przy przejściu od działań konwencjonalnych, do użycia broni jądrowej.

Były jednak zmiany. Po pierwsze, centrum koordynacji ćwiczeń przeniesiono ze stałej siedziby Najwyższego Dowództwa Połączonych Sił w Europie do polowego stanowiska w atomowym bunkrze. Po wtóre, NATO wymogło, by tym razem w ćwiczeniach wziął udział jak najwyższy szczebel polityków. Stąd stronę amerykańską reprezentowali wiceprezydent Bush, sekretarz obrony Weinberger i doradca ds. bezpieczeństwa narodowego McFarlane. Mowa nawet o udziale premier Thatcher i kanclerza Kohla, choć nie ma na to jednoznacznych dowodów.

Scenariusz zakładał, że Niebiescy, symbolizujący NATO, zepchnięci do głębokiej defensywy przewagą wojsk pancernych Pomarańczowych, będą musieli odpowiedzieć uderzeniem nuklearnym. Plan zakładał zaistnienie takiej konieczności 7 listopada 1983 r., tuż po ataku chemicznym Pomarańczowych. W ramach ćwiczeń ogłoszono I stopień gotowości bojowej sił nuklearnych, co oznaczało nieuchronność ataku, choć to nie miało wpływu na aktywność realnych jednostek bojowych.

Niemniej na podstawie przecieków i radiowego nasłuchu wielu sowieckich szpiegów mogło wziąć ćwiczebny scenariusz za groźną rzeczywistość. Tylko Reiner Krupp, agent STASI, zainstalowany w samym centrum wydarzeń w Brukseli, stanowczo zaprzeczył aktywności sił nuklearnych w Europie.

Tak czy owak, 8 lub 9 listopada 1983 r. Moskwa zażądała od rezydentów ustalenia dokładnej daty amerykańskiego ataku. Warto zauważyć, że dzierżący atomowy guzik Andropow już od września leżał w szpitalu, złożony całkowitą niewydolnością nerek, cukrzycą, nadciśnieniem oraz stwardnieniem zanikowym. Trudno orzec, kto do jego śmierci naprawdę rządził imperium.

W tym czasie wywiad donosił o niezwykłym ożywieniu w Układzie Warszawskim. Sowiecka flota podwodna znikła gdzieś pod lodami Arktyki, zapewne przeczekując pierwsze uderzenie. Nad wyraz aktywne były floty Północna i Bałtycka. Na terenie NRD i Polski ogłoszono gotowość bojową bombowców Su-24, przystosowanych do przenoszenia broni jądrowej i zdolnych do lotu w każdych warunkach, a helikoptery dowoziły na lotniska coś, co przypominało głowice jądrowe. Ponadto przygotowano do użycia 70 mobilnych wyrzutni rakiet SS-20. W ciągu pięciu feralnych dni zanotowano 36 sowieckich lotów zwiadowczych nad Europą Zachodnią.

Atut strachu

NATO nie miało rozeznania, czy aktywność Sowietów to zwykłe potrząsanie szabelką podczas wrogich manewrów, rutynowe ćwiczenia czy rzeczywiste przygotowania do wojny. Zwraca uwagę fakt, że w Rosji był to czas świętowania rocznicy rewolucji bolszewickiej, co zwykle przesłaniało inne wydarzenia. Niemniej natychmiast po zakończeniu ćwiczeń Sowieci nie wyglądali na przerażonych. Wręcz przeciwnie: zerwali wszelkie negocjacje na temat rakiet średniego zasięgu i inne rozmowy rozbrojeniowe.

Wielu wysokiej rangi sowieckich notabli i wojskowych nie przypomina sobie, żeby do kryptonimu „Able Archer" przywiązywano jakieś szczególne znaczenie, a większość nawet o nim nie słyszała. Tak naprawdę jedynym źródłem rewelacji o histerii oraz panicznych szyfrogramach KGB jest Oleg Gordijewski. To za jego sprawą temat ożył w najwyższych salonach politycznych Zachodu (choć nie w świadomości publicznej, która o niczym nie miała pojęcia) po spektakularnej ucieczce z Rosji. Był to wysokiej rangi podwójny agent KGB i brytyjskiego MI6, do 1985 r. rezydent sowieckiego wywiadu w Londynie. Wsypany przez współpracującego z KGB agenta CIA Aldricha Amesa i odwołany do Moskwy nie zgnił w gułagu, nie przepadł bez śladu... po wyjściu z przesłuchania pozwolono Brytyjczykom ewakuować go z Rosji. Tyle oficjalna wersja.

Po ucieczce na Zachód życiową misją Gordijewskiego było wpojenie najważniejszym politykom Zachodu wiary w autentyczność sowieckiego strachu przed amerykańskim atakiem. Opowiadając o skutkach „Able Archer", przekonał nawet Reagana, że zachowanie Rosjan to nie teatralne gesty, lecz autentyczne ataki paniki.

Nie można się oprzeć wrażeniu, że Sowieci dostrzegli zyski płynące z wyolbrzymiania własnych lęków.

Ostentacyjny strach stał się częścią sowieckiej propagandy, by wzbudzeniem obaw przed eskalacją konfliktu powstrzymać Amerykę przed rozmieszczaniem nowych broni w Europie i doprowadzić do zatrzymania duszącego Rosję wyścigu zbrojeń.

Podobno Reagan był pod wrażeniem filmu „Nazajutrz", który przypadkiem miał premierę w listopadzie 1983 r. Sugestywny obraz skutków wywołanej przypadkiem wojny nuklearnej polska telewizja nadała już w styczniu 1984 r., choć w czasach komunizmu na amerykańskie premiery trzeba było czekać latami. Zabawne, jak często używano amerykańskich filmów jako narzędzia antyamerykańskiej propagandy. Natomiast w gazetach drukowano plany polskich miast, na których czerwonymi kręgami zaznaczono zasięg zniszczeń po trafieniu głowicą rakiety Pershing II.

Wkrótce Reagan zaczął wykonywać pojednawcze gesty wobec Sowietów, szukał kanałów bezpośredniej komunikacji z Moskwą i znacząco złagodził retorykę. Całą drugą kadencję prezydent poświęcił na szukanie porozumienia z Rosją, aż skończył podpisaniem układu o likwidacji rakiet średniego i krótkiego zasięgu. /©?

Mało kto w 1983 r. rozumiał, że sprzedawana od stycznia ciekawostka, znana jako komputer osobisty, wyznacza początek nowej epoki. Jeszcze mniej osób słyszało, że z powodu rosyjskiej interpretacji zachodnich manewrów wojskowych „Able Archer", ten sam rok mógł być ostatnim w dziejach ludzkości. Ale nawet w odtajnionych 30 lat potem dokumentach, wydanych przez różne agencje rządowe, wciąż nie ma jasności, co w tej sprawie było grą wywiadów i propagandą, a co objawem autentycznej paranoi Sowietów.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie